Orwell i Europa
Wbrew Kasandrom, jest plan i wola ratowania strefy euro. Czy i jak zadziała, zobaczymy. Pierwsze reakcje rynków są optymistyczne. Ale mnie frapuje co innego. Że obecne kłopoty UE każą wrócić do idei założycielskiej. Jest nią wspólnota wartości, wspólnota polityczna, a nie tylko ekonomiczna.
Turbulencje euro o tym przypomniały. Czy można mieć jedną walutę, a zarazem siedemnaście odrębnych polityk budżetowych i fiskalnych? Wspólny pieniądz zachęca do wspólnego rządu. Nie tylko ekonomicznego. Tego problemu nie da się zagadać wywodami makro- i mikroekonomicznymi.
Jedność europejska to marzenie powojennej chadecji i lewicy demokratycznej. Przeciekawie pisze o tym polityczny wizjoner Eric Blair, znany w świecie jako George Orwell, brytyjski socjalista. W 1947 r. opublikował krótki esej na ten temat: http://orwell.ru/library/articles/European_Unity/english/e_teu.
To było zaledwie dwa lata po straszliwej wojnie, osiem lat przed pierwszą przymiarką do europejskiej integracji. Wizjoner może się mylić, to mu ujmy nie przynosi. Orwell wyliczył cztery przeszkody na drodze do jedności Europy: wrogie nastawienie Rosji stalinowskiej, wrogie nastawienie Ameryki, imperializm, Kościół katolicki.
Dziś wiemy, że projekt europejski jednak się zmaterializował, w innym kształcie i innych okolicznościach, ale powstał. Upadła Rosja radziecka, upadł imperializm, Ameryka zachęca Europę do integracji, Kościół Powszechny jest za. Orwell kończy swój esej pesymistycznie. I oto po ponad 60 latach od jego rozważań nad Europą znów unosi się duszny pesymizm. Czas wrócić do dyskusji o pryncypiach. Do dyskusji politycznej o jedności europejskiej. Jakie są dziś główne przeszkody na jej drodze?
XXXX Mantra Hartmana
Dziękuję prof. Hartmanowi za polemiczną odpowiedź, skrzyżowaliśmy szpady i schowali za siebie. Resztę roboty wykonali dyskutanci, którym także dziękuję. Zwłaszcza tym, którzy doczytali do końca, a nie ulegli naskórkowym emocjom. Krytyka jednej myśli Hartmana nie oznacza odrzucenia problemu świeckości państwa jako centralnego w naszej demokracji. Podobnie krytyka zapowiadanej przez Palikota akcji antykrzyżowej nie oznacza odrzucenia jego programu rewizji stosunków państwo-Kościół.
Komentarze
„Jakie są dziś główne przeszkody na jej drodze?” Przede wszystkim powstanie faktycznie Europy dwóch prędkości.
„Czas wrócić do dyskusji o pryncypiach. Do dyskusji politycznej o jedności europejskiej. Jakie są dziś główne przeszkody na jej drodze?”
Narodowe egoizmy i przywiązanie do swojego bogactwa.
Czy można się dziwić Niemcom, że nie chcą się dzielić swoimi pieniędzmi z Grekami? A muszą, bo stracić mogą więcej jak się nie podzielą.
Do tej pory wspólny budżet UE to było ok 1% PKB.
Dziś ile wynosi dla strefy Euro?
Mówiło się o dwudziestu procentach.
Na razie to jakieś dziesięć procent PKB, czy na tym się skończy?
Grecja z długiem 120% ma sobie poradzić?
A jak, gospodarka w recesji to jak obsługiwać taki dług?
Mamy fart, że nie jesteśmy w Euro Strefie.
Poza głównym nurtem możemy pozostać, to prawda, ale wartki ten nurt i wodospady widać. Czy to naprawdę źle sobie trochę na gapę pojechać, przecież nie celowo, tak wyszło.
Trzymajmy kciuki, żeby się im udało.
Wielkie ryzyko ponoszą.
Przecież w historii to już było…….
Niemcy rozbite na księstewka, wolne miasta, nie były potęgą.
Stały się nią po zjednoczeniu.
Europa rozbite na kraje narodowe potęgą nie jest, ale stać się nią może.
Unifikacja prawa, sieci transportowych, już się odbywa.
Wystarczy jeszcze tylko powołać centralne władze- co powoli się już dokonuje. Mamy już telefon do ministra spraw zagranicznych Europy, będą i do Premiera i Prezydenta…..
Kluczowym czynnikiem jest co prawda czas, ale to PROCES dojrzewania polityków jest przeszkodą, nie społeczeństwa.
Choć oczywiście narodowców, konserwatystów, szowinistów, nie brakuje.
Cała rzecz sprowadza się do tego, że Grekom darowano 100 mld. Kto je zapłaci? Jak zwykle podatnicy. I to nie koniec na tym. Jeżeli na tym ma polegać „integracja europejska” to ja to chrzanię. Politycy i sentymentalni publicyści mogą sobie pisać o sukcesie. Ludzie rozsądni wiedzą, że to tylko malowanie trawy na zielono.
„Czas wrócić do dyskusji o pryncypiach. Do dyskusji politycznej o jedności europejskiej. Jakie są dziś główne przeszkody na jej drodze?”
Za przeszkodę podstawową uważam głęboko zakorzenione wśród wartości wyznawanych przez Europejczyków przywiązanie do suwerenności narodowej. Narodowe państwa terytorialne i ich intelektualne elity miały wiele czasu by zadbać – mając do dyspozycji stopniowo upowszechniający się system oświaty, wykorzystując sztukę media i literaturę także coraz szerzej wchodzące pod strzechy – aby z przywiązania do państwa narodowego uczynić najsilniejszą z lojalności dotyczących grup większych niż rodzina.
Swoje, i to bardzo wiele, zrobiła i robiła do niedawna obowiązkowa służba wojskowa. Ktoś napisał, że trzcina nauczyciela ludowego i kij kaprala stworzyły narody.
Jak na razie w społeczeństwach Europejskich dominuje atawistyczne przekonanie, że państwo narodowe najlepiej zabezpiecza prawa, dorobek i tożsamość jednostek. Oczywiście występują w tej mierze różnice chyba np. Polak zapewne częściej niż Brytyjczyk widzi w instancjach Europejskich ochronę dla siebie przed omnipotencja Polskiego państwa.
Kult suwerenności bywa wzmacniany przez „nuworyszy wśród suwerennych” – przez społeczeństwa krajów, które niedawno opuściły blok sowiecki.
Do suwerenności, jako wartości odwołują się żywo ruchy silnie prawicowe grające na fobiach przeciw Obcemu. Do suwerenności narodowej odwołują się ruchy lewicowe definiujące takie projekty jak UE, jako instytucje wzmacniające znienawidzony kapitalizm, jako narzędzie postępującej w niewłaściwym kierunku globalizacji.
Jeśli jednym z ważnych narzędzi formowania spoistości państw terytorialno narodowych była oświata, należy w interesie integracji europejskiej zwrócić na nią szczególną uwagę. Ktoś kiedyś napisał, że państwa prędzej zgodzą się na oddanie swojego ?węgla i stali? pod kontrolę wspólnoty ponadnarodowej niż wyrzekną się narodowego monopolu w zakresie oświaty na szczeblu podstawowym i średnim.
Może zacząć na serio pracować nad uformowaniem ponadnarodowych programów nauczania w przedmiotów humanistycznych i społecznych?
Może objąć całe Europejskie szkolnictwo ogólnoeuropejskim nadzorem?
A czemu nie dążyć do zbudowania sieci szkół wyższych niezależnych finansowo i merytorycznie od państw narodowych?
Jeszcze drobna uwaga o pewnym paradoksie. Występuje on wyraźnie w PL.
Niskiemu zaufaniu do własnego państwa towarzyszy silny kult suwerenności…
No właśnie.
Jakiej suwerenności? Państwowej czy narodowej? Niby to samo…
dana1-to co napisałaś jest dla mnie jednym z mądrzejszych wpisów na blogach „Polityki”. Parafrazując klasyka: Taka będzie Zjednoczona Europa jakie jej młodzieży wychowanie! Może dzięki wspólnotowym programom nauczania i kształcenia staniemy się prawdziwymi europejczykami i razem stawimy czoła problemom : globalizacji, wyrównania szans i poziomu życia jako Polacy i Europejczycy -czego sobie i wam życzę!
Unia E. jest dziwnym stworem. Ustala się drobiazgowo kształ banana i status oscypka (przykładowo), a nie udało się – mimo oczywistej potrzeby wynikającej z unii walutowej – skoordynować podatków, budżetowych wydatków, zakresu i uprawnień do świadczeń emerytalnych, etc. A jest podstawa wszelkich solidarności między krajami w sferze socjo-ekonomicznej. Co z tego, że się wyedukuje z narodowych ciągotek, co zresztą już zrobiono w sporym zakresie, skoro etyka pracy i prowadzenia biznesu na Sycylii czy w Atenach będzie inna niż w Hamburgu, czy nawet Mediolanie. Ale Unia jest zbyt populistyczna, „demokratyczna”, aby coś uregulować i wyrównać w tym zakresie, w szybkich abzugach. Może za 30 parę lat …
Oczywiście jako zatwardziały reakcjonista itp. już ponad rok temu wycofałem się z wszelkich lokat kapitałowych w Europie. W ciąga 12 miesięcy indeksy europejskie potraciły 10-20% wartości, w Ameryca trzymają się koło zera. Pole należy teraz do chi-chi- Chińczyków. Tragedia! iście europejska, żadnych ambicji w tym „narodzie”. Ale na zwiedzanie nie pojadę do Chin, tylko do Europy oczywiście. Na taką postepowość się nie zdobędę.
Od samego początku mojego pisania na blogach „Polityki”, usiłowałem przebić się siłą monotonnego natręctwa, że pomysł na UE- był bezsensowny i desperacko idiotyczny.
Zużyte do bólu społeczności mieszczańskie, o bardzo zróżnicowanych rozwojach kulturalnych i społecznych- to nie jest dobry zaczyn na takie dziejowe eksperymenty.
Dodatkowo , model nasze europejskiej demokracji, który wymusza organizacyjnię takiego tworu, jakim jest UE- przez stado „graczy” i „gadaczy”, złożone z osobników o wstecznej, akademickiej mentalności, czyli totalna „konserwa”.
Wystarczy rzucić okiem na ważne sprawy dziejące się w tym gronie. Widzimy tam samych hiperegocentrycznych mieszczuchów, którzy głównie się „celebrytują”.
Wystarczy popatrzeć naszych europosłów, na to co oni nam sprawozdają z życia Unii…
Każdy efekt takich „gdakanych” zlotów, kończy się /już chyba tradycyjnie/ podrolowaniem problemów trochę do przodu, a nuż…
Mówienie o Unii wartości to mit skażony grzechem chciejstwa.
A na jakież to autentyczne wartości stać „stare” europejskie narody, które większość tego, na czego stworzenie stać gatunek ludzki/oceniająć z pokorą bez megalomanii science-fiction/-mają te narody przećwiczone do wymiotnej nudy.
Dzisiejsi europejczycy to „Umarła klasa” . Jeśli przypomnimy sobie prawdziwe przesłanki poszerzenia UE, takie jak :potrzeba „polskich hydraulików” w zachodniej Europie, obłożenie się „wałem ochronnym”/kraje środkowo -wschodnie/
bogatego Zachodu UE, przed ewentualną migracją ludów upadłej wówczas „Unii sowieckiej” etc.
Czyli- zróbmy Unię- wy będziecie u nas sprzątać, budować etc. i będziecie strzec nas przed ewentualną niekontrolowaną migracją narodów postsowieckich. My wam dorzucimy trochę Euro, żebyście mogli nas wspierać pracując u siebie, w podrzuconych wam naszych fabrykach, aż po kres każdej komiunktury Amen…
Po obecnych, nierozwiązywalnych problemach gospodarczych w Unii, Ten twór martwych idei i umierających możliwości, w obliczu nowego rozdania globowych sił- szybko będzie tracił na znaczeniu, co doprowadzi do paraanarchicznych, bezużytecznych” szamotów”.
