Brawo, Mazowiecki!

Jestem pod wrażeniem słów Tadeusza Mazowieckiego, który z Gdańska, ramię w ramię z Aleksandrem Kwaśniewskim, potępił ataki na Lecha Wałęsę i innych pokrzywdzonych przez ,,trucicieli” z kręgów IPN i obozu lustratorów totalnych. Nie wiem, czy po tej burzy znów wszystko nie wróci w stare tryby, ale mam wrażenie, że najnowszy wyskok przeciwko Wałęasie okaże się kroplą, która przeleje czarę goryczy.

Skoro Tusk milczy, dobrze, że odezwał się Mazowiecki. I że poparł go Kwaśniewski, który sam przypomniał, iż podpisał ustawę o IPN. Poseł Palikot postawił sprawę na ostrzu noża, wzywając do likwidacji IPN. Wątpię jednak, czy Platforma jest do tego gotowa. Jest teraz u władzy, buduje partię narodową, będzie się obawiała stracić poparcie pro-lustracyjnej części swego elektoratu.

Sedno sporu polega nie na tym, czy potrzeba nam instytucji badających najnowszą historię – oczywiście potrzeba – lecz na tym, dlaczego IPN stał się stroną w bieżącej polskiej polityce. I czy nie przekroczył tu granicy, jakiej instytucja finansowana z pieniędzy publicznych przekraczać nie może.

W praktyce wygląda to tak, że IPN dostarcza wciąż pożywki do spekulacji na temat życiorysów ludzi dawnej opozycji i Kościoła, natomiast do świadomości społecznej nie docierają jakoś prace IPN demaskujące osoby i czyny ludzi związanych z aparatem bezpieczeństwa PRL. Mają w tym swój udział także niektóre media. W efekcie dochodzi do  zniekształcenia prawdy o tamtych czasach. Ofiary są ponownie dręczone, sprawcy pozostają w cieniu.

 Archiwa są traktowane jako amunicja do strzelania w tych, których partia lustracji uznała za cel swych ataków, zasłaniając się hasłami wolności słowa i badań na ukowych oraz dociekania prawdy.

 Tak dłużej być nie powinno. Mazowiecki ma świętą rację: niszczenie ludzi takich jak Wałęsa czy Chrostowski jest de facto niszczeniem wizerunku Polski i to u progu roku naszych wielkich rocznic: 20-lecia okrągłego stołu, wyborów 4 czerwca, pierwszego niekomunistycznego rządu. 

Radykałowie lustracyjni myślą, że ściągają z piedestału niesłusznych ich zdaniem bohaterów, a w istocie ściągają zeń legendę Polski Solidarności – jedynego w naszych nowszych dziejach zdrowego kompromisu, który nie został utopiony w morzu krwi.