Tragiczny koniec radiowych wygłupów

Skąd się biorą takie typy jak ta dwójka z radia w Sydney? Czy sami wpadli na pomysł, żeby się podszyć pod brytyjską parę królewską dzwoniącą do szpitala, gdzie leży ulubienica mediów księżna Cambridge? Udało im się oszukać szpital i wydobyć informacje o jej stanie zdrowia. Pielęgniarka, która pierwsza odebrała ich kretyński telefon, już nie żyje. Osierociła dwoje dzieci. Mąż napisał w Internecie, że jest zdruzgotany.
Popełniła samobójstwo, policja twierdzi, że w okolicznościach nie budzących wątpliwości. Jak silne musiała przechodzić cierpienia moralne, by targnąć się na życie w swojej sytuacji osoby kochanej i cenionej przez pracodawcę.

Wiele wskazuje na to, że australijskim żartownisiom wygłup zakończony śmiercią ujdzie na sucho. No bo rzeczywiście nie zabili Jacinthy fizycznie. Ale zabili ją moralnie. Bo pewno nie mogła sobie przebaczyć, że połączyła ten idiotyczny telefon zamiast go od razu zignorować. Pewnie dręczyła się, że nie tylko wyszła na kretynkę, ale też zrobiła przykrość rodzinie królewskiej.

Nie wiem, czy dla Hinduski Jacinthy rozpoznanie akcentu australijskiego  to była pestka. Może wcale nie. Mogła go nie rozpoznać, tak jak pracująca w Polsce od kilku lat Ukrainka mogłaby nie rozpoznać np. akcentu śląskiego . Mogła potraktować telefon jako poważny i wymagający odpowiedzi.

Ponoć stacja 2DayFM już dwoje ,,pranksterów” zawiesiła i zapowiedziała wewnętrzne śledztwo. Ale to tylko zarządzanie kryzysem, nic więcej. Bo wiadomo, że wygłup puszczono z nagrania, nie na żywo, po konsultacji z prawnikami. Na rynku radiowym w Sydney jest podobno ciasno. Stacje walczą jak widać wszelkimi sposobami o słuchaczy. Być może szefostwo takich wygłupów właśnie oczekiwało i obiecywało bonusy. Zwłaszcza, że w mediach trwa globalna mania pod tytułem Kate w ciąży.

Ale zawsze można było powiedzieć: nie. Lecz żeby odmówić, trzeba mieć jakąś hierarchię wartości. Bardzo smutna historia.