Wystarczy popatrzeć, jaką wartość kreatywną wykazują unijne „Matuzalemy” w przypadku ostatniej „bratniej” pomocy narodowi Libijskiemu. Takich eurokacyków jakimi są Berlusconi czy Sarkozy, stać wyłącznie na totalnie bezwzględny cynizm i egoizm w pozorowanej na „braterską” zagrywce o ropę…
Nie dziwota, że przy takich „ideowcach”, jakimi są dzisiejsi polityczni onzowie UE, czy figurant poltyczny/z tradycji amerykańskiej każdy prezyden USA jest „sponsorowany przez superkorporacje/, jakim jest arack Obama ze swoimi , amerykańskimi problemami społeczno-politycznymi- przywódcy czterech głównych, konkurujących często ze sobą o wpływy religii- wspólnie w Asyżu modlili się niedawno o POKÓJ!!!
Nie o braterstwo między narodami, tylko o POKÓJ…
Pozdrawiam,Sebastian
Można też argumentować, iż siłą Europy jest jej różnorodność. Np. kuchnia sródziemnomorska jest zdrowa, zatem jedni będą pichcić i gościć na lokalnych plażach, a drudzy będą dla nich produkować auta, komóry i inne najnowsze gadżety. I tak się już dzieje, tylko ceny były jakoś kiepsko „zbalansowane”, może konkurencja z Egiptem, Karaibami i Seszelami za silna. Pozostaje zatem nierynkowa solidarność i wypłacanie po 100 mld euro co kilka-(naście) lat.
Nota bene, ryby na portugalskim rynku w nadmorskiej miejscowości są droższe niż w Toronto, tyle że o pół do jednego dnia świeższe. Ciekawe.
Teraz pozostaje pytanie na ile rynki finansowe wycenią resztę greckiego długu w obiegu poza tymi 200 mld euro w kufrach banków niemieckich i francuskich. I ile będzie kosztował Grecję nowy dług? Oraz Włochy i Hiszpanię. Mam wrażenie, że do tego negocjacyjnego stołu w Brukseli jeszcze powrócimy.
Zeby konkurowac z Chinami trzeba sie jednoczyc,w tym kierunku swiat zmierza,przeciez Chiny to tez zlepek roznych narodowosci i jezykow ktorymi sie posluguja,jednoczy ich jeden urzedowy.Pewnie za iles tam lat powstanie rzad swiatowy tak jak dzisiaj mamy bank swiatowy i wtedy Lech Walesa wystartuje do wyborow na prezydenta 🙂
Pan Redaktor pisze:
„Wbrew Kasandrom, jest plan i wola ratowania strefy euro.”
Szanowny panie Redaktorze,
plan i wola zdobycia Moskwy tez byly.
Przeszkodzil mroz i kilka dywizji w pore przerzuconych z Syberii.
Potem byl Stalingrad, Kursk itd.
Grecja moze sie okazac Stalingradem eurokolchoznikow.
Ciekawe co okaze sie Kurskiem.
janekp
Oczywiście, że jest mi miło czytać to, co do mnie zaadresowałeś, choć niedowierzam. Podejrzewam, że podobnie jak ja zaglądasz tu nieczęsto. Mogliśmy wiele przegapić.
Orwell cztery przewidział,
piątej ja dam przydział.
Kościół tu się czuje zdrowo.
Europa „dojną krową”.
wiesiek59 pisze:
2011-10-28 o godz. 12:32
„Niemcy rozbite na księstewka, wolne miasta, nie były potęgą.
Stały się nią po zjednoczeniu.
Europa rozbite na kraje narodowe potęgą nie jest, ale stać się nią może.”
Szanowny Panie,
a po coz to Panu potezna Europa?
Zamierza pan rekolonizowac Afryke lub Azje?
A moze wybiera sie Pan na wojne z islamem?
Planuje Pan jakas wspolczesna wyprawe krzyzowa?
(w panskim przypadku na sztandarach za krzyz robilby pewnie sierp
skrzyzowany z mlotem)
Ja myslalem, szanowny Panie, ze Pan lewicowiec, a Pan tymczasem
sny o potedze sni. Imperium sie Panu marzy.
Byli juz tacy przed Panem, ktorym sie Imperia marzyly.
Jednego otruli arszenikiem a drugi w leb sobie strzelil.
Patrzę na te euro-długi z punktu racjonalnego inwestora, z pozycji neoliberalnych czy klasycznej ekonomii – wszystko jedno, skoro te etykietki służą do propagandowej żonglerki – to Grecja i inne kraje śródziemnomorskie dostawały kredyt w oparciu o zapewnienia KE, EBC i innych organów. Teraz kto tym zapewnieniom da wiarę. Dlatego dopóki te kraje nie zredukują deficytu, nie spłacą części długu, nie poprawią zarządzania kasą państwową i świadczeniami socjalnymu, oraz konkurencyjności gospodarek tych krajów, dopóty banki nie będą im pożyczały na 2-2,5 procent.
Chociaż, kto twierdzi, że inwestorzy i bankierzy są racjonalni!
Za jakiś czas znów ich politycy zbajerują, obiecają kontrole i „przejrzystości”, wszystko dla „dobra społeczeństwa” i przy okazji własnej wybieralności i tak … do kolejnego kryzysu zaufania. Co jakiś czas, gdy bajerowanie było wielkie, kryzys finansowy ma wielkie rozmiary. Liberalna demokracja nie ma zbyt długiej historii, może dlatego końca jej nie widać.
Sebastian 15.54
Twoje dziecinne marudzenie że Unia jest „be” to kolejna zenada w twoim wykonaniu. Silisz sie na intelektualistę, który rozprawia o nie kompatybilności europejskich społeczenstw mieszczanskich z kim ? Z polskimi klerykalnymi nacjonalistami wierzącymi w Ojca Dyrektora ?
Czy chcesz może
SAMORZADNOŚCI I SUWERENNOŚCI POD HASŁEM NASZA CHATA Z KRAJA ? Alleluja i do Przodu ?
NIE MASZ ŻADNEJ PROPOZYCJI POZA MARUDZENIEM !
NAJPIERW POMYŚL POTEM PISZ !
telegraphic observer pisze:
2011-10-28 o godz. 16:01
Ryby w nadmorskiej miejscowości są droższe niż w Toronto, bo dla turystów. Dla miejscowych są tańsze. Zaopatrywałem się w ryby tak jak miejscowi, łowiąc sobie. Za czterdzieści Euro wypływałem z miejscowymi na cały dzień na ryby, z pysznym lunchem, orzeźwiającym Vino Verde i przywoziłem 5-6 kg ryb różnych.
Mnie w Portugalii zadziwiły piękne, bezpłatne (opłaty zaczęto wprowadzać i główna A kraju jest już płatna od niedawna) ale puste autostrady. Na tej głównej, ruch jak u nas na lokalnych drogach albo mniejszy. Kilka aut na minute z przeciwnej strony.
A banki powinny być zbankrutowane, znacjonalizowane, podzielone na małe i sprywatyzowane.
A potem silne prawo antymonopolowe, wręcz kwotowe. Górny limit wielkości dla banków bym wprowadził.
Do finansowania dużych przedsięwzięć można powołać konsorcjum.
Nie ma powodu żeby banki były duże, może być dużo małych.
I gwarancje dla depozytów po tym powinny być zniesione lub ograniczone do małej kwoty, wypłacanej przez ubezpieczalnie. Ludzie muszą podejmować ryzyko lokując pieniądze w banku a bank musi mieć właściciela który może stracić pieniądze. Kto to widział pożyczać bankrutowi pieniądze swoich klientów, prywatnych by prezesi nie pożyczyli Grecji, prawda?
Kto to widział, żeby banki wchodziły w niebezpieczne interesy, przecież nie można tego ukryć, więc czemu ludzie się nie bali trzymać pieniędzy w takich ryzykownych bankach, przecież nie dostawali wyższego oprocentowania za ryzyko? Bo gwarancje rządowe.
Czas przywrócić odpowiedzialność za pieniądze w skali mikro i makro.
To się nie da tak w nieskończoność TO, obawiam się, że ta solidarność z Grecją i obawa przed jej upadkiem, pociągnie całą Unię.
No ale wypięcie się na Grecję też pociągnie..
Eh, nie ogarniam rozwiązania, chyba tylko wspólny budżet, „uwspólnienie” długów i druk pieniędzy w strefie Euro, ale na to jeszcze społeczeństwa nie są gotowe. Zresztą, to rodziłoby napięcia miedzy krajami przy podziale kasy.
Oj narozrabiali ci twórcy Euro, nie przewidzieli wszystkich ryzyk.
Wcześniej czy później musi nastąpić pełna integracja polityki fiskalnej w strefie euro. Musi byc jeden minister finansow na całą strefę euro i jedna polityka podatkowa i wydatków budżetowych w EU. Tak jak to jest w Stanach Zjednoczonych.
Nie przeszkadzałoby mi bynajmniej gdybym swojego żywota dokonał jako obywatel SZE (UNE).
Stanów Zjednoczonych Europy ( United Nations of Europe ).
Kaźmirz pisze:
2011-10-28 o godz. 22:38
—————————–
Szanowny Kaźmirzu,
dziękuję za komentarz.
Ewidentnie mamy sporo różne od siebie odbiory rzeczywistości, a żaden z nas, nie jest tutaj w blogowej formie „oświecić” drugiego, co dzisiaj w UE jest czym…
Takie „przerośnięte” epoki historyczne jak obecna w Europie, jak dotychczas, uwolnienia do dalszego rozwoju osiągały wyłącznie za pomocą wstrząsów wojenno-rewolucyjnych. Najzwyczajniej w świecie, elity takich dojrzałych cywilizacji zużywały się w możliwościach dalszego rozwju. Jeśli widzisz szansze na twórcze i dynamiczne , w miarę strawne dla obywateli , współrządzenie Europą takich postaci jak erlusconi, Sarcozy, Cameron, Zapatero/obecny? Tusk, Orban etc przy zachowaniu „krępulców” przestarzałej, europejskiej demokracji- to poziwiam Ciebie, też inaczej…
Dla mnie, czeroletnie cykle wyborów , kiedy wygrana ekipa, jeszcze przed oficjalnym pobjęciem władzy, zaczyna prowadzić kampanię do następnych wyborów- jest na kryzysowe czasy, niakceptowalną dewiacją, stworzoną na czasy dobrobytu. Kiedy więc słyszę o półrocznych prezydencjach, to widzę już TYLKO!!! teatr.
Oczywiście szanuję Twoje prawo do własnych poglądów, a na inwektywy, które otrzymałem po jednym moim wpisie na dany temat, się nie obrażam, a nawet się ceszę, że mogłem sobą sprawić komuś odroinę satysfakcji z jego poczucia własnej wartości.
Pozdrawiam,Sebastian
P.S.
Ofertę JUTRA posiadam i aktualnie usiłuję ją wdrożyć. Po dokładnym rozpoznaniu możliwości patrioteycznego jej wdrożenia w Polsce/brak środków/ oraz w UE .
Unijni biurokraci-„demokraci „- nie są w stanie zauważyć, że zainfekowany „wirusami chorobotwórczymi ” organizm Unijny, nie reaguje już na „szczepionki”, czyli dotychczasową wiedzę ekonomiczną i prawodawstwo. Oni cali tkwią w zaczarowanym świecie WCZORAJ, na prawdziwie NOWE reagują alergicznie.
Jeśli więc „pro pulico bono” nie ma szans, a oferta ma autentyczną wartość-pozostaje więc dorobkiewiczowskie wdrożenie jej w klasie „biznes”, a nuż coś ta droga wniesie cokolwiek ożywczeko w obecnym zapętlonym maraźmie.
Nie potrzebuję od nikogo psychicznego pokrzepienia w tym zakresie, gdyż JUŻ nauczyłem się trzymać kciuki za samego siebie, nawet kiedy rodacy wychodzą na swoje „balkony” i odklepują „Modlite Polaka/Marek Koterski-„Dzień świra”/
Levar pisze:
2011-10-28 o godz. 18:57
Do tego samego co potężne USA, Chiny, czy Indie…….
USA zaczynało skromnie, od 13 stanów. Dzięki unifikacji początkowo odrębnych walut, prawa, niezgodzie na secesję, jest tym czym jest obecnie.
Unifikacja Europy wytworzy nową jakość- większą wagę gospodarczą i polityczną niż suma części składowych.
Dotychczas unifikacja krajów odbywała się przemocą, to pierwszy na świecie projekt POKOJOWEGO scalania się dotychczas odrębnych krajów.
Jeszcze kilka kryzysów i ze dwa pokolenia……
Przyłączam się do tego co napisała Dana1. Oświata i wychowanie są niezwykle ważne dla procesu europeizacji naszego świata. Słabo jednak wierzę w instytucję oświaty – choćby i paneuropejskiej ? jako kreatora czy reformatora społeczeństw. Bałbym się takiej oświaty? Nauczyciel sam nieprzekonany do idei ? nikomu jej nie zaszczepi. Optymizmu doszukiwałbym się raczej w najszerzej pojętej kulturze, której emanacją powinna być oświata. Mamy przecież wspaniałą sytuację dzięki zbliżaniu się kultur (internet, komórki, rozwój turystyki itd.), także dzięki zwiększaniu dostępności do dóbr kultury wewnątrz poszczególnych nacji. To co się porobiło w ludzkich głowach przez te ostatnie kilkanaście lat bez udziału szkoły ?może przyprawić o stupor.
Nie ma też chyba co narzekać na ten suwerennościowy archaizm czy atawizm ? sam zniknie, podobnie jak leżący w tej samej mogile : patriotyzm. Parę lat temu w wielkim kraju za oceanem dyplomaci zastanawiali się jakim by tu zaszczytnym mianem powitać przybywającego z wizytą niewysokiego przywódcę niewielkiego kraju. A że trudno było wynaleźć mu jakąkolwiek zasługę ? wymyślono, że powitają go jako ?wielkiego patriotę?. To można powiedzieć o każdym i nikt tego nawet nie zakwestionuje. Bo to pusty frazes, który połechtać może chyba tylko prymitywów, którzy się łudzą, że można być patriotą, choć ma się dwie lewe ręce, kaleczy mowę ojczystą, ale za kołnierz się nie wylewa?
Ciekawe, jak długo wytrzyma system, w którym Chińczycy łupią własnych obywateli, żeby mieć za co fundować Europejczykom ich ?zdobycze socjalne???? Może Chińscy ?Oburzeni? wyjdą się oburzać na Plac TianAnMen??? Ciekawe czasy! ?Bodaj byś żył w ciekawych czasach? ? przeklinają Chińczycy. A Lenin przewraca się w grobie, bo politycy sprzedają nam sznur, na którym sami się mamy powiesić.
http://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=1051
Politycy za nasze pieniądze nas uszczęśliwią, Chińczycy nas wykupią…..
Paradoks historii? Czy przewaga centralnego sterowania nad egoizmem i indywidualizmem?
Darowanie komuś długu oznacza, ze ten kto podarował nie będzie żądał zwrotu – ot po prostu zrobił prezent , stać go na to.
Co innego, gdyby inne państwa czy instytucje oświadczyły, iż przyjmują na siebie cięzar spłaty długu a to już inna sprawa.
Czy nikt nie wiedział, że Grecy, deliktatnie mówiąc nie są wzorami pracowitości? Po co więc dawano więc im pieniądze pozwalajace żyć ponad stan, na koszt innych, bardziej pracowitych społeczeństw ? Niech teraz ci, którzy te decyzje podejmowali ponoszą tego koszt – no takie ryzyko w interesach, że nie zawsze sie zarabia.
Jestem za ściślejszą integracją europejska, razem z Rosją i Ukraina ale każde społeczeństwo winno żyć na takim poziomie jaki sobie SAMO wypracuje. Pomoc innych może mieć tylko dwojaki charakter :
– pomocy humanitarnej w przypadku kleski żywiołowej
– pomocy inwestycyjnej pozwalajacej za zwiekszenie potencjału wytwórczego gospodarki – to oczywiście do oddania.
Maksymalnie ograniczyć pomoc przeznaczaną na zwiększoną konsumpcję.
08:10
Stany Zjednoczone Europy (SZE) to United STATES of Europe (USE), a nie United NATIONS of Europe, czyli PAŃSTWA/NARODY Zjednoczone Europy.
I w TYM właśnie cały tkwi problem…. Reszta to pikuś.
Powyższe to do Lexa, oczywiście (o 08:10)
Ciężko o wspólnotę wartości, gdy ludzkość staje się coraz to bardziej bezwartościowa. Choć może, paradoksalnie, dojdzie do bezwartościowej wspólnoty. Ciekawy sygnał dają oburzeni Amerykanie, którzy w swoim proteście nie mają programu (postulatów) lecz po prostu wyrażają oburzenie faktem, że 1% obywateli USA ma więcej od pozostałych 99%. U nas, w Europie, „ratuje się Grecję by uratować siebie”. A co będzie, gdy ludy pracujące UE dokładnie rozszyfrują międzynarodowe porozumienie oligarchów? Zatriumfuje Marks?
mw,
wiem, że „nations” narody to ( ale także: kraj, państwo wg. słownika Fundacji Kościuszkowskiej jakim dysponuję) a stany/państwa to „states”.
„States” użyłem w tym drugim znaczeniu a „nations” w znaczeniu dosłownym – narody. Przyznaję jednak, że wpisanie w nawias United Nations of Europe po Stanach Zjednoczonych Europy mogło wskazywać na błąd w tłumaczeniu z angielskiego na „nasze”.
parker (10-29 o godz. 00:02)
Zajmujesz się trzeciorzędnymi kwestiami, Parker. Główna dyskusja toczy się o tym, czy okupować Wall Street czy Washington 😉
W Europie sektor bankowy jest trzy razy większy niż w Płn. Ameryce, licząc aktywa, przy zbliżonej wielkości gospodarki. Po prostu u nas więcej forsy (z oszczędności w inwestycje) przepływa przez rynki finansowe. Ludzi lokują więcej w akcje i obligacje, mniej w lokaty bankowe. W USA są tysiące banków, oczywiście różnych wielkości, przeważnie o zkaresie lokalnym, ale rozproszenie jest duże i model ich funkcjonowania (oraz regulacje) są nieco inne niż w Europie. Kanadyjski system jakby przypomina brytyjski, jest sześć dużych banków działającym „od oceanu do oceanu po ocean” – na całym terytorium. Niemniej lokaty (zwane GIC, guaranteed investment certificate) nie są aż tak popularne, i gwarantowane, jak w Europie.
Moim zdaniem, są jeszcze inne czynniki wpływające na decyzje bankierów. M.in. to, że i oni są ubezpieczeni. Teraz zwracają się do rządów i Unii o pomoc, gdy zabrano im 100 mld euro, pardon, dobrowolnie się zgodzili. W sumie efektem jest poważne spowolnienie gospodarki unijnej. A może dobrobyt, który spadł na biedne kraje śródziemnomorskie w ostatnich 20-30 latach spowodował pomieszanie zachcianek z możliwościami oraz wartości, w tym moralnych. Wszak ekonomia klasyczna stoi blisko etyki, o ile nie jest jej częścią.
p.s.
Korekta, GIC są gwarantowane jak w Europie (ale mniej forsy się w nie lokuje).
Czy „okupanci” mają rację? – zastanawiają się nawet literaci-nobliści, jak Vargas Llosa. Moim zdaniem, o tyle nie mają racji, że w USA pojawili się o dwa lata za późno. Na jesieni 2009 ważyły się losy, czy przewodzenie zmianom w regulacjach rynku finansowego i banków przejmie Paul Volcker, który jest radykałem. Niestety przegrał, gdyż Obama stchórzył, ale gdyby była presja publiczna, to sprawy mogły potoczyć się inaczej. Teraz narracja ekonomiczna w USA wygląda bardzo libertariańsko z elementami populizmu, gdy trzeba. Mnie osobiście libertarianizm amerykański nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – korzystamy z niego (w Kanadzie), a nie uczestniczymy. Libertariańskie USA dynamiczniej się rozwija (przy okazji mniej jest grubasów, chociaż podobno otyłość bierze się ze stresu), nakręca koniunkturę światową i podbija popyt na surowce. Wzmacnia też kanadyjską walutę, nagle się okazuje, że średnia zamożność (net worth) Kanadyjczyków zbliżyła się do zamożności Amerykanów, oczywiście również dzięki Chińczykom.
Gdy czytam wywiad z Robertem Mundellem (J.Ż. „Zawał”) to widać wyraźnie jak teoria ekonomiczna ma w poszczególnych okresach hopla na jakimś słusznym punkcie, zapominając o drugiej stronie medalu; medal się odwraca na ogół w sposób dość dramatyczny i panuje nowa moda. Mundell, nota bene tworzył podwaliny w „supply side economics”, które odsunęło wiele pomysłów keynesizmu i jest nadal „w mocy”, ale znany jest, i nagrodzony, za „optymalne obszary walutowe”. Rozwiązał problemy stare, pojawiły się nowe – trzeba nowej teorii. To mi przypomina opytmalizowanie systemu komputerowego.
Piszesz, że solidarność z Grecją (z Włochami i Hiszpanią chyba też) pociągnie Unie gdzieś. Gdzie? No właśnie, Heraklitańska konkluzja. Wyobrażam sobie to jako ruch racjonalizatorski, ku unifikacji systemów opiekuńczości. Społeczeństwa, tj. wyborcy w wielu krajach zdawać będą sobie sprawę, że dalsza integracji m.in. w tym kierunku jest dla ich dobra. Innymi słowy, kalkulacje finansowe są na krótką metę, terbulencje społeczne trwają dłużej. Pieniądz jest tylko narzędziem, drogą do szczęścia narodów. A narody Europy się starzeją.
Lex 15:37
Nie o tłumaczenie przecież mi chodziło (Twoje jest całkiem dobre), ale o zwrócenie uwagi na GŁÓWNĄ (wg mnie) przyczynę kłopotów „zjednoczeniowych” Europy (UE): jest nią właśnie niewspółmierność zamiaru zjednoczeniowego (wymagającego porzucenia przywiązania do suwerenności narodowej/państwowej i uznania swego państwa za … stan) i rzeczywistości kulturowej społeczeństw Europy, które widza się i rozumieją się jako suwerenne państwa/narody.
I tu jest pies pogrzebany, jak pisałem. Wszystkie dywagacje ekonomiczne i polityczne nic nie znaczą, dopóki nie zmieni się percepcja „kulturowa” w Europie. A czy to w ogóle możliwe? Trudno mi to sobie wyobrazić. Jak dotąd chyba nikomu nie udało się przekonać suwerennych narodów, tworzących suwerenne państwa narodowe, że są od pewnego momentu stanami jednego, nadrzędnego państwa. Nawet Niemcom udało się to w XVIII/XIX w tylko dlatego, że mówili jednym językiem (więc może byli po prostu jednym narodem, nawet w naszym, nowoczesnym jego rozumieniu).
Warunkiem powstania SZE jest, jak myślę, porzucenie przez Europejczyków pojęcia narodu w rozumieniu siebie i przyjęciu w jego miejsce pojęcia społeczeństwa. Jeszcze tysiąc lat….
wiesiek59 pisze:
2011-10-29 o godz. 10:19
„USA zaczynało skromnie, od 13 stanów.”
Prawda.
Jest jednak istotna roznica miedzy USA a Europa.
USA zalozone zostalo przez ludzi, ktorzy dobrowolnie opuscili swoje
pierwotne ojczyzny i rozstali sie z narodami, z ktorych pochodzili.
Swiadomie postanowili zostac kims innym, niz byli do tej pory.
Mozna by ich w pewnym sensie porownac do Abrahama, ktory opuscil
rodzinne gniazdo, by stac sie ojcem nowego narodu.
Z europejczykami sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, poniewaz
wiekszosc to ludzie, ktorzy nigdy nie zamierzali niczego opuszczac
ani niczego nowego szukac. Wiekszosc do zmian sie nie pali.
Przynajmniej wiekszosc w tych krajach, ktore do tej pory uchodzily za
dostatecznie silne i zamozne, by radzic sobie same.
I trudno im sie dziwic. Mysle ze gdyby Pan byl wlascicielem kilkusethektarowego gospodarstwa, raczej nie byloby Panu pilno do
spolki z malorolnym. Juz predzej zaproponowalby Pan mu posade
parobka w swoim gospodarstwie.
Stany Zjednoczone Europy, to brzmi pięknie.
Niestety, największą przeszkodą jeszcze długo będą nacjonaliści. Niezbyt liczna, ale niebezpieczna mniejszość w wielu krajach. Serbia – Kosowo, tu można tłumaczyć okrutną wojną, ale Litwa przeciwko Polsce? Oni w dalszym ciągu uważają, że Polacy chcą im odebrać Wilno.
