DJ Fabbs zasuspendowany
Chodzi o jezuitę Fabiana Błaszkiewicza. Przełożony zakonnika zawiesił go w czynnościach kapłańskich. To kara dotkliwa. Popularny środowiskowo jezuita ma wyraźnie kłopot z stylem życia, jaki panuje w jego macierzystym (ojcierzystym?) zakonie. Nie on jeden. http://ekai.pl/diecezje/x60845/prowincjal-jezuitow-suspendowal-o-fabiana-blaszkiewicza/
Niejako równolegle toczy się sprawa dominikanina z Gdańska, Jacka Krzysztofowicza. Ojciec Jacek się zakochał. I występuje z zakonu, w którym był, bagatela!, ponad dwadzieścia lat. Zostawia zakon, zostawia setki miłośników jego kazań i stylu duszpasterskiego. To ludzkie, ale niezbyt dojrzałe, a Krzysztofowicz jest już po czterdziestce. Wystarczy posłuchać jak na wideo rozwlekle i ckliwie, w stylu tabloidu, próbuje wytłumaczyć swym ,,fanom” decyzję o zrzuceniu habitu.
Kłopot z zimnem emocjonalnym w zakonie to nic nowego. Wielu księży, nie tylko zakonnych, nie radząc sobie z samotnością, robi exit. Znamy tylko te sprawy głośne z mediów, ale jest wiele innych nienagłośnionych, bo dotyczą księży bez znanego w kraju czy lokalnie nazwiska, bez ,,fanów” lub znaczącego dorobku (jak księża Obirek, Bartoś, Polak(Węcławski).
Trudno mówić pod tym pretekstem o ,,kryzysie” w Kościele. Jest w Polsce ok. 20 tys. księży. Nawet jeśli rocznie występuje ich ok. 60, to jest drobny ułamek. Ale takie sprawy robią zawsze wrażenie. Nic dziwnego, że media się tym interesują. W końcu chodzi o zaufanie i do konkretnych ludzi, i do przekazu kościelnego. Nic tak nie podcina tego przekazu jak sprzeczność nauk głoszonych przez duchownego z jego osobistym życiem.
W tle jest oczywiście sprawa celibatu. Oczekiwanie od bardzo młodych mężczyzn, że wiedzą, co robią, odmawiając uroczyście prowadzenia własnego życia seksualnego, jest niepoważne. A kiedy młodzi mężczyźni w sutannach i habitach zaczynają mieć z tym problem, rzadko kiedy mają do kogo z tym pójść w Kościele, a nawet poza nim, choćby dlatego, że się wstydzą (oczywiście, istnieją pewne kościelne procedury i bywają miejsca, gdzie taki ksiądz nie zostaje wtedy sam). Do tego dochodzi normalna u młodych mężczyzn tęsknota za własną rodziną (może bardziej istotna niż seks) i strach przed samotną starością.
Z drugiej strony, widziały gały, co brały. Kościół rzymskokatolicki nie kryje swych zasad, ani oczekiwań wobec kapłanów. Więc im prędzej duchowny w kryzysie powołania uświadomi sobie, że nie daje rady, tym lepiej dla niego, i dla Kościoła. Trzeba grać czysto.
Komentarze
Z drugiej strony, widziały gały, co brały.
I w tym tkwi sedno sprawy. Póki co nie ma kościelnego odpowiednika WKU, a więc w habit idzie się dobrowolnie (no, oczywiście, że z powołania, któremu podporządkowuje się wolna wola…). A co potem ?
Wola boża 😉 ?
Trochę więcej o o. Fabianie
http://tygodnik.onet.pl/32,0,78828,dylemat_ksiedza_sukcesu,artykul.html
Ckliwe? Niedojrzałe? W stylu tabloidu?
Jest Pan bardzo surowy, Panie Gospodarzu.
Jak ktoś występuje z zakonu – matki, zapewniającego mu wikt, opierunek i dach nad głową, i bierze odpowiedzialność za swoje życie i za rodzinę, którą zapewne założy, to moim zdaniem pokazuje właśnie DOJRZAŁOŚĆ. Przypuszczam, że jest spora grupa księży i zakonników, którzy w stanie duchownym widzą swą ucieczkę przed odpowiedzialnością i przed życiem w ogóle. Pewnie jest też jakaś grupa, która odeszłaby „do cywila”, ale się boi. Jeśli więc ktoś odchodzi, lepiej go nie obrzucać takimi określeniami. Oni właśnie dojrzeli do prawdziwego życia. I do odpowiedzialności.
Przypuszczam, że jest spora grupa księży i zakonników, którzy w stanie duchownym widzą swą ucieczkę przed odpowiedzialnością i przed życiem w ogóle.
Eeee… to trochę za surowe i zbyt generalizujące. A co z tymi, którzy idą do zakonów misyjnych i potem harują jak woły w zapomnianych przez Pana Boga zakątkach świata, wśród zapomnianej przez Pana Boga ludności ? Moim zdaniem wypada rozróżniać między zakonami kontemplacyjnymi czy jak to się oficjalnie nazywa i zakonami działającymi w czasie rzeczywistym w żywej tkance społecznej, biorąc na siebie dość sporą często odpowiedzialność za innych, do których nikt inny się nie poczuwa.
„Ojciec Jacek się zakochał. I występuje z zakonu, w którym był, bagatela!, ponad dwadzieścia lat. Zostawia zakon, zostawia setki miłośników jego kazań i stylu duszpasterskiego. To ludzkie, ale niezbyt dojrzałe”
A mnie z tej wypowiedzi przebija kulturowa, nieuświadomiona mizogynia. Gdyby po 20 latach wystąpienie z zakonu nakazały mu takie „poważne” sprawy, jak przemyślenia filozoficzne, konflikt polityczny, utrata wiary – to odejście takie byłoby nie tylko dojrzałe, ale też chwalebne i bohaterskie, po licznych duchowych i intelektualnych zmaganiach. Ale jeśli przyczyną jest taka niepoważna rzecz, jak kobieta, to odejście jest niedojrzałe. 😛
Pisałam już o tym przy okazji sprawy ks. Węcławskiego. Tam najpierw wszyscy kreowali go na tytana ducha, który poprzez swoje odejście zachował się bohatersko i szlachetnie. Ale gdy okazało się, że ożenił się ze swą asystentką, to wszyscy stwierdzili: Ech, a jednak chodziło TYLKO o kobietę.
http://jedyniesluszne.blox.pl/2008/05/A-jednak-to-tylko-kobieta.html
@anuszka
Boże jedyny, ,,nieuświadomiona kulturowa mizygonia”? Proszę obejrzeć wideo. Uważam, że niepoważne nie jest odejście z powodu miłości, tylko dlatego, że się zawiodło zaufanie tylu ludzi. I potem tłumaczy się to tak infantylnie, kiczowato, w jakiejś dewocyjnej nowomowie.
Panie Redaktorze, rzadko się z Panem nie zgadzam. Jednak tym razem nie zgadzam się fundamentalnie! Uważnie wysłuchałem pożegnalnego wystąpienia byłego już dominikanina Jacka Krzysztofowicza. Odebrałem je jako wyraz mądrości i dojrzałości tego człowieka. Jakiś portal internetowy przeprowadził sondaż na ten temat. Ponad 60% respondentów oceniło decyzję J. Krzysztofowicza jako przejaw CZŁOWIECZEŃSTWA (podk. moje), bo cechą immanentną człowieczeństwa jest ciągłe dokonywanie wyborów.
Panie Redaktorze, większość przyszłych kapłanów swoją życiową decyzję podejmuje w wieku 19 lat. Nie oczekujmy od młodzieńców w tym wieku dojrzałości, ona przychodzi znacznie później, najczęściej już po ukończeniu seminarium. Okres seminaryjny jest raczej inkubatorem przeznaczonym na pranie mózgów niż na kształtowanie formacji człowieka odpowiedzialnego za siebie i powierzonych mu wiernych. Zna Pan na pewno lepiej ode mnie okoliczności odejścia z kapłaństwa księdza Kuca ( niestety nie pamiętam jego imienia) z Krakowa. Z ówczesnej prasy zapamiętałem, że powiedział on wówczas o potrzebie wyboru jednej z trzech dróg: 1. zerwać z kobietą i swoim dzieckiem, i kontynuować uczciwe życie kapłańskie;, 2. prowadzić życie podwójne – oficjalnie kapłana i po cichu kochanka i ojca; 3. odejść z kapłaństwa i założyć rodzinę. Wybrał drogę ostatnią i moim zdaniem było to b. uczciwe. Podobnie postąpił J. Krzysztofowicz.
Wczoraj w programie T. Sekielskiego „Po prostu” w TVP I mieliśmy okazję zobaczyć księdza, który z kapłaństwa powinien odejść natychmiast. Niestety nie czyni tego. Staję więc po stronie J. Krzysztofowicza, któro zachował się mądrze, uczciwie i odważnie. Pozdrawiam
Szanowny redaktorze Polityki
Ktos na blogu pisal o Jezusie schizofreniku. Byc moze tam trzeba szukac odpowiedzi na drazace Pana pytania.
Slawomirski
„W poniedziałek zaś, o świcie
przyszło się mocować z życiem…”
Ksiądz – cywil jest już po czterdziestce. Jakie ma możliwości zarobienia pieniędzy, wystarczających na utrzymanie żony, a niewykluczone, że i dziecka?
Nie ma pojęcia o uciążliwościach życia na własną odpowiedzialność. Nie sprzątał, nie wynosił śmieci, nie robił zakupów w sklepiku – chyba że gazety.
Z pewnością nie zdaje sobie sprawy, ile trzeba wydać na godziwe życie, na jedzenie, ubranie, różności do domu. Miał to w pakiecie i miał czas na rozpamiętywanie swojej pustki i obrazu szczęścia, jakie go czeka w rodzinie.
Chciałabym przeczytać, co będzie miał do powiedzenia za jakieś pięć lat.
Będzie wtedy prawie pięćdziesięciolatkiem…
Współczuję nie jemu, ale jego żonie.
Jakobsky
Nie generalizuję. Napisałam, że jest przypuszczalnie spora grupa. Nie wiem, jaka to jest grupa, wyrażam moje przypuszczenie, które po ludzku wydaje mi się być uprawnione, ale oczywiście żadnymi badaniami nie dysponuję. Podobnie jest spora grupa ludzi, którzy nie cierpią swojej roboty, ale z niej nie odchodzą, bo mogą innej nie znaleźć. Pazdrawiam.
A mnie się wydaje, że monolit i „sieroznyj” wizerunek Kk w Polsce się po prostu sypie. Jest to immanentny i zwyczajny proces laicyzacji czy upodmiotowienia „ludu bożego” (jak napisano onegdaj w „Gaudium et spes” a co hierarchia Kk w Polsce do tej pory traktowała jedynie jako „frazę retoryczną”). Duchowieństwo polskie doświadcza tych samych „fruktów” wolności, pluralizmu, krytycznego myślenia i wszystkiego co z tym jest związane, czyli zachwiania aksjomatów dotychczas niepodważalnych w tamtym środowisku: celibat, partnerstwo w braterstwie duchowym, paternalizm „purpuratów”, nadmierna hierarchiczność, rachityczność tzw. „ludu bożego” (np. w strukturach decyzyjnych parafii) etc *. Dlatego mnożą się tak spektakularne „wyjścia” jak w opisanym przez Autora Blogu przypadkach. Zakonnik będący jakimś lokalnym autorytetem „zawiódł” (ponoć ?) zdaniem Autora zaufanie ludzi …. A co jest w tym przypadku ważniejsze – owo zaufanie (moim zdaniem – mityczne, nie pewne, enigmatyczne, bo zbiorowe afekty są ulotne i nie-do-określone) czy zgodność ze swoimi aktualnymi poglądami, zgodność ze swoim sumieniem i opisem świata ? Czym się jest przede wszystkim – księdzem czy człowiekiem ? Nadal w owych dylematach widać jak niewielu w Polsce zdaje sobie sprawę z postępującej indywidualizacji i subiektywizacji życia. Procesów tak zaawansowanych na Zachodzie …. I wszystkiego co z tymi procesami się wiąże.
Kilka dekad temu J.Turowicz napisał tekst w ZNAK-u pt. „Kościół nie jest łodzią podwodną”. W Polsce wielu ludziom wydaje się, że jednak jest. To jest idealizm i wiara w coś absolutnie trwałego i nieprzemakalnego, w totalny i monolityczny autorytet.
Po-nowoczesna rzeczywistość takich przypadków nie przewiduje.
Moim zdaniem takie spektakularne coming-outy jak opisał Autor będą się nasilały – „znaki czasów”.
Pozdrawiam
Wodnik 53
* – to ten sam (źródłowo) proces jaki strawił Partię po okresie odwilży październikowej – nazywało się to „rewizjonizmem”: rozpad doktryny i wiary w jej skuteczność, prawdziwość, świetlistość i postęp itd.
@Ryba25
Ja nie staję ani za, ani przeciw ks. JK. Podtrzymuję swoją negatywną ocenę jego wideo, ale nie odmawiam mu oczywiście prawa do tego, co zrobił, choć powtarzam, że cenę za to zapłacili ci, którzy mu zaufali jako duszpasterzowi. I to mi się nie podoba. Ale w istocie problem jest nie personalny, tylko strukturalny: celibat, formacja kleryków, życie w parafii i klasztorze. Wciąganie bardzo młodych mężczyzn w te tryby tylko dlatego, że 1000 lat temu z powodów majątkowych nakazano całemu klerowi (a nie tylko mnichom) zachowanie tak zwanej ,,czystości” jest w moim przekonaniu nie do obrony, jest zachętą do socjo- i charakteropatii.
@Anca-Nela
Myślę podobnie.
Ciekawe czy nie można by inaczej to opisać…..
Pracownik się wypalił, przewartościował swoją hierarchię ważności, utracił wiarę, zaczął odczuwać potrzeby, hormony się spotkały i ziemia zatrzęsła w posadach…….
O miłości ładnie mówił…..
A taka nie każdemu jest dana.
Był przynajmniej szczery wobec siebie i swych przyjaciół- wiernych.
A co do finansów, może chyba liczyć na kolegów?
Jeżeli nie, to jak wielu Polaków zawsze może wyjechać……
Wszak bozia rączki dała. I głowę…..
ANCA_NELA
16 stycznia o godz. 19:09
Czyli powinien zostać w zakonie, wbrew sobie i swojemu sumieniu, bo nie wie jak się zakupy robi w sklepiku? Bo jest naiwny i życia nie zna?
(Bo co tam uczucie i uczciwość wobec kobiety, czy samego siebie)
Czyli lepiej, gdyby był oportunistą i korzystał z dóbr, które ma w klasztornym pakiecie.
Powinien być cwaniakiem, który jak wielu innych kłamie i odpuszcza sobie na starcie.
Wtedy zasługiwałby na szacunek, tak?
@anuszka, @gospodarz – wydaje mi się, że głównym powodem odejścia Tomasza Polaka, dawniej ks. Tomasza Węcławskiego, z Kościoła była utrata wiary. A przynajmniej utrata wiary w to, co głosi Kościół. (Gdzieś już o tym dyskutowaliśmy, choć nie pod linkowanym wpisem na blogu.) O ile sobie przypominam, głównie chodziło o bóstwo Jezusa – ale nie chce mi się teraz szukać tamtych dyskusji. Węcławski już kilka miesięcy przed wystąpieniem ze stanu kapłańskiego przestał odprawiać msze, a po wystąpieniu dokonał formalnego aktu apostazji, co, jak mi się wydaje, było gestem wyjątkowym wśród ex-księży. Ożenek był z tego punktu widzenia kwestią wtórną – nie chcę powiedzieć, że dla Węcławskiego to było zdarzenie nieważne, przeciwnie, było bardzo ważne, ale nie wydaje mi się, że to relacja męsko-damska zdecydowała o kroku Węcławskiego. Raczej, wyzwoliwszy się z ograniczeń narzucanych przez kapłaństwo, z którego z innych powodów zrezygnował, mógł oddać się uczuciu.
Oczywiście tłumaczenie, że tak wybitny kapłan poszedł za spódnicą, a nie że „po prostu” przestał wierzyć, jest dla wielu osób łatwiejsze do przyjęcia.
No i co, też jestem kryptomizoginem? 🙂
Wodnik 53
16 stycznia o godz. 21:01
” A co jest w tym przypadku ważniejsze ? owo zaufanie (moim zdaniem ? mityczne, nie pewne, enigmatyczne, bo zbiorowe afekty są ulotne i nie-do-określone) czy zgodność ze swoimi aktualnymi poglądami, zgodność ze swoim sumieniem i opisem świata ?” – podkreślenie moje…
;
Czy można przyjąć, że w zderzeniu z rzeczywistością życia jako wolny obywatel, mąż i ojciec ten szczery człowiek nie zaktualizuje swoich poglądów?
I to prędzej, niż można by przypuszczać?
Odchodzi z szumem… być może wróci cichaczem. Nie ufam takim pięknym umysłom.
Coś on jest zanadto zapatrzony w swoje własne wnętrze i chyba przejął się rolą.
Obym się myliła.
ANCA_NELA
16 stycznia o godz. 19:09
Szanowna Pani ANCA_NELA
Wydaje mi sie ze nalezy wspolczuc bylemu ksiedzu, jego zonie i ich dzieciom. Instynkt zachowania gatunku po raz kolejny wygral z religia. Najbardziej mi zal jednak dzieci ktore beda zmuszane przez bylego ksiedza i jego zone do wiary w boga. Jest to intelektualny gwalt na dziecku ktory w przyszlosci moim zdaniem bedzie tak samo potepiany jak obecnie jest potepiany antysemityzm. Zycze bylemu ksiedzu i jego zonie wielu zainspirowanych biologia intymnych uniesien.
Slawomirski
wiesiek59
16 stycznia o godz. 22:30
„Wszak bozia rączki dała. I głowę?..”
wiec wiesiek59 pisze
Slawomirski
Adam Szostkiewicz
16 stycznia o godz. 21:57
Ksiadz oszukal wiernych tak samo jak kapitan z Concordia.
Slawomirski
Czekam z utesknieniem na kogos z zakonu Tuska kto zrobi publiczny „come out” w stylu:
„Drodzy Rodacy ja juz tak dluzej nie moge… – caly czas oszukiwalismy was i oszukujemy .
Liczy sie tylko krecenie lodow !”.
Dominikanin superstar celebryta – nie mogl po prostu odejsc?
Zastanawia mnie czym zasluzyl na rozglos w mediach – czy ma byc wzorem do nasladowania czy powodem do radosci?
Misjonarz ktorego znam jest juz teraz na emeryturze.
Misjonarz ktory wybral w latach 70 tych Ameryke Polnocna,
w spotkaniach prywatnych zawsze byla widoczna depresja spowodowana faktem, ze wybral stanowisko/miejsce a nie milosc (presja: stanowisko/Kosciol, rodzina ksiedza, znajomi.. )
Dwadziescia lat temu nie umialam na to zareagowac.
Jest mi go bardzo zal, cierpial cale swoje zycie…
@ANCA_NELA z dn. 16.01.2013 h: 23.38.
Piszesz Blogowiczko (?); „czy można przyjąć, że w zderzeniu z rzeczywistością życia jako wolny obywatel, mąż i ojciec ten szczery człowiek nie zaktualizuje swoich poglądów ? I to prędzej, niż można by przypuszczać ?”.
Odpowiadam – w tej akurat chwili nie ma to znaczenia. Jakiegokolwiek. Musimy zakładać, że jednostka (w takim wieku i z takim doświadczeniem) podejmuje swe decyzje racjonalnie i zgodnie „ze sobą samym”. A co będzie później – zobaczymy. Na takiej samej zasadzie moglibyśmy zadać pytanie te – ale w formie au rebours – 25 lat temu, wówczas nowicjuszowi dominikańskiemu, o jego „przyszłości” zakonnej, o emocjach związanych ze stanem „bezżennym”, o autorytaryzmie Kościoła hierarchicznego i innych aspektach stanu duchownego. I co z tego wynika ?
Myślę, a czytając wpisy pod felietonem Autora, ba – coraz bardziej jestem przekonany, że w Polsce powszechne jest mniemanie, iż Kościół „jest łodzią podwodną” (wbrew temu co pisał kilka dekad temu J.Turowicz). I że moje spostrzeżenia z poprzedniego wpisu w tym przedmiocie są jednak więcej niż celne.
Pozdrawiam z Wrocławia
Wodnik 53
Dominikanin wroci skruszony…
jezeli zamiana z celebranta na celebryte nie otworzy mu kariery w postepowych mediach lub nie ma w rodzinie lub wsrod znajomych „waznych osobistosci”, ktore moga zalatwic mu prace.
Zamiast pielenia ogrodka, pogaduszek z bracmi, winka mszalnego, SWIETEGO spokoju, kadzenia raz w tygodniu, wpatrzonych z miloscia oczy setek rozmodlonych pan
czeka go uzeranie, zgrzytanie zebami i wrzody zoladka.
Wrzask dzieciarow, zapach sikow, zrzedzenie rozczarowanej malzonki.
Wroci i Pan Bog sie ucieszy nawet bardziej niz gdyby wczesniej nie odchodzil – jak mowi ewangelia Swietego Lukasza:
” w niebie większa jest radość z jednego nawróconego grzesznika, niż z 99 niepotrzebujących takiego nawrócenia…”
Alimenta zaplaci kosciol z naszych pieniedzy.
Wydaje mi się, że Kościół bardziej się obawia tych nagłośnionych przypadków występowania z jego szeregów (mówię o księżach, zakonnikach), niż na przykład tego, że wielu duchownych prowadzi podwójne życie (niezgodne z zasadami celibatu). Dopóki sprawy nie są nagłaśniane, to problemu nie ma. Jak coś w lokalnej społeczności zacznie huczeć i buczeć, to się delikwenta przenosi do innej parafii. W lokalnej prasie nikt tego nie napisze, bo zostanie zlinczowany lub przynajmniej wykluczony. A jak zrobi się afera na media krajowe, to zawsze można się bronić argumentami w stylu „to jest zaplanowany atak na Kościół” itd…. i tak w kółko. Mam wrażenie, że nic się nie zmienia. Już z pamiętników i poematów z czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej wyjawia nam się podobny obraz kleru.
Bardzo ciekawy temat do dyskusji zaproponował Gospodarz.
Może najpierw o pożegnalnym video, które ocenia Gospodarz jako:
…rozwlekle i ckliwie, w stylu tabloidu, próbuje wytłumaczyć swym ,,fanom? decyzję o zrzuceniu habitu.
Jeżeli chodzi o moje odczucia, to powinno się skończyć po 5 minutach. To według mnie wystarcza jako „pożegnanie”. Ale to nie moje „pożegnanie”. Potem zaczyna się „kazanie”. I zaczyna się fatalnie, bo od powielania stereotypów na temat ról macierzyńskich i ojcowskich. Zgadzam się zatem z oceną, że „rozwlekłe”. Czy „ckliwe”, w „stylu tabloidowym”? Trudno oceniać bez odniesienia się do generalnego klimatu kazań kościelnych – takie one w większości bywają, niestety. I do klimatu jego własnych kazań na przestrzeni lat. A tych nie znam. W niektórych miejscach wypowiedzi o.JK brzmiały dardzo dojrzale i mądrze. Na przykład ta o „Bogu dorosłości”, którego „nie trzeba zaspakajać”. Zbyt często kościół dorabia PB gębę złośliwego, nieobliczlnego „mzimu”. Ta wypowiedź o.JK, zwłaszcza na tle przeora z Jarosławia, zbierajacego na nowe korony, dla zasmuconego „mzimu”, jest warta odnotowania.
Co do „fanów”, to za chwilę.
Sama forma pożegnania nie zajmuje mnie tak bardzo, jak zarzuty redaktora Szostkiewicza:
…Zostawia zakon, zostawia setki miłośników jego kazań i stylu duszpasterskiego. To ludzkie, ale niezbyt dojrzałe, a Krzysztofowicz jest już po czterdziestce.
