Ulga

Raport „Więzi” o sprawie ks. Michała Czajkowskiego pokazuje, że o agentach w Kościele można pisać po ludzku.

Bardzo mnie poruszyła sprawa długoletniej współpracy ks. Czajkowskiego z SB, bo uważam ks. Michała za jednego z wybitnych ludzi Kościoła w Polsce. Moje pierwsze reakcje na tę sprawę spisałem w blogu dostępnym w internetowym wydaniu „Polityki”; podpisałem się też pod listem otwartym wyrażającym wdzięczność ks. Czajkowskiemu za to, czego dokonał jako uczony, publicysta i kapłan – oczywiście w tym swoim lepszym, normalnym życiu.

Teraz „Więź” – z którą ks. Czajkowski jest zaprzyjaźniony i w której był on asystentem kościelnym, czyli stróżem katolickiej ortodoksji – zgodnie z wcześniejszą obietnicą ogłosiła własne sprawozdanie o sprawie ks. Michała, oparte na lekturze teczki tajnego współpracownika „Jankowskiego”. Obszerne fragmenty drukuje dzisiejsza Gazeta Wyