Prośba o eutanazję
Pierwsza w Polsce prośba do sądu o eutanazję. Prawnie chyba z punktu przegrana, bo autor napisał ją po amatorsku, od serca, ale bez znajomości kruczków prawnych, które mogłyby sędziom utrudnić odmowę, a tak mogą spokojnie ją oddalić – spokojnie prznajmniej pod względem zgodności odmowy z literą prawa, które eutanazji zakazuje.
Etycznie sprawa jest bardziej skomplikowana i bardzo kontrowersyjna. Pierwsze reakcje publiczne – inaczej niż na Zachodzie – dają u nas wyraźną przewagę obozowi tradycjonalistów, odrzucających prawo człowieka do wyboru, czy chce czy nie chce żyć i oczekującego, że państwo nie będzie w tę decyzję ingerować, wręcz przeciwnie – że mu w tym pomoże tak jak stało się w Holandii i Belgii, stanie Oregon i zdaje się wkrótce we Francji. (Jak naprawdę funkcjonuje prawo eutanazyjne w Holandii, nie wiem, może Postowicze, którzy wypowiadali się o Holandii przy okazji ,,szczęśliwych dzieci”, coś na ten temat teraz napiszą. Nie kto inny jak sam profesor Geremek wspomniał, że w Holandii ,,doszło do nadużyć” eutanazyjnych – czy to może być prawda, aż nie chce się wierzyć!).
Z różnych powodów,ale z tym samym wnioskiem negatywnym – nie dla legalizacji eutanazji – wypowiadali się intelektualiści lewicy, centrum i prawicy. Do nielicznych wyjątków należeli aktor Zapasiewicz i filozof Wolniewicz, skądinąd też na codzień nie mający z sobą ideowo nic wspólnego. Potwierdza się w ten sposób ,,polski wyjątek”w Europie – jesteśmy nie tylko dużo bardziej moralnie jednorodni niż typowe ponowoczesne społeczenstwa zachodnie, ale i w tej spójności dosyć wierni katolickiej etyce świętości życia. Ale to elity. Jeśli wierzyć sondażom, aż połowa Polaków jest innego zdania – dopuściłaby eutanazję (podobny rozdźwięk występuje w kwestii legalizacji aborcji ze względów społecznych). Etos chrześcijański wydaje się żywszy w kręgach opiniotwórczych – kolejna specyfika Polski, wróżąca tu nie tyle ,,wojny kultur” ortodoksów i fundamentalistów religijnych z wojującymi laikami a la USA, ile kontynuację duchowego status quo.
Nie wiem, co bym postanowił, gdyby to na moje biurko sędziego trafił list z prośbą o śmierć od Janusza Switaja. Zadziwia mnie pewność siebie uczestników dyskusji, jaką wywołał, za co mu dziękuję, a którzy ferują swoje wyroki. Chyba w tym konkretnym przypadku rzeczywiście mamy do czynienia raczej z wołaniem o pomoc dla siebie i rodziny niż z determinacją bojownika o prawo do ,,dobrej śmierci”, ale w wielu innych znanych przypadkach chodzi naprawdę o to, że chorzy lub kalecy chcą odejść w godny sposób a nie w męce czy infamii samobójczej. Dyskusja nad łóżkiem takiej osoby o tym, czy życie jest czy nie jest jej własnością, jest dla mnie trudna do wyobrażenia. Ale bynajmniej nie mam pewności, czy legalizacja eutanazji jest dobrym wyjściem. Być może jest ,,mniejszym złem”. Nasłuchałem się wielu opowieści o ludziach, którzy zmieniali zdanie w sytuacji, gdy problem dotknął ich osobiście. Jedni – chyba większość – do tematu eutnazji nie wracali, inni, choć w normnalnym życiu byli przeciw, zaczynali się o nią dopominać wraz z postępem cierpień. Nic z tego nie wynika, jak tylko postulat pokory, zwłaszcza w dyskusji, bo nigdy nie wiadomo, jak nasze poglądy może zweryfikować nasz własny los.
Komentarze
Oczywiscie, ze nie jest to ten spor. Ten czlowiek nie prosi o eutanazje, tylko o pomoc dla udreczonych rodzicow – trzeba sie wsluchac w to, co mowi. I jest to w moim najglebszym przekonaniu argument przeciwko eutanazji – ze beda ludzie, ktorzy uznaja, ze powinni umrzec, aby nie dreczyc najblizszych.
Eutanazja, od stuleci, od pokolen stosowana przez lekarzy, powinna pozostac n i e l e g a l n a . Lekarze powinni podejmowac decyzje o eutanazji na wlasne ryzyko, bez komfortowej mysli, ze prawo ich kryje. To powinna byc trudna, najtrudniejsza ze wszystkich decyzja lekarza lub bliskiej osoby.
Tak uwazal, Adamie, nasz kolega z Londynu, ktory stracil corke na leukemie, pamietasz? Lekarze podjeli decyzje o zwiekszeniu dawki morfiny, kiedy sie bardzo meczyla. Ale byla to decyzja, ktora zapadla w sumieniu, a nie dlatego, ze prawo im na to zezwalalo . . Tak uwazala tez Dame Cecily Saunders, matka ruchu hospicjowego, z ktora, jak moze pamietasz, zrobilamna ten temat dlugi wywiad. Ona, ktora oglaqdala wiecej umierajacych na raka i inne choroby, niz ktokolwiek z nas jest w stanie sobie wyobrazic, az do konca wlasmnego zycia przeciwna byla zalegalizowaniu eutanazji.
Ja uważam, że każdy sam decyduje o sobie. Nic do tego nie mają inni ludzie. Odmowa eutanazji jest narzucaniem siłą swoich poglądów innym ludziom. A to, moim zdaniem, w demokracji jest niedopuszczalne. Każdy ma prawo do swoich poglądów, ale niech je stosuje w swoim życiu, a nie cudzym.
Jakby się czuł, gdyby to z kolei ktoś inny jemu narzucał swoje?
W zasadzie nie powinnam pisać, bo Helena zrobiła to za mnie.
Tak, ten chłopak wcale nie prosił o eutanazję – jest to wielka, ogromna manipulacja mediów! Jego list jest po prostu krzykiem o pomoc, pomoc materialną!
Dodam jeszcze, że nawet gorliwi zwolennicy eutanazji zmieniają zazwyczaj zdanie, gdy sami są śmiertelnie chorzy. Wtedy chcą żyć! Oczywiście, przyzwoici ludzie, pod wpływem rodziny, mogą zmieknąć i poprosić o eutanazję – i to jest koszmar.
Prośba a raczej żadanie wycofania środków leczniczych nie jest eutanazją, ani żądaniem lekarskiej pomocy w samobójstwie.
Każdy pacjent ma prawo do niezgody na lecznie, a leczenie bez zgody zagrożone jest karą kk. Sytuacja nie zmienia się specjalnie – w każdym razie pod względem etycznym, gdy chodzi o środki podtrzymujące życie.
Potraktowanie tej sprawy w kategoriach sporu o eutanazję świadczy tylko o tym, że mało słyszalne są nie tylko dyskusje bioetyczne ale także rozstrzygnięcia prawne,obecne od kilkunastu lat na Zachodzie. Równiez u nas dostępna jest juz znacząca literatura nt. temat – jak widać, nieznana – np. wydana przez Universitas „Eutanazja i wspomagane samobójstwo”.
