Obciach w Heidelbergu

Minister Giertych pokazał Europie, co myśli Polska. Polska będzie Europę wyciągała z moralnego bagna. Na początek proponujemy zakaz aborcji i propagandy homoseksualnej. Takiego obciachu Unia chyba jeszcze nie widziała. Ludzi zwalczających ideę europejską pod różnym hasłami nie brakuje na zachodzie i wschodzie kontynentu i na Wyspach Brytyjskich, mają nawet deputowanych w europarlamencie, opłacanych suto z kieszeni unijnego podatnika. Taka jest cena demokracji liberalnej, tak potępianej przez euronienawistników. Co innego jednak manifesty wojen kulturowych takich jak dzieło europosła Macieja Giertycha – jak już czytać takie pamflety, to lepiej ich źródło, czyli prace Konecznego – co innego heidelberska mowa wiceszefa polskiego rządu.

Niesamowite jest w tym to, że premier Kaczyński natychmiast nie zdezawuował ministra edukacji. Najbardziej czytelnym wyrazem niezadowolenia premiera byłoby odwołanie Giertycha z funkcji w rządzie Rzeczpospolitej. Jeśli Unia ma uwierzyć, że Warszawa nie myśli Giertychem, musi mieć jakiś czytelny dowód. Inaczej w stolicach i mediach umocni się wrażenie, że ludzie rządzący dziś Polską są z innej, antyeuropejskiej bajki. A to przełoży się – już się przekłada – na głęboką zmianę nastawienia do Polski i niechęć do współpracy z nami. Straty mogą być większe niż wciąż się łudzimy i nie bardzo widać, kto by je miał odrobić, bo i w opozycji nie brakuje moralnych eurosceptyków.

Obciachem jest to, że reprezentant Polski na ważnym, opiniotworczym spotkaniu europejskim mówi rzeczy, które dla uczestników mogą się kojarzyć z tym wszystkim, czym po wojnie Europa poprzysięgła sobie, że już nigdy nie będzie. Był to naturalnie program na wyrost, ale na tym właśnie polegała jego wielkość, że chciał spróbować czegoś innego niż egoizm i egocentryzm narodowy i czegoś innego niż jedynie słuszna ideologia państwowa, której mają się podporządkować obywatele, bo inaczej uzna się ich za element zdeprawowany i niebezpieczny. Tylko tyle i aż tyle. To, co premier Giertych zaprezentował w Heidelbergu zdarza się usłyszeć w pubie, na wiecu skrajnej prawicy lub skrajnej

lewicy i w europarlamencie czy przeczytać w tabloidzie, ale nigdy na szczeblu rządów UE. Nie jest to bynajmniej dowód cywilnej odwagi Romana Giertycha, który może chciałby być świętym Jerzym europejskiej politycznej poprawności, ale kolejny dowód, że PiS biorąc do rządu LPR i Samoobronę wystawił sam siebie i Polskę na ciężkie ciosy, pod którymi wkrótce padnie, chyba że zdecyduje się jednak na przyspieszone wybory. Giertych w Heidelbergu to ostatni być może dzwonek ostrzegawczy, że polska polityka państwowa ledwo dyszy. Cui bono?