@levar:
he,he…
Stanowczo protestuję przeciw notorycznemu pomijaniu nietuzinkowego polityka niemieckiej (i europejskiej) lewicy, który już w latach 30. ubiegłego wieku snuł ambitne plany jednoczenia Europy a w latach 40. próbował je (z częściowym sukcesem) realizować. Niestety potężna koalicja skażona eurofobicznym myśleniem zablokowała ucieleśnienie tej jakże pięknej idei.
***
Redaktorowi Szostkiewiczowi gratuluję mądrości etapu. Przed zapędzeniem Polski do Wspólnego Europejskiego Domu zapewniano tubylców, że „nie pozbywamy się suwerenności”, a nagle dowiadujemy się, że „europejski rząd” to „historyczna konieczność” i bez tego ani rusz.
Jaja jak berety (dla tych przytomnych oczywiście).
Nie należy zampominać, że projekt Europy Ojczyzm, który stworzył podstawy do EU, był chadecki i konserwatywny, a nie socjalistyczny.
Marksiści wtedy mieli inne plany, a socjademokracja była tylko umiarkowanie przychylna. Przykład Orwella bardzo dobrze pokazuje zupełnie inną mentalność. Niestety, często myli się ten projekt z założeniem jakiegoś „narodu europejskiego”czy pozbycia się suwerenności. To tylko smutna czkawka po śp. „Lewicy” która sama już jest anachronizmem.
Projekt EU polega na połączeniu zasady subsydiarności i solidarności. W największym skrócie chodzi o model, w którym można godzić interesy wspólne na takiej zasadzie, że więcej Europy pozwala na więcej, i lepszej Polski, Niemiec czy Estonii. Zadbanie o wspólne zasady i interesy, przede wszystkim gospodarcze, daje więcej dobrobytu i infrastruktury do rozwoju kultury i interesów narodowych i lokalnych, i vice cersa.
Solidarność wynika z takich wspólnych „wartości”, jak zasady samostanowienia, państwo prawa, samorządność, wolności obywatelskie, społeczna gospodarka rynkowa itd., itp. Wspólnotę tych zasad widać lepiej z zewnątrz, i wyzwania glibalizacyjne bardzo ją uwydatniają.
Dwadzieścia lat temu Genscher przewidywał, że „niedorobiony” mechanizm euro, przez kryzysy będzie popychany do samonaprawy i ożywiania integracji w tym właśnie duchu. Kryzysy budżetowe podniosły konieczność koordynowania mechanizmów fiskalnych i bidżetowych. Z drugiej, co jest o wiele istotniejsze, uwypuklają polityczną stronę tej oryginalnej zasady Unii. Ona o dziwo powoli, ale działa – pragmatycznie a nie ideologicznie. Trudne ale wykonalne.
Widać że Grecję warto wyciągać, pomimo oczywistych grzechów. Lepsze funkcjonowanie strefy euro jest też ważne dla krajów spoza strefy. Polacy mogą w praktyce obserwować, że to działa nawet w trudnych przypadkach. Że w tym systemie możliwe jest aby np. interes Niemiec był taki sam jak interes Polski. Obustronnie i prawdziwie.
Przy okazji wykuwa się powoli mechanizm wspólnej kontroli regulacyjnej i fiskalnej EU nad tym kasynem spekulacyjnym, co zaczęło ostatnio dominować i suwerenne rządy i rzeczywistą gospodarkę na świecie. Tu nie chodzi o tradycyjne banki, które są pod jaką taką kuratelą, ale o gigantyczne firmy i mechanizmy finansowe które z bankowością nie mają już wiele wspólnego, i których wartość transakcji przytłacza wszystko. Banki są tu niemal bardziej ofiarą niż winowajcą.
Rząd USA jest zbyt kontrolowany przez Wall St. żeby nad tym zapanować, i EU jest ostatnią deską ratunku.
Andibozie!
Powiem Ci szczerze, że specjalnie wyszukiwałem artykuły dotyczące stosunku Litwy do Polski, łącznie z artykułami litewskimi, które raz gorzej raz lepiej tłumaczył mi Google. Było sporo o właśnie Wilnie, nieprzeproszeniu Polski za Żeligowskiego, polonizowaniu Litwinów, hermetycznej mniejszości polskiej, której lepiej było za Sowietów, o politykach wychowanych w duchu antypolskim.
Ale w pewnym momencie naszła mnie refleksja, że to są tematy zastępcze. Oni się po prostu Polski boją. I tu nie chodzi o militaria, a o siłę kultury, boją się dominacji kulturalnej. A Litwinów jest coraz mniej, bo wyjeżdżają.
Drogi Sebastianie! (28-10-g.15:54)
Podobnie jak Kaźmirz(g.22:38)
uważam, ze Twoje złe zdanie na temat UE („umarła klasa”) jest nie tylko niezbalansowane żadną pozytwna alternatywa, ale razi również populistyczną argumentacją w stylu pisowsko-rydzykowym.
Czy wypisanie sie z UE w obecnych globalnych rozdaniach mogłoby przynieść jakiekolwiek profity jej najmłodszym i raczej niebogatym członkom? Widzisz coś lepszego na horyzoncie?
Torlinie! (30-10-g.8:37)
Tez jestem pod wrażeniem tego, co ostatnio dzieje się na Litwie, więc wtrącę swoje trzy grosze.
Wszelkie pogranicza narodów i kultur rodziły i rodzą konflikty, choc zarazem były i sa miejscami magicznymi, gdzie objawiają się niepospolite talenty ( Mickiewicz, Piułsudski, Miłosz).
Litwini, mały dzielny naród nie dał się zsowietyzować, a boi sie, jak ognia, Polaków jako ten „mniejszy brat” w trwającej od XIV do XVIII w. Unii Polsko-Litewskiej, który w znacznej mierze uległ polonizacji pod wpływem bardziej -widać – atrakcyjnej kultury. Jeszcze w powstaniu styczniowym potrafilismy razem walczyc przeciwko Moskalom. Wspólczesny lek Litwinów przed Polakami jest irracjonalny, ale jego korzenie tkwią głęboko w przeszłości.
Niewielu jest intelektualistów, którzy jak tomas Venclova nie maja kompleksu „mniejszego brata” i moga pisać o polskim i litewskim Wilnie („Opisać Wilno” – gorąco polecam!), bez oczekiwania na polskie przeprosiny (za Żeligowskiego)>
Osberwując bieg wypadków na obydwu kontynentach wydaje mi się, że stawianie obecnych problemów Europy w opozycji do sytuacji na kontynencie amerykańskim jest nieporozumieniem.
Pozdrawiam
Wracam do zadanego przez Gospodarza tematu by pewne sprawy doprecyzować i uzupełnić:
„Czas wrócić do dyskusji o pryncypiach. Do dyskusji politycznej o jedności europejskiej. Jakie są dziś główne przeszkody na jej (jedności europejskiej) drodze?”
Przeszkodą jest tabu suwerenności narodowej. Należy je przełamywać w sobie i proponować jego przełamywanie innym. Ten postulat nie zawiera jednak w sobie zamiaru „likwidacji” patriotyzmu, nie zawiera w sobie także zamiaru „rozwiązywania” narodów.
Idzie o rozdzielenie splecionych z sobą wartości. Patriotyzm nie jest raz na zawsze i koniecznie związany z postulatem suwerenności dla ojczystego kraju, naród nie musi być suwereny by kultywować wartość, jaką sam dla siebie stanowi. Zapętlenie narodu, patriotyzmu i suwerenności nastąpiła na dobra sprawę nie tak dawno. Nastąpiło ono, bowiem w procesie trwającym od dwustu zaledwie lat.
Tomasz M przywołał ważne pojęcie subsydiarności, czyli na zasadę, iż sprawy, które może rozwiązywać gmina, że atrybuty, które może ona udźwignąć pozostawia się na poziomie gminy, to zaś, co jest w stanie załatwić region pozostawia się w kompetencji regionu itd.
Atrybut suwerenności, który w czasach poprzedzających państwo narodowe był atrybutem monarchy – czy jak w wypadku I Rzeczpospolitej atrybutem zgromadzonych stanów sejmu, senatu i króla – odziedziczyło państwo narodowe. Nie został on oddelegowany w dół ku gminom i regionom. Pozostał był oczkiem w głowie władzy centralnej wobec zakusów cudzoziemskich podmiotów.
Dziś de facto atrybut ten – zarówno, jeśli idzie o suwerenność zewnętrzna jak i wewnętrzną państwa – został już poważnie w Europie zdemolowany i ograniczony. Nie mniej występuje on niezwykle silnie, jako pałka na wszystkie próby efektywnego zacieśniania współpracy, jest silnym argumentem mobilizującym emocje elektoratów.
Budzi się ta suwerenność jak wartość bezwzględna zawsze czy to idzie o próby rozszerzenia kompetencji parlamentu europejskiego czy o kompetencje Brukseli do kontroli nad budżetami. Sięgają po argument obrony suwerenności rządy państw narodowych, sięgają zbuntowane grupy obywateli.
Czasem wypływa ten argument w sposób nieoczekiwany i groteskowy jak przy okazji wypowiedzi Jana Hartmana o konieczności obrony suwerenności PL przed kościołem katolickim.
Moim zdaniem należ dążyć do rozproszenia atrybutu suwerenności zarówno wewnętrznej jak i zewnętrznej pomiędzy gminy, regiony, państwa i UE wedle zasady subsydiarności. Regionowi wara od tego, co gmina jest w stanie załatwić samodzielnie. Państwu wara od tego, co mogą gminy i regiony a także od tego, co jest ponad jego siły tego, co tylko wspólnota ponad państwowa może zapewnić.
Podsumowując:
Szerzyć należy oczywisty pogląd, że w obecnej sytuacji w Europie delegacja suwerenności zarówno w górę jak i w dół od państwa narodowego nie jest sprzeczna z patriotyzmem. Na efekty nie trzeba będzie czekać setki lat. Najstarsze państwa narodowe liczą niewiele ponad 200 lat a tabu suwerenności państwowej mimo swej siły jest już mocno poharatane. W gruncie rzeczy to sprawa mocnej magii. Wezwanie do obrony suwerenności to niezwykle silne paraliżujące zaklęcie, ale tylko zaklęcie.
A tak naprawdę to uważam ze największą przeszkodą w realizacji jedności Europejskiej byłby brak trudności przeszkód do pokonania. Nic bardziej nie jednoczy niż wspólnie przeżyty i pokonany razem lęk wspólne pokonywanie przeszkód. Tych mam nadzieję nie braknie.
dana1,
podziwiam optymizm wyrażony w ostatnim akapicie Pańskiego wpisu, choć zawsze życzyłem i nadal życzę jak najlepiej zjednoczonej Europie.
Pozdrawiam.
Levar pisze:
2011-10-29 o godz. 17:55
http://www.inderechtestraat.nl/UserFiles/59/File/Purytanizm.pdf
Purytanie przybyli do Ameryki nie tak całkiem dobrowolnie…….
A co do ruchów państwowotwórczych w Europie, to przeważały dwa typy
-podbój
-małżeństwa dynastyczne
No i oczywiście państewka buforowe na których tronach osadzano zwasalizowanych władców, jak Mołdawia na przekład.
Unia Kalmarska czy Lubelska, to rzadkość w tamtych czasach.
Jacobsky
Dzięki. Nie jestem egoistą. Chętnie podzielę się podziwianym przez Pana optymizmem.
Pozdrawiam
mag pisze:
2011-10-30 o godz. 11:42
——————————-
Droga Mag,
dziękuję przedewszystkim za Twoją szczerą wobec Twoich własnych odczuć i przekonań postawę. To nadaje sens wszelkim rozmowom/…/
Jeśli chodzi o UE- to wszelkie oceny , na dzień dzisiejszy, mogą być tworzone na tzw. czucie. Generalnie ,bowiem, jesteśmy zasypywani koniunkturalnymi opiniami , które poza „zasiedlaniem” naszych coraz bardziej niespokojnych psychik- NICZEGO NIE ROZWIĄZUJĄ!!! Jesteśmy w europejskim teatrze społeczno-polityczno-gospodarczym, w którym inspiracje do poszczególnych działań i pomysłów idą od Sasa do lasa, i coraz bardziej bezwiednie wygłaszane są mantry ze zużytych teorii gospodarczo-polityczno-społecznych, a światełko w tunelu coraz mniejsze i mniejsze…
Unii brakuje autentycznego ideowo-programowego/ponad somą ideę zjednoczeniową/ planu na przyszłość. Kraje europejskie, w obliczu narastającej globalnej marginalizacji , brną „instynktownie” do zjednoczenia, ale europejski nowoczesny konserwatyzm- z góry skazuje ten projekt na przegraną. Zresztą ostatnio poparł mnie w takim prorokowaniu Mistrz Alan Greenspan, wygłaszając swoją opinię o niepowodzeniu projektu UE.