Rozwój człowieka dokonuje się na drodze od kryzysu, do kryzysu. Chodzi o kryzysy rozwojowe. A są one niczym innym, jak wyczerpaniem się dotychczasowej formuły satysfakcjonującego funkcjonowania. O dojrzałości lub jej braku świadczy sposób rozwiązania kolejnego kryzysu rozwojowego. Jeżeli, w wyniku przeżycia kryzysu „połowy życia”, o.JK doszedł do przekonania, że robi nie to, co powinien, to jedyną dojrzałą decyzją była zmiana trybu/formy życia. Tkwienie w niej świadczyłoby o braku dojrzałości. Nie podjeciu wyzwań zwiazanych z kolejnym etapem życia. Nie da się stracić wiary w świętego Mikołaja i wierzyć w świętego Mikołaja. Udawanie, że to jest możliwe, jest schizofrenicznym oszustwem. Wcześniej lub później prowadzącym do poważniejszych zaburzeń. Vide: lądowanie po pijaku na latarni, rozkoszowanie się muzyką gdy rodzi się i umiera własne dziecko, etc..
A życie jest pełne rozstań. Z tym ostatecznym włącznie. I dorośli ludzie powinni nauczyć się z tym żyć.
I jeszcze poważniejszy zarzut Gospodarza:
Adam Szostkiewicz
16 stycznia o godz. 21:57
@Ryba25
…Ja nie staję ani za, ani przeciw ks. JK. .. nie odmawiam mu oczywiście prawa do tego, co zrobił, choć powtarzam, że cenę za to zapłacili ci, którzy mu zaufali jako duszpasterzowi. I to mi się nie podoba
Po pierwsze, o czym Gospodarz doskonale wie, „nie istnieją darmowe obiady”. Za wszystko się w życiu płaci. Pytanie o formę „zapłaty” i o samego „płatnika”. Jeżeli zapłacili „fani”, to najprawdopodobniej, po przeżyciu „żałoby” znajdą sobie innego „idola”. Ale czy relacja „idol – fan” jest tą, o którą chodzi w rozwoju duchowości?
Jeżeli płacić mają ci, „którzy mu zaufali jako duszpastrzeowi”, to widzę tu dwie, co najmniej, grupy „płatników”. Takich, którzy przywiązali się nazbyt do metafory bycia owieczkami. Ci pobiegną szukać lepszego pasterza. Ale też mogą się zastanowić czy nadal chcą być „wypasanymi owieczkami”. I takich którzy są zdolni brać odpowiedzialność za swoje życie. Dla nich decyzja o.JK może być niezwykle cenną lekcją życia, z której potrafia, odważą się skorzystać.
Myślę, że dużo gorszą cenę przyszło by płacić za fałszywego, zakłamanego „pasterza”.
PS> Ciekawa wypowiedź:
http://www.fronda.pl/blogi/fronda-po-protestancku/o-odejsciu-z-zakonu-o-jacka-krzysztofowicza,31990.html
Choć utożsamianie słów apostoła Pawła ze Słowem Bożym, stanowi chyba nadużycie na gruncie protestantyzmu.
Być może będzie tak, jak pisze Anca_Nela. Oby nie. Zwyczajnie i po ludzku, życzę człowiekowi powodzenia.
Ale przychylam się, w tej kwestii do tego co pisze Wodnik 53
17 stycznia o godz. 7:22
Czy suspendowanie jezuity Fabiana Błaszkiewicza przyniosło już błogosławione owoce ? 😉
Dylematem moralnym z życia zakonników wartym roztrząsania nie jest dla mnie exit. Jeśli już, to input. Wrócić do rozumu to: emocjonalnie szok – intelektualnie banał? Kogo rusza, że po 20 latach grzeszenia przeciw naturze ktoś się nawraca? O.K. nareszcie, wellcome, ale gdzie miałeś te gały, gdy brały?
Mam w rodzinie (licząc z pociotkami) dwoje spośród czworga (zakonnych!) kuzynów, którzy się wyexitowali na etapie dość wczesnym, zanim mogliby wywołać skandal. Choć we wsi grzmiało. I oni są dla mnie większymi tuzami intelektu(mor)alnymi, niż ci uznani kaznodzieje, przez dziesięciolecia niedojrzali do przejrzenia na oczy. Stolka szczastia ? skolka muki. Czyli: jeśli 20 lat było ci dobrze na ambonie ? to pomilcz teraz tyleż czasu, leżąc krzyżem (umownie, oczywiście!) pod amboną? A nie leć do mediów z jakimiś video.
A jeszcze urzeka mnie (językowo!) owo ?zasuspendowanie?? Doprawdy KK potrafi tak ubogacić nasz pogański język, że skrzydła rosną na ugorze.
A moze trzeba sie lekac Owsiaka,,,
CYTUJE:
„Caritas vs. Owsiak : 15:1 Drukuj Email
Wpisał: Mirosław Dakowski
13.01.2013.
Caritas vs. Owsiak : 15:1
Komentarz przesłany przez czytelnika
2013-01-11 Owsiak
Czy działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jest faktycznie w całości działaniem służącym dobrej sprawie? Przytaczamy krótkie zestawienie danych finansowych Caritasu i akcji prowadzonej przez Jerzego Owsiaka.
Kilka liczb, które pomogą uzmysłowić niektórym na czym polega Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
Dane na podstawie oficjalnego sprawozdania WOŚP za 2009 rok:
Zbiórka – 54.506.270,77 zł, z czego na pomoc opisaną w statucie fundacji przeznaczono 28.993.580,43 zł.
Na działalność dobroczynną przeznaczono więc niecałe 54 proc. a gdzie jest reszta? Fundacja wykazuje dochód w wysokości 14.100.823,66 zł i oczywiście znaczna część środków została przekazana na zorganizowanie przystanku demoralizacji – ?Przystanku Woodstock?. Wszystko dostępne jest na oficjalnej stronie http://s.wosp.org.pl/Files/Bilans_Fundacji_2009.pdf WOŚP i można porównać.
Warto dla porównania przyjrzeć się sprawozdaniu Caritas z 2009 roku:
Ogółem Caritas Polska zebrało 441.581.695,94 zł. Na pomoc potrzebującym przeznaczył zaś 435.799.984,43 zł, czyli prawie 99 proc. wpływów.
Podsumowując Caritas miało 8 razy większe wpływy, oraz 15 razy większe wydatki na pomoc niż WOŚP.
Tego chyba nie trzeba tłumaczyć i komentować, a każdy o zdrowych zmysłach sam potrafi wybrać kogo należy wspierać!…”
@pfg
Zupełnie nie zrozumiałeś tego, co napisałam. Nie opisuję tego, dlaczego naprawdę Węcławski odszedł, tylko jak to było interpretowane przez media i publiczność: Niezależnie od tego, jak było naprawdę, jeśli ludziom zdawało się, że chodziło o pobudki duchowe, filozoficzne, to decyzję Węcławskiego oceniali dobrze; jeśli jednak zdawało im się, że chodziło o kobietę, to decyzję oceniali źle. Jeśli ich oceny nie miały związku ze stanem faktycznym, to tylko podkreśla moją tezę, że ludzie z góry zakładają, iż odejście z powodu kobiety jest rzeczą niską.
@red. Szostkiewicz:
A cóż to za argument, że „zawiódł wiernych”? Żenił się z nimi? Ten zawód raczej świadczy o intelektualnej i duchowej niesamodzielności tych wiernych. Co tak ich naprawdę zawiodło? Czyżby autorytet tego księdza był jedynym gwarantem dla nich, że ich wiara jest słuszna? Czyżby po zawaleniu się tego autorytetu ich dawne wartości straciły wartość? Czyżby poczuli się frajerami, że niepotrzebnie tak się starali?
Matylda 11.02
Świetny wpis, wyrażasz moje myśli (których mi się nie chciało albo nie potrafiłam sformułować). Dzięki.
@Slowikozofia.pl
Z jednej strony na pewno tak — w ‚mojej’ parafii odeszło dwóch zakonników. I władze zakonne miały do nich pretensje, nie o odejście samo, ale o to, że nie wyprowadzili się na drugi koniec Polski tylko zamieszkali w pobliżu „budząc zgorszenie” (dosł.).
Inna rzecz, czy aby głośnym duchownym nie jest łatwiej wystąpić z szeregów duchowieństwa? Chodzi mi tu zwłaszcza o znalezienie pracy i wsparcia poza Kościołem, ale też o pewien rodzaj odwagi, który pozwalał im wcześniej być wyróżniającymi się duchownymi.
@anuszka
Otóż ,,żenił się” i dlatego jest problem. Natomiast osobnym tematem są ci wierni, którzy tak potrzebują ,,pasterzy”. Ale teraz tematem jest niedojrzałość księży takich jak JK i powody tej niedojrzałości.
anuszka
17 stycznia o godz. 11:56
Świetne ujęcie problemu!!!
Ps./////
Pomocną dłoń może wyciągnąć Kotliński?
Opowieści z życia mnicha mogą się sprzedawać równie dobrze jak
„Byłem księdzem”……
Niedojrzałość księży ….. pisze Autor Blogu. Jest to teza postrzegająca osoby duchowne jako „pancerne”, jako raz i skończenie ukształtowane, jako „skałę i opokę”. To jest idealizm i właśnie traktowanie Kościoła jako „łodzi podwodnej”. Ewolucja jest immanentną częścią tego co zwiemy człowieczeństwem, tego co zwiemy przyrodą, tego co zwiemy życiem. Myślę, iż w stwierdzeniu Pana Redaktora (które przytoczyłem) jest właśnie pokusa posiadania, a nawet – potrzeba, absolutnego niezmiennego i „skalnego” w każdej sytuacji Autorytetu. I takim ma być właśnie osoba duchowna.
A jak napisałem wcześniej – czym się jest „bardziej”: człowiekiem czy księdzem ?
Wodnik 53
@Adam Szostkiewicz
„Otóż ,,żenił się? i dlatego jest problem.”
Nie no, proszę wybaczyć, ale jeśli ktoś przywiązuje się do duszpasterza jak do małżonka, to raczej z nim jest coś nie w porządku.
„Natomiast osobnym tematem są ci wierni, którzy tak potrzebują ,,pasterzy?.”
Jak widzę, to nie jest osobny temat – jeśli Pan uważa, że duszpasterz „żeni się” z wiernymi. Bo gdyby nie aż tak potrzebowali pasterza, to nie byłoby w ogóle porównania do małżeństwa.
Jeśli w Pana wizji relacja wiernych z duchownym jest jak męża z żoną, to zakłada właśnie bardzo, bardzo ścisły związek. W małżeństwie dwoje ludzi ustala, że wspólnie przestrzegają pewnych WSPÓLNIE USTALONYCH reguł. I jeśli potem okazuje się, że jedno ma te reguły za nic, to wtedy drugie ma prawo czuć, że reguły były psu na budę, i po co było się męczyć. W takiej sytuacji poczucie zawodu jest zupełnie uprawnione. Ale w relacji duchowny – wierny niczego takiego nie ma. Nie ma wzajemności. Nie ma wspólnego ustalania reguł. Ksiądz jest tylko rodzajem przekaźnika, objaśniacza wartości płynących skądinąd. Mąż wierzy żonie, ale wierni wierzą Bogu, a nie księdzu. Ksiądz ma funkcję tylko pomocniczą. Porównanie do małżeństwa jest kompletnie nie na miejscu.
bib,
może czasowo wystarczy „suspendować”, a jak już „zasuspendować” to na amen 😎
Kompostować, skompostować, zakompostować
Konsumować, skonsumować, zakonsumować (się na amen?) 😉
Zakałapućkać się można 🙄
Matylda
Twój głos w dyskusji jest CAŁKOWICIE zbieżny z moim. Nie napisałabym jednak tego wszystkiego lepiej niż TY.
Dodam tylko, ze zarzuty red. Szostkiewicza wobec ojca Jacka K. są logicznie niespójne. Z jednej strony niby empatia i dowoływanie się do okoliczności łagodzących (celibat i jego reperkusje), z drugiej pretensja o pozostawienie samym sobie (?) owieczek jako przejaw niedojrzałości dominikanina i braku odpowiedzialności.
Czyli gdyby J.K. wytrwał na posterunku i świadomie okłamywał wiernych, tak jak czynią to tysiące kapłanów, którzy utracili powołanie lub nigdy go nie mieli, wilk byłby syty i owca cała.
Ergo redaktor pochwala hipokryzję i pośrednio jeślli nie popiera skostniałych struktur Kościoła, to w każdym razie jakoś tam uznaje status quo.
Może pożegnalne wyznania dominikanina brzmiały miejscami „kiczowato” (z estetycznymi doznaniami trudno polemizować), ale dlaczego „infantylnie”, „dewocyjne”?
Do mnie trafiły jego słowa, które odbieram właśnie jako świadectwo dojrzałości, a nie ulegania oficjalnej doktrynie Kościoła będącej ludzkim, czyli nie boskim dziełem, gdy mówił;
„Wierzę w Boga, który stoi po stronie życia i miłości. Zwyczajnego życia i zwyczajnej miłości. Bóg, w którego wierzyłem i wierzę, jest Bogiem, który stoi po stronie ludzi, takimi, jakimi są, a nie po stronie abstrakcyjnych zasad, ciężarów, które ktoś (Watykan – przyp. mój) każe nam dźwigać, a które są ponad nasze siły”.
Popieram też jak najbardziej zasadne komentarze – zarzuty Marit i anuszki pod adresem Gospodarza.
@Matylda
Prawie w pełni identyfikuję się z mądrymi rozważaniami o decyzji Jacka Krzysztofowicza. W przeciwieństwie do red. Szostkiewicza odbieram ją jako wyraz dojrzałości a nie odwrotnie. Niedojrzały jest ksiądz Mariusz (ten od dziecka, które zmarło podczas porodu w jego obecności na jednej z poznańskich plebanii w lutym 2011 r., a ks. Mariusz był ojcem tego dziecka), o którym mowa była we wspomnianym przeze mnie programie T. Sekielskiego. I oto paradoks: tym razem zgadzam się w pełni z red. Terlikowskim ( w moim przypadku to rzadkość), który jednoznacznie negatywnie ocenił księdza Mariusza, a nie zgadzam się z red. Szostkiewiczem, którego uwielbiam czytać i słuchać.
Dla mnie przejawem kapłańskiej dojrzałości nie jest życie w celibacie, które jest sprzeczne z ludzką naturą, a decyzja podjęta przez młodego kandydata na kapłana – moim zdaniem – rzadko jest decyzją dojrzałą.
Mój szacunek dla Jacka Krzysztofowicza wynika i stąd, że miał odwagę – lepiej czy gorzej – swoim dotychczasowym „fanom” wytłumaczyć swój krok.
Czyżby panu Redaktorowi marzyło się semper fidelis?
A apostazję, zmianę poglądów, wyznania, koncepcji, należałoby karać?
To tak nie działa…..
Znacznie prościej i naturalniej rozwiązali ten problem prawosławni i protestanci. Muzułmanie nie mają go chyba w ogóle.
@Jacobsky
16 stycznia o godz. 17:34
@ Marit
16 stycznia o godz. 17:03
Marit, masz dużo racji. Jest duża, bardzo duża grupa członków kleru, mająca duże problemy ze swoją dojrzałością wewnętrzną. To około 80% wszystkich.
Aby dobrze zrozumieć dlaczego tak się dzieje, warto uważnie przeczytać księgę (obszerna, ale i znakomita oraz drastycznie wiarygodna) E. Drewermanna „Kler-psychogram ideału”.
Problemy o. Krzysztofowicza, Obirka, Węcławskiego, Musiała, Bartosia są tam znakomicie pokazane.
mag
17 stycznia o godz. 13:48
mag wierzy
?Wierzę w Boga, który stoi po stronie życia i miłości. Zwyczajnego życia i zwyczajnej miłości. Bóg, w którego wierzyłem i wierzę, jest Bogiem, który stoi po stronie ludzi, takimi, jakimi są, a nie po stronie abstrakcyjnych zasad, ciężarów, które ktoś (Watykan ? przyp. mój) każe nam dźwigać, a które są ponad nasze siły?.
kon by sie usmial
Slawomirski
Po pierwsze Kościół to ludzie wierzący w Boga a nie kler jako taki. Ponieważ mam w rodzinie i wśród kolegów księży z którymi dość często się spotykałem na gruncie towarzyskim usłyszałem więcej niż wierni w budynku kościelnym. Seminarium kończą jako młodzi ludzie i zostają „rzuceni na głęboką wodę”. Od ich pierwszych proboszczów najwięcej zależy, bo od nich uczą się „życia” i często posłuszeństwo to główny argument przełożonych. Do tego po latach dochodzą problemy z „awansem”, a także czysto materialne czyli dostarczanie mówiąc wprost kasy dla biskupa, a dalej dla Watykanu. Gdzie tu miejsce na wiarę, naśladowanie Chrystusa, pomoc wiernym a nie ich tresowanie? Często zastanawiają się nad sensem życia duchownego, nad tym jaki powinien być ksiądz a jaki jest, bo tego oczekują „przełożeni”. Celibat to bezżeństwo, ale posiadanie dzieci jest czymś tolerowanym, jest fundusz alimentacyjny. Czyli hipokryzja tak, ale postawienie sprawy jasno i wyjście to już nie?
Niektórzy moi koledzy pytani czemu trwają skoro nie widzą tego sensu życia jaki mieli wstępując do seminarium odpowiadają różnie. Niektórzy tak -nic innego nie umiem i teraz mając ok50 lat nie będę ryzykował zmian, a inni mają przekonanie że to ich powołanie i muszą to znosić. Tacy księża też są ale mniej głośni, dlatego przebija się do mediów „Flaszka” były kadrowy WP, nieodpowiedzialny Natanek itp.
Anuszka napisała prawdę i popieram jej słowa, autor ma tezę i do niej próbował dopasować fakty. Wystarczy tolerancja, ludzie są ludźmi a ci w habitach i sutannach też, można mieć inne zdanie o ich „misji” i zachowaniu ale maja takie prawa jak my wszyscy czyniący inne działa i pracujący lub służący Rzeczpospolitej.
JERZY
Według mnie występują księża z Kościoła Ci którzy , nie wierzą w Boga. – Wierzyć w Boga oznacza przylgnąć osobowo do Boga przez całkowite powierzenie się Mu i uznać całą prawdę, którą On objawił, ponieważ Bóg jest Prawdą. Oznacza wierzyć w jednego Boga w trzech Osobach : Ojca, Syna i Ducha Świętego.
dlatego nie jestem sympatykiem katolikow, jestem ewangelikiem, o wiele bardziej rozsadznie podchodza do zycia, z drugiej strony nikt z nas nie umie przewidziec wlasnych kolei losu coz dopiero taki mlody kleryk, chyba maja ci ksieza prawo zmienic zdanie, odejsc, zrezygnowac, mysle ze jednak lepiej bedzie po cichu, bez reklam a czesto plukania publicznie wszystkich zalow, a to juz zalezy od klasy czlowieka
Stara madrosc ludowa mowila, ze „jesli nie ma pociagu do dziewczynek to niech idzie za ksiedza”.
Takie podejscie do stanu kaplanskiego gwarantowalo szczescie osobiste calym generacja kaplanow. Z wlasnego otoczenia znam szczesliwe zwiazki kaplanskie, ktore trzymaly cale zycie. Najpierw Proboszcz z Wikarym, a potem jak Wikary zostal Proboszczem, to Proboszcz byl u niego Rezydentem. Taka wiernosc oczywiscie nie przysluguje zwyklemu plebsowi homomoseksualnemu, dla tego pozostaje wstrzemiezliwosc seksualna.
Klopoty rozpoczely sie w momencie, kiedy do stanu kaplanskiego zaczely sie dopychac cale hordy heteroseksualnych idealistow, ktore nie docenialy sily swojego libido.
Ale takze tutaj KK pokazal ludzka twarz i stanal na wysokosci zadania. Wszystko w mysl zasady „robta co chceta, byle po cichutku”. Kosciol o wasze rodziny i dzieci zadba i nikt was funkcji w KK pozbawiac nie zamierza, tylko pysk trzymac.
Najwiekszy problem jest wlasnie z tymi infantylnymi idealistami o ktorych pisze Redaktor, ktorzy przekonanani sa o tym, ze jako pierwsi odkryli milosc, albo jak woli klasyk ; „chuc, roje i porobstwo”.
@Bywalec i inni
uprasza się o używanie polskich znaków diakrytycznych, inaczej klasyk (na dodatek cytowany z błędem ortograficznym) będzie kompletnie niezrozumiały
@Ryba 25
Dziękuję za ciepłe słowo; nie musi się Pan zgadzać, ja na tym blogu po prostu głośno myślę, mogę się mylić, to jest wpisane w myślenie generalnie i w poetykę tej formy diarusza, jaką jest Gra w klasy. Ale w tej sprawie mam po prostu inne wyobrażenie o tym, czym jest dojrzałość i odpowiedzialność w przypadku osób zaufania publicznego, a za takie osoby uważam księży. Czy tak trudno dostrzec tę różnicę?
@mag
Logicznie niespójne jest w ogóle życie, proszę Pani. Dojrzałość i odpowiedzialność polega na przyjmowaniu konsekwencji dokonanych przez siebie wyborów życiowych.
@anuszka
Problem jest o wiele głębszy, niż sugeruje interpretacja feministyczna. Otóż w całej naszej kulturze widzimy ludzi, którzy stanąwszy przed wyborem osobiste szczęście vs wierność jakiejś idei, sprawie czy wartościom abstrakcyjnym, wybierają to drugie. Hektor, kohorty bohaterów starożytnego Rzymu, Roland, chrześcijańscy męczennicy, Hamlet. Jezus odrzucający kuszenie szatana, Jezus przyjmujący kielich w Ogrodzie Oliwnym. W kulturze popularnej bohaterowie Tolkiena, Harry Potter czy Billy Kid z filmu Peckinpaha. U nas Kmicic, pan Wołodyjowski, porucznik Ordon, powstańcy styczniowi, Baczyński, wreszcie doktor Judym i jego rozdarta sosna. Oto muszę podjąć wybór, który mnie niszczy, ale jeśli wybiorę dobro powszechne i wartości wyższe, nie zaś własne szczęście, będą mnie wychwalać. Nie każdy musi zostać bohaterem, wiadomo, że zdecydowana większość wybierze własne szczęście, a przynajmniej życie ciche i spokojne, ale to bohaterowie są stawiani za wzór. Dla pewności od czasu do czasu serwuje się nam odstraszające przykłady skutków egoizmu. Taka jest nasza kultura, to nas ukształtowało.
Otóż księża przedstawiani są jako osoby, które poświęcają siebie samych, swoje własne szczęście, w imię wartości wyższej, jaką jest służba Bogu. (Śpieszę dodać, że ja taką optykę uważam za zupełnie głupią, ale Kościół jej, niestety, wciąż używa, a za Kościołem część wiernych.) Z tej perspektywy ksiądz, który „sprzeniewierza się powołaniu”, czyli zrzuca sutannę żeby się związać z kobietą, dopuszcza się czynu niegodnego, jakim jest wybranie własnego szczęścia wbrew służbie wartości, które wciąż wyznaje. Nie chodzi więc o to, że z kobietą, ale że ja, nie Bóg.
Jest i druga strona medalu. Ksiądz porzucający sutannę, a być może i wiarę, *na skutek* tego, że poddał się pokusom świata – symbolizowanym przez „korek, worek i rozporek” – to rzecz przykra, niegodna, ale jednak normalna. Oswojona. W dodatku, przynajmniej w zakresie celibatu, regulowana nie przez doktrynę, ale przez konwenans, co prawda kilkusetletni. Natomiast teolog, który dochodzi do wniosku, że same fundamenty wiary są fałszywe, jest dla wierzącego czymś przerażającym. Przerażającym, ale nie niegodnym. Jednak psychologicznie łatwiejsze do zaakceptowania dla szerokiej publiczności jest założenie, że to jednak „tylko kobieta”, nie zaś fundamentalny problem wiary.
Alla
16 stycznia o godz. 23:14
ANCA_NELA
16 stycznia o godz. 19:09
Czyli powinien zostać w zakonie, wbrew sobie i swojemu sumieniu, bo nie wie jak się zakupy robi w sklepiku? Bo jest naiwny i życia nie zna?
(Bo co tam uczucie i uczciwość wobec kobiety, czy samego siebie)
;
Do sugerowania, co powinien a czego nie konkretny człowiek nic mnie nie upoważnia. Z moją opinią stoi po pierwsze; mój wiek – mam swoje lata i trochę się napatrzyłam, zaś po wtóre – „identycznie podobny” przypadek dotyczył siostry mojej koleżanki z pracy. Po kilku latach została sama z dwojgiem dzieci. Co robi ten, co poszedł za głosem serca? Zupełnie nie wiem, bo oni wyjechali do RFN a koleżanki dawno nie widuję, jednak finał wielkiej miłości okazał się banalny.
Ja im obojgu życzę szczęścia nieustającego, ale bajki zwykle się kończą sakramentalnym; I żyli długo i szczęśliwie 🙂
W filmie „Nigdy w niedzielę” bohaterka dodawała jeszcze; i byli szczęśliwi, i pojechali nad morze
Panie redaktorze
Skoro, jak pan pisze: „logicznie niespójne jest w ogóle życie”, to i człowiek nie zawsze postępuje zgodnie z logiką, która dyktowałaby mu właśnie np. ponoszenie konsekwencji wyborów dokonanych wcześniej. Zdarzyć się może, że „unieważnia” on ten wcześniejszy wybór zgodnie z logiką nowego etapu w swoim życiu.
Nie wiem czemu zwrócił pan uwagę akurat tylko na to, że podważyłam logikę pana zarzutów wobec ojca Jacka. Sedno mojego komentarza odnajduję w licznych wpisach blogowiczek i blogowiczów, którzy również nie zgadzają się, albo nie w pełni z pana wywodami.
Może zabrakło „ciepła” w moim wpisie, za które dziękuje pan Rybie i zaznacza „nie musi się pan zgadzac”. Mam więc nadzieję, że ja też NIE MUSZĘ i też tylko głośno myślę.
Emi
Tutaj nie odbywa się lekcja katechezy.
Wielu marzy się semper fidelis. Właściwie na tym świat stoi .Mówiąc podniośle.
Nie wszyscy ,oczywiście,muszą byc niezłomni.O tych niezłomnych nie słychac .I dobrze..
Gdakanie nt „złomnych” ma,tak mi się zdaje,ukazac głębię miłosierdzia i służyc kompensatą,dla tych ,którzy trwają niezłomnie w dyskomforcie niezłomności.
Parszywa dola świeckich niezłomnych.Nikt nie doceni..masturbacja ino..Chyba,że w sukience…wtedy będą gdakac..i docenią złomnośc niezłomnych…
Obraza Boska…
Czuje sie zaszczycony bezposrednia reakcja p.Redaktora i zapewniam, ze nie zamierzam w przyszlosci naprzykrzac sie Panu moja zla polszczyzna
Adam Szostkiewicz
17 stycznia o godz. 19:01
… Dojrzałość i odpowiedzialność polega na przyjmowaniu konsekwencji dokonanych przez siebie wyborów życiowych.
Obawiam się Panie Redaktorze, że myli Pan „przyjmowanie konsekwencji…”
ze sztywnością, która najczęściej stanowi jeden z przejawów zachowania neurotycznego. Czyli takiego, które uwarunkowane jest nie tym co „tu i teraz”, ale doświadczeniami z przeszłości. Nic nie wiemy o tym czy i jakie konsekwencje dokonywanych wyborów przyjmuje na siebie o.JK. Być może jednak je przyjmuje. Ale nie takie o jakie Pan uznaje za najwłaściwsze.
Ponadto pojęcie dojrzałości jest pojeciem niezwykle pojemnym:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dojrza%C5%82o%C5%9B%C4%87
Domyślam się, że chodzi Panu o coś, co można nazwać „dojrzałą osobowością”:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dojrza%C5%82a_osobowo%C5%9B%C4%87
A tej nie można diagnozować w oparciu o jeden wskaźnik. Nawet tak ważny, jak przyjmowaniu konsekwencji dokonanych przez siebie wyborów życiowych
Upomina się Pan o coś bardzo ważnego i mocno zagrożonego we współczesnym świecie. Tyle, że nie jest to jedyna wartość, której należy bronić.
W koncepcji rozwoju tożsamości Eriksona „przyjmowanie konsekwencji…” nosi nazwę „cnoty wierności”. I powinno sie wykształcić w okresie dorastania. Tyle, że rozwój człowieka nie kończy się na etapie kryzysu dorastania/tożsamości. W ośmioetapowym procesie jest to stadium piąte. Potem pozostają człowiekowi do „odrobienia” jeszcze trzy.
Bez gwarancji na osiągnięcie dojrzałości 😉
Czy niedojrzały wybór wczesnej młodości powinien blokować rozwój na dalszych etapach życia? Mamy tu do czynienia z klasycznym konfliktem pomiędzy wartościami. Z koniecznością dokonania kolejnego wyboru.
ANCA_NELA
17 stycznia o godz. 19:31,
na jednej z uczelni wrocławskich wykłada były zakonnik, przykładny mąż i ojciec 🙂
Co oczywiście niczego nie przesądza w przypadku byłego dominikanina. Oby ten wybór okazał się trafny i szczęśliwy.
Nie jestem ani za ani przeciw. Interesuje mnie problem zmiany fundamentalnych życiowych decyzji.
Pozostaje tylko banalne rozwiązanie- wyświęconym „po jajeczku”…
I nie będzie problemu.
W końcu po wyświęceniu, taka ofiara będzie betką.
Bądźmy konsekwentni w wyborach?
A potem już będzie to wybór jedynie teoretyczny…
Sekta skopców dała przykład?
Skopcy wierzyli, że genitalia wyrosły na ciele pierwszych rodziców jako kara za grzech pierworodny. Pierwoobrazem kastracji było żydowskie obrzezanie. Dar wyzwolenia od pożądliwości przyniósł na ziemię Jezus Chrystus, który przyjął „pieczęć” od Jana Chrzciciela, a podczas Ostatniej Wieczerzy dokonał obrzędu na apostołach (tylko Judasz nie przyjął „pieczęci” i ożenił się). Zbawiciel przyszedł na ziemię w osobie Seliwanowa, aby ponownie głosić chrzest ognia.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Skopcy
==========
Czego to ludzie nie wymyślą……
Ale nasz tematyczny bohater nie miałby chyba problemów?
pfg
17 stycznia o godz. 19:05
Szanowny/Szanowna pfg
Roznica miedzy ksiedzem tracacym wiare a zaczynajacym wierzyc w milosc jest dramatyczna. Pierwszy staje sie czlowiekiem. Drugi traci zdrowy rozsadek. Milosc jest fizjologiczna choroba psychiczna. Taka definicja mi wystarcza bo nie jestem poeta. Zakochany ksiadz to nie oswiecony ksiadz. Wiele lat temu kolega tez emigrant powiedzial do mnie ze oczekiwal ze ktoregos dnia JPII powie z okna w Watykanie: panie i panowie religia jest oszustwem. Takie byly jego polskie marzenia. Mysle ze trzeba szanowac ksiezy ktorzy porzucaja religie a tych kochliwych tolerowac. Tolerowac natomiast nie wypada Jaruzelskiego,Urbana i Passenta.
Slawomirski
A tu trochę o niedojrzałości i nieodpowiedzialności związanej z miłosnymi aferami księży. W tym nieodpowiedzialności dziennikarzy.
Piotr Pacewicz przeprowadził jesienia 2010 wywiad z panią, która od kilku lat żyła w związku z księdzem. Pani ma córke w wieku szkolnym.
Następnie zaproponował jej prowadzenie blogu na stronach GW:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,8590224,Kochajac_ksiedza__Po_huraganie.html
Pani blog prowadziła, następnie kasowała i znowu prowadziła. Ostatecznie „wyczyściła” wszystkie krytyczne komentarze. Ukochany, Pynio, co było do przewidzenia, znalazł następną. Pani dalej prowadzi blog. Jedynym tematem jest miłość do księdza.
Znajduje sporo fanów:
http://mimika.blox.pl/html
Ale tam, gdzie nie ma dostępu do moderowania komentarzy, oceniana jest bezlitośnie:
http://krystynar.bloog.pl/id,6547208,title,Nie-inaczej-szyte-grubymi-nicmi,index.html?ticaid=6fe6e
Sprawdzam co jakiś czas czy blog istnieje. Szukam odpowiedzi na pytanie: po co jej to Pacewicz zrobił? I nie znajduję sensownego wytłumaczenia.
Matylda
Brawo!
W psychologii to chyba Cię tu nikt nie zagnie. Pytam z ciekawości – jesteś zawodowcem? Ale odpowiadać, oczywiście, nie musisz.
@Matylda
wie Pani, tak się składa, że mam żonę psychologa z wykształcenia i psychologów wśród bardzo bliskich mi osób, w wszelkich teoriach osobowości jestem ćwiczony od 30 lat, i słusznie wyczuwa Pani kierunek mojej refleksji, bardziej psychologiczny niż pro- czy anty- księżowski lub kościelny, choć ten klerykalny kontekst jest też dla mnie ważny. Oczywiście. że filozoficznie i etycznie najciekawszy jest właśnie ten nieuchronny i nieunikniony najczęściej konflikt między wartościami równie pożądanymi: wolnością a bezpieczeństwem, tak zwaną samorealizacją a obowiązkami wobec innych ludzi. Niedojrzały wybór blokować dalszych etapów dojrzewania blokować nie powinien, ale żeby nie blokował, potrzebna jest zwykle pomoc z zewnątrz albo bardzo solidna praca nad sobą. Tej w strukturach kościelnych brakuje. Jednak po tylu latach księżowania zaciąga się pewien dług wobec instytucji, wobec wiernych, którzy księdzu zaufali, że nie tylko głosi nauki, ale sam się ich trzyma we własnym życiu. Powtarzam, co już napisałem w innej odpowiedzi, a co dla mnie jest kluczem do tematu: duszpasterz jest osobą publiczną, od dojrzałych ludzi w roli publicznej mamy prawo oczekiwać kontroli nad swoim własnym życiem albo otwartego przyznania, że się tę kontrolę w tym momencie utraciło. W pierwszym JK moim zdaniem zawiódł, w drugim ostatecznie zachował się uczciwie, ale niewiele wiemy o tle i motywach, jakie nim powodowały. Ja bym wolał, żeby ludzie w służbie publicznej, zwłaszcza z elementem edukacyjnym, a w pewnym stopniu kapłaństwo jest taką służbą, nie mieli podwójnego życia i nie robili nagłych wolt w połowie drogi.
Adam Szostkiewicz
17 stycznia o godz. 22:40
„Ja bym wolał, żeby ludzie w służbie publicznej, zwłaszcza z elementem edukacyjnym, a w pewnym stopniu kapłaństwo jest taką służbą, nie mieli podwójnego życia i nie robili nagłych wolt w połowie drogi.”
Dotyczy to nas wszystkich.
Ksieza nie zasluguja na lepsze traktowanie.
Slawomirski
Piękne to, a szczególnie passus o patriotyzmie zakonników (czytaj: polskiego kościoła):
http://www.tokfm.pl/blogi/storytelling/2013/01/komorowski_i_kaczynski_wyrywaja_sobie_porazke/1
To, czy ten lub ów poślubiony Bogu (dziwnie brzmi jeśli chodzi o zakonnika) poczuje zew natury (w tym przypadku konsekwentnie łamanej przez tych, co przy każdej okazji do prawa naturalnego się odwołują), jest jego osobistym problemem.
Natomiast rabunek Polski przez mnichów i mniszki dokonywane pospołu z upierścienionymi arcypasterzami, za przyzwoleniem najwyższych władz państwowych, jest tym, co nas powinno poruszać i nad czym powinniśmy debatować. Zamiast tego, redakcja POLITYKI konsekwentnie ubogaca nas sentymentalnymi przeżyciami kapłanów, albo dla odmiany zastanawia się nad cudami JPII.
Nie interesuje mnie czy księżą i księżne w kościele katolickim będą się żenić, guzik mnie obchodzi stan powołań kapłańskich, a jeszcze mniej opinie purpuratów na tematy, które ich nie dotyczą z racji swojego celibatu. Mnie interesują postawy polityków wobec zachcianek tej nienawistnej człowiekowi grupy społecznej, a w szczególności ich zachowania spychające świeckie państwo na margines.
Naprawdę nie mam za złe temu konkretnemu zakonnikowi, że postanowił się wypisać, chce normalnie żyć i tyle. Dajcie mu spokój, zajmijcie się draństwem jakie się dziej za sprawą symbiozy państwa z kościołem.
