Sikorski w Sejmie – dobrze, ale za mało

Minister Radosław Sikorski w ślad za premierem Tuskiem opowiedział w Sejmie Platformę na nowo – w dziedzinie polityki zagranicznej. Nie porwał, ale zadaniem inistra składającego posłom informację nie jest porywanie tłumów. Ale i tak kilka zdań pod media przygotował w wystąpieniu. To te adresowane bezpośrednio do PiS, żeby się opamiętali w swych oskarżeniach rządu Tuska o zdradę i zaprzaństwo.

Wiadomo, że takie apele do żadnego opamiętania się ich adresatów nie prowadzą. Sikorski mówi to, co mówi, nie dlatego, by PiS go posłuchał, ale by usłyszeli jego słowa odbiorcy mediów. Czy to metoda skuteczna, zobaczymy.

Ja mam z metodą Sikorskiego pewien kłopot. Minister mówi dziś rzeczy słuszne, ale jak na szefa dyplomacji zbyt emocjonalnie, zbyt ,,medialnie”. To może być w kampanii wyborczej, ale nie na urzędzie. To mi przeszkadzało kiedy, był w rządzie PiS, to mi przeszkadza, kiedy jest w rządzie PO.

Ale obserwując jego poczynania polityczne, muszę mu oddać, że przesuwa się z radykalnej prawicy Olszewskiego i Kaczyńskiego ku centrum. Uważam, że w demokracjach stanowisko ministra spraw zagranicznych źle toleruje radykałów, obojętne lewicowych czy prawicowych.

Kurs Sikorskiego jest wyraziście prozachodni i elastyczny. To mi odpowiada. Inaczej nie można być skutecznym szefem dyplomacji sporego kraju o sporym potencjale. Ale po przypomnieniu, o co chodzi rządowi Tuska w polityce zagranicznej, Sikorski powinien przedstawić ciąg dalszy swej opowieści, już nie o imponderabiliach, tylko o polskim stanowisku wobec kryzysu arabskiego, białoruskiego i europejskiego (euroland a integracja UE).