Szydło wygwizdana w Krakowie

Pani premier miała okazję przekonać się osobiście, jak to miło jest być wygwizdanym. Nie protestowała, kiedy zwolennicy PiS gwizdali i buczeli podczas uroczystości z udziałem prof. Bartoszewskiego czy prezydenta Komorowskiego. Milczała tak samo jak inni politycy prawicy.

PiS nie stanęło w ich obronie. Nie przeszło im przez gardła: „wstyd, przepraszamy”. A przecież nie chodziło tylko o osoby, lecz także o powstańców warszawskich czy o państwo polskie. Bo te gwizdy obrażały także poległych i Rzeczpospolitą.

Wygwizdanie premier Szydło było chamstwem. Nie godzi się tego usprawiedliwiać argumentami z wysokiej półki swobód obywatelskich. Szefowa rządu przyszła wręczyć medale sportowcom, to nie był wiec polityczny. Impreza była międzynarodowa. Jej gospodarzem była Polska, a szefowa rządu ją reprezentowała. Kibice z innych krajów, głównie ze zwycięskich Niemiec, mogli się poczuć mało komfortowo.

Tymczasem prawica już ruszyła na pomoc pani premier, zwalając winę za pożałowania godne zdarzenie właśnie na kibiców niemieckich. Ale czemu mieliby gwizdać na widok polskiej premier, mającej gratulować Niemcom zwycięstwa?

Pewno chodziło o to, by uspokoić Szydło, że na Polaków zawsze i wszędzie ona sama i obóz prawicy mogą liczyć. Polacy na Szydło gwizdać i buczeć by przecież nie mogli. To kto buczał? Niemcy. CBDO.