Jaka matura z religii?

Jestem za dodaniem religii do listy przedmiotów dodatkowych, które można zdawać na maturze. Ale to nie powinna być wiedza o katechizmie, tylko wiedza o religiach świata.

Przede wszystkim o chrześcijaństwie.
Taka matura to byłoby coś. Ignorancja religijna u nas jest według mego rozeznania taka, że woła o pomstę do nieba. Nawet na najprostsze pytania nie dostaniemy poprawnej odpowiedzi. Trójca Święta? ,,Pan Jezus, Józef i Maryja”. Co znaczy ,,amen” w pacierzu? ,,Tak jest”.

Za nieznajomość katechizmu katolickiego winę ponosi dom rodzinny, ale też katecheci. Dawniej katechezą zajmowała się parafia, w III RP wróciła do szkół. Jest wyjęta spod nadzoru władz świeckich, więc wina nadal spoczywa na Kościele.

W początku lat 90, kiedy jeszcze pracowałem w Tygodniku Powszechnym, odbyła się dyskusja nad tym powrotem katechizacji do szkół państwowych (,,publicznych”). Była zażarta i podzielona pól na pół. Zwracano uwagę, że lepsze bywa wrogiem dobrego. Czy rzeczywiście ma sens niszczenie dobrze funkcjonującego w latach PRL kościelnego systemu katechizacji parafialnej?

Sam go dobrze nie wspominałem, ale to było dawno temu. Tak czy owak, byłem wtedy za powrotem katechizacji do szkół. Także z powodów politycznych. Skoro w PRL jej w szkołach nie mogło być, to w wolnej Polsce powinna.

Dziś sądzę, że się myliłem. To nie był dobry pomysł. Politycznie raczej na dłuższą metę szkodził nowej Polsce. Stał się przykładem klerykalizacji i to za pieniądze publiczne. Kościół i tak szybko zapomniał, że zawdzięcza to rządowi Mazowieckiemu. Wkrótce Mazowiecki i jego obóz polityczny został obsadzony w Kościele i na prawicy w roli wroga publicznego numer jeden.

Ale mniejsza o to. Ważniejsze, że katecheza nie jest tym, co by się bardzo przydało naszej młodzieży. Nie daje elementarnej rzeczowej wiedzy o religiach świata. Na czele z chrześcijaństwem, ale też o judaizmie i islamie, buddyzmie i hinduizmie.

Tymczasem w świecie, w jakim żyjemy i w jakim będą żyły nasze dzieci i wnuki ta wiedza jest niezbędna, jeśli nie chcemy wegetować w kulturowych gettach w poczuciu zagrożenia i we wzajemnej nieufności. Jasne, że matura z tak rozumianej religii – jako z wprowadzenia do wiedzy o religiach – świata od konfliktów na tym tle nie uratuje, lecz to nie jest argument przeciw. Bo taka wiedza po prostu wbogaca.

Gdy pracowałem w Anglii, moje córki chodziły do szkoły publicznej razem z dziećmi z domów anglikanskich, muzułmańskich,żydowskich, hinduskich. Od nich na specjalnych zajęciach uczyły się, w co i dlaczego wierzą, jakie są ich święta i symbole. W weekendy chodziły do szkoły polskiej. W niedziele do kościoła katolickiego lub anglikańskiego. I myślę, że im to wszystko razem na dobre wyszło. Nie boją się różnorodności i inności.

Na podobnej zasadzie uważam, że nasze władze oświatowe powinny też zachęcać do zdawania matury z filozofii (jest na ministerialnej liście przedmiotów dodatkowych).

Jest taki kraj na świecie, gdzie w liceach uczą się filozofii wszyscy i można z niej robić maturę. To Francja. Tam rodzice nie wyrywają sobie włosów z głowy ani nie piszą protestów do MEN z tego powodu. Przeciwnie, panuje dość powszechne przekonanie, że dzięki zajęciom z filozofii młodzi ludzie zyskują – niezideologizowany prawicowo czy lewicowo, fideistycznie czy kontr-fideistycznie – dostęp do świata myśli i idei.

Nawet jeśli im to nie pomoże znaleźć dobrej pracy, to przynajmniej pomoże zrozumieć choć trochę samych siebie i świat. W tym roku maturalne tematy wypracowań z filozofii brzmiały m.in.: Prawda czy pokój? Czy władza może obejść się bez przemocy? Bezcenne.