Lepiej chyba się chyba douczyć niż zaczynac całą dyskusję ab ovo.
PS. Do Heleny.
Zwiększenie dawki morfiny w celach przeciwbólowych, az do dawki, która może okazac się letalna, również w dyskusjach bioetycznych nie wchodzi w zakres pojęcia eutanazji. Jest to działanie usprawiedliwiane przez tzw. zasadę podwójnego skutku, dla której istotny jest m.i. fakt, iż środek podaje się nie z intencją spowodowania śmierci pacjenta, ale ulżenia cierpień. Eutanazja natomiast jest podejmowana z zamiarem spowodowania śmierci (ze współczucia, ze względów medycznych), a w przypadku podania takich środków jest tylko skutkiem przeiwidzanym. Ta zasada obecna już jest również np. w amerykańskich rozstrzygnięciach prawnych.
Rozmawiając czy czytając o eutanazji, zawsze podświadomie myślimy o sobie i własnej hipotetycznej sytuacji w jakiej moglibyśmy się znależć , podobnie jak chłopak który apeluje o własną śmierc . W sytuacji gdy opiekujemy się najbliższą nam osobą która znajduje się w fazie terminalnej choroby nowotworowej zawsze chcemy aby została z nami jak najdłużej , mimo oczywistości zbliżającej się śmierci i cierpienia chorego. Opiekawałem się umierającą na raka matką i jedyne co zaprzątało mioją głowę to aby jak najmiej cierpiała. W dyskusji o eutanazji , odwołujemy się do doświadzczeń holenderskich. Czytałem kiedyś w prasie o lekarzach i pielęgniarkach z Polski ,którzy przejeli dom opieki w Holandii i od czasu kiedy zapewnili właściwą opiekę starym ludziom nie było nawet jednej prośby o przyśpieszenie śmierci. Wołanie o śmierć zawsze , moim zdaniem, jest krzykiem rozpaczy wynikającym z samotności i bezradości z kontaktu bezdusznym systemem opieki zdrowotnej.
Torlinie – odrzuciwszy emocje – czy byłbyś w stanie osobiście skrócić życie człowiekowi, który o to prosi? Czy jego prośba nie wydałaby ci się wkraczaniem w obszar Twojej wolności osobistej?
Sprawa jest względnie prosta, gdy nie dotyczy nas samych.
Pomyśl i odpowiedz sobie na tak zadane pytanie.
Ja powiem wprost; nie znam odpowiedzi na to pytanie, choć różne myśli kłębią się w mej głowie.
I chyba mam szczęście, że ode mnie nikt takiej decyzji nie wymaga.
Panie Adamie,czuje sie po trosze wywolana do tablicy.Sprobuje,wiec napisac jak to jest w Holandii.Na poczatek o prawie do eutanazji.
Otoz prosbe o eutanazje moze zlozyc chory,ktorego cierpienie jest juz nie do wytrzymania.Ktory cierpi na nieuleczalna chorobe i wszystkie mozliwe sposoby leczenia juz wykorzystano i nadzieji nie ma zadnej na jakakolwiek poprawe.Dodam,ze przewaznie chodzi o ludzi w ostatnim stadium choroby nowotworowej.Ktos,kto sklada prosbe,Musi byc swiadom
swoich czynow.Nie moze cierpiec na depresje,choroby psychiczne,stercza demencje itp.,ograniczajace jego jasne myslenie!!!!
Prosbe swoja sklada na rece lekarza domowego.Ten skolei musi skontaktowac sie jeszcze z psychologiem i innym lekarzem nie majacym kontaktu z pacjentem ,z prosba o obiektywna ocene.Chodzi o potwierdzenie,czy w istocie zastosowano wszystkie mozliwe sposoby na ratowanie zycia i czy,co wazne, pacjent samodzielnie podjal decyzje o eutanazji,a nie pod wplywem innych!!!!!!!
Od momentu zgloszenia prosby musi uplynac termin nie krotszy niz jeden tydzien.Mozna wycofac sie nawet sekunde przed.
Teraz jak wyglada sama eutanazja.Lekarz domowy zawsze upewnia sie ,czy pacjent podtrzymuje decyzje.Jesli tak,najpierw podaje bardzo silny srodek nasenny.Po nim pacjent zasypia jak w narkozie i juz niczego nie czuje i nie slyszy.Potem podaje srodek zatrzymujacy akcje serca.
Wspominal Pan o naduzyciach!?
Otoz mnie znane sa trzy przypadki,ktore trafily do sadu.I tylko jeden byl faktycznym naduzyciem,bo lekarz zgodzil sie na eutanazje osoby,ktora cierpiala na depresje.W obu poprzednich przypadkach,eutanazje wykonano na zadanie rodzicow nowonarodzonych,strasznie cierpiacych,uposledzonych psych.i fizycznie
dzieci.Lekarze,ktorzy przychylili sie do ich prosby,nie zachowali wymaganego czasu 1-go tygodnia.Pierwszy lekarz zostal ukarany 2-letnim wyrokiem,pozostali stracili swe stanowiska w szpitalu.
W procedurze stosowania eutanazji sa oczywiscie wyjatki.I tak jw. pisalam,gdy narodza sie ciezko uposledzone dzieci i ktore cierpia niewyobrazalnie i nie ma nadzieji na poprwe,rodzice moga wraz z lekarzami podjac decyzje o odloczeniu maszyn i wtedy dziecko umiera smiercia naturalna.Mamy tu do czynienia raczej z eutanazja pasywna.
Podobnie postepuje sie w przypadku doroslych,gdy ustana prawie wszystkie funkcje narzadow wewnetrznych.
Jeszcze raz podkreslic chce,ze o eutanazje musi wystapic sam zainteresowany.Nikt nie ma prawa za niego tej decyzji podjac!!!
Temat eutanazji,to temat rzeka.Sledzilam cala dyskusje w Tv holend. i sama jestem za!Absolutnie.Za mnie nie ma prawa nikt decydowac.
Przytocze jeden z przypadkow,ktory mna wstrzasnal.Bylo to jeszcze przed legalizacja eutanazji.W jednej z tv dyskusji,pewna pani opowiadala o swoim ciezko chorym mezu.
Pan ten z wyksztalcenia profesor,swiatly i inteligentny cierpial na raka kosci.Najpierw amputowano mu reke,potem druga.Wreszcie przyszla kolej na nogi.Zostal sam korpus! Pan ten cierpial niesamowite bole.Nie mogl spac.Kazdego dnia,gdy otworzyl oczy blagal zone,zeby go zabila!!!!!!!
Nawet wymyslil,zeby go umiescila na parapecie,a on sam zsunie sie i popelni samobojstwo.
W koncu zona wraz z lekarzem domowym postanowili mu pomoc.Udalo sie w krotkim czasie zgromadzic odpowiednia ilosc srodkow nasennych.Ustalono date „eutanazji”.Ten dzien byl dla niego wybawieniem.
Za kazdym razem,gdy polykal tabletki calowal zone po rekach.Udalo sie na czas wszystkie polknac i odszedl ten umeczony czlowiek do nieba.
Teraz na szczescie nikt juz nie musi uciekac sie do takich sposobow.
Ci,ktorzy odmawiaja prawa innym do stanowienia o sobie,chyba niczego nie rozumieja.Mnie przypominaja kogos,kto napawa sie ludzkim cierpieniem.Tak jakby sie cieszyl,ze to nie jego cierpienie.
Ps Moze zagladnie do Panskiego blogu Leszek i dorzuci pare slow.
Jesli ,tak przesylam moje pozdrowienia 🙂
Każde samobójstwo jest wołaniem o pomoc i ma miejsce gdy nie potrafimy lub nie chcemy w takim, danym nam świecie żyć. Ale połnosprawni po prostu mogą skończyc swoje życie gdy małą takie pragnienie. Jest to trudna decyzja ale ich własna. Nikt ich w tym nie ma prawa powstrzymywać. Dlaczego odbiera sie to prawo jednostkom sparaliżowanym czy innym, odmawiającym dalszych cierpień?
Powinno się dostarczyć takim osobom jak największego wsparcia i pomocy w życiu ale jeśli już się zdecydują nie negować ich wyboru.
Z tego co wiem w Holandii mają szczegółowo opracowane kodeksy i zasady wykonywania eutanazji. Za:
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5026
„Według danych holenderskiego Ministerstwa Zdrowia i Sportu (VWS) większość próśb o eutanazję pochodzi od osób cierpiących nieznośny ból i niemających nadziei na poprawę. Osoby te uważają, że jedynym wyjściem z ich sytuacji jest śmierć. Ponad 80% to pacjenci z chorobami nowotworowymi w ostatniej fazie”.
Każde odstępstwo od prawa czy nadużycie powinno w oczywisty sposób zakończyc się w sądzie sprawą o zabójstwo.
Widziałam jak ten człowiek się męczy, widziałam jak męczą się jego rodzice. Łatwo nam mówić co on powinien a czego nie. Tylko, że my mamy możliwość poruszania się, wyjścia do kina, teatru, na lody z ukochaną osobą. On tylko leży … i nic więcej nie może zrobić.
Wcale się nie dziwię, że odechciało mu się żyć. Bo życie dla samego życia bez konkrentego celu odbiera ochotę na … życie
Zmuszanie kogoś do życia jest grzechem( używam terminologii religijnej, bo argumenty przeciw eutanazji raczej podłoże religijne mają) wg mnie tak samo jak odbieranie komuś życia.
Wolność pojmowana nie po chrześcijańsku ale maksymalistycznie i metafizycznie musi dopuszczać możliwość eutanazji.
Pozdrawiam.
Mimo tego co napisałem nie mam jednoznacznego zdania i nie wiem jakbym się zachował będąc na miejscu tego człowieka czy sędziego, który ma podjąc wyrok czy tym bardziej lekarza albo osoby mającej eutanazji dokonać.
Nie jestem PRZECIWKO EUTANAZJI tylko przeciwko LAGALIZACJI eutanazji. Jest to sprzeciw nie majacy absolutnie zadnego podloza religijnego. Po prostu – prawo nie powinno nas zwalniac z odpowiedzialnosci za odbieranie komus zycia, nawet w bardzo ogranoczonych wypadkach. Jezeli decydujemy sie dopomoc komus w odebraniu sobie zycia, nie powinnismy sie chowac za prawo.A jesli sumienie, serce, wspolczucoie, milosc podpowie nam, ze nie mozemy postapic inaczej, to powinnismy sie liczyc z tym, ze mozemy zaplacic za to cene.
Wtedy i tylko wtedy mozemy decydowac sie na to, aby dopomoc komus w odsebraniu sobvie zycia lub wrecz mu je odebrac.
Pytanie do anns.
Czy to co napisałaś (10.49) oznacza, że podłączony do aparatury podtrzymującej życie a świadomy swojej sytuacji człowiek może zażądać, żeby go „odłączono”?
Bardzo przepraszam za nieporadność i naiwność ale zgoda na leczenie jest wymagana np. przy przyjęciu do szpitala. Bywa to bardzo kłopotliwe, gdy dotyczy osoby psychicznie chorej a jest nie do obejścia jeżeli stan takiej osoby „nie stanowi zagrożenia dla jej zdrowia lub życia lub bezpieczeństwa innych osób”.
Jak to jest? Na terapię musimy się zgodzić, nawet jeżeli diagnoza psychiatry nie pozostawia wątpliwości ale nie mamy prawa z niej zrezygnować w pełni władz umysłowych? Chętnie przeczytałabym coś na ten temat. Jeżeli to nie kłopot poproszę o podpowiedź.
Notabene z ową iluzoryczną „zgodą” borykam się przynajmniej raz do roku od kilkunastu lat. Wiem, moja wina, ale ubezwłasnowolnić nie potrafię, czułabym się z tym jeszcze gorzej.
Zupełnie przypadkiem obejrzałem w TVP2 reportaż o sparaliżowanym Januszu Świtaju i ciągle jestem pod wrażeniem jego tragicznej sytuacji
i pełen podziwu dla trzeźwości jego umysłu. Krótka czasowo forma reportażu uniemożliwia wyciągnięcie od zaraz, jednoznacznych wniosków, ale w prośbie p.Janusza o odłączenie od respiratora, ja nie dostrzegam chęci zwrócenia na siebie uwagi i uzyskanie przez to pomocy materialnej umożliwiającej zakup doskonalszego sprzętu, czy zatrudnienie pielęgniarek. Ten człowiek nie potrzebuje już ani współczucia, ani pomocy księdza, czy psychologa, gdyż jego umysł jest w znakomitej formie, on ma dość beznadziejnej namiastki życia, wegetujac od kilkunastu lat. Niestety rozpaczliwe wołając o przerwanie męczarni nie ma żadnych szans na wysłuchanie i nawet gdyby jego prośbę zredagowała najlepsza kancelaria prawnicza, decyzja sądu będzie odmowna, ale takim werdyktem nie załatwiamy problemu i już chyba najwyższy czas żeby i w naszym kraju rozpoczęła się ogólnonarodowa dyskusja o eutanazji.
Chociaż to jesteśmy winni p.Januszowi, jeżeli ciągle nie ma w nas gotowości, żeby spełnić jego życzenie, a przecież zyjemy już w XXIwieku…
Albert Camus w eseju „Mit Syzyfa” pisał:
„Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć, to odpowiedzieć na fundamentalne pytanie filozofii”
Pytanie o eutanazję (i o samobójstwo, którego eutanazja jest chyba kategorią) to pytanie o istotę życia i jego sens. Nie ma tu jednej i uniwersalnej odpowiedzi. I chyba dlatego każdy ma prawo do decyzji.
Wybacz Heleno,ale uwazam twoje myslenie za bledne,zeby nie powiedziec pokretne!
Niedawno bylo glosno o pewnym Wlochu,ktory byl calkowicie sparalizowany.Mogl tylko poruszac oczami i via komputer komunikowac sie z otoczeniem.On juz nie chcial zyc.Sam nie mogl popelnic samobojstwa.
I co,jak mial to uczynic?
Ktorz my jestesmy,zeby mu tego prawa odmawiac?
Prawo do eutanazji,to prawo do stanowienia o Wlasnym i tylko Wlasnym Zyciu,lub Smierci!Ale zycie bywa okrutne i pisze nieprzewidzialne scenariusze i takie przypadki trzeba miec na uwadze!
W mojej nowej ojczyznie odroznia sie dwa rodzaje eutanazji – aktywna, tzn. podanie srodka „usypiajacego” oraz bierna – nie podlaczanie do aparatury, oddanie choroby naturalnemu biegowi rzeczy (np. zadnej aparatury, zadnych kroplowek i sztucznego odzywiania).