Matylda
17 stycznia o godz. 21:13
No to się zgadzamy, codo meritum, mnie jednak bardziej interesuje, co ta nagła zmiana życiowej drogi przyniesie za lat kilka.
Teraz to uczucia biorą górę nad rozumem i natura bierze odwet za nietrafną decyzję sprzed lat. Czy ta akurat decyzja okaże się po latach równie konieczna i czy były kapłan potrafi się do prozy życia przyzwyczaić. Bo fruwa się z motylkami jakiś czas… a potem rzeczywistość skrzeczy; zaś taka fundamentalna zmiana całego dotychczasowego sposobu życia może – choć nie musi i oby nie – po latach się powtórzyć i już nie będzie taka trudna.
Powtarzam; oby się okazało, że to była decyzja nie tyle odważna, fundamentalna, męska, uczciwa, szlachetna et cetera bomba…. ile trafna, po prostu.
Dobranoc.
@pfg
Bój się Boga, według ciebie Jezus żył i umarł DLA IDEI???
Przecież chrześcijaństwo zawsze uczyło, że DLA LUDZI, i to konkretnych ludzi. Rany, przecież cała idea Wcielenia na tym polega… I idea „Bóg jest miłością”, i przykazanie miłości bliźniego – opierają się właśnie na tym, że dostęp do Boga mamy tylko poprzez drugiego człowieka, tylko w miłości do konkretnego bliźniego objawia się Bóg. Chrześcijaństwo twierdzi, że właśnie TO robił Jezus przez całe życie.
@pfg
Ojej, przepraszam, że za szybko mi się wysłało i nie dokończyłam myśli:
Jeśli chrześcijaństwo rozumie się tak jak ja napisałam, to najsubtelniejsza teologia nie może się równać z bliźnim. Bliźni, w tym wypadku kobieta, ma pierwszeństwo przed abstrakcyjnymi „fundamentami wiary”, bo to bliźni stanowi prawdziwy tej wiary fundament.
Czy to jest coś innego, niż, jak to nazywasz, ujęcie feministyczne? W interpretacji feministycznej chodziłoby o to, że katolicy nie lubią kobiet, wolą idee. Jeśli twoją interpretację poprowadzić konsekwentnie, to wyszłoby, że katolicy nie lubią w ogóle ludzi. Niech i tak, będzie, tym gorzej.
„Zostawia zakon, zostawia setki miłośników jego kazań i stylu duszpasterskiego. To ludzkie, ale niezbyt dojrzałe, a Krzysztofowicz jest już po czterdziestce”
a dalej
„Oczekiwanie od bardzo młodych mężczyzn, że wiedzą, co robią, odmawiając uroczyście prowadzenia własnego życia seksualnego, jest niepoważne.”
Pytanie, o co chodzi autorowi ?
mag,
zawodowcem to jest niejaki Leon 😉
A całkiem serio, psychologia jest jedną z moich pasji.Ale równie mocno interesuje mnie religioznawstwo, etyka, filozofia, polityka czy socjologia, tak zwane sztuki piękne. Moja praca ma charakter wybitnie interdyscyplonarny, ale w jej centrum jest człowiek. Nie na każdy temat mam czas czytać równie dużo. Ale na niektóre tematy mogę w miarę kompetentnie porozmawiać. Nie należy do nich aerodynamika i tym podobne. Toteż nie piszę się na dyskusje o wypadkach/katastrofach lotniczych 😉
Adam Szostkiewicz
17 stycznia o godz. 22:40,
…Niedojrzały wybór blokować dalszych etapów dojrzewania blokować nie powinien, ale żeby nie blokował, potrzebna jest zwykle pomoc z zewnątrz albo bardzo solidna praca nad sobą….
Panie Redaktorze,
jakiś czas temu byłam świadkiem rozmowy dwóch pań bardzo zaangażowanych w życie kościelnych ruchów ewangelicznych. Pań, które, podobnie jak @emi, mówiły o „przylgnięciu do Boga”, „otwarciu na Jezusa”. Te panie szczerze wierzyły w to, co głosiły. Rozmowa miała miejsce po powrocie pani A ze szpitala psychiatrycznego. Pani B była zgorszona faktem, że pani A szukała tam pomocy. „Po co ci szpital psychiatryczny, przecież masz Eucharystię?”, zapytała z niesmakiem.
No właśnie. Jak ma nad sobą pracować, jak prosić o pomoc, korzystać z pomocy ktoś kogo z jednej strony ustawiono w roli półboga. Dalej twierdzi się, że to za sprawą rąk kapłana dokonuje się przemiana eucharystyczna. Każdemu jest bardzo trudno przyznać się do słabości, bezradności, prosić o pomoc, przyjmować pomoc. Tym bardziej komuś kto wierzy w swoje wybraństwo, powołanie, współudział i współodpowiedzialnoć za zbawienie świata.
Z drugiej strony ten półbóg ustawiany jest, w dniu święceń kapłańskich, w roli ubezwłasnowolnionego dzieciaka. Leżenie krzyżem na posadzce i przysięganie posłuszeństwą zwierzchnikom to de facto oddawanie wolnej woli, otrzymanej od Boga, we władanie instytucji.
Jak można się rozwijać z tak mocno wdrukowanym nakazem posłuszeństwa?
Ubezwłasnowolniony półbóg to czysta schizofrenia. A do tego, to co ludzkie programowo zrepresjonowane.
To bardzo trudna sytuacja. I nie można się dziwić, że tak wielu zwyczajnie i po ludzku nie wyrabia. Chyba należy okazać pomoc, w formie życzliwego wsparcia tym, którzy próbują się odnaleźć. A czy się odnajdą, to już zupełnie inna kwestia. Mają prawo podjąć taką próbę.
…Jednak po tylu latach księżowania zaciąga się pewien dług wobec instytucji, wobec wiernych, którzy księdzu zaufali, że nie tylko głosi nauki, ale sam się ich trzyma we własnym życiu…
Zgrzyta mi tu mocno słowo „dług”. A gdzieś z tyłu głowy pojawia się obraz niezrealizowanej, neurotycznej mamuśki, która w imię „spłaty długu za poświęcone życie” domaga się prawa do ingerowania w życie dorosłych dzieci.
Pozwolę sobie teraz ująć rzecz socjologicznie. Bauman pisze o dwóch zasadach, często pozostających ze sobą w sprzeczności, jakim podlegają wzajemne ludzkie stosunki. Są to zasady równoważnej wymiany i daru. Gdyby popatrzeć na relacje zakonnika z parafianami, etc., to trzeba przyznać, że nieźle im się wzajemnie układało w oparciu o zasadę wzajemnej wymiany. Każda strona miała swoją porcje tortu. I wszyscy byli zadowoleni.
Z pewnością był tam i dar. Jak duży i cenny i z której strony większy? Nie da się tego ocenić. I chyba nie ma takiej potrzeby.
Ale w pewnym momencie jedna ze stron doszła do przekonania, że dla niej ten tort jest niezdrowy. Czy miała prawo poinformowac o tym drugą stronę? Zakonnik powiedział, w swoim pożegnalnym nagraniu, że odkrył, że uciekał przed Bogiem. Chował się za ołtarzem. I nie chce tak dalej żyć. Dlaczego nie mamy mu ufać – u nas mocno deficytowy kapitał społeczny – że chce w sposób, według niego właściwszy, układać swoje relacje z Bogiem?
Czy ma prawo zadbać o swoje relacje z Bogiem? Czy wolno mu „kochać bliźniego jak siebie samego”. Tu konkretnie nie kłaść „interesów” parafian przed własnymi?
W tej chwili zakonnik ofiarowuje parafianom dar. Z darami bywa różnie. Niestety. Bywają nie w porę, nie trafione. Obdarowani nie zawsze potrafią rozpoznać ich wartość. Niemniej dar pozostaje darem. Nawet wtedy, kiedy zamiast radości budzi wściekłość.
Parafianie również mają obowiązek rozwijania się. „Nawet papier toaletowy wie, że aby być przydatnym, trzeba się rozwijać” 😉
Panie Redaktorze, pozostaję z szacunkiem do Pana, ale pozostaję też przy swoim zdaniu. Mnie odpowiada, myślenie Matyldy, z którego m. in. wynika, że człowiek całe życie stoi przed różnymi wyborami, nawet wtedy, gdy w młodości coś ślubuje na całe życie. Stąd i instytucja rozwodów, której, jak wiadomo, nie dopuszcza Kościół Katolicki. Nie odpowiada mi w dyskusji o J. Krzysztofowiczu płaska retoryka w stylu „uległ pożądliwości” (o. Gużyński), czy zerwał z życiem „w czystości” (o. Augustyn). Szczególnie mierzi mnie to drugie określenie, no bo czy to oznacza, że na przykład miłość przykładnych małżonków katolickich jest życiem „w brudzie”?. Wiem, że ten nieszczęsny termin bierze się z wielowiekowego przekonania, swego czasu narzuconego przez ojców kościoła, że kobieta jest naczyniem wszelkiego zła. Niestety tu i ówdzie w nauczaniu KK nadal ono pobrzmiewa.
I jeszcze jedno: uważam, że lepiej się dzieje, gdy zakochany w kobiecie, bądź przechodzący kryzys wiary, ksiądz odejdzie ze stanu kapłańskiego, niż miałby trwać w zakłamaniu wobec wiernych. Dlatego też popieram wybory byłych księży i zakonników jak Gadacz, Kuc, Obirek, Bartoś, Węcławski, Krzysztofowicz i setki innych, o których nie jest głośno.
ANCA_NELA
17 stycznia o godz. 19:31
Ja też mam nadzieję, że im się wszystko dobrze ułoży.
A nawet, jeśli coś pójdzie nie tak, to będą wiedzieli, że spróbowali, że zdobyli się na odwagę, by zmienić swoje życie, zamiast pogrążać się w zgorzknieniu i rozmyślać „co by było gdyby”. Podziwiam ich odwagę, bo sporo ryzykują. Oby ich tylko ludzie nie zjedli.
Jeśli sięgnąć do doświadczeń, to znam przypadek księdza, który ma troje dzieci, ale z kapłaństwa nie odszedł. Takie przypadki napawają mnie obrzydzeniem, bo to dopiero jest zakłamanie. Jego „rodzinę” utrzymuje kościół, a on nie ponosi za nic odpowiedzialności. Ciekawe, co mówi wiernym na kazaniach, albo w konfesjonale…
Możliwe, że dlatego mam dla decyzji ojca Jacka szacunek.
@PAK
Oczywiście, na wszystko trzeba spojrzeć w różnym świetle. To przecież ludzie z krwi i kości, mają różne charaktery, motywacje, kręgosłupy moralne itd. Jednak mówiąc o określonym zjawisku, musimy trochę generalizować (ryzykując, że jakiś procent prawdziwego obrazu pominiemy). Pozdrawiam
Śleper
17 stycznia o godz. 23:29,
….Mnie interesują postawy polityków … ich zachowania spychające świeckie państwo na margines….
Mnie również. I to bardzo. Co proponujesz? Jakie widzisz rozwiązania? Tylko nie pisz, że powinni się tym zająć politycy. Nie zajmą się i dobrze wiesz dlaczego. To jest robota dla świadomych i odpowiedzialnych obywateli.
Jaki jest Twój pomysł, program? W punktach, 1, 2, 3,…
„Jeżeli nie my to kto, jeżeli nie teraz, to kiedy?” 😉
Nie zgadzam się natomiast z lekceważeniem „sentymentalnych przeżyć kapłanów”. Raz, że są to konkretne problemy, konkretnych ludzi. A tych nigdy, moim zdaniem, nie należy lekceważyć. Dwa, dotyczy to grupy zawodowej, która ma niebagatelny wpływ na to jak myśli i zachowuje się polskie społeczeństwo.
Należy poznać i zrozumieć ich problemy. Rozmawiać, dogadywać się. Umieć przeciwstawić się jawnym manipulacjom typu nowe korony dla figury MB w Jarosławiu.
Są ludzie, którzy nigdy nie przyznają, że mogli zwyczajnie, po ludzku mylić się w ocenie jakiejś sprawy, czyjegoś postępowania itp. Zawsze pozostają przy swoim zdaniu, bo w przeciwnym razie utraciliby wiarygodność, powagę (?), autorytet (?) przede wszystkim we WŁASNYCH oczach.
