Czy UE przetrwa do 2057 r.?

Miałem pięć lat, kiedy podpisano traktat rzymski. U brytyjskiego korespondenta BBC Willeya czytam, że po ceremonii sygnatariusze pojechali na specjalną audiencję do papieża. (Pomyśleć, że dziś wzmianka o chrześcijańskim dziedzictwie Europy jest nie do przyjęcia w skądinąd budującej Deklaracji Berlińskiej). Włochy były wtedy biednym krajem rolniczym, prawie połowa ludności nie umiała czytać i pisać. Przez centrum Rzymu pędzono kozy, imigranci ze wsi mieszkali w budach pod starożytnymi akweduktami.

Może i Polska doczeka podobnego cudu jak Włosi: przejdzie do pierwszej ligi za 20-30 lat. Gazety w Londynie w ogóle o podpisaniu traktatu nie napisały. Nie uznały tego za „newsa”. Nie wiem, jak było wtedy z prasą polską. Kiedy wiele lat później, w 1979, odbyły się pierwsze wybory do Parlamentu Europejskiego, a ja byłem już nauczycielem, nie przypominam sobie w mediach PRL wzmianki o tych wyborach. Ale nawet gdyby radio, telewizja i prasa Polski Ludowej o tym się rozpisała, co by to zmieniło? W kraju za żelazną kurtyną wybory do europarlamentu mogły się wydawać taką samą abstrakcją jak wolne wybory do Sejmu.

Wczoraj TVN nadała dokument Marii Zmarz-Koczanowicz „Dworzec Gdański” o przymusowych wyjazdach polskich Zydów po marcu 1968. Bohaterowie filmu świetną polszczyzną mówią, że czuli się Polakami, Polakami żydowskiego pochodzenia, i nie mogli zrozumieć, dlaczego mają wyjeżdżać. Gdyby nie było podziału Europy, Marzec by się nie zdarzył. Tak samo jak inne Polskie Miesiące – Sierpień nie byłby potrzebny.

Miałem 34 lata, kiedy podpisano „jednolity akt europejski” – plan przejścia do wspólnego rynku. Pierwszy w życiu wydano mi paszport na Zachód – na miesiąc do Belgii i Francji. Na lotnisku w Brukseli zobaczyłem uśmiechniętych żołnierzy NATO – białych i czarnych Amerykanów. I gromadkę chasydów. Kupiliśmy z żoną kilogram bananów, usiedliśmy na ławce na małym placyku w centrum miasta. Jedliśmy z poczuciem winy, że tak od razu całe kilo.

Na 50-lecie Wspólnoty Europejskiej francuska stacja TV France 24 zleciła ankietę, co o przyszłości Unii myślą Francuzi, Niemcy, Włosi, Brytyjczycy, Hiszpani i Amerykanie – czy Unia będzie za 50 lat? Nie wyszło hurra-optymistycznie, ale też nie beznadziejnie. Większość odpowiedziała, że Unia dotrwa do 2057 roku, że nadal będzie euro i że angielski będzie dalej lingua franca zjednoczonej Europy, której członkami będą też Rosja i Turcja, oraz że religią przeważającą nadal będzie chrześcijaństwo (aż 20 proc. Francuzów i Niemców przewiduje, że jednak islam).

A zatem status quo. Także polityczne: większość nie wyobraża sobie Unii za 50 lat jako Stanów Zjednoczonych Europy. Ale ankietowani w krajach północy sądzą, że za 50 lat poziom życia się pogorszy, za to południowcy – Hiszpanie i Włosi – w większości są zdania przeciwnego: będzie jeszcze lepiej. Szkoda, że nie pytano w krajach, które dołączyły po zburzeniu muru berlińskiego. Jestem pewien, że przynajmniej Polska okazałaby się krajem Południa.