Czarna seria

Walka ,,Dziennika” z ,,Gazetą Wyborczą” dotąd mnie raczej śmieszyła. Ale po wywiadzie o GW z Michałem Cichym wszystko się zmieniło. Gdyby nie to, że muszę z powodów zawodowych mieć rozeznanie w prasie opiniotwórczej, więcej nie sięgnąłbym po ,,Dziennik”. Wyborcza też niepotrzebnie podkreśla narodowość wydawcy Dziennika, ale jednak nie to samo co wydrukowanie w ciągu zaledwie kilku dni dwóch obszernych oszczerczych materiałów o konkurencie w Dzienniku. Ryszard Bugaj daje do zrozumienia, że GW ,,uwłaszczyła się” na Solidarności – dobrze, że przynajmniej zaznacza, iż Michnik nie wziął akcji wartych duże pieniądze – a wywiad z Chichym przedstawia Gazetę jako redutę Żydów polskich.

Tak to poważny zdawałoby się dziennik leje miód na serca polskich antysemitów. Czy jest ich aż tylu, że warto robić rzeczy podłe – zgadzam się tu z wymową felietonu Jarosława Kurskiego w dzisiejszej GW – by kupili gazetę Krasowskiego, Zaremby, Rokity, Michalskiego. Tego ostatniego do zeszłego tygodnia uważałem za bardzo obiecujący przykład ewolucji myślowo-ideowej od schematycznej prawicy do dojrzałego liberalizmu.

Obsesja na punkcie Adam Michnika i Gazety napędza do dziś nie tylko Dziennik, lecz także ,,Rzeczpospolitą” i inne media. To chore. W Polsce monopol Wyborczej dawno został zniesiony wskutek rozwoju systemu prasy, telewizji, radia, internetu. Dlatego mam wrażenie, że ta obsesja, prócz politycznych, ma korzenie psychologiczne: nadmiar ambicji młodszego pokolenia i megalomanię niektórych rówieśników, którzy nie mogą się pogodzić, że przez długie lata – ale już nie dziś – idee środowiska GW wpływały na poglądy większości polskiej inteligencji.

Tym kontestatorom Michnika i Wyborczej udało się w końcu stworzyć ,,kontr-salon”. Kim jest jego odbiorca i na jakim jest poziomie, można się przekonać na forach internetowych, np. Salonu24. Bluzg nacjonalistów i antysemitów. Oni nie czytają ,,Europy”, czekają na żer.

Zostawmy tę bardzo przykrą sprawę. Do czarnej serii zaliczam także, niestety, słowa Lecha Wałęsy o ,,wnuku ubeka”. Jak Michnik zawsze może liczyć na ciosy Ziemkiewicza, Michalskiego czy Wildsteina, tak Wałęsa – na ciosy Wyszkowskiego, Gwiazdy, Walentynowicz i Cenckiewicza z IPN. Jednak użycie argumentu, że dziadek był funkcjonariuszem komunistycznej bezpieki przeciwko historykowi jest poniżej wszelkiego poziomu. Czy Wałęsa zapomniał, jakie oburzenie wywołało wpuszczenie przez Jacka Kurskiego szczura pod nazwą ,,dziadek Tuska z Wehrmachtu”? Filarem społeczeństwa, w którym chce się żyć, jest powstrzymywanie się od stosowania odpowiedzialności zbiorowej i insynuacji, że ktoś jest taki czy inny, bo ma kogoś złego w rodzinie.

I trzecie zdarzenie: posłowie wszystkich opcji zlekceważyli ,,wysłuchanie obywatelskie” zorganizowane przez dwoje posłów lewicy w Sejmie. Organizatorzy twierdzą, że posłowie byli zaproszeni. Poseł Gowin, który jako autor projektu ustawy bioetycznej powinien był tam się stawić, jak prezes Kaczyński powinien był siedzieć na sali sejmowej, kiedy toczyła się tam debata – żądał jej PiS! – na temat kryzysu. Nawet gdyby Gowin nie dostał – jak twierdzi – zaproszenia. Gowin i jego zwolennicy stracili okazję wysłuchania żywych konkretnych osób, dla których piszą ustawę maksymalnie utrudniającą im życie. Naprawdę trudno zaakceptować taką postawę.

Sens( a może bezsens) tej całej czarnej serii jest prosty: poziom debaty publicznej spada na łeb na szyję. I akurat we wszystkich trzech przypadkach nie można tego zwalać na tabloidy, na prostactwo telewizyjnych widowisk z politykami celebrytami. To są chwile, które pokazują jaśniej niż widzimy to (lub nie chcemy widzieć), czym tu nad Wisłą żyjemy, czym się nas karmi, czego nas uczą niektórzy liderzy opinii.