Czy Unia ma zapraszać Łukaszenkę?

W maju Unia ma uroczyście zainicjować tak zwane Partnerstwo Wschodnie, program współpracy z sześcioma państwami Europy wschodniej, w tym z Białorusią. Unia ma jednak kłopot z Białorusią, a raczej z białoruskim reżimem. Prezydent Łukaszenko może mieć poparcie wielu, a nawet większości obywateli, lecz w standardach Europy się nie mieści.

Najświeższy przykład: jutro okaże się, czy w Grodnie odbędzie się zjazd nieuznawanego przez władze Związku Polaków. Wtrącanie się państwa w pokojowe formy życia mniejszości narodowych nie mieści się w standardach UE. Tak samo jak dręczenie opozycji i mediów, drakońskie kary dla antyreżimowych działaczy politycznych.

Mimo to Unia, z poparciem Polski, złagodziła ostatnio swą politykę wobec reżimu. Wkrótce jednak przyjdzie moment prawdy: odwiesić sankcje przeciw dyktaturze czy nie? Zaprosić Łukaszenkę na inaugurację czy nie?

Te pytania to niby ,,same old story”. Odkąd w Białorusi zapanował Łukaszenka, wracacją z nużącą regularnością i wywołują przykre wrażenie, że polityka Unii jest w sumie bezradna wobec reżimu. Polska, szczególnie, choćby z powodów historycznych, ale i innych, zainteresowana demokratyzacją Białorusi, po wahaniach przyłączyła się do unijnej idei ostrożnej poprawy stosunków z ekipą Łukaszenki.

Nie spodobało się to niektórym działaczom białoruskiej opozycji, którzy skrytykowali tę odwilż między oficjalną Warszawą a Mińskiem podczas niedawnej wizyty w Parlamencie Europejskim. A przecież to Polska miała dotąd chyba najlepiej rozwinięte kontakty z białoruską opozycją i wspomagała demokratyczne i proeuropejskie ruchy niezależne. Nie obrażałbym się za tę krytykę, lecz raczej ją przemyślał na miejscu naszych polityków.

Rozbita i nieliczna białoruska opozycja jest drażliwa, bo w systemie takim jak Lukaszenki każda opozycja byłaby drażliwa. Odwrócenie uwagi Warszawy od opozycji osłabia ją dodatkowo. Polska opozycja demokratyczna w trudnych dla niej latach późnych 70 czy po stanie wojennym też była bardzo wyczulona na gesty demokracji zachodnich pod adresem władz PRL. Pamiętam do dziś, jak cieszono się, kiedy prezydent Carter podczas wizyty w Polsce upomniał się o prawo niezależnych (podziemnych) gazet do udziału w jego spotkaniu z prasą. Poszło to w jedynej wówczas państwowej telewizji, dzięki czemu miliony ludzi może po raz pierwszy dowiedziało się, że w Polsce działa jakaś opozycja!

Ale dziś dodatkowo sytuację komplikuje globalny kryzys. Średnia płaca w Białorusi spadła ponoć z ponad 400 do 330 USD. Łukaszenko może potrzebować ratunku ze strony zachodnich instytucji finansowych, bo przecież raczej nie z Rosji. Takie jest pewnie głębsze dno gestów Mińska pod adresem Unii, jak rejestracja Ruchu na rzecz Wolności Milinkiewicza czy zgoda na rozprowadzanie dwóch niezależnych czasopism.

A więc? Myślę, że logika sytuacji jest taka, że zawieszenie unijnych sankcji zostanie przedłużone, a Łukaszenko zostanie zaproszony na szczyt europejski inicjujący Partnerstwo Wschodnie i że Polska się temu nie sprzeciwi. Gra polityczna demokracji z reżimem autorytarnym rzadko bywa grą, w której obie strony wygrywają. Białoruś to kraj może melancholijny i po ciężkich przejściach, ale memu sercu podobnie bliski jak Ukraina. Warto podjąć to ryzyko.