Jakże rzadko ktoś ma ODWAGĘ powiedzieć, wiesz – przekonałeś mnie albo – chyba jednak ty masz rację.
Wyćwiczeni przez media przywykliśmy, że dyskusja ma być nierozstrzygniętym sporem, dla zasady, a już najlepiej, gdy zderzają się w niej skrajnie różne poglądy i z góry wiadomo, że nie dojdzie nawet do zbliżenia stanowisk. Ale za to temperatura rośnie, więc „oglądalość” lub „poczytność” jest zagwarantowana.
@ Adam 2222
> ?Zostawia zakon, zostawia setki miłośników jego kazań i stylu
> duszpasterskiego. To ludzkie, ale niezbyt dojrzałe, a K
> Krzysztofowicz jest już po czterdziestce?
> a dalej
> ?Oczekiwanie od bardzo młodych mężczyzn, że wiedzą, co
> robią, odmawiając uroczyście prowadzenia własnego życia
> seksualnego, jest niepoważne.?
> Pytanie, o co chodzi autorowi ?
Dobre pytanie. Sformułuję je nieco inaczej:
Red. Szostkiewicz sam przyznaje, że instytucja kościelna zachowuje się niepoważnie, każąc ludziom wierzyć w to, że bardzo młodzi ludzie wiedzą co robią, ślubując celibat, i w dodatku każąc wierzyć w to, że to jest wielka wartość.
Ale jednocześnie mówi Redaktor, że złe jest zawiedzenie zaufania wiernych, którzy chłonęli wartości przekazywane przez owego księdza.
Ale przecież oni chłonęli między innymi właśnie tę niepoważną „wartość” celibatu. W jakim zakresie poczują się zawiedzeni, gdy ksiądz opuści swój urząd? Zawiedzeni będą tam, gdzie jego odejście pokaże im, iż wartość celibatu nie jest aż taką wielką wartością. Gdzie pokaże im, że instytucja kościelna zachowuje się niepoważnie. Czy zdaniem Redaktora lepiej, żeby ci ludzie tkwili w złudzeniach? I dlaczego wymagać od kogoś zachowywania się poważnie w grze, której zasady zostały przez kogo innego ustalone niepoważnie?
To odejście to nie aberracja od stanu normalnego – to diagnoza. (Jak powiedział jakiś ekonomista: to nie kryzys, to rezultat.) Dlaczego potępiać tego duchownego za dostarczenie diagnozy? To jak ściąć posłańca za przyniesienie złej nowiny.
@pfg
Prawie mnie przekonałeś, że w dezaprobacie dla „przyziemnych” przyczyn odejścia księży chodzi raczej o mizantropię, niż mizogynię.
Prawie. Bo chodzi mi po głowie taki eksperyment myślowy dla testu. Podwójne standardy dla płci należy testować odwróceniem płci. Wyobraźmy sobie, że jest znana zakonnica (no dobra, mało jest takich). Działaczka społeczna, publicystka, wychowawczyni. I ona nagle ucieka z klasztoru dla chłopa. Czy publiczność oceniałaby to równie źle, jak ucieczkę zakonnika dla baby? Mam taką obawę, że reakcja byłaby trochę inna. To nie jest pewność, mogę się mylić. Ale takie poczucie mam, jak znam ludzi. Gdy zakonnik ucieka dla baby, to mówi się: „e tam, to tylko kobieta”. Ale gdy zakonnica ucieka dla chłopa, to chyba jest tendencja, by myśleć: „nooo, wreszcie zrozumiała, co dobre!” Jak myślicie, nie jest tak?
@Matyldo
Wiem,wiem, jesteś antropolożką !! Prawda, że zgadłem ?
@Matyldo, plan minimum chciałbym ograniczyć do wyeliminowania takich tematów z poważnych opiniotwórczych mediów, które zabierają chleb powszedni kolorowym pismom i zwykłym tabloidom. Ostatecznie, niechby się tego typu wieści gminne mieściły na przedostatniej stronie mojego ulubionego tygodnika. Mnie się po prostu w głowie nie mieści, że w liberalnych, lewicujących gazetach trafiam na teksty, którym redakcje nadają rangę spotykaną tylko w pismach stricte wyznaniowych. Zwykle są ich dwa rodzaje: pierwszy spełnią rolę katechezy, a drugi mieści poglądy z którymi nie sposób polemizować.
Faktem jest, że jak tylko ukaże się w serwisie blogów Polityki temat zahaczający choćby trochę o religijność i kościół katolicki, to wpisom nie ma końca. Oczywiście ktoś powie: a widzisz, ludzi to szalenie interesuje, a ty bez przerwy wybrzydzasz, ale tu mu odpowiadam: przerzuć się na stosowne strony katolickie i tam się wyżywaj.
Generalnie, w Polsce rozmawiamy o niczym, władze pospołu z mediami lekceważą obywateli, podsuwając im tematy zastępcze, a decyzje ważne dla nas podejmuje się w zaciszu gabinetów, co prędzej czy później źle się skończy i stanie się to znowu ulubionym tematem nie na temat.
Tematów kryzysowych (nie tylko o gospodarce) w ciągu ostatnich lat było co nie miara, ale po wszystkim gładziutko się ześlizgnęliśmy i niczym najarani ziołem, zgłębiamy duszę zakonnika.
Pozdrawiam
A dlaczego nie „zawieszony” zamiast „zasuspendowany”.
Po co wprowadzac koszmarki jezykowe ?
Media w duzym stopniu sa odpowiedzialne za zasmiecanie
jezyka polskiego dziwolagami obcego pochodzenia. Szkoda , ze to sie rowniez dzieje w „Polityce”
Lewy,
🙂
Tadeo
Bo dj fabbs zawieszony nie niesie informacji za
Pisanej w te chnicznym koscielnym terminie suspendowany
Sleper
A ktore konkretnie wazne tematy lekcewaza media pospolu z wladza?
OK, już wymieniam. Będzie trochę chaotycznie, ale od czegoś trzeba zacząć, a rozpocznę od upadku IV RP, której kulminacyjnym punktem była katastrofa rządowego samolotu w Smoleńsku.
1. Przyczyny katastrofy od strony technicznej są dla mnie i większości obserwatorów jasne, ale nikt nie podjął trudu wyjaśnienia przyczyn pośrednich, czyli bylejakości państwa (tu długa lista urzędów, kancelarii i służb państwowych). Niby prokuratura coś tam bada, a nawet stawia jakimś pionkom zarzuty (ABW), ale robi to tak, ażeby niczego nie wyjaśnić, co nawet jest zrozumiałe, jeśli uwzględnimy ich zależność od polityków.
2. Kwestia tzw. reformy emerytalnej została potraktowana gabinetowo (tak jak napisałem), a my mieliśmy dyskutować post factum o zasadności tego posunięcia. W tej krótkiej kotłowaninie jedne media basowały rządowi, a drugie nie wiedziały, co o tym sądzić, prócz tego, że reforma jest do kitu (opozycja zajmowała się w tym czasie mgłą, brzozą itp. bzdetami). Rezultat reformy jest na dzisiaj taki, że rencista będzie brał więcej od emeryta. O dalszej przyszłości strach nawet myśleć.
3. Tą dalszą przyszłość sformatowano, przyklepaniem dotychczasowego zróżnicowania składek na ubezpieczenia w zależności od formy zatrudnienia. Przecież tu już nie chodzi nawet o to, że pracodawcy nie są w stanie wiązać się z pracownikiem na czas nieokreślony, ale jak można nie zauważać coraz większej dziury w ZUS?
4. Stan służby zdrowia zależy od dwóch czynników: wysokości składki zdrowotnej i organizacji tej służby. Chcielibyśmy się leczyć jak nasi sąsiedzi za Odrą, ale płacimy osiem razy mniejsze składki (w przeliczeniu na złote), choć nie jesteśmy od nich o tyle razy biedniejsi. Czym wytłumaczyć idiotyczny upór, który nie pozwolił wprowadzić w całym kraju karty czipowej Sośnierza? O centralnym rejestrze usług medycznych nie wspominam, nie będę też pisał o feudalnych stosunkach panujących w szpitalach i klinikach, a także o wykorzystywaniu publicznych lecznic (sprzętu, specjalistów)do prywatnych praktyk lekarskich. O nie, nie mam nic przeciwko prywatnym klinikom, a nawet prywatnym pacjentom w państwowych placówkach, ale to musi być przejrzyste jak kryształ.
5. Sądy, prokuratura, służby specjalne, to temat wypływający jakby z punktu 4 za sprawą głośnej sprawy sędziego Tuleya. Tu jest kompletna katastrofa, co uświadomił nam sędzia, który oprócz paragrafów posłużył się głową (czynność nader rzadka nawet w Sądzie Najwyższym – proszę sobie przypomnieć, co to gremium wydaliło z siebie na temat tzw. obrażania uczuć religijnych). Niektórzy chcieliby Tuleyę odsunąć od orzekania, a przecież są liczne przypadki sędziów, których nijak nie można usnąć z urzędu, że nie wspomnę o osądzeniu przestępstw jakie popełnili (tu kłania się choćby tekst z bieżącego numeru Polityki, barwnie opisujący udział sądów, adwokatów i notariuszy w przywłaszczaniu krakowskich kamienic pożydowskich). I co, ktoś się będzie o to spierał i radził, co z tym fantem zrobić? Przecież porządne państwo rozpoczyna się od wymiaru sprawiedliwości!
6. Czy ktoś w końcu się odważy i wyśle na księżyc (tam jej miejsce) reformę szkolnictwa Handkego? Przecież ten idiotyzm woła o pomstę do nieba (w nie akurat nie wierzę), bo nic z zapowiadanych plusów się nie sprawdziło w praktyce. Pamiętam tylko, jak to prasa była zachwycona powrotem do tradycji przedwojennej, która był o 30 lat młodsza od tej z PRL (jeśli oczywiście można mówić w takich przypadkach o tradycji – to jednak nadużycie). O, i jeszcze jedno, skulbas był wymieniany przez wszystkie przypadki.
7, 8, 9 itd. Bezprzykładny woluntaryzm służb i sądów (one wydają pozwolenia) na inwigilację obywateli, brak jawności i dostępności do informacji z działalności wszystkich szczebli samorządowych, rządowych, wymiaru sprawiedliwości ( o ajm sory, ratusz Warszawy będzie publikował z kim zawierał i na co umowy za publiczne pieniądze). Państwo jest demokratyczne i prawe, jeśli każdy obywatel może sprawdzić w dowolnym urzędzie, na co poszyły publiczne fundusze.
ITD. Jak długo Polska ma zamiar być kozą (tą z tej przypowieści też) skubiącą Brukselkę (co nam usilnie wmawiają politycy wszystkich opcji), skoro trzeba podejmować bardzo trudne decyzje (też będą podjęte za kotarą?). To się źle skończy.
Powie redaktor, że się mówi i pisze? Jak najbardziej, ale przepada to gdzieś niczym kamień w studni. Nie potrafię zrozumieć, gdy te tematy już czasem wypłyną, wydaje się że będzie ostra nawalanka (niechby i tak), gdy nagle znikają z pola widzenia niczym ten kamień. Inne, jak choćby dochody(?) Kwaśniewskiego wyskakują nagle niczym króliki z kapelusza, a tylko dlatego, że coś tam, coś tam chce lewica kawiorowa zmontować.
Całkiem bym zapomniał o kulturze (zasadniczo powinno być w punkcie 1), ale za długo już przynudzam, kończę.
Pozdrawiam
@anuszka – Jezus nie umarł dla idei, ale dla dobra większego od osobistego szczęścia Jezusa, jakim jest zbawienie ludzkości. (Nb, to właśnie, a nie sceny seksualne, były prawdziwym powodem ataków na „Ostatnie kuszenie Chrystusa”: tam Jezus wybiera właśnie osobiste szczęście i nie dokonuje aktu zbawienia, a w dodatku jest to dobrze teologicznie uzasadnione przez ofiarę Izaaka.) I teraz popatrz: Ksiądz się poświęca dla większego dobra, jakim jest pomoc w osiągnięciu zbawienia zbawienia licznej grupie ludzi. Jasne, że zasady wiary – tym bardziej celibat, który NIE jest zasadą wiary – nie powinny mieć pierwszeństwa przed bliźnimi, ale ksiądz zrzucający sutannę dla jednego bliźniego robi to kosztem wielu innych bliźnich, którzy mu zawierzyli – coś takiego chce powiedzieć Gospodarz. A ja powiadam, że odejście od kapłaństwa jest interpretowane (być może w sposób nieuświadomiony) jako wybranie szczęścia partykularnego zamiast dobra ogólnego, czego nasza kultura nie pochwala.
Jestem pewien, że zakonnice, które występują z klasztorów, spotykają się z *większym* potępieniem, niż wybierający świeckie życie księża. Do tego bowiem, co napisałem wyżej oraz do okazania słabości, dochodzi naruszenie równie głęboko zakorzenionego (choć jeszcze słabiej uświadamianego) tabu seksualnego kapłanki-dziewicy. Tyle tylko, że zakonnic, jak słusznie zauważasz, „nie widać” w życiu publicznym, więc potępienie ogranicza się do znacznie węższego kręgu osób, które ją znają. A zakonnice, które z klasztorów wystąpiły (nawet legalnie, to znaczy nie przystąpiły do ślubów wieczystych), z reguły zmieniają miejsce zamieszkania, środowisko.
Siostra Małgorzata Chmielewska, zakonnica, która adoptowała niepełnosprawnego chłopca, pisała kiedyś, jak ludzie się z niej śmieją „patrzcie, idzie ta zakonnica z synem”.
Mam wśród przyjaciół, nawet powinowatych, byłych księży, wspaniałych ludzi, którzy po rezygnacji z ślubów kapłańskich udowodnili, ze można prawdziwie po chrześcijańsku żyć dla siebie, swojej rodziny i reszty społeczeństwa. Po wielu, wielu trudach udało im się formalnie uwolnić z więzów, nie będąc wyrzuconymi ze społeczności kościelnej i mogli zarówno zalegalizować związki partnerskie (śluby cywilne) (warunek – po cichu!) i przystąpić znów do sakramentów, bo wierzącymi głęboko pozostali.
Jeden przykład nie miał podłoża „seksualnego”, tylko głębokie rozczarowanie chamskim działaniem hierarchów w sprawie karnej, w której był niewinny i nikt mu nie pomógł, a wręcz przeciwnie. Założenie rodziny było efektem wtórnym, bo tylko nieklerycy pomogli mu w trudnej sytuacji.
Drugi przypadek był typowy – młody ksiądz i śliczna dziewczyna z kręgów przykościelnych (krewna hierarchy). Zaiskrzyło, była próba przyzwolenia KK na cichy związek, ale niestety charakter księdza na to nie pozwolił, był zbyt uczciwy. Po wielu latach uzyskał od JPII rozwiązanie ślubów i gdy partnerka została wdową, na cichy ślub kościelny.
Znam jednak wykolejonych kompletnie księżulków, których wolne życie przerosło i są zakałami społeczeństwa. I to tylko dlatego, że mamona dla kk była zawsze ważniejsza niż sprawy wiary. Hipokryzja jest tym głębsza, że pozwala się na posiadanie rodziny księżom innej opcji, jeśli dołączą do stada hien – pardon – kleru katolickiego. To jest zwyczajne kurewstwo! Albo rybka, albo akwarium! Albo Pan Jezus zalecał uczniom opuszczenie rodzin, a więc i posiadanie jej od początku – czyli celibat, albo jest to zwykłe zapobieganie uszczknięcia majątku kościelnego przez rodziny księżowskie.
Złośliwcy interpretują niektóre fakty z życia zbawiciela w takim kierunku, że Chrystus osobiście nie stronił od kobiet, a o jego dzieciach trąbią niektórzy do dziś, choć tak naprawdę nie ma nawet jednoznacznych dowodów naukowych na jego istnienie. Ludzie plotą różne rzeczy, szczególnie setki lat po hipotetycznym zdarzeniu.
Tak nieco à propos zakłamania kleru! To nie jest sprawa dzisiejsza, to było zawsze, a mam dowody na taki charakter sług bożych z okresu przed moimi urodzinami, więc raczej dawno temu. Numer Rzepy chyba II, czasy z filmu „Lata dwudzieste, lata trzydzieste”, który niedawno wyświetlano – miejsce akcji Regencja Opolska, czyli obywatele Republiki Weimarskiej u jej schyłku. Dokładnie w środku tego okresu był wielki kryzys ekonomiczny. Moja rodzina była typowo katolicka zgodnie z hasłem „kochajcie i rozmnażajcie się”, a więc co rok to prorok. Ojciec nie był w stanie zapewnić tego „chleba codziennego” swej rodzinie (mnie jeszcze nie było, ale zbliżałem się nieuchronnie). Nie mając wyjścia ojciec pożyczył pieniądze od proboszcza, który miał takie miłe zajęcie uboczne – lichwę (teraz nazywa się to działalnością gospodarczą)! Gdy ojciec nie mógł spłacić raty, poszedł przed mszą do zakrystii i poprosił proboszcza o prolongatę. Ten kategorycznie odmówił i zagroził posłaniem komornika i zajęciem nieruchomości (plus licytacja), bo dług był zapisany w Księgach Wieczystych.
Zmartwiony ojciec idzie do środka kościoła, proboszcz wychodzi na ambonę i podaje motto do aktualnego kazania – fragment modlitwy pańskiej
– „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Niby myśl niegłupia i warta rozwinięcia w kazaniu, ale było to w kościele niemieckim, gdzie słowo „wina” (Schuld) ma również sens „dług”, a Schuldner – „dłużnik”… Gdy ojciec to usłyszał i miał w pamięci słowa proboszcza kilka minut wcześniej – wstał, wyszedł z kościoła i jego noga więcej nie weszła do tego kościoła. Powiedział, że takich zakłamanych pośredników między nim i Panem Bogiem nie potrzebuje. Proboszcz umarł na początku wojny i przyszedł młody ksiądz, bardzo miły i przyzwoity i matka próbowała ojca nakłonić do powrotu na „łono” i prawie już go przekonała. Wtedy zachorowała sąsiadka, staruszka i tylko u nas był telefon w dzielnicy. Ojciec zadzwonił do proboszcza aby przyszedł z sakramentami. Usłyszał: „A kto zapłaci za taksówkę „? Z kościoła był kilometr do nas i piękna pogoda – Pan Jezus zapychałby pieszkom do chorej, umierającej, a młody ksiądz potrzebuje taksówki??? Teraz nie ma problemu, bo każdy ma brykę, lepszą lub gorszą.
Ojciec nadal nie zaszczycał naszego kościoła i w tym wytrwał do końca. Może ten epizod miał też wpływ na ukształtowanie moich poglądów oprócz braku logiki w wielu „prawdach wiary”, wpajanych mi przez księży? Moja matka była świętą kobietą. Sama głęboko wierząca i praktykująca ubolewała nad moim odstępstwem i pewnie modliła się o nawrócenie, nie czyniła jednak najlżejszej próby „ewangelizacji”, lub zarzutu za moje błędne zachowanie.
PS
Coś wesołego na koniec. Minęły lata, ojciec już nie żył, gospodarstwo psim swędem wróciło do rodziny, bo było własnością Skarbu Państwa jako „poniemieckie” i siostra, zgodnie z ustawą o uwłaszczeniu musiała spłacić długi, należne Skarbowi Państwa. W Księgach Wieczystych był wpisany proboszcz. Zaczęło się szukanie jego spadkobierców w Niemczech – nie znaleźliśmy! Wtedy Skarb Państwa łaskawie podjął się roli spadkobiercy po proboszczu – lichwiarzu i przyjęło należny dług w przeliczeniu na złotówki. Było to chyba prawie po pół wieku i zawierusze wojennej. Taką moc mają Księgi Wieczyste – jedyne wieczyste rzeczy, w które wierzę. Pomogły nawet pani Agnes Trawny w wywalczeniu własności – niezgodnie z polską racją stanu, ważniejszej od prawa, jak twierdził J. Kaczyński.
PS 2
Sorry! Zapomniałem, ze nie piszę na tym blogu!
Podczas spotkania w Watykanie z uczestnikami sesji plenarnej Papieskiej Rady Cor Unum, zajmującej się działalnością charytatywną na świecie, Benedykt XVI powiedział: „Kościół powtarza swoje wielkie „tak” dla godności i piękna małżeństwa jako wiernego i płodnego wyrazu sojuszu między mężczyzną a kobietą, zaś „nie” dla takich filozofii, jak gender, wynika z faktu, że wzajemność między kobiecością a męskością jest wyrazem piękna natury, jakiej pragnął Stwórca”.
http://fakty.interia.pl/swiat/news/benedykt-xvi-sprzeciw-kosciola-wobec-filozofii-gender,1884915,4
==========
Oprócz logiki dwuwartościowej, jest jeszcze logika kościelna…..
Skoro TAK dla małżeństwa, to dajcie przykład miłości, zgodności, trwałości małżeństwa OSOBIŚCIE.
Sam Stwórca według papieża tak zadecydował, więc wasze zachowanie kapłani, jest abominacją jakąś….
Panie Redaktorze,
mieszkam 32 lata w kraju anglojęzycznym. Wychowałam tutaj dziecko, które mówi bardzo poprawnie po polsku i nie miesza języka polskiego z angielskim, nie ma nawet typowego dla wychowanych tutaj dzieci akcentu angielskiego, mówiac po polsku (a dziecko ma 32 lata).
Co to znaczy – zasuspendowany? To już „zawieszony” jest be?!
O ile pamiętam, był Pan (albo jest nadal) w Radzie Języka Polskiego.
Nie wstyd Panu, że tacy ludzie jak ja bronią czystości języka, a Pan go zaśmieca? Nie chodzi mi o wprowadzanie do języka słów, które siłą rzeczy stają się międzynarodowe i bez sensu byłoby je tłumaczyć na język polski. Ale ZASUSPENDOWANIE?!
Pora umierać…
@alicja
Proszę bronić czystości polszczyzny, ale mniej emocjonalnie, bo nie ma powodu; proszę także sprawdzić najpierw, o co chodzi, a dopiero potem pisać. Termin ,,zasuspendowany” pochodzi z potocznego języka kościelnego – wystarczy zajrzeć do Internetu – użyłem go w tytule, by było jasne, że nie o jakiegoś muzyka chodzi, tylko księdza.
Podchodzę emocjonalnie i będę – dla mnie nieważne, czy to z języka kościelnego (a tym bardziej potocznego), ale skoro zwrócił Pan na to uwagę, to powiem, że od Kościoła we wczesnych latach letnich i nastoletnich odrzucił mnie język niezrozumiały i nie dla ludzi. Nigdy w kościele nie usłyszałam nic dobrego, pozytywnego, w zrozumiałym języku dla dziecka czy dorosłego – za to jasny przekaz, że na pewno pójdę do piekła, bo zgrzeszyłam, tłukąc się z moim sąsiadem, bo oszukiwał mnie w grze na noże (była taka gra) .
Do tej pory, czytając wypowiedzi hierarchów polskiego kościoła, nie rozumiem tego języka, którym mówią rzadko o czymś istotnym.
Podtrzymuję, że w moim pojęciu Pan śmieci – „zawieszony w …” brzmi po polsku, a nie po kościelnemu czy jakiemu tam.
Po angielsku „suspend” – sam Pan wie, co znaczy.
Nie znam języka kościelnego (może przydałby się jakiś słownik?), przepraszam, że się wtrąciłam.
Zaglądam do internetu, ale nie przed wpisywaniem opinii pod wpisem, który akurat przeczytałam. Czytam po polsku, nie po kościelnemu, nie wiedziałam, że tak należy.
Droga Matyldo,
moja ukochana Mama, z wykształcenia i powołania psycholog i socjolog, zwykła była określać osoby, autorytatywnie zabierające głos w sprawach, o których nie mają bladego pojęcia, a w wypowiedziach których jest wiele słów, lecz niewiele treści, mianem „kawiarnianych filozofów”.
Dziękuję za bezpłatną „analizę” mojej skromnej osoby, jak również dziękuję za troskę, którą mi Pani, w swej łaskawości, okazała, ale proszę już więcej się nie fatygować.
Ciekawość, to pierwszy stopień do wiedzy, proszę więc nadal zaglądać na mojego bloga – a nuż się Pani czegoś nauczy.
Mimika.