Eutanazja aktywna jest w wyjatkowych przypadkach praktykowana przez dwie zalegalizowane organizacje (tu miejsce na ogromna dyskusje), ale nie wiem, na jakiej podstawie prawnej.
Eutanazja bierna jest legalna i musi byc poparta jednoznacznym wyrazeniem takiej woli przez pacjenta.
Przypadek polski znajduje sie w szarej strefie – pacjent oddany naturalnemu biegowi rzeczy zyc by nie mogl, ale aparatura uniemozliwia jego smierc. Pacjent jest w stanie wyrazic swa wole, ale ktos inny musi wylaczyc aparature.
Znany jest przypadek z USA kiedy to niewidomy pacjent po amputacji obu nog, skazany na dialize wystapil do sadu z zadaniem prawa do godnej smierci. Moze to prawo do godnej smierci byloby wlasnie kruczkiem do wykorzystania.. Pozdrowienia.
Oczywiście cała dyskusja jest zawsze tylko o legalizacji eutanazji. Choć jestem legalistą, sądzę, że jest to jeden z nielicznych przypadków w których pewna praktyka powinna pozostać nielegalna mimo, że jest szeroko akceptowana.
Niemniej jednak może stać się tak, że żaden lekarz nie będzie chciał pomóc ludziom ciężko chorym, bo zrobi się nagonka (jak z przerywaniem ciąży) i wszędzie pojawią się fanatycy węszący w każdym zgonie eutanazję.
Byłby to chyba jedyny argument za legalizacją.
Ana, jak juz wspominalam parokrotnie – nie jestem przeciwko eutanazji, tylko przeciwko jej legalizacji. Nie odmawiam nikomu prawa do samobojstwa, ale nie chce aby prawo w moim kraju zezwalalo na zabijanie drugiej osoby. Nie chce by ktos, kto podaje drugiemu trucizne czul sie kompletnie bezpiecznie. Przeciwnie – chce aby czul sie ze popelnia czyn na ktore zezwala mu: sumienie, milosc, wspolczucie, Bog nawet. Ale nie prawo. Bo wprowadzajac takie prawo zezwolimy na zabicie tegoz Pana Janusza, ktory powiedzial, ze chce skrocic swoje zycie poniewaz JEGO MATKA tak strasznie sie z nim meczy. On widzisz, Ano, uwaza, ze POWINIEN umrzec aby nie byc ciezarem. Jestem przekonana, ze podobnie postapilaby moja wlasna matka, gdyby uznala, ze jest dla mnie zbytnim ciezarem.
Zdumiewaja mnie glosy nawolujace do schizofrenicznego rozdzwieku: „prawo sobie a praktyka sobie” aka „niech eutanzja pozostanie nielegalna a jak komus ojciec wyjac z bolu umiera to sie sposob znajdzie…”. I jak poduszka go czy kijem? A moze Pan Sanitariusz pomoze za butelke? Szara strefa nigdy nie poprawia moralnosci.
Nie mam watpliwosci iz eutanazja powinna byc prawnie regulowana i dozwolona _w okreslonych przypadkach_. Istnieja rozwiazania w innych panstwach, istnieja opracowania/artykuly badajace skutki i postawy po zlegalizowaniu eutanazji, pozostaje wiec powolanie komisji prawniczej, opracowanie projektu i referendum.
KS pisze: pacjent oddany naturalnemu biegowi rzeczy żyć by nie mógł, ale aparatura uniemożliwia jego śmierć
Niestety wraz z rozwojem techniki ,coraz częściej będziemy musieli zadawać sobie i innym podstawowe pytania o śmierć i prawo do śmierci . Jeszcze za życia moich dziadków na początku XX wieku na wsiach wcale nie tak rzadkim przypadkiem było uśmiercanie kalekich i ułomnych dzieci poprzez wystawianie na mróz. Nikt nie okazywał wtedy potępienia i takie zachowania były zrozumiałe w sytuacji gdy każde niepełnosprawne dziecko byłoby wielkim obciążeniem dla rodziny. Mój przyjaciel który był do niedawna misjonarzem w Ruandzie , opowiadał mi, że kalectwo, wypadek , każde nieszczęście jest wyśmiewane . Gdy doznał poważnego wypadku spadając z drabiny , pierwszą reakcją mieszkańców domu w którym instalował elektryczność był gromki śmiech. Litość i współczucie, jest tym ludziom zupełnie obce.
Wraz z rozwojem cywilizacji wszystko zaczyna się komplikować. Rozwój medycyny dla jednych będzie błogosławieństwem dla innych przekleństwem. Jeszcze nie mamy rozwiązań dotyczących prawa do godnej śmierci , ale chcemy czy nie kiedyś będziemy się musieli na nie zdecydować. Matka wystawiająca przed dom w mrożną noc swoje kalekie dziecko , pewnie też była osobą żarliwie religijną.
Również, jak dla większości osób na blogu, nadrzędna jest dla mnie sprawa niewyobrażalnego (na razie! – kto wie, co spotka jutro mnie lub moich bliskich) cierpienia konkretnego człowieka. Tę miarę cierpienia każdy ma własną i ja nie rozumiem, jakim prawem inni mają decydować, ile jeszcze miesięcy, lat lub dziesiątków lat będzie ono trwało. Zgadzam się z opinią Grzesia – zmuszanie kogoś do życia jest grzechem. I tutaj należałoby wspomnieć o prawie (ale nie obowiązku przecież), jakie w myśl religijnych argumentów przysługuje kazdemu: do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Co, w myśl tak rozumianego argumentu, oznacza śmierć naturalna? Chyba nie podtrzymywanie życia za pomocą coraz nowoczesniejszej aparatury, nie ingerencję w organizm ludzki do stopnia niewyobrażalnego w czasach, kiedy powstawały normy moralne (religijne), o których mówimy. To właśnie odłączenie od aparatury na prośbę chorego (prośbę przemyślaną i świadomie wyrażoną) spowoduje naturalną śmierć. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to nieludzko. I wiem, że decyzja o odłączeniu od urządzeń podtrzymujących życie jest równoznaczna ze skazaniem kogoś na śmierć. Wyobrażam sobie, jak olbrzymia odpowiedzialność spoczęłaby na tych, którzy by tę decyzję podjęli. A mimo to uważam, że powinno się rozważyć spełnienie prośby Janusza. On prosi, aby pozwolić mu odejść.
Misiu, nawiazujac do Twojej wypowiedzi – wydaje mi sie, ze wlasnie gleboka religijnosc polega nie tylko na przestrzeganiu zakazow i nakazow, ale podejmowania trudnych decyzji (do czegos jest przeciez wolna wola), ktorych konsekwencje towarzysza nam do smierci, z ktorych musimy rozliczyc sie z soba i w ramach wyznawanej religii. Mysle, ze dobrymi przykladami takiego rodzaju decyzji sa te dotyczace eutanazji czy tez aborcji. W jednej ze szkolnych lektur, chyba „Antku” poruszana byla kwestia starych ludzi wysylanych na wycug – czyli na zebry, co w skrajnym przypadku oznaczalo smierc z glodu lub zimna. Takie praktyki stosowano jeszcze w XIXw., czyli nie tak dawno temu. Nie pochwalam ich, jak nie pochwalam zwyczaju wystawiania kalekich dzieci na mroz. Niemniej rozumiem, ze ratowanie za wszelka cene jest luksusem cywilizacji i nie rzadko luksusem watpliwym, powodowanym odsuwaniem od siebie niewygodnych, ostatecznych decyzji. Litosc, milosierdzie maja przeciez w sobie takze potencjal wladzy nad bliznim.
Bardzo poruszający i szczery jest wpis eski. Mam bardzo podobne odczucia. Nie życzyłabym sobie, aby utrzymywano mnie sztucznie przy funkcjach fizjologicznych. i głośno o tym mówię rodzinie i znajomym, a także zaprzyjażnionemu lekarzowi.
Co do pana Janusza, któremu z głębi serca współczuję… No cóż, gdy zabraknie rodziców, to problem rozwiąże się „sam” i bez zbędnych ceregieli, bo tacy jak on, bez pomocy rodziny odchodzą w ciszy i bez fleszy, ani dyskusji o godności śmierci, moralności i tym podobnych wzniosłościach.
Tak – jestem w tym momencie cyniczna, ale czy nasza rzeczywistość nie jest właśnie taka? Czy uporczywa kuracja – a właściwie nie kuracja, tylko podtrzymywanie czynności organizmu -nie jest znęcaniem się nad człowiekiem bezradnym, nie mogącym się takiemu okrucieństwu przeciwstawić?
Wydaje mi sie, Esko, ze odlaczenie od aparatury sztucznie podtrzymujacej orzy zyciu nie jest tym samym dyskursem, co kwestia eutanazji. Ale byc moze sie myle. Kiedy przed laty rozmawialam z Dame Cecily Saunders, zalozycielka Hospicjum Sw. Krzysztofa pod Londynem, ktora byla bardzo zarliwa przciwniczka zalegalizowania eutanazji, opowiadala , ze zawsze slucha starannie tego co jej mowi umierajacy. I jesli mowi : nie podtrzymuj sztucznie mojego zycia, nie ratuj mnie jesli dostane zapalenia pluc, to zawsze taka prosba jest respektowana.
Codziennie tysiace ludzi na calymn swiecie podpisuje zgode na odlaczenie kogos bliskiego w stanie smierci klinicznej od aparatury podtrzymujacej prace serca i oddychanie. To nie stanowi problemu dla zadnego lekarza. A my tu mowimy o wypadkach jak ten z Januszem, ktory mowi: MOJA RODZINa przechodzi niewyobrazalne meki opiekujac sie mna, wiec mnie zabijcie.
Kiedys robilam wywiad ze Szkotem, liderem ruchu na rzecz legalnej eutanazji. Nie pamietam jego nazwiska, imie bodaj Patryk, z zawodu lekarz. I ten facet zaczal mi przerz telefon opowiadac jak meczyla sie cala jego rodzina, zwlaszcza matka, bo ojciec mial Alzheimera. A o ilez prosciej byloby zastosowac wobec niego eutanazje. Kiedy zapytalam czy eutanazja byla bardziej potrzebna jego rodzinie niz choremu na Alzheimera, zaczal na mnie krzyczec i nawet probowal pozniej wywierac naciski aby ten wywiad zastopowac. Na szczescie potezna korporacja (a tak naprawde to tylko moj szef) stanela za mna murem i wywiad zostal nadany w radiu.
I to jest wlasnie najwieksze niebezpuieczenstwo legalnej eutanazji. Ze bedzie chodzilo czesto o „udreczone rodziny” chorego. Ze chorzy beda uwazali, ze MUSZA zejsc z tego swiata, bo rodzina sie meczy, bo opieka za duzo kosztuje, bo dzieci chcialyby pojechac juz na urlop.
Darked90: To za czym sie opowiadam, nie jest schizofrenicznym rozdzwiekiem miedyz prawem a praktyka. Jest jedynie uznaniem, ze kiedy stajemy wobec decyzji absolutnie ostatecznych i najtragiczniejszych, to nie w paragrafach prawa musimy szukac odpowiedzi.
Dla wiekszosci z nas smierc oznacza przejscie przez bramy piekla, tyle ze dla jedni do piekla wchodza, a drudzy z niego wychodza.
Infamia samobojcza jest typowo … europejskim/chrzescjanskim (?) wynalazkiem. Nie powinno byc zadnej „infamii” zwiazanej z tak osobistym aktem, jakim jest samobojstwo. To, ze w przypadku opisywanym powyzej pada w ogole okreslenie „infamia” jest tylko i wylacznie produktem zwichrowanej wizji zycia ludzkiego, sensu/bezsensu cieprpienia, itd.
Kazdy czlowiek, tak jak ma prawo do zycia, tak rowniez ma prawo do smierci w chwili, kiedy uzna te smierc zadana samemu sobie jako jedyne z jego punktu widzenia wyjscie z sytuacji, w jakiej sie znalazl. Dramat osob ubezwlasnowolnionych fizycznie polega na tym, ze nie sa one w stanie wyegzekwowac tego prawa dla samych siebie, ergo – musza szukac pomocy osob trzecich, co daje okazje do naduzyc.
Pare lat temu otarlem sie o te cienka granice, jaka jest zadanie samemu sobie smierci. W takiej chwili dociera do nas to, jak cienka jest linia dzielaca nasz byt od niebytu. W moim przypadku nie skorzystalem z przywileju, ktory przysluguje kazdemu z nas, choc wtedy brama piekla wydawala sie dla mnie miec ogromny napis „wyjscie (awaryjne)”. To ciekawe doswiadczenie, ktore pozwolilo mi dzis patrzec na zycie i smierc pod innym katem. Rowniez na zycie i smierc innych. Ja mialem jednak na tyle checi zycia – lub strachu przed smiercia, jak kto woli, ze w ostatniej chwili nie dalem sie przekonac samemu sobie, i dzieki temu dzis pisze te slowa „z tej strony lustra”. Rozumiem jednak tych, ktorzy swoja smierc widza inaczej, bo MAJA DO TEGO PRAWO, zwlaszcza ze osoba, o ktorej mowa to ktos w pelni wladz umyslowych, swiadom swego losu, swiadom tego, czego chce, tylko ze fizycznie nie ma mozliwosci zadania sobie samemu smierci.
Pozdrawiam,
Jacobsky
W tych dyskusjach niczego tak nie brak jak pokory. Zresztą czyż nie kto inny jak Jan Paweł II nazwał dokonujących aborcję nazistami? I jak to się ma do przypadku córki zgwałconej przez pijanego ojca, która potem usuwa ciąże? No cóż, retoryka pogardy jest niestety obecna w każdej religii, w każdym systemie, który ex cathedra ma rację.
Nie wiem czy to jest wołanie o pomoc rodzinie, gdy zobaczyłem w telewizji tego człowieka i ten ułamek cierpienia jaki może okazać kamera… trudno tu cokolwiek powiedzieć, nie wyobrażam sobie jak można wytrzymać takie życie. Dla mnie to jest uporczywa terapia, która zwiększa cierpienie. Z drugiej zaś strony, myśl o tym, że ten człowiek, mógłby np. jutro już nie żyć, być po eutanazji – nic już nigdy nie powiedzieć, nie uśmiechnąć się mimo bólu do bliskich mu zawsze rodziców itd. itp. – taka myśl nie uspokaja mnie ani trochę.
Ciekawym pytaniem do świata chrześcijańskiego mogłoby być, gdzie są wśród was Ci gorliwi wyznawcy o wielkiej wierze, którzy potrafią w imię Boga czynić cuda? Szkoda, że wywołać ono może raczej śmiech niż cokolwiek innego.