Wystarczy dla zabawy zestawić sytuację Grecja UE , z pierwszym krokiem podobnego mechanizmu na linii UE-Chiny.
Wyciągnięcie dłoni Unii do Chin po pieniążki, w obecnej sytuacji- to wyjątkowy moment w dziejach Europy i świata, a ze względu na jego dramatyczność- jakże jest podobny do proszącej o wsparcie Grecji. W obydwy przypadkach, pomoc jest potrzebna na chwilowe przetrwanie, a nie uzdrowienie czegokolwiek/…/
A my-biedaczyska- Polacy, jesteśmy cywilizacyjnie, na etapie odbudowy naszych dróg i torowisk. W naszej sytuacji, jest to wyczyn i jest wspaniałe to,że to , i trochę innych rzeczy naprawdę się dzieje. Kiedy popatrzymy na siebie z pokorą, to dostrzeżemy , że realnie tylko na tyle nas obecnie stać.
W naszym przypadku, nasze obecne, zręczne korzystanie/dopóki się da/ z fuduszy Uunijnych, jest zachowaniem optymalnym. Ma to jednak niewiele wspólnego z kondycją i perspektywami całej, niekompatybilnej z wyzwaniami dzisiejszego świata , pięknej ideowo Unii Europejskiej.
Pozdrawiam Sebastian
P.S.
Powyższe „wymądrzanki” spłodzone są w oparciu o powszechnie dostępne, jawne informacje. Przecieki o dyskretnych działaniach inwestycyjnych Rosji czy Chin w Europie, w ramach antyteoriospiskowych ostrożności-zostały pominięte.
Panie Adamie.
Nieprzewidywalnosc jest jednym z najbardziej ekscytujacych elementow naszego zywota .
Czy Monnet i Schumann zdawali sobie sprawę z epokowego znaczenia zabawki ktora wyprodukowali? Wbrew demagogii gaullistów we Francji oraz SDP w Niemczech, w miejsce szowinizmu zaproponowali humanizm oraz wspólprace na kontynencie utaplanym w nienawisci.
Europa bez muru, bez granic, bez RWPG – 25 lat temu brzmialoby jako herezja, ale nie dla wszystkich. Okazalo sie, ze umysly wizionerow byly niestrudzone, powstal fenomen do tej pory niespotykany.
Ja wroze Unii dlugie zycie, dluzsze anizeli nas tu obecnych, czyli raczej nie dowiemy sie kto mial racje… Problemy sa i beda, kaprysni czlonkowie moga byc wypraszani za drzwi, euro zdemolowane lub nie, koncept jednakze jest zbyt drogi azeby go rozbic.
Duch nacjonalizmu obnaza sie w czasach ekonomicznych zapasci, znika szybko pod przykrywka dobrobytu. Nie sadze azeby zintegrowane programy edukacyjne mogly zrobily wiecej dobrego anizeli micha cieplej strawy oraz wielki kolorowy telewizor na scianie. Nie staralbym sie tez na sile nakazywac Polakom spiewania ” Ody do radosci „, oficjalnego hymnu UE, zamiast ” szabla odbierzemy”.
Najmocniejszym czynnikiem integrujacym EU powinny byc hormony. Demograficzne pomieszanie ktore Unia promuje, za 2-3 pokolenia przyniesc moze zaskakujace resultaty : rozcienczone poczucie narodowosci, dziwny nowy wspolny jezyk ( angielskopodoby „europlish”) oraz pelne neologizmow jezyki lokalne.
Waznym wyzwaniem UE na dzien dzisiejszy jest okreslenie swojej roli w NATO, paktu ktorego sens istnienia implodowal w momencie likwidacji ZSRR. Nalezy powaznie sie zastanowic komu potrzebne sa wojska amerykanskie okupujace RFN oraz co Europa planuje w miejsce po ewentalnej likwidacji struktur NATO .
Drogi Sebastianie!
W zasadzie zgadzam się z Twoim oglądem sytuacji od akapitu: „A my – biedaczyska – Polacy, jesteśmy cywilizacyjnie na etapie odbudowy naszych dróg i torowisk”…
Sprostowałabym tylko – budowy, a nie odbudowy.
Dokładnie tak – trzeba zręcznie korzystać, na ile się da. A kondycja i perspektywy UE od nas, jednych z „braci najmłodszych” Wspólnoty, niewiele zależą, zwłaszcza że nie jesteśmy jeszcze w strefie euro.
Ot, chytrości trochę potrzeba, a i pewnej ( bardzo umiarkowanej) pokory.
Moim zdaniem, taką taktykę stosuje PO i dlatego, przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie mam do tej formacji, głosowałam na nią, bo jest po prostu racjonalna.
dana1,
jestem optymistą jesli chodzi o Europę, ale optymizmu nigdy nie za dużo w kwestiach najważniejszych.
Pozdrawiam.
Panu Redaktorowi moze warto przypomniec, ze UE wziela sie ze Wspolnoty Wegla i Stali. Czyli jedno z dwojga: albo Pan redaktor uwaza wegiel i stal za wartosci niekonomiczne, albo nie uwazal na lekcjach historii. Obecne nieszcescie w strefie euro wzielo sie z odejscia od taktyki malych krokow ekonomicznych wlasnie i rzucenia sie na leb na szyje w wir wielkich idei i wartosci politycznych. Tworzenie jednolitej strefy monetarnej bylo bowiem typowym przykladem stawiania spraw na glowie – tworzeniem instytucji majacej obslugiwac nieistniejaca rzaczywistosc. To troche tak jak z polska droga do motoryzacji; nadzieja, ze kupujac wypasione bryki
spowodujemy powstanie odpowiedniej do nich sieci drogowej. To wlasnie idealizm i wiara w sile sprawcza wartosci podsunela panom z Brukseli pomysl z euro. Moze gdyby znali historie nieco lepiej niz pan Redaktor, to
wiedzieliby, ze kiedy tworzono Stany Zjednoczone (Ameryki), to bardzo dlugo kazdy stan, terytorium, a nawet pojedyncze hrabstwa emitowaly wlasny pieniadz, czesto dosc oryginalny w formie. Unia monetarna przyszla dopiero wtedy, kiedy powstaly po temu odpowiednie warunki ekonomiczne
i byla wyrazem osiagnietej jednosci, a nie zludzeniem, ze te jednosc sprawi. Co oczywiscie nie oznacza, ze w polityce nalezy sie kierowac li tylko chlodna kalkulacja i ostroznoscia, bo to troche tak, jakby w warunkach domu wariatow starac sie wylacznie racjonalnie planowac i podejmowac decyzje. Bez odrobiny szalenstwa wlasciwie zadna polityka bylaby niemozliwa. Rzecz w tym, zeby z grubsz wyczuc, gdzie konczy sie odrobina.
~
nie stad, ni z owad,
znalazly nagle(29.10.11) niemieckie banki 55,5 miliardow euro,
ktorych nie bylo w bilansie,
jest tu taki madry, ktory mi wytlumaczy,
jak to jest mozliwe?
wykład naukowca o pseudonimie „imiennick” zasługuje na dokładne przestudiowanie, nie tylko przez pana redaktora – ale przede wszystkim przez tych mądrali w Brukseli i w innych europejskich stolicach.
Wspólnota ekonomiczna, polityczna ani wspólnota wartości nie wymaga posiadania jednej jednostki wymiany, czyli wspólnego pieniądza, istniała ona przecież przed jego wprowadzeniem (a i dzisiaj mamy w UE wiele walut). Nie wymaga też zakazu bankructwa państw członków UE, jeśli już wspólną walutę wprowadzono. Dobra wola nie wystarczy, a nierealistyczny plan jest gorszy od braku planu. Tan cały plan polega na odsuwaniu problemu w czasie. Realną alternatywą dla bankructwa Grecji, Włoch i Portugalii jest wykupienie obligacji przez Europejski Bank Centralny i stworzenie wielkiej stagflacji w strefie euro na wiele lat (jak w latach 70-tych). Czy to jest dobre rozwiązanie? Gdyby Grecji pozwolono zbankrutować 2 lata temu już by mogła wychodzić z recesji, po drastycznym dostosowaniu. Dzięki pomocy i umorzeniu długów Grecja będzie miała taki sam dług jak przed początkiem pomocy. Fundusz ratunkowy dostanie pieniądze od państw, których z kolei obligacje wykupi EBC, albo te państwa same zaczną bankrutować za jakiś czas. Jeśli mamy mieć jedną politykę fiskalną i budżetową, to ja bym chciał NAJPIERW wiedzieć, jaka ona ma być. Jeśli tego nie wiem, to będę głosował przeciw wspólnemu rządowi. Wspólny rząd socjalistyczny jest gorszy od 17 różnych rządów. Dlaczego mamy wprowadzać identyczne podatki, jeśli nie wiemy, który kraj ma lepszy system podatkowy? Skąd mamy wiedzieć, że w większości państw po takiej zmianie nie będzie gorzej? Dlaczego mamy mieć podatek od dochodu, a nie od majątku? Czy takie ujednolicenie nie zablokuje pożądanej zmiany, które trzeba najpierw przetestować na ograniczonym terenie?
Orwell rozumiał bardzo dobrze politykę, ale nie ekonomię. Dlatego uważał się za socjalistę.
Zapobieganie deflacji na dużym obszarze prowadzi do ciągłej inflacji (Hayek, Konstytucja wolności 1960). A inflacja do nawracających kryzysów finansowych. Bezpieczeństwo banków można zapewnić w zupełnie inny sposób niż poprzez państwowe gwarancje. Wystarczy prawnie zakazać wykorzystywania depozytów (czyli pieniędzy oddanych NA PRZECHOWANIE) do prowadzenia jakichkolwiek inwestycji włącznie z udzielaniem kredytów i kupowaniem rządowych obligacji. Pieniądze przechowywane przez bank nie byłyby w bilansie banku i nie byłyby tracone w razie bankructwa banku. Stracie podlegałyby jedynie: kapitał własny i jawne pożyczki banku (np. jego obligacje). Rząd nie musiałby ratować żadnego zbankrutowanego banku, bo depozyty nie podlegałyby ryzyku ani bezpośrednio ani pośrednio (Huerta de Soto Pieniądz, kredyt bankowy i cykl koniunkturalny 1998, wcześniej Rothbard). Spekulacje dotyczyłyby wyłącznie pieniędzy jawnie do tego przeznaczonych, a jednocześnie zablokowane lub ograniczone byłoby tworzenie cykli koniunkturalnych przez ekspansję kredytową banków. Czy nie można rozwiązywać problemów poprzez ustawodawstwo i tworzenie reguł, a nie wspólny rząd, który będzie wszystkim centralnie sterował?
Jeśli wszyscy Europejczycy zjednoczą się we wspólnej walce przeciwko ekonomii, to rezultatem będzie wspólna klęska.
Warto też pamiętać, że scentralizowane imperia rządzone przez oświeconą klasę biurokratyczną zawsze w przeszłości podlegały stagnacji i się rozpadały (Rzym, Chiny, I RP, Bizancjum, być może starożytny Egipt).
Zastanawia mnie katolickie uzasadnienie dla rozdziału kościoła i państwa. Niewierzący mają tak oczywiste, że nie ma o czym gadać. Za to trudno mi zrozumieć dlaczego miałby tego chcieć katolik. Zwrócę tylko uwagę, że nie chodzi mi o chrześcijanina, bo niektórzy protestanci też mają całkiem mocne argumenty, ale właśnie o rzymskiego katolika.
nie od wczoraj wiadomo, że telewizja kłamie. A złodzieje nazwani przez media inwestorami -śmieją się do rozpuku, leżąc na kanapach po milion dolarów. Mamusia UE zamiotła po nich cały bałagan i uścieła ciepłe warunki do dalszego łupienia naiwnych rządów i inwestorskich klientów.
Należałoby też dodać, że żaden „inwestor” nie dołożył z przepastnej portmonetki, przysłowiowej złotówki, w ani jedno stanowisko pracy!!! nie sfinansował też jakichkolwiek badań, które przysłużyłyby się cywilizacji.
