PiS zwycięża pod krzyżem

Przed krzyżem uginała się władza ludowa, teraz ugięła się władza demokratyczna. Polska polityka jest zakładnikiem fanatyzmu religijnego i złych emocji jednego lidera, pana Kaczyńskiego. Brniemy w ten teatr absurdu coraz głębiej. 

Gdyby nie kunktatorstwo kurii warszawskiej, można byłoby sprawę krzyża rozwiązać na wczesnym etapie kontrowersji. Kościół uciekł od odpowiedzialności za to, co się z krzyżem i pod krzyżem wyprawia.

Ale zawiodły też władze samorządowe i politycy PO. Skoro pan Komorowski zapowiedział zamiar przeniesienia krzyża, należało to przeniesienie dobrze przygotować i fachowo przeprowadzić. 

Krzyż pod Pałacem jest symbolem protestu politycznego wymierzonego w obecny obóz rządzący i podsycanego przez PiS. Posłuży jako punkt zbiórek przeciwnikom prezydenta Komorowskiego.
Ale pozostanie krzyża jest też klęską Kościoła. Oto, jaki ma posłuch i respekt wśród rozmodlonych obrońców krzyża. Księży mających asystować przeniesieniu obrzucono wyzwiskami, tak samo jak władze świeckie.

Tłum pod krzyżem przypomniał mi sceny z ,,Śmierci prezydenta””, kiedy podżegano do obalenia demokratycznie wybranego prezydenta Gabriela Narutowicza, co skończyło się śmiertelnymi strzałami na schodach Zachęty. Strzelał ówczesny wzmożony patriota.

Podobne ciarki przeszły mi po plecach, kiedy patrzyłem, jak dwóch niezrównoważonych mężczyzn przerywa posiedzenie Sądu Najwyższego. I znów funkcjonariusze nie są w stanie zapanować nad sytuacją. Krzykacze nie wychodzą, wychodzą sędziowie.   

Krzyżowym tłumom nie ma co tłumaczyć, gdzie jest linia graniczna  między obywatelskim nieposłuszeństwem a szacunkiem dla instytucji i procedur demokratycznego państwa. Ale ja do tych tłumów mam mniej pretensji niż do Kaczyńskiego, który tę agresję podsyca.  PiS zwycięża, ale ceną tego zwycięstwa jest anarchizacja polityki i kierowanie jej na manowce.