Sprawe podobna, choc tylko podobna, dyskutowalismy na tym blogu 10.XI.
„Przypadek Ashley X”.
W sprawie Janusza Switaja „wypowiedzialy sie elity” pisze Gospodarz.
Przedstawiciele elit wypowiedzieli sie nieanonimowo, dajac swym pogladom
twarz i imie. Respektuje ich odwage.
Mamy tez wyniki sondazu. Przywyklismy do tego ze sonduje sie wszystko.
Przedmiotem sondazu bywa, i forma wprowadzanego na rynek nowego guzika, i zasieg i glebokosc kultu Maryjnego.
Mimo przyzyczajenia i obycia ze „spoleczenstwem mierzonym” (sam czynnie uczestniczylem w wielu takich badaniach) sondaz w sprawie prawa do smierci obudzil moja czujnosc, cos nie tak.
Okolo 1000 osob (tyle byc powinno) powazylo sie odpowiedziec ,tak lub nie.
To tak jakby w teatrze na pytanie Hamleta, publicznosc zbiorowym krzykiem udzelala odpowiedzi, a wygrywali by ci ktorych jest wiecej i sa glosniejsi.
Zycie w wolnym i otwartym spoleczenstwie przyzwyczailo nas do wyrazania opinii, wielokrotnie czujemy sie do tego wrecz zmuszeni.
Wielosc pytan na ktore odpowiadamy, banalizuje sytacje wyboru.
Odpowiedamy zbyt czesto odruchowo, bez refleksji nie myslac o konsekwencjach.
„Latwosc” odpowiedzi wzmacnia jej anonomowosc. Kartka wyborcza jest rownie anonimowa jak papier wrzucony w toalecie, a krzyzyk w ankiecie jest jak wyryty na przydroznej kapliczce wpis „kocham Kaske”, nawet Kaska nie wie kto to.
Ukryci w wielo milionowym elektoracie, czy wsrod „1000 madrych”, odpowiadamy nie ponoszac odpowiedzialnosci.
Czy nie warto by czasami skorzystac z prawa do milczenia?
Uważam, że zmuszanie do życia takich ludzi jak p. Janusz jest okrucieństwem, świetoszkowatym zasłanianiem się nakazami moralnymi, które powodują, że NAM wygodniej żyć, ale nie tej osobie, która cierpi. Tylko ludzie, którzy sami nigdy nie stanęli przed podobnym dylematem, ani nie pracowali z beznadziejnie chorymi mają łatwość zajmowania jednoznaczego stanowiska w tej sprawie. Stanowsko Heleny, że eutanazja tak, ale legalizacja nie, w kraju, w którym legalne wskazania do aborcji nie są respektowane, bo lekarze boją podpaść stanowisku narzuconemu przez kościół, budzi zdziwienie. Uważam, że w Polsce prawdziwa dyskusja na ten temat nie odbędzie się, bo wszystko zdominuje postawa Kościoła dosyć okrutna – nie można dopuścić jednostkowej zgody, bo wtedy ruszy lawina, a najważniejsze, żeby nic nie naruszyło autorytetu kościoła, który mówi nie dla eutanazji. Czyli jak zwykle nie liczy się konkretny człowiek i jego cierpienie tylko doktryna. Ludzie, którzy nie potrafią sami odróżnić zła od dobra we wszystkim zasłaniają się stanowiskiem kościoła. A może jednak czas, żeby zaczęła zwyciężać zdolność do przemyśleń, wgląd w cierpienie konkretnej osoby, szeroko pojęty humanitaryzm, a nie doktryny.
Heleno,obawiam sie ,ze Tobie eutanazja kojarzy sie z biegajacym szwadronem smierci(moze to byc i rodzina),ktory bedzie ,coniewygodnych pacjentow usmiercac! Wybacz mi te ostre slowa,ale tu wlasnie chodzi o to,zeby takich naduzyc nie bylo.W Holandii nie ma mowy o eutanazji osob z Alzheimerem!!!!!!!!W pierwszyej mojej wypowiedzi o tym mowilam.Po to jest wlasnie psycholog,ktory musi wyjasnic przyczyny podjetej decyzji.Jesli stwierdzi,ze ktos ulegl naciskom rodziny,to odmowi wykonania eutanazji.
Ps. I wlasnie w przypadku Pana Jana w Polsce taka rozmowa jest bardzo potrzebna 🙂
A gdyby tak popatrzeć od strony tego konkretnego człowieka…
Czy on przypadkiem nie obawia się, że w pewnym momencie jego starzy rodzice odejdą na drugą stronę lustra, a on zostanie wśród obcych ludzi, którzy będą mu niechętni, będą obojętni,będą się nim brzydzić…
I będzie odchodził dodatkowo upodlony i samotny…
Mam wrażenie, że on walczy o prawo do godnego odejścia, a nie o parę dodatkowych złotówek dla rodziców.
Chce, aby żegnali go najbliżsi. By go potrzymali w ostatniej chwili za rękę.
Hej, dana 1, nie wiem czy wiesz, ale w jednej z powiesci Dickensa wedrowny teatr przyjezdza do prowincjonalnego miasteczka z inscenizacja wlasnie Hamleta i kiedy zaczyna sie slynny monolog, piblicznosc dzieli sie na dwa obowzy – tych co uwazaja, ze owszem, moze byc, i tych co mysla ze raczej nie byc. Nastepne pytanie: Jest ze w istocie szlachetniejsza rzecza znosic pociski zawistnego losu? – tez dziela publicznosc na dwa wrogie obozy i taka ona pozostaje, az do ostatniej sceny, kiedy Hamlet umiera „poczynajacv od lydek” jak zauwaza Dickens,
There!
Heleno
Dzieki za to wskazanie. Dowodzi ono jak trudno jest wstrzelic sie w puste miejsce. Juz raz zdazyl mi sie podobny plagiat.
Piszac, przed laty, list do mej owczesnej Damy, Helena jej bylo,opisalem jej polowanie na ktore zabral mnie wuj. Bylo to w okolicach Gor Swietokrzyskich.
Napisalem: „Ogary poszly w las.Echo ich grania cichlo coraz bardziej……..”.
Oczytana byla. Wyjechala z jakims Niemcem. Tyle ja widzialem.
cieplo pozdrawiam
Do haneczki:
Zgoda jest zasadniczo – tj. z określonymi wyjątkami – warunkiem przeprowadzania działań leczniczych i diagnostycznych. Co do tego, panuje zgoda wśród bioetyków różnych opcji ,również w polskim prawie są odpowiednie regulacje (ustawa o zawodzie lekarza, art. 32.1, ustawa o zakładach opieki zdrowotnej, art. 19, ust1, pkt3). Może zresztą być udzielona niekoniecznie na piśmie, ale również ustnie (pisemnie – przy zabiegach o podwyższonym ryzyku.). Z drugiej strony, w ustawie o zawodzie lekarza mówi się również o obowiązku udzielenia pomocy w przypadku zagrożenia życia ( i tu chyba może być kolizja, ale z drugiej strony mówi się o przypadkach nagłych ). Niemniej w literaturze można znaleźć również nawet zdanie (prawników!), że ratowanie samobójców, który wyraźnie i racjonalnie sprzeciwiają się temu jest naruszeniem wymagania zgody.
