Kto przeprosi Waldemara Chrostowskiego?

To pytanie stawia w Gazecie Wyborczej Wojciech Czuchnowski. Jak najsłuszniej. I będzie to niestety kolejne pytanie retoryczne w sporach lustracyjnych. Kto raz pomyślał, że może jest coś na rzeczy w oskarżeniach przeciwko kierowcy ks. Popiełuszki, ten raczej zostanie przy swoim. Podobnie ci, którzy wstrzymują się od ferowania szybkich ocen na podstawie dyskusyjnych materiałów lustracyjnych, głównie made in IPN, pokiwają głową: no tak, przecvież od początku sprawa nie była jasna.

Podejrzenie, a nawet oskarżenie, to sprawka niektórych mediów. Jak to możliwe, by Chrostowski wyskoczył z pędzącego auta, i nic? Brzmiało to tak, jakby sam fakt, że wyskoczył i ocalał, był dowodem, że był agentem SB. W ten nonsens brnęliśmy jakiś czas jesienią ubiegłego roku. To wtedy starli się na tym tle Bogdan Rymanowski z Ewą Milewicz.

Teraz odezwał się IPN, przy okazji wydania książki o ks. Popiełuszce (już zdążyła zasłynąć z kontrowersji tym razem wokół prałata Jankowskiego). Okazuje się, że IPN nic nie ma na Chrostowskiego, to nie agent, tylko ofiara SB. Nie ma sprawy? Ależ jest, bo gdzie był IPN, kiedy rzucono cień podejrzeń na Chrostowskiego? Jak można było przyglądać się długie miesiące i lata udręce bezpodstawnie pomówionego człowieka, kiedy miało się najlepszą możliwość powiedzenia, jaka jest prawda?

Ach, prawda. Wielu historyków z kręgów IPN, a także sympatyzujących z nimi dziennikarzy, lubi powtarzać, że najważniejsza jest prawda, bo ,,tylko prawda jest ciekawa”. Dziennikarze są od pytań, zgłaszania wątpliwości, szukania dziury w całym. Może, ale jest jeszcze szerszy kontekst tych łowów na prawdę. Bywają one łowami na ludzi.

Trzeba poczuwać się do odpowiedzialności także za skutek naszych dziennikarskich polowań na domniemanych agentów SB, którzy okazują się niewinni. Nie przypominam sobie, by ktoś z tych łowców  uderzył się w pierś: pomyliłem się, wprowadzono mnie w błąd,przepraszam.

Ta obojętność na rany moralne, jakie zadano niewinnym osobom, jest jak na kraj lubiący manifestować przywiązanie do chrześcijaństwa, porażająca. Na ustach frazesy, w praktyce deptanie konkretnych ludzi jak słomy. Dla kariery albo dla porachunków politycznych. Prawda? Komu tu zależy na prawdzie? Z pewnością są i tacy, również w IPN, ale jakoś w mediach głos zabierają rzadko.

A co do prawdy, to przy okazji pomówienia ks. Jankowskiego, w obiegu publicznym znalazło się kolejne kuriozum: można było być ,,kontaktem operacyjnym”, nic o tym nie wiedząc i mimo to przez sam fakt rejestracji (o której się, powtarzam, nie wiedziało) wzbudzić zainteresowanie dzisiejszych lustratorów: a może coś tam jednak było na rzeczy? Agent, który nie wie, że jest agentem – to przypomina osławioną zdobycz nauki radzieckiej: psychozę bezobjawową. Tę ,,chorobę”wymyślono w ZSRR do walki z dysydentami.
Z poglądami Jankowskiego nie zgadzam się totalnie, ale uważam, że należy mu się obrona przed takimi łowcami.