Skoro powiedzieliśmy „A” trzeba powiedzieć „B”. Tym bardziej, że najbardziej niesmaczne żaby już chyba strawiliśmy. Stany Zjednoczone Europy to lepsza alternatywa niż wyniszczające ten kontynent wojny europejskie rykoszetem wciągające w krwawe awantury świat. Problem tylko w tym, abyśmy przez własną indolencję i manipulację sprytniejszych nacji , organizacji lub koncernów zbyt długo ?nie robili? za europejskiego frajera.
byk pisze:
2011-10-30 o godz. 19:41
We wczorajszych wieczornych wiedomosciach podawali, ze byl to wynik bledu w systemie komputerowym przez co pewne sumy ksiegowano ze znakiem „-” zamiast „+”.
Trudno mi oczywiscie ocenic, na ile ta wiadomosc jest wiarygodna
i czy nie jest to typowe „mydlenie oczu”
Nie przecenialbym osiagniec srodowego szczytu panstw Euro. W sumie europejskim politykom udalo sie za bardzo wiele pieniedzy uspokoic nieco rynki finansowe i znowu kupic troche czasu.
Nastepne peterbacje sa z gory do przewidzenia. Rynki finansowe zachowuja sie rownie nerwowo jak alkoholik, ktory tylko wtedy moze spac spokojnie, kiedy jest pewny, ze po przebudzeniu czeka na niego nastepne pol litra na kaca, a politycy zamiast poslac go na odwyk stawiaja mu nastepna buteleczke. Nie wiem jak dlugo bedzie nas na to jeszcze stac.
Nie jestem zwolennikiem poglebiania integracji europejskiej pod naciskiem rynkow finansowych.
Ostatnim wielkim porozumieniem europejskim, ktore reguluje obecnie funkcjonowanie UE jest Uklad Lizbonski. Uklad ten jest efektem dlugich przetargow i wielu kompromisow. Ma on wiele demokratycznych mankamentow, od roli i skladu Parlamentu Europejskiego, ktora nie odzwieciedla dokladnie uklad ludnosci w Europie, az do Komisji Europejskie, w ktorej kazdy kraj EU bezwzgledu na to czy ma kilkaset, albo kilkadziesiat milionow obywateli ma po jednym komisarzu.
Uklad ten ma ale w moich oczach jeden zasadniczy plus, ma on demokratyczna legitymacje wszystkich europejskich parlamentow. UE stworzyla obecnie olbrzymi parasol ochrony nad potrzebujacymi panstwami Uni, zawiera on 400mld.Euro. Na jego czele stoi niemiecki urzednik, ktory nie ma zadnej demokratycznej legitymacji i ktory nie podlega zadnej demokratycznej kontroli, ale za to dysponuje setkami miliardow Euro europejskich podatnikow. Tak wyglada integracja europejska dokonywana pod wplywem rynkow finansowych. Wiele mowi sie obecnie o rzadzie gospodarczym UE, nikt ale nie mowi skad mialby sie on wziac i kto mialby go kontrolowac. Jestem przeciwny rezygnowaniu z dalszych suwerennych i demokratycznych praw narodowych na rzecz urzednikow europejskich, dla dopasowania sie do wymogow rynkow finansowych.
Jestem za integracja europejska na drodze demokratyzowania jej instytucji. Jestem za Unia Europejska ktorej suwerennem sa jej obywatele, a nie rynki finansowe.
Unia Europejska się rozpada. Być może za 10 lat. Być może już w przyszłym roku. W każdym razie widać to wyraźnie. Niestety zamieniono wspólny rynek (EWG) na próbę stworzenia para-federacyjnej struktury z czapką wyalienowanej biurokracji.
Za chwilę koniec tego maastrichtowskiego projektu, który szedł w poprzek naturalnym dążeniom ludzi i dlatego poniósł porażkę. Przed Polską wielki wysiłek intelektualno-organizacyjny przeorientowania kraju z uzaleźnienia od „funduszy unijnych” na własne innowacje i przedsiębiorczość. Nie będzie łatwo. Nie ma też jeszcze żadnych prób nazwijmy je – „myślicielskich”.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Cyberwojna—czy-wkrotce-wybuchnie,wid,13945549,wiadomosc.html
Nowy wymiar wojny?
Niewykluczone że dla dominacji użyje się WSZELKICH metod….
Tak samo jak dla zysku zresztą……
Moje komentarze są odrzucane przez serwer – dobra, bolszewicka robota! Brawo kołki od cenzury, zasługujecie na nagrodę za walkę z wolnym słowem. Wasi promotorzy, gdyby nie wyciągnęli jeszcze słusznie kopyt, to byliby z was dumni Budz gatow! Wsjegda gatow!
Na blogu padło przeklęte słowo – STAGFLACJA.
http://www.nytimes.com/2011/11/01/business/global/mixed-signals-for-ecb-in-european-economic-data.html?_r=1&hpw
Parafrazując, widmo stagflacji krąży nad Europą. Oprócz zjawisk pieniężnych i decyzji polityki pienieżnej jest jeszcze mikroekonomia. Czynnikiem kreaującym stagflację w Europie jest jej słabość po stronie podaży, tj. regulacje rynków pracy, oraz odejmowanie z suwerenności konsumentów przez wysokie opodatkowanie i konsumpcję publiczną, co przy okazji eliminuje problem deficytu handlowego i płatniczego. Podobno jest to specjalność tego kontynentu od lat trzymanego silną ręką przez władzę, czy to lokalną, czy centralną. W systemie europejskim jest pewna sprzeczność między wysokim indywidualizmem obyczajowym (choć to nie jest pewne) i konsumenckim, a silnymi ograniczeniami indywidualizmu ekonomicznego, producenta, homo faber. Nota bene, sprzyja temu przewaga demograficzna (i wyborcza) powojennego wyżu, który chowa się za barierami ochronnymi na rynku pracy przed konkurencją sfrustrowanych i nisko opłacanych młodych pracowników, oraz hamującymi wzrost wydajności pracy. Można się spodziewać kolejnych redukcji prognozy wzrostu gospodarczego dla strefy euro i całej Unii.
„Nie jestem zwolennikiem poglebiania integracji europejskiej pod naciskiem rynkow finansowych” – pisze od dawna faworyzowany przeze mnie blogowicz z dystansu (11:25).
Jest to moim zdaniem postawienie spraw na głowie. Już nie idzie o to, że ministrowie finansów poszczególnych krajów naciskają na rynki finansowe co kilka tygodni, aby skupiły od nich papiery dłużne (w skrócie – obligacje rządowe) po jak najniższej cenie. Raczej ważne jest to, że te kraje złamały ustalenie układu z Maastricht o wstrzemięźliwości finansowej, jakby bylo ono narzucone przez okrutne rynki i dlatego należy je łamać przy każdej okazji. Chodzi o przekraczanie granicy 3 procent GDP na deficyt roczny i 60 procent na cały dług. Grecy do tego stosowali sztuczki księgowe, na co przymykano oczy. Jak również kryterium dla krajów wstępujących o oprocentowaniu wieloletnich kredytów. Tę granicę przekracza Grecja zdecydowanie, i zdaje mi się pozostałe kraje ugrupowania gospodarczego PIIGS. Więc czy nie należy się zastanowić nad ich usunięciem? Ciekawe, że do strefy euro nie palą się dwa kraje skandynawskie, które kryteria spełniają, zaś wszystkie kraje śródziemnomorskie jednak wstąpiły. Zamiast mechanizm EMR i wspólna waluta usuwać bariery w obrocie, obniżać jego koszty i eliminować zbędną spekulację walutową to stało się ono metodą transferu dobrobytu z Północy Unii na Południe. A w końcu testem na europejską solidarność, bo inaczej będzie wojna, hihihi, co wygląda mi na robienie durnia, m.in. z rynków finansowych. Też nieskutecznie,
@ byk
2011-10-30 o godz. 19:41
To proste. Nowy Jork. Pamietasz jak to w Ameryce wystarczy sie schylic (a im sie nie chcialo). Szedl jeden bank niemiecki z drugim tez niemieckim ulicami Manhatanu i ten pierwszy mowi: „zobacz cos tam lezy” na co ten drugi: „e tam stary zaczniemy zbierac od jutra”…ten pierwszy jednak sie schylil i …znalazl 55 miliardow eurosow. Teraz pojada do Grecji na wakacje. No poza 300 milionami ktore pojada do Polski jak zapewnialo PO. Ciekawe kiedy zapuka listonosz z moja dzialka?
mag pisze:
2011-10-30 o godz. 17:47
—————————
Droga Mag,
w moim odbiorze, Twoja akceptacja całego akapitu z mojego wpisu, traktująca o sensownych zachowaniach „biedaczysk”-to już mój niezły procentowo sukces.
Jeśli chodzi o tę nieszczęsną „odbudowę”, to świadomie chciałem do tego określenia skrócić coś takiego:”..,jesteśmy cywilizacyjnie, na etapie budowy i remontowania naszych dróg i torowisk…”, co można per analogiam odnieść do np. odbudowy zniszczonej Warszawy. Budowa, to według mojego” kojarzenia mi się”- działania w takim zakresie -od zupełnego zera początkowego…
Jeśli chodzi o dylematy unijne, to jak we wszelkich ocenach sytuacji , mnóstwo zależy od posiadanej wiedzy,oraz od własnych , konkretnych relacji z daną realnością.
Według moich doświadczeńw kierunku UE, nasze perspektywy poznawcze, mają taką Halloween-ową parawłaściwość: zjawiska społeczno-polityczne ,oglądane z bliska- są brzydkawe i „naćpane” mnóstwem gordyjskich „smaczków”. Oglądane z bardzo bliska, potrafią być wstrętnawe i wręcz szkodliwe dla naszych mózgowych ośrodków analityczno-poznawczych. W miarę oddalania się od nich- one nam magicznie pięknieją, stają się klarowne i jakby wiarygodne- wyglądają dokładnie tak, jak w wersjach oficjalnych.
Ja jestem na etapie serii szkód w obszarze mojej świadomości, poniesionych w naiwnych szarżach w ramach tzw. „rozpoznania bojem”, czyli oglądom spraw z dość bliskiego bliska.
Oczywiście po wyleczeniu tą metodą własnego infantylizmu- wszystko zaczyna wyglądać też jakby ładnie, tylko jest jakby czymś innym niż tym co widać z tzw. dystansu.
Pozdrawiam,Sebastian
Zbyt wysokie zadluzenie krajow UE jest obiektywnym faktem i przyczyna obecnych turbulencji strefy Euro. Kraje europejskie wlasnie pracuja nad ograniczeniem tego zadluzenia.
Chce jeszcze raz stwierdzic, ze do porzyczki trzeba dwoch. Nawet ja bylem namawiany jeszcze niedawno temu przez moich greckich znajomych do zakupu greckich obligacji, ktore gwarantowaly juz wtedy o wiele wyzsza rendyte, niz zwykla ksiazeczka oszczednosciowa. Ostatnio rendyta ta wynosila przeszlo 20%. Kazdy w miare normalny inwestor jest swiadom tego, ze wraz z wzrostem rendyty rosnie ryzyko strat. Czyzby spod tej reguly mialyby akurat byc wyjete banki ?
Przymusowy zakup obligacji panstwowych przez prywatny sektor bankowy w strefie Euro jest dla mnie nowoscia. Podejrzewam, ze najwiekszym problemow rynkow finansowych juz dawno nie sa obligacje, ktore przeciez sa znakomicie ubezpieczone, ale derywaty ktore je ubezpieczaja.
Nikt nie wie ile ich jest, oddawna nie znajduja sie one w rekach posiaczy obligacji, a ich handel calkowicie sie usamodzielnil. Sytuacje posiadacza dyrywatow, ktory nie ma obligacji, mozna porownac z sytuacja kogos, kto ma ubezpieczenie ogniowe na dom ktory nie jest jego wlasnoscia. Oczywiscie w interesie posiadacza takiego ubezpieczenia bedzie aby dom ten splonal. Problem tylko polega na tym, ze tych madrych ubezpieczycieli tylu sie namnozylo, ze zadna sila na swiecie nie jest w stanie w wypadku pozaru wyplacic wszystkich naleznych ubezpieczen.
Unia Europejska nie dopuszczajac do bankructwa Grecji uratowala posrednio poraz kolejny rynki finansowe.
@levar:
niestety to drugie;
ale w niemczech zawrzalo.
