Szaman dalajlama

Akurat w 50 rocznicą krwawo stłumionego przez Chińczyków powstania w Tybecie przeciw ich okupacji w radiomaryjnym Naszym Dzienniku toczy się surrealny spór o istotę buddyzmu tybetańskiego. Jezuita ks. Aleksander Posacki atakuje inny zakon w Polsce – benedyktynów – za kontakty z mnichami buddyjskimi, wspólne medytacje i spotkania. Posacki nie cofa się przed przedstawianiem obecnego dalajlamy jako czarownika wykorzystującego demony do swych celów.

Nikt nie musi uprawiać kultu dalajlamy ani buddyzmu tybetańskiego czy jakiegokolwiek innego, ale skreślony przez Posackiego wizerunek Dalajlamy XIV to kuriosum. Też w tym sensie, że zupełnie pomija kulturowo-polityczny kontekst działalności dalajlamy.
Nie ma tu miejsca na szczegółową polemikę z takim obrazem buddyzmu. Dla mnie nie jest on zaskoczeniem. Kościół przedsoborowy uważał buddyzm za barbarzyńską wylęgarnię zabobonów i nic więcej. Szczególnie niechętnie odnosił się do mistycznych szkół buddyzmu, które uważał za czarną magię. Wystarczy poczytać, co o buddyzmie pisze The Catholic Encyclopedia z początku XX w. Jednak od tamtego czasu coś się zmieniło.

Przynajmniej tak mnie się wydaje, a interesuję się tematem dialogu buddysjko-chrześcijańskiego od wielu lat. Posoborowy Kościół dopuścił dialog z innymi religiami w imię przekonania o jego pozytywnym znaczeniu nie tylko dla wzajemnego lepszego poznania się i zrozumienia, lecz także dla dobra ogółu. Chodzi o to, że – jak mawia ks. Hans Kung – nie będzie pokoju między narodami bez pokoju między religiami.

Ale to wszystko to deklaracje na wysokim szczeblu. W praktyce, jak widać z oskarżeń ks. Posackiego, postawa podejrzeń ma się całkiem nieźle w ponad 50 lat od przełomowego dokumentu Kościoła ,,Nostra aetate’. Jezuicie chodzi, co sam pisze, o to, by benedyktyni i inni katolicy zainteresowani buddyzmem nie popadli w ,,synkretyzm”, czyli nie mieszali na własny użytek elementów obu religii tak, jak im pasuje. No tak, ale samo chrześcijaństwo jest synkretyczne: powstało z połączenia elemntów judaizmu, filozofii greckiej, prawa rzymskiego.

Ojciec Posacki ostrzega w swych publikacjach nie tylko przed szamanizmem z Tybetu, lecz także czarownikiem Potterem czy świętem duchów Halloween. Nie on jeden. Takich przestróg przed ,,kalaniem” czystości własnej wiary katolickiej znajdziemy więcej. Nie tylko zresztą w Kościele rzymskim, także u protestanckich fundamentalistów. Zderza sie z nimi inne podejście, wyzbyte tej nieufności i tego nieco neurotycznego lęku przed zbrukaniem przez kontakt z innymi praktykami religijnymi. Jan Paweł II nie obawiał się zaprosić do Asyżu nie tylko buddystów, w tym dalajlamę, ale nawet animistów na modlitwę o pokój dla świata. Czy o. Posacki zarzuciłby i papieżowi Wojtyle krzewienie synkretyzmu?

