Blair do pudła! A Miller?

Oglądałem i słuchałem byłego premiera Brytanii, jak zeznawał w sprawie wojny w Iraku przed komisją śledczą sir Johna Chilcota. Interesowało mnie, jaka będzie linia obu stron: przesłuchujących i przesłuchiwanego. Było nie było, polityka z pierwszej ligi światowej.

Rewelacji się nie spodziewałem. Blair byłby skrajnie niewiarygodny, gdyby odciął się od samego siebie w kwestii Iraku. I nie odciął się. Na rodzinach poległych w Iraku conajmniej ponad 170 żołnierzy brytyjskich (straty amerykańskie w Iraku i Afganistanie wynoszą dziś ponad 5000) nie zrobiło to tak złego wrażenia, jak na demonstrantach przed budynkiem w centrum Londynu,  gdzie pracuje komisja. Przynajmniej na tych rodzinach, które przysłuchiwały się Blairowi na sali. Demonstranci przed budynkiem przynieśli wprawdzie tablice z napisami Bliar i Jail Tony, ale agresywni nie byli.

Odegrano więc w jakimś stopniu kolejną, dobrze już znaną odsłonę tego samego politycznego dramatu: choć co czwarty Brytyjczyk oczekuje postawienia Blaira pod sąd za zbrodnie wojenne w Iraku, a większość uważa pójście na wojnę razem z Bushem przeciwko narodowo-socjalistycznej despotii Saddama za niewybaczalny błąd i nie życzy sobie czegoś podobnego w przyszłości, to jednak w sumie miałem wrażenie, iż Blairowi przesłuchanie na pewno nie pomogło, ale też już bardziej nie zaszkodziło.

I w komisji, i wśród publiczności, wyczuwało się respekt przed publiczną personą Blaira: byłego wieloletniego szefa rządu jednego z najsilniejszych państw świata, dziś specjalnego wysłannika UE od Bliskiego Wschodu, orędownika pomocy dla Afryki i człowieka ponoć bardzo pobożnego, nie tylko odkąd przeszedł na katolicyzm.

To wbrew pozorom w pacyfistycznie nastawionym społeczeństwie brytyjskim nie jest tak źle przyjmowane, mimo możliwych skojarzeń, z ,,powtórnie narodzonym” chrześcijaninem Bushem, bo w Brytanii wciąż silna jest tradycja chrześcijańsko-socjalistyczna i pobożność Blaira się w nią wpisuje.

Z wielogodzinnych zeznań Blaira najbardziej zapamiętałem dwie rzeczy: że ataki 11 września były dla niego cezurą, która kazała mu zrewidować ocenę ryzyka, jakie przedstawia dla regionu i świata reżim Saddama oraz wątek prokuratora generalnego w latach przed drugą wojną iracką, lorda Goldsmitha, który tuż przed atakiem zmienił zdanie i poparł udział Brytyjczyków w tej interwencji. Brzmiało to wszystko dość przekonująco w tym sensie, że pozwalało zaglądnąć za kulisy władzy, kiedy podejmuje się historyczne decyzje. Na co dzień nie mamy takie okazji. 

No cóż, Blair kontynuował po prostu politykę specjalnych relacji brytyjsko-amerykańskich i jest naiwnością uważać, że mógł od niej odstąpić po 11 września. A zatem sprawa była przesądzona nawet gdyby Blair wiedział na sto procent, że Saddam nie ma bomby atomowej czy jakiejś innej zarazy, a pogróżki o 45 minutach potrzebnych Irakowi do uruchomienia broni masowego rażenia są propagandą lub odnoszą się do mniej niebezpiecznych arsenałów. Na wojnę i tak by poszedł, bo szedł na nią Wuj Sam.

Ale może to nieprawda, że Brytyjczycy zawsze muszą razem z Amerykanami? W 1956 r. poszli poniekąd przeciwko nim podczas kryzysu sueskiego. Może w ogóle  nie jest tak, że państwa zachodnie muszą zawsze ze Stanami? Francuzi skoncentrowali się po katastrofie sueskiej na sojuszu z nowymi, demokratycznymi Niemcami i oba narody oraz prawie cała Europa na tym bardzo skorzystały.

Francja postanowiła trzymać się Niemiec, a nie Ameryki i dzięki temu powstała w powojennej polityce zachodniej nie-konfrontacyjna alternatywa. Blair wybrał kontynuację, ale ciekawe, co by było, gdyby wybrał opcję ,,francuską”.

A co było, gdyby wybrał ją premier Miller? Jak by to wpłynęło na zamiary Busha i Blaira? Oczywiście w proporcji do realnego politycznego i militarnego znaczenia Polski u progu interwencji w Iraku. To znaczenie nie było takie małe i mogło utwierdzić Anglosasów w przekonaniu, że Bóg i historia są po stronie doktryny interwencji w obronie demokracji i praw człowieka.

Może są, może nie.

Ale Miller na pewno przed żadną komisją nam nie opowie swojej wersji wydarzeń, która prowadziła go, z jego biografią polityczną, do wyboru opc ji ,,brytyjskiej” a nie ,,francuskiej” w kwestii Iraku. A szkoda. To mogłaby być fascynująca opowieść o polityce polskiej.

XXXX
Wbrew malkontentom typu Levara dyskusja na tematy kościelno-pieronkowe okazała się wartka i inspirująca. Dziękuję zwłaszcza za wpisy Jacobsky’emu, Kartce z podróży, PIRSowi, PA2155, divakowi2(Świdnica! Mieszkałem tam w latach 60, uwielbiałem chodzić na opuszczony cmentarz przy Zborze Pokoju); Sebastian: jak Pan może przekonać się po postach, sprawa czytnika nie jest bynajmniej lokalna i bez znaczenia, tylko wymowna i diagnostyczna, dlatego o  niej napisałem w myśl klasycznej zasady publicystycznej: od szczegółu do uogólnienia, z całym ryzykiem. Co do niemowlaka: musi Pan szukać ratunku u protestantów :). Tyveog: coś się Panu znów za szybko napisało. Nie mówię i nie ubolewam, że dzieci przesadnie kotrolowane wyrosną na ateistów, tylko że mogą narobić głupstw, kiedy wreszcie będą mogły odreagować takich rodziców i wikarych na swobodzie.  Laudate44, pawile, xapur: dzięki; co do filmu patrz wpis pfg (swoją drogą bardzo ciekawy, ten motyw SF nie przyszedł mi do głowy, ale zobacz też ,,kazek”. Wodnik53: OK. Michał: z tym krzyżem na łbach bydlęcych to nieporozumienie, ani ja, ani cytowany internauta tego nie sugerowali. Andrzej@CA: obsesja na punkcie Kościoła? Widać nie zna Pan tego, co na ten temat piszę tu, w Polityce papierowej i gdzie indziej, także w czasopismach katolickich, jak Więź czy Znak, a dawniej w Tygodniku Powszechnym, albo Pan tego nie ogarnia. Tymczasem bp Pieronek brnie dalej, tym razem w wywiadzie dla prawicowo-katolickiej Frondy, w obronę tego, co powiedział Pontifeksowi, a co jest nie do obrony. Pan pewnie, i myślący podobnie jak Pan, uznają, że to też moja obsesja, ja uważam, że to mój obowiązek ze względu na wagę sprawy i publiczne znaczenie biskupa Pieronka. rs: e, tyle tu ciekawych wpisów, a Pan chyba rzeczywiście nie zrozumiał ani mnie, ani ich autorów.