Konkubinat w katechezie

Czy zajście w ciążę i związek niesakramentalny dyskwalifikuje zawodowo katechetkę? Kościelna władza w Krakowie uznała, że dyskwalifikuje, i cofnęła jej uprawnienia katechetyczne. Mam inne zdanie.

To prawda, że życie prywatne katechetki nie układa się zgodnie z naukami Kościoła instytucjonalnego. Ale tylko w jednym punkcie: katechetka jest rozwódką. Katoliczek i katolików rozwiedzionych w Polsce nie brakuje. Nie badałem, czy są wśród nich osoby zajmujące się katechizacją w szkołach publicznych, ale raczej niemożliwe, by katechetka z Krakowa była jedyną osobą w tej grupie zawodowo-społecznej, której sakramentalne małżeństwo się rozpadło.

Co więcej, obawiam się, że niejeden z duchownych i świeckich delegowanych przez Kościół do szkolnej katechezy mógłby wypaść pod względem moralności swego prowadzenia się, a zwłaszcza talentów pedagogicznych, bardziej kontrowersyjnie niż owa katechetka z Krakowa.

Tak, co innego być rozwiedzionym katolikiem/katoliczką, a co innego dodatkowo być katechetą/katechetką. Mnie jednak się zdaje, że także z kościelnego punktu widzenia katechetka z Krakowa nie zasługuje na surową karę, jaką jest objęcie jej zakazem wykonywania zawodu.

Po pierwsze, jeśli jest dobrą katechetką – a słychać, że rodzice mieli o niej dobre zdanie – to przecież powinna nadal pracować, bo nie mamy zbyt wielu katechetów/katechetek cenionych i lubianych przez ogół uczniów i rodziców. Nawet jeśliby rozmowa z młodzieżą zeszła na temat życia prywatnego katechetki, to mogłaby posłużyć pedagogicznie do refleksji nad wyzwaniami stającymi dziś przed instytucją małżeństwa.

Po drugie, jeśli katechetka żyje w stałym i kochającym się związku, i na dodatek spodziewa się dziecka, to to również zasługuje raczej na pochwałę niż karę, a uważam, że jej zwolnienie z pracy w takim trybie jest pośrednio karą za to, że ułożyła sobie życie tak a nie inaczej. „Nie po Bożemu” – mówi Kościół. Ja bym powiedział: w pewnym, kościelno-instytucjonalnym sensie, owszem, nie po Bożemu, lecz czy to znaczy, że gorzej?

Sprawa krakowskiej katechetki jest dla mnie przykładem komplikacji wynikających z tego, że przywracając katechizację w szkołach publicznych, przyjęto formułę monopolu Kościoła w tej dziedzinie. Taki monopol może być w szkołach katolickich, w publicznych jest coraz większym problemem. Katecheza rzadko bywa okazją do zapoznania uczniów ze światem religii, choćby innych wyznań i Kościołów chrześcijańskich czy na przykład – ta wiedza coraz bardziej by się młodzieży przydała – islamu.

Poziom katechetów jest bardzo różny, raczej średni. Wyjęcie katechezy w szkołach publicznych spod kontroli oświatowej jest nie do utrzymania (opłacanie ich jak innych nauczycieli jest nie mniej kontrowersyjne). Nowocześnie prowadzona katecheza w szkołach publicznych mi nie przeszkadza, ale pod warunkiem, że jej formuła zostanie zreformowana.

Co do katechetki, to myślę, że w Kościele Franciszka potraktowano by ją bardziej ewangelicznie niż w kurii krakowskiej.