XXXX

Wdzięczni Rabini, ale smutny Redaktor Szostkiewicz

Na portalu tygodnika „Polityka” w swoim blogu red. Adam Szostkiewicz napisał zdumiewający artykuł zatytułowany „Kardynał Dziwisz wzywa do dialogu i wychodzi”. Redaktor twierdzi, że metropolita krakowski wychodząc po swoim wykładzie na jezuickim „Ignatianum” – podczas piątkowej konferencji poświęconej zmarłemu ks. Stanisławowi Musiałowi i dialogowi katolicko-żydowskiemu – zlekceważył rabina Rosena i licznych gości. Należało założyć, że Pan Redaktor swoją wiedzę zaczerpnął z pewnych i sprawdzonych źródeł. Należało założyć, lecz założenie było mylne, gdyż z pewnością nie było to źródło, ale zabrudzony dopływ.
Otóż Organizatorzy ustalili, że kard. Stanisław Dziwisz (oprócz rabina Rosena) będzie głównym prelegentem na konferencji z okazji piątej rocznicy śmierci ks. Stanisława Musiała. Natomiast pozostali zaproszeni przedmówcy jedynie będą mieli krótkie wystąpienia, tymczasem ta część programu znacznie się wydłużyła. Ustalenie takie miało na celu ustosunkowanie się rabina Dawida Rosena do słów metropolity krakowskiego i podjęcie dialogu na forum mediów.

Kard. Stanisław Dziwisz uprzedzał organizatorów, że jego wystąpienie będzie nieco dłuższe, aby zarysować w miarę możliwości całokształt podejmowanej na konferencji problematyki. Został poproszony przez organizatorów o nieskracanie swojego wystąpienia. Przedłużające się spotkanie spowodowało, że kard. Dziwisz musiał wyjść z konferencji zobligowany kolejnym spotkaniem w kurii metropolitalnej w Krakowie, a dotyczącym przygotowywanych międzynarodowych dni modlitw o pokój w Krakowie i Auschwitz – Birkenau we wrześniu bieżącego roku.

Niezrozumiałe są zatem żale Pana Redaktora Szostkiewicza i pretensje. Dziwię się tylko, że dał się nieświadomie „wpuścić w maliny”, a zapomniał o przesłaniu Kardynała zawartym w jakże ważnym wystąpieniu, z którego wyłania się chęć dialogu i współpracy między Żydami i chrześcijanami. Podejrzewanie o złe intencje jest chyba wpisane w pejzaż polskiego dialogu. Szkoda tylko, że to, co z wielką radością zauważyli rabini Nowego Jorku, nie zauważył Redaktor Szostkiewicz.

Ks. dr Robert Nęcek
Rzecznik Prasowy Archidiecezji Krakowskiej

***

W odpowiedzi ks. Robertowi Nęckowi, rzecznikowi Archidiecezji Krakowskiej

Ks. Nęcek polemizuje z moim wpisem ,,Kardynał Dziwisz wzywa do dialogu i wychodzi”. Cieszy mnie, że rzecznik zareagował nie tylko na mój felieton, lecz i na list profesorów Woleńskiego, Tokarskiej-Bakir i innych na ten sam temat. Mniej mnie cieszy, że zarzucił mi, iż ,,zapomniałem o przesłaniu” kardynała. Otóż łatwo sprawdzić na blogu, że nie zapomniałem, doceniłem i właśnie w tym kontekście podjąłem sprawę zgrzytu, jakim było wyjście Kardynała z sesji, nim skonczył mówić rabin Rosen. Skoro już metropolita musiał wyjść na inne spotkanie, skoro uprzedzał o tym organizatorów, cóż było prostszego, niż o tym poinformować uczestników? Ks. Nęcek uczynił to niestety dopiero po fakcie, kiedy pojawiły się wyrazy dezaprobaty. Rozumiem, że ks. rzecznik robi swoje, broni kardynała i podkreśla (trafnie) jego wkład w dialog katolicko-żydowski, ale szkoda, że przy okazji zniekształca moje słowa i insynuuje mi, że podejrzewam Stanisława Dziwisza o ,,złe intencje”. Tymczasem piszę w blogu, że zapewne ich nie miał. Swą polemikę rzecznik zatytułował ,,Wdzięczni rabini, smutny Redaktor Szostkiewicz”. O uczuciach rabinów się nie wypowiadam. A smutek rzeczywiście czułem. Lecz z tego powodu, że przepadła szansa na dopełnienie przemówienia kardynała natychmiastowym realnym dialogiem z rabinem Rosenem i mediami.