Co do lektury, jest np. wydana w 2003 r ksiązka Jacka Ignaczewskiego „Zgoda pacjenta na leczenie”. Polecam też artykuły w czasopiśmie „Prawo i Medycyna”.
O wszystkie subtelności i tradycje wykładni należałoby jednak pytać naprawdę dobrego prawnika ze specjalnością prawo medyczne. Ja, mogę tylko powiedzieć, że – jako bioetyk a wbrew opinii Gospodarza Blogu – uważam szanse p. Janusza na wygranie sprawy za spore. ( Z zastrzeżeniem, ze znam sprawę tylko z ogólnych opisów prasowych.) Po pierwsze dlatego, że na świecie były już podobne sprawy, rozstrzygnięte korzystnie dla zainteresowanych, w których powołano się na AUTONOMIE, samostanowienie i żądanie chorego. (Na przykład, w 1992 roku w Quebeku sprawa Nancy B., porażonej poniżej kręgów szyjnych, która zażądała odłączenia od respiratora.) Po drugie – nawet etyka katolicka może takie żądanie usprawiedliwić, wcale nie traktując go jako żądania o eutanazję czy pomoc w samobójstwie. Służy jej do tego rozróżnienie na tzw. NADZWYCZAJNE (obarczające) i ZWYCZAJNE (nieobarczające) środki lecznicze. Zacytuję bardzo elementarny podręcznik etyki medycznej: „Rozróżnienie zwyczajnych i nadzwyczajnych środków do teologii katolickiej wprowadził, jak się zdaje, w XVI wieku hiszpański teolog Dominik Banez. Twierdził on, ze rozsądnie jest wymagać od ludzi, by chronili swoje życie za pomocą zwyczajnych środków, takich jak zwyczajne odżywianie, odzież i lekarstwa, nawet za cenę zwyczajnego bólu lub cierpienia. Ludzie nie maja natomiast moralnego obowiązku znoszenia nadzwyczajnego bólu czy udręki, nieproporcjonalnego do stanu, w którym się znajdują”. (Nb. To nie ma nic wspólnego z tzw. uporczywą terapią!) To rozróżnienie przywołał na nowo Pius XII, i obecnie jest to jedna w ważnych zasad katolickiej bioetyki. Można, przypuszczać (ale znacząc dokładnie sytuację!) , że w sytuacji p. Janusza środki podtrzymujące jego życie, ze względu na tę udrękę, mogą być potrakowane jako środki nadzwyczajne.
Przy tych rozróżnieniach nie ma mowy o eutanazji. Owszem, taki przypadek chętnie zestawi z eutanazją — z jednej strony — jej zdecydowany zwolennik, z drugiej — przeciwnik. Chyba jednak chodzi o to, by tak sprawę ująć, by oddzielić sytuacje bezsporne (sprzeciw, ciężar leczenia czy opieki) od spornych (eutanazja).
Nie, nie boje sie „szwadronow smierci”. Wiem, ze mozna wprowadzic tak scisle prawa dot. eutanazji, ze ograniczy sie przypadki naduzyc do absolutniego minimum. A mimo to uwazam, ze takich praw nie pwoinnismy wprowadzac . Panstwo nie powinno nadawac prawa do zabijania, nawet w najlepszym ( w najbardziej humanitarnym) celu.
Zdumiewa mnie, ze w Polsce, gdzie tylu ludziom uwazajacym zygote czy parotygodniowy plod za „dziecko nienarodzone”, ktore podlega ochronie panstwa, dosc latwo przychodzi akceptacja czy to kary smierci czy eutanazji. le to nie jest, Ano, uwaga skierowana do Ciebie, czy – tym bardziej – zlosliwosc pod Twoim adresem. To sa takie moje zadziwienia na marginesie.
Generalnie uwazam, jak wielu ludzi na tym forum, ze rzetelna dyskusja spoleczna o eutanazji jest w Polsce bardzo potrzebna. I uwazam, ze ta dyskusja nie powinna byc zawezona do argumentow natury religijnej. To moze miec cos wspolnego z religia, ale nie musi, czego jestem najlepszym przykladem.
Heleno, całkowicie zgadzam się z Tobą, gdy piszesz, że odłączenie od aparatury to co innego niż eutanazja, zresztą mój wpis to właśnie wyraża: bez tej aparatury, sztucznie podtrzymującej życie, pan Janusz dawno by zmarł. Ale cały problem polega właśnie na tym, że gdy przyjdzie ta chwila, ktoś musi, nie wiem, wcisnąć przycisk, odłączyć prąd, ktoś inny musi przedtem skinąć głową, że tak, że się zgadza. Wcześniej musi prawdopodobnie podpisać jakiś dokument/dokumenty lub inaczej wyrazić swą zgodę, odpowiedzieć na wiele pytań, więcej niż raz potwierdzić swoj wybór. Przynajmniej tak sobie wyobrażam tego rodzaju praktykę (ma się rozumieć, nie w Polsce, u nas na ten temat w ogóle nic się nie wie, nie pisze i nie mówi). Ludzie, którzy taką decyzję podjęli i pomogli wykonać, będą nosić w sobie jej świadomość, będą odpowiedzialni za to, że ustaje czyjeś życie. Może w tym właśnie leży problem: osobom takim jak Janusz ktoś musi pomóc przejść na drugą stronę, ktoś taki musi się znaleźć. I od razu każdy z nas zadaje sobie pytanie: no dobrze, a gdybym to był ja? Czy dałbym radę i jak potem bym z tym żył? Pamiętam scenę ze „Stalowych magnolii”: matka czuwa nad łóżkiem nieprzytomnej, ukochanej nad życie córki. Po wielu dniach i nocach to właśnie ona, matka, daje znak, aby odłączono aparaturę. I potem, po pogrzebie, w wybuchu żalu, o tym przede wszystkim mówi: nie strata dziecka jest dla niej najbardziej dojmująca, lecz jej własna zgoda na jego odejście. To tylko film, ale jak każdy film zawiera kawałek prawdy o życiu.
Boimy się śmierci i coraz bardziej przed nią uciekamy. Jestem ciekaw ile osób na tym forum zabiło w swoim życiu swojego ulubionego królika , aby go potem obedrzeć ze skóry i przygotować z niego pyszny pasztet czy potrawkę? Ile osób stanęło oko w oko ze śmiercią ? Mimo tego że jesteśmy otoczeni śmiercią na codzień poprzez szklany ekran telewizora czy komputera , Oglądamy w swoim życiu tysiące, dziesiątki tysięcy udawanych śmierci i tych prawdziwych. Podróżujemy coraz dalej i szybciej, i czasem tylko mijamy przykryte ciała ofiar wypadków. Siedzimy przed ekranem komputera i mądrzymy się opowiadając o eutanazji , a gdy musimy zmierzyć się ze śmiercią , tą prawdziwą, to jesteśmy bezradni. Pustoszeją nasze głowy nabite frazesami z lektur. Musimy- chcemy tego czy nie – zmierzyć się w samotności z podstawowymi pytaniami w życiu każdego z nas. Niestety jest nam coraz trudniej zmierzyć się ze śmiercią osób nam najbliższych , bo nie towarzyszy nam rytuał związany z umieraniem wypracowany przez setki i tysiące lat przez społeczeństwo . Kto teraz modli się przy lóżku umierającego ? Moi rodzice i dziadkowie umierali otoczeni przez sąsiadów i rodzinę. Nie było szpitalnej aparatury i walki o życie za wszelką cenę. Ale było to co najważniejsze : normalna zwykła ludzka godność umierania. Dawniej każdy wiedział że zostanie umyty i ubrany po śmierci przez najbliższych i że nie będzie kawałkiem zimnego ciała w blasznej puszce w kostnicy.