@yyc:
jesli tak to zapomnij dzialke…
teraz nawet greckie zakonnice parkuja aktywa za miedza;
kostolany blednie z zazdrosci…
Tworzenie wspólnej waluty papierowej nie do końca jest nowością. Podobne plany były po I wojnie światowej, kiedy to nakłoniono wiele państw do trzymania rezerw walutowych w funcie brytyjskim zamiast złota. Jednocześnie Bank Anglii razem z nowo powstałym Bankiem Centralnym USA prowadziły dodruk pustego pieniądza, dzięki czemu najpierw powstał sztuczny boom lat 20-tych, a następnie znany wszystkim kryzys, o który oczywiście oskarżono ‚nieprzewidywalne rynki finansowe’ i ‚chciwych spekulantów’. W ramach ‚walki ze spekulacją’ kryzys wydłużono do 15 lat.
UE to twor ludzki, a wiec niedoskonaly. Jedni tu pisza, ze twor ten wkrotce sie rozpadnie inni, ze przeciwnie jeszcze sie wzmocni. Jestem kiepskim prorokiem, wiec nie bede stawal po niczyjej stronie. Bardzo bym jednak chcial, aby Unia trwala, bo jest to wspanialy projekt, ktory ciagle ewoluuje, jest w trakcie budowy. I nawet jesli reprezentuja nas tam tacy giganci intelektu jak Ziobro czy Kurski(a wczesniej byl stary Giertych specjalista od smokow wawelskich) to w niczym nie umniejsza to znaczenia tej instytucji.
Natomiast ciekawie pisze @imiennick: Obecne nieszcescie w strefie euro wzielo sie z odejscia od taktyki malych krokow ekonomicznych wlasnie i rzucenia sie na leb na szyje w wir wielkich idei i wartosci politycznych. Tworzenie jednolitej strefy monetarnej bylo bowiem typowym przykladem stawiania spraw na glowie ? tworzeniem instytucji majacej obslugiwac nieistniejaca rzaczywistosc.
Kiedys juz porownalem spoleczenstwo kapitalistyczne do bardzo skomplikowanej zespolowej gry sportowej. W ramach Unii toczy sie mecz, ale zapomniano wyznaczyc sedziego. Owym „zawodnikom kapitalistom” nie ma kto dac po lapach, kiedy oszukuja, falluja. Malo tego, jak im jakis krzepki zawodnik, czujac sie oszukanym, zechce odebrac oszukanczo wyludzone pieniadze, ci blyskawicznie opuszczaja teren boiska i kryja sie na trybunach, tzn. w ktoryms z rajow podatkowych. Trwa wolna amerykanka.
Wiec nie jest to – jak pisze @imiennick- obslugiwanie nieistniejacej rzeczywistosci. Rzeczywistosc jest jak najbardziej rzeczywista. Niejaki Klose albo Podolski ciezko pracuja, biegaja, drybluja, a w tym czasie jakis Karamanlis czy Papadopulosw myszkuja w szatni i przywlaszczaja sobie uciulane przez niemieckich zawodnikow oszczednosci.
Problem polega wiec na tym, ze nie ma na boisku arbitra, a w szatni brak ochroniarza (Z podrecznika do ekonomii pierwszoklasisty)
Porno biznes kościoła.
http://literra.blog.onet.pl/Porno-biznes-pod-skrzydlami-op,2,ID409625996,n
CIA czuwało.
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/swiat/jedna-z-najwiekszych-kradziezy-w-historii,1,4894785,kiosk-wiadomosc.html
G.Papandreu zrobił to co musiał.Zapowiedział,że zapyta Greków czy godzą się na dalsze obdzieranie ze skóry.Z całkowitą pewnością,ze dług i cena tego długu nadal będą wzrastac ponieważ Markozy wykonali tzw „ruch dla zmylenia npla” darowując Niderlandy.Walnęło nieżle.Banki francuskie po ok 10% w dół ,giełdy o ok 4%. Erudycji finansowej
@z dystansu nie posiadam lecz uważam,ze jeśli do tego referendum dojdzie (nie musi) i Grecy nie zechcą zostac masochistami to może sie okazac,ze te dęte ubezpieczenia dla tych co pożyczali Grecji,(tak jak tych co wierzyli w geniusz Goldman Sachsc opakowujacego subprimes w sreberka) padną jak sznyty i wreszcie tzw „derivatives” szlag trafi.Grecja znów będzie krainą oferującą kiepskie wino ale „z własnej winnicy” jak zwykle zapewniał mnie Dimitrios zdzierając ze mnie skórę z niepodważalnym wdziękiem.
No fajnie, ale co z naszymi reformami? Witold Gadomski napisał taki tekst w przededniu europejskiego szczytu
http://wyborcza.pl/1,75968,10543643,Tkwimy_w_europrzedpokoju.html
Wydaje mi się, że to podejście jest rozsądne. Jesteśmy w Unii, co prawda tylko troszkę, bo waluta nie ta, no ale długi, deficyty mamy monstrualne. Premier Tusk, jak pokazywały krajowe media, brylował na tym szczycie. No ale ja poza przyjmowaniem pozycji ozdobnej „paprotki” europejskich salonach oczekiwałbym jakis konkretów w polityce wewnętrznej. Na ale zamiast konkretów – redukcji biurokracji (Grecy juz to robią), zamrożenia albo nawet zmniejszenia jej płac i świadczeń społecznych(Grecy też to robią), przedłużenia wieku emerytalnego (Włosi taką potrzebę deklarują) czytam o politycznych ambicjach premiera, który chce jeszcze politycznie pożyć i za kilka lat np zostać prezydentem. Więc nie może reformami zrażać do siebie ludu „Naszej Umęczonej Ojczyzny”.
No więc może zamiast znęcać sie nad kłopotami sensownej częsci kontynentu skupimy się na problemach jego wschodniej zony – przecież tu lezymy. Leżymy – nawet metaforycznie
Pozdrawiam
Strefa Euro została wymyślona przez francuskich socjalistów w celu stworzenia wspólnego rządu, kierowanego przez Francję, a przystąpienie Niemiec do Euro zostało wymuszone w zamian za zgodę na zjednoczenie (Bagus Tragedia Euro). Straszenie wojną jest stałą strategią negocjacyjną (a nie pomysłem znajomego Rostowskiego) mającą na celu zastraszanie niemieckiego elektoratu.
Ciekawe co powiedzą prorocy nadchodzącej globalnej katastrofy wojennej (Rostowski, Żakowski, Szostkiewicz), gdy Grecja wreszcie splajtuje, a oczekiwana wojna nie nastąpi. (mogę zaoferować dofinansowanie do hełmów dla redaktorów Polityki.)
Wtaj Kartko w e-Polityce rzadko teraz przez Ciebie odwiedzanej.
Za kilka lat prezydentem …
Wyglupiasz się Kartko prowokując po raz kolejny bukiet polemik.
Nie jest jeszcze jeszcze pewne, w jaki stopniu Polska będzie wspierana w roku 2012-m przez UE. Nie wiadomo jeszcze czy sytuacja w Grecji i na Wegrzech ustabilizuje się. Donald Tusk ma jedną jedyną szansę: dokonać bolesnej reformy państwa i wygrać stabilnośc Polski.
Oddanie inicjatywy boskiej opatrzności to samobójstwo polityczne.
Po raz pierwszy obóz rządzący utrzymał władzę w wyborach parlamentarnych.
Chlystki i rozbójnicy politczni będą skubać polski postaw sukna – to pewne.
Ale dla wszystkich głównych sił politycznych – włącznie z PiS – jest to sytuacja bez możliwości zaniechania. Bo inaczej ulica ślepo ukaże każdego pamiętanego z mediów, bez względu na winę, zasługi i nadzieje.
Jest tylko jedna możliwość alternatywna: zmiany będą wolniejsze niż żywioł.
Tusk i PO jako grupa wie, że jakiejkolwiek następnej szansy nie dostanie.
A że władzę i tak będziesz krytykował, to jestem pewien.
Przyzwyczaiła mnie teściowa, że chłopa to można chwalić dopiero po śmierci.
Być może gdy za dekadę – w święto niepodleglości – po 90 latach odwróci się sytuacja i tym razem z zachodu, z Niemiec, przybędą bojówki Drugiej Bitwy Warszawskiej. Po dwóch różnych stronach barykady spotkają się: miernota Zbigniew Ziobro i geniusz Jarosław Kaczyński. I rozWaltzuje ich koalicja chcącej się wykazać Hanny i zaplecze Janusza Palikota. Oraz kibole nacjonalistycni pod wodzą muszkowego wołającego jak na dewianta przystało: „Ja wam pokażę!”
Czas pokaże.
Pozdrowienia odwzajemniam i donoszę – wilkom blogowym Ciebie brakowało.
Jak czytam wszystkie wystąpienia po kolei, to mam wrażenie, że następuje zbiorowe pożegnanie się z istniejącym światem. Jedni uważają, że to jest koniec Unii, inni zapaleńcy z mozołem udowadniają, że Tusk nic nie robi i za kilka dni Polska upadnie. Uwielbiam to kasandryczne i katastroficzne spojrzenie.
Unia nie upadnie, tylko będzie się reformować. Jeszcze kilka dni temu nikt się nie spodziewał, że część długów greckich zostanie anulowana, a kosztami obciążone będą również banki prywatne. Odtrąbiono wprawdzie wielki sukces, ale rynki finansowe były innego zdania i przywódcy znowu muszą się spotkać i omówić nowe pomysły. A wszystko rozbija się o brak jednego banku centralnego krajów Euro i jednej polityki finansowej. Dopóki to nie nastąpi, będą tylko kłopoty.
Jeżeli chodzi o Polskę… Byłem wprawdzie wielkim zwolennikiem wejścia do strefy euro, ale teraz opowiadam się za wstrzymaniem się póki co. Posiadanie własnej waluty w momentach zawirowań finansowych jest to wspaniała renta, walutę można spokojnie zdeprecjonować (przypominam, że w systemie kursów płynnych nie istnieje dewaluacja).
A druga sprawa to jest ciągłe przypominanie o reformach. Cała rzecz w tym, że ludzie reform nie chcą, a Tusk nie chce się wychylać – wcale mu się nie dziwię. Że kombinuje z OFE, z Funduszem Rezerw Demograficznych? Tylko żeby nie przekroczyć bariery? A ma ktoś lepszy pomysł? Najłatwiej krytykować i czekać na zawalenie. Czy naprawdę tego chcemy? Bo ja np. nie.
@ Krzysztof Mazur:
„Wystarczy prawnie zakazać wykorzystywania depozytów (czyli pieniędzy oddanych NA PRZECHOWANIE) do prowadzenia jakichkolwiek inwestycji włącznie z udzielaniem kredytów i kupowaniem rządowych obligacji.”
A mógłbyś wyjaśnić jaki wówczas interes będzie miał bank, żeby brać od ludzi wkłady i wypłacać je im z procentem? A jeśli procent będzie zerowy, to co ludzie mają robić? Trzymać pieniądze w słoiku, czy też jeszcze więcej pieniędzy wkładać w fundusze inwestycyjne powiększając tylko pole działania spekulacji?
„Dlaczego mamy mieć podatek od dochodu, a nie od majątku?”
Mamy mnóstwo podatków o charakterze „od majątku”.
Swoją drogą po tej stronie Kałuży również ciemne chmury na horyzoncie. Tak twierdzi przynajmniej niejaki Mark Steyn w swym opracowaniu pt.. After America. Get Ready for… no właśnie: for what ?
W 2010 roku szef Congressional Budget Office określił amerykański deficyt budżetowy jako nie do utrzymania na dalszą metę. Według obliczeń, przy obecnym tempie zadłużania się USA, gdzieś ok 2055 płatności z tytułu odsetek od zadłużenia przewyższą dochody federalne. Rok 2055 to oczywiście daleko, ale i bliżej nas mogą się zacząć dziać ciekawe rzeczy.
Na przestrzeni niecałej dekady Stany zaczną płacić więcej z tytułu odsetek od zadłużenia niż wydawać na utrzymanie sił zbrojnych, czyli gdzieś ok 15 do 20% wydatków (zbrojenia: 14 – 16%). Przy czym mowa tylko o płaceniu odsetek, a nie o spłacaniu długów.
W 2010 roku połowa długu amerykańskiego znajdowała się w obcych rękach, z czego gdzieś ok 1/4 w rękach Chin. Przy chińskich wydatkach na zbrojenia na poziomie ok 80 mld dolarów rocznie, jeśli Chiny będą kontynuować skupować amerykańskie obligacje przy obecnym tempie, to do końca tej dekady amerykańskie opłaty z tytułu odsetek całkowicie pokryją Chińczykom wydatki na ich armię i uzbrojenie.
Według Autora nawet i ten scenariusz jest optymistyczny, gdyż zakłada powrót to wzrostu gospodarczego i utrzymanie stóp procentowych na niskim poziomie. USA zdają się zjeżdżać po równi pochyłej, zaś panująca obecnie atmosfera polityczna w USA nie gwarantuje przejęcia kontroli na tym niekontrolowanym zjazdem. Ameryka przejadła swoje jutro już teraz, przejadła do tego stopnia, że może nie być jutra.
Autor jest pesymistą. Get Ready for Armageddon – wieszczy w tytule. Chińskie zbrojenia za amerykańskie pieniądze – tego nawet Lundlum by nie wymyślił.
Pamiętam jak Obama grzmiał kiedy USA spadłybz kategorii AAA do AA+..America will be always a triple „A” country ! USA zalatuje Grecją, tylko że w przeciwieństwie do europejskiej Grecji, nie ma nikogo, żeby wziąść za twarz USA tak, jak usiłuje się to zrobić z Grekami. Nikogonpoza być może Chińczykami, a więc może stąd ten Armageddon w tytule.
Pozdrawiam
No i stało się. Mamy klarowny kliniczny przypadek konfrontacji suwerenności narodowego państwa Greków z ideą ponadnarodowej Unii.
Nie doszłoby do tej sytuacji gdyby wcześniej udało się przełamać zabobon suwerenności narodowej.
„Winni” są wszyscy i duzi i mali członkowie UE. Wielokrotnie podkreślany biurokratyzm Unii, brak demokracji jest konsekwencją obrony suwerenności państwa – narodu. Jest wynikiem kompromisu z mitem, mitem, który po raz kolejny okazuje swoją realną siłę.
Sejmik w Atenach, czyli zgromadzenie wszystkich obywateli może zawołać: Liberum veto!
Znamy to z historii I Rzeczypospolitej bardziej przecież federacji sejmikujących ziem niż związku Korony z Wielkim Księstwem.
W sumie to dobrze, że problem narodowego weta pojawia się tak ostro i klarownie.
Mam nadzieję, że groźba a nawet ewentualne zastosowanie Greckiego weto nie zabije Unii a to, co nie zabija to wzmacnia.
Lektura nadobowiązkowa związana z tematem „winy” dla tych który jeszcze czytają Mickiewicza:
http://literat.ug.edu.pl/amwiersz/0087.htm
Poczatkowe jedynie reakcje rynkow byly optymistyczne… po czym jak to juz z rynkami bywa… przestraszyly sie demokracji.
Jeszcze czego zeby to ludzie mieli w Grecji decydowac?
Okazuje sie, ze mozna nie chciec „pomocy”…
Jak widac tzw. instytucje finansowe wola podejmowac decyzje w gronie wybrancow …tak jak np. nowym prezesem Centralnego Banku Europejskiego zostal dawny dyrektor Goldman Sachs, ktory sie miedzy innymi zasluzyl pomagajac Grecji wpasc w pulapke finansowa… tak to ten sam, ktory wraz z naszym Balcerowiczem zasiada w radzie medrcow (30 osob) wybranej przez fundacje Rotshilda by decydowac o losach swiata.
Tym sie nasz specjalista od zagrozenia dyktatura kleru wyraznie nie interesuje.
Swoja droga juz od momentu powstania Euro mozna bylo przewidziec, ze ci od dolarow zrobia wszystko by Euro poplynelo…
Tzw swiatowa waluta moze byc tylko jedna tak jak wybrancy, ktorzy ja beda mogli dowoli drukowac…
wojna juz jest – jest to wojna walut – my zwyczajni smiertelnicy ogladamy jedynie teatr cieni odgrywany przez politykow.
@ Barto
A mógłbyś wyjaśnić jaki wówczas interes będzie miał bank, żeby brać od ludzi wkłady i wypłacać je im z procentem? A jeśli procent będzie zerowy, to co ludzie mają robić? Trzymać pieniądze w słoiku, czy też jeszcze więcej pieniędzy wkładać w fundusze inwestycyjne powiększając tylko pole działania spekulacji?
Procent będzie zerowy (tak zresztą było do XVIII wieku i na początku XIX, zmieniło się, gdy banki zaczęły pasożytować na cudzym majątku, następnie razem z państwem). Bank będzie zarabiał na prowizji za przechowywanie pieniędzy i przelewy, tak jak obecnie.
Co ludzie z tego będą mieli? Bardzo dużo.
Po pierwsze 100 % bezpieczeństwo pieniędzy niezależnie od kondycji banku oraz państwa. (W Argentynie, gdzie jest niskie zaufanie do państwa po krachu 2001 roku, ludzie trzymają dużo majątku w skrytkach bankowych. W Europie ratowanie banków zakończone krachem wszystkich państw może się skończyć podobnie.)
Po drugie ograniczenie akcji kredytowej banków wywołałoby spadek cen (w szczególności nieruchomości, ale nie tylko). Klient banku zatem zarabiałby na spadających cenach towarów. Tutaj oczywiście pojawi się argument o rzekomej katastrofie gospodarczej wywołanej spadkiem cen. Co jest nieprawdą, w XIX wieku ceny spadały (np. w latach 1865-1896 bez przerwy) na całym świecie i nie było żadnego wielkiego kryzysu gospodarczego, a raczej przeciwnie. W roku 1914 ceny były ok. 30 % niższe niż w 1815. Obecnie właściciele lokat otrzymują odsetki równe inflacji, a czasami mniejsze, a zatem tracą na tym dobrodziejstwie banków, a nie zyskują. Jeśli wziąć pod uwagę, że wskaźniki inflacji są niedoszacowane, bo nie uwzględniają cen np. nieruchomości, to strata jest obecnie prawie pewna.
Jeżeli natomiast właściciel pieniędzy chciałby zarabiać więcej niż na spadku cen, to mógłby zainwestować w obligacje banku, ale wtedy musi się liczyć z potencjalnym ryzykiem upadłości banku ? i słusznie. Odsetki od obligacji byłyby większe niż z obecnych lokat (bo banki miałyby kłopoty ze znalezieniem inwestorów), więc można by było zainwestować mniej niż obecnie i zarobić tyle samo, mając jednocześnie resztę umieszczoną na całkowicie bezpiecznym rachunku. Większy zysk, mniejsze ryzyko. Czy to nie jest korzyść? Obecnie ryzyko jest przenoszone na klientów banków i państwa, co tworzy bankom pokusę i jednocześnie możliwość ekspansji kredytowej, limitowaną jedynie przez nadzór bankowy.
Spekulacja nie byłaby większa. Większość ludzi umieszcza pieniądze w bankach na przechowanie i nadal tak by robiła. Obecnie rozmiary spekulacji biorą się nie z funduszy inwestycyjnych, ale z pieniędzy, które banki inwestują w fundusze oraz kredyty. Tylko że banki mają cudze pieniądze i to jest problem. Spekulacja jest potrzebna, ale na własny rachunek, nie cudzy. Poza tym udzielanie zwykłych kredytów również jest spekulacją i to jest źródło kryzysu finansowego.
Najważniejszą sprawą jest ograniczenie ekspansji kredytowej, podniesienie oprocentowania kredytów i pożyczek oraz odebranie władzy nad gospodarką urzednikom bankowym i państwowym. Obecny system państwowo-bankowej oligarchii jest błędnie nazywany liberalizmem lub neoliberalizmem, a nadzór państwa nad kredytami powoduje tylko reglamentację kredytu ? państwo zdecyduje, kto ma go dostać, czyli zamiana jednego urzędnika (bankowego) na innego (państwowego). Państwo podobnie jak banki ma interes w narastającej ekspansji kredytowej i inflacji, więc na dłuższą metę nie będzie banków powstrzymywać i nigdy się to nie udało. Dodruk pieniądza przez państwo razem z cząstkowymi rezerwami banków zadziałał jak cena maksymalna na oszczędności, co spowodowało ich brak, a następnie reglamentację (tak samo jak cena maksymalna na mięso wywołała kartki na mięso).
Być może ciężko to sobie wyobrazić, a banki zrobią wszystko, żeby takie myślenie zablokować, ale per saldo to się opłaca i jest jedyną skuteczną gwarancją bezpieczeństwa pieniądza.
Przepraszam, że tak długo, ale krócej się nie dało.
@Barto
Mamy mnóstwo podatków o charakterze ?od majątku?.
VAT, akcyza, PCC ? od sprzedaży
PIT, CIT, ZUS, podatek od spadków i darowizn, PIT belki ? od dochodu, czyli od nabycia majątku, a nie jego posiadania
Jedynym podatkiem od majątku jest podatek od nieruchomości oraz obowiązkowe ubezpieczenia majątkowe.
Gdyby opodatkowanie dochodu PIT i CIT zastępować podatkami od majątku, tj. od wartości nieruchomości (dla osób fizycznych) oraz od sumy aktywów (dla osób prawnych), to opodatkowane byłyby firmy duże, a nie rosnące. Podatek dochodowy hamuje rozwój gospodarczy, podatek od aktywów jest mniej szkodliwy pod tym względem, a jednocześnie bardziej ?sprawiedliwy społecznie?. Jest to rozwiązanie prorynkowe i prosocjalne jednocześnie.
@ Krzysztof Mazur:
„Tutaj oczywiście pojawi się argument o rzekomej katastrofie gospodarczej wywołanej spadkiem cen.”
Jasne. Lata 1929-1933 to doskonały przykład jak ludzie zarabiają na spadających cenach. Niestety rzeczywistość skrzeczy. Odpowiedzią producenta na spadającą cenę jest wstrzymanie lub ograniczenie produkcji, czym zwiększa bezrobocie, lub, w najlepszym razie, zmniejsza płace, w każdym razie nikt na tym nie zarabia, bo spadek nominalnych dochodów jest w tym układzie zawsze wyższy niż wzrost siły nabywczej jednostki pieniężnej.
„Co jest nieprawdą, w XIX wieku ceny spadały (np. w latach 1865-1896 bez przerwy) na całym świecie i nie było żadnego wielkiego kryzysu gospodarczego, a raczej przeciwnie. W roku 1914 ceny były ok. 30 % niższe niż w 1815.”
W latach 1865-1896 recesję w Stanach odnotowywano w latach: 1866, 1867, 1874, 1875, 1883, 1884, 1885, 1893, 1894 i 1896. W roku 1894 dochód na głowę mieszkańca w Stanach był realnie niższy o 16,5% niż dwa lata wcześniej. Natomiast w Wielkiej Brytanii recesje były w latach 1867, 1872, 1873, 1876, 1877, 1878, 1879, 1884, 1885, 1892 i 1893. Generalnie to walczysz z Cyklem Kondratiewa, z którego podstawami wielu się nie zgadza, natomiast niemal nikt nie kwestionuje, że ostatnie ćwierćwiecze XIX wieku to kiepski okres dla gospodarek światowych, w którym tempo wzrostu gospodarczego było wyraźnie niższe niż w którymkolwiek późniejszym ćwierćwieczu.
„Obecnie właściciele lokat otrzymują odsetki równe inflacji, a czasami mniejsze, a zatem tracą na tym dobrodziejstwie banków, a nie zyskują.”
Nie brakuje lokat oprocentowanych powyżej inflacji mimo podatku Belki, a hipotetyczny wzrost wartości o 30% na przestrzeni 99 lat (średnie tempo deflacji w USA w latach 1815-1914 to 0,43% procenta, zaś w Anglii 0,10%) jest wyjątkowo nieatrakcyjne, tak nieatrakcyjne, że:
„Odsetki od obligacji byłyby większe niż z obecnych lokat (bo banki miałyby kłopoty ze znalezieniem inwestorów)”
wcale by nie miały, bo na nieoprocentowaną lokatę nie decydowałby się prawie nikt. Jednakże historia XIX wieku wybrukowana jest bankructwami banków i wykupienie obligacji bankowych na długi okres było bardzo poważnym ryzykiem, co zresztą było najczęstszą przyczyną XIX-wiecznych recesji.
„Poza tym udzielanie zwykłych kredytów również jest spekulacją i to jest źródło kryzysu finansowego.”
Tu się akurat zgadzam bez zastrzeżeń.
„Jedynym podatkiem od majątku jest […] obowiązkowe ubezpieczenia majątkowe.”
Mało ich?!
próba ponowna
http://wyborcza.pl/1,76842,10571641,Marek_P___Kasa_Kosciola_nie_moze_gnic.html