Komu do Rzymu, komu do Woodstocku

Księża Rydzyk i Klafka do Rzymu, biskup Zyciński na Przystanek Woodstock, do tego piekła hedonizmu, gdzie Owsiak smołę miesza. Ten gest metropolity to też efekt ostatniego kryzysu w Kościele wywołanego słowami Rydzyka.

Upieram się, że mimo wrażenia że Rydzykowi znów jego antychrześcijańskie świadectwo ujdzie na sucho, będzie inaczej. Potęga Rydzyka wskrzeszona dla celów polityczno-wyborczch, a potem cynicznie i z premedytacją podtrzymywana przez PiS, wchodzi w fazę schyłku.

Podoba mi się gest arcybiskupa Życińskiego, że pojechał zamiast na konferencję do USA na festiwal muzyki młodzieżowej. Gest ten odczytuję jako wolę wyjścia Kościoła z więzienia schemtów, w jakim zresztą zamknął się w znacznym stopniu sam, prowadząc przez lata uporczywą i niesprawiedliwą kampanię dyksredtacji dzieła Owsiaka. Dopiero kolejne gigantyczne sukcesy Owsiakowych Orkiestr Świątecznej Pomocy zmusiły Kościół do zmiany kursu. Nie można aż tak bardzo mijać się z ludźmi.

Metropolita na Przystanku Woodstock odpowiedział komuś z młodzieży, że sprawę Rydzyka można by załawić administracyjnie, ale za skuteczniejszą uważa metodę Anny Dymnej: czynić dobro, a ludzi pójdą za tobą. To odpowiedź chrześcijańska, a stoi też za nią doświadczenie, jakiego nie mam: wieloletniego uczestnictwa w pracy kolegium biskupów. Życiński wie, co mówi.

A jednak myślę, że logika sprawy Rydzyka nie obejdzie się bez jakiejś formy interwencji administracyjnej. I to ze strony centrali. Dlatego Rydzyk i Klafka wybrali się na audiencję do Rzymu, żeby potem ich zwolennicy mogli powtarzać: Benedykt im błogosławił, wszystko jest OK! Błogosławił tak samo im, zwykłym uczestnikom masowej audiencji, jak innym jej zwykłym uczestnikom. Co innego spotkanie twarzą w twarz, audiencja specjalna, tylko dla nich, i potem błogosławieństwo. Tego zaszczytu redemptoryści jednak nie dostąpili. Ale słusznie wyczuwają, że muszą pokazać, iż Watykan stoi przed nimi otworem. Ano stoi – jak przed każdym turystą, świeckim czy duchownym. Cały ten wyjazd do Rzymu to operacja PR-owska, i to do konsumpcji polskiej.

Dużo ważniejsze, że Zyciński, tak wybitny (i kontrowersyjny, bo walczący na dwa fronty – z ,,betonem” w Kościele i w obozie oświecenia i postępu) hierarcha zechciał przyłączyć się do Kościoła ,,otwarciuchów”, Kościoła przyszłości. To Kościół pewny swych racji i swych wartości i nie nawracający nikogo siłą ani groźbą, lecz świadectwem. Inną jego twarzą był zmarły właśnie wielki kardynał Paryża, Lustiger, którego miałem zaszczyt poznać osobiści i kilkakrotnie rozmawiać z nim o Polsce (był jej wielkim przyjacielem) i Kościele. Lustiger też pojechałby z Życińskim do Owsiaka.   
PS. Po wielkiej dyskusji wokół Powstania chcę podziękować za wpisy cargo, JKJK (jak świętować? To właśnie miałem na myśli, pisząc mój blog pod wrażeniem wielokrotnie powtarzanego w mediach zwrotu ,,moda na Powstanie”, czego niestety nie doczytał się g.okon), jamin, franki, maciek g., andrzej.jerzy, Torlin (dzięki za inspirację do dyskusji w dyskusji), Jacobsky (za ciekawą polemikę z Torlinem), Gregoir, Olek51, Miś 2, T.O (i za wcześniejszy wpis nigeryjski), TesTeq, Cegorach (za oddanie Daviesowi do Daviesa – ciekawe, czy pokolenie powstańców też tak widzi jego zasługi jako epika Powstania?), Waldemar, MW, Straus07, Wojtek z Przytoka, Maria W. z Poznania. ,,Jarek”: być może ma Pan rację, może na taką ocenę PRL jest jeszcze za wcześnie – w moim przypadku na pewno, chyba już nie zostanę ,,PRL-owskim rewizjonistą” :). A gala wcale nie przeszkadzała, że się na innym etapie powstanców dręczyło. Na tym właśnie polegał system: prawda była zawsze prawdą etapu. W takim kraju można było dobrze i miło żyć, kształcić się i robić karierę, kupować klasyków za grosze, prenumerować Twórczość i Poezje, jeździć na koncerty do świeżo wybudowanej filharmonii, ale pod warunkiem, że się nię kwestionuje tej podstawowej zasady: że nie ma prawdy jako takiej, jest prawda etapu historycznego. Dlatego we własnym kółku albo całkiem prywatnie (tak było zwykle bezpieczniej) można było oczywiście robić i czytać, co sie chciało, ale wara w przestrzeni publicznej. Dlatego chodziło się na Powązki 1 Sierpnia i na 1 Maja.