Źle postawiony problem.
„Jak naprawdę funkcjonuje prawo eutanazyjne w Holandii, nie wiem, może Postowicze, którzy wypowiadali się o Holandii przy okazji ,,szczęśliwych dzieci’?, coś na ten temat teraz napiszą. Nie kto inny jak sam profesor Geremek wspomniał, że w Holandii ,,doszło do nadużyć’? eutanazyjnych – czy to może być prawda, aż nie chce się wierzyć!”
Z całym szacunkiem, ale to żaden aggument. Chyba, że poda Pan przykłady ludzkiej działalności regulowanej prawem, w której nie dochodzi do nadużyć.
„Chyba w tym konkretnym przypadku rzeczywiście mamy do czynienia raczej z wołaniem o pomoc dla siebie i rodziny niż z determinacją bojownika o prawo do ,,dobrej śmierci’?…”
„Dyskusja nad łóżkiem takiej osoby o tym, czy życie jest czy nie jest jej własnością, jest dla mnie trudna do wyobrażenia.”
Tak. W tym przypadku chodzi, jak sądzę, o wołanie o pomoc… Ale to wypacza problem a przemawia tylko i wyłącznie za tym, aby prowadzić dyskusję publiczną o eutanazji, BO TO WIELKI PROBLEM ETYCZNY, a nie dlatego, że ktoś napisał pismo do sądu (a tym bardziej nad jego łóżkiem).
Podejście (negatywne) do kwestii eutanazji w naszym społeczeństwie (zwł. w elitach) świadczy nie o eutanazji a o Polakach, czyli ludziach żyjących na peryferiach swej cywilizacji zachodniej.
Tam od dawna trwa debata ETYCZNA nt.: koncepcja świętości życia a jakości życia (zwycięża ewidentnie ta druga, choć jeszcze nie z pełnymi tego konsekwencjami).
@Helena
>Jest jedynie uznaniem, ze kiedy stajemy wobec decyzji absolutnie >ostatecznych i najtragiczniejszych, to nie w paragrafach prawa musimy >szukac odpowiedzi.
Sugerujesz ze prawo do eutanazji == nakaz eutanazji? Ja chce miec prawo odejscia w jakiej takiej godnosci , w „czysty” i mozliwie bezbolesny sposob. Jesli np. moje istnienie bedzie sprawialo wiecej bolu niz bede w stanie zniesc to czy mam ciac sobie zyly kawalkiem szkla z potluczonej szklanki bo rodzina pochowala wszelkie powrozy czy tez po barbituranach dostac od lekarza wlewke potasu dozylnie _zgodnie z prawem_? Wybacz ale jedyna ‚odpowiedz’ kiedy prawo zabrania eutanazji a Ty sam(a) nie jestes w stanie dokonac samobojstwa to jest po prostu wycie i czekanie na smierc. Bardzo godne i ‚milosierne’. Po co?
Jako osoba niepełnosprawna, w różnej maści szpitalach napatrzyłem się na bardzo wiele cierpienia. Sam kilkakrotnie otarłem się o śmierć, ale myśl o samobójstwie jakoś nigdy nie przyszła mi do głowy. Ja osobiście sprawę widzę tak: zawsze jest możliwość takiego ustawienia technicznej strony problemu, żeby zainteresowana osoba mogła sama włączyć (lub wyłączyć) odpowiednie urządzenie. Uważam, że po licznych konsultacjach z psychologami, zwołaniu komisji lekarskiej (w myśl zasady dopuszczalności jedynie w przypadkach beznadziejnych), powinno się umożliwić takiej osobie odejście. Natomiast samej eutananazji, nie może „wykonać” nikt poza osobą zainteresowaną. Wyobrażam sobie to tak: skoro osoba jest w stanie wyrazić wolę zakończenia cierpień, musi to jakoś zakomunikować, czyli coś może zrobić samodzielnie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby, że tak powiem „włącznik” (lub „wyłącznik”) działał na takiej samej zasadzie, jak sposób w jaki taka osoba komunikuje się ze światem. Wówczas sytuacja jest jasna etycznie, i np. lekarze nie będą mieli moralnych wątpliwości, bo nikogo nie „zabiją”. Problem z eutanazją polega na tym, że człowiek zdrowy jest w stanie nie tylko podjąć decyzję o samobójstwie, ale również wprowadzić ją w czyn. U osoby np. sparaliżowanej często nie ma takiej możliwości. Nie uważam, żeby ktokolwiek miał prawo do odebrania życia innej osobie – w żadnej sytuacji. Uważam natomiast, że KAŻDY ma prawo decydować o własnym życiu (lub śmierci), dlatego taka pomoc w odejściu powinna być dozwolona.
Witam p. Adamie!
Po przeczytaniu Pana wstępu i komentarzy musiałem ochłonąć. Problem jest niezmiernie trudny. Dziękuję Misiowi i Anie za
rzeczowe a jednocześnie głęboko refleksyjne spojrzenie. Myślę, że istota rzeczy tkwi w tajemnicy Śmierci.Żadna z religii nie jest w stanie tej tajemnicy zgłębić. Trudno tu rozwijać temat Boga, Wiary, Śmierci i ich wzajemnych odniesień. Za wiele jest w tym czasami osobistych doświadczeń. W każdym razie z problemem będziemy musieli się zmierzyć wobec rozwoju współczesnej medycyny i technik podtrzymujących życie.
Mam nadzieję, że zdoła Pan przekonać kompetentnych ludzi do podjęcia tematu. Tylko gdzie znależć odważnych. Pozdrawiam Pana i Uczestników Dyskusji-BM
Czy oglądaliście stronę p. Janusza http://www.switaj.eu ? Jest tam jeszcze link do jego blogu. To nie jest strona człowieka, który nie chce żyć. To jest strona człowieka ciekawego świata, walczącego o swoje prawa obywatelskie, jak czynne prawo głosowania, (co spora część zdrowych ma gdzieś.) wierzącego, że jego głos jest ważny. To nie tak jak pisze Camparis, że jemu się juz odechciało zycia. On nie narzeka, nie skarży się, nie jest zgorzkniały. To jest człowiek bardzo dzielny.
Myślę, że gdyby miał zagwarantowaną do końca życia godziwą opiekę (strona materialno pielęgnacyjna) oraz oddane grono np. przyjaciół wolontariuszy nie musiałby prosić o eutanazję.
Dla niego przerażające jest że jedno z rodziców nie da sobie z nim rady i że gdy bliskich całkiem zabraknie będzie wegetował samotnie w jakimś ośrodku pomocy społecznej.
Dyskusja o eutanazji jest potrzebna, ale przede wszystkim potrzebna jest dyskusja, a raczej konkretne działanie na rzecz godnego życia takich osób jak p.Janusz.
Może załóżmy ogólnopolską fundację, może znajdą się wolontariusze z Jastrzębia, może ktos ma lepszy pomysł.
Poczytajcie wypowiedz siostry Małgorzaty Chmielewskiej w dzienniku
„Świtaj nie prosi o śmierć”
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=209&ShowArticleId=33750
Jego krzyk o śmierć jest oskarżeniem nas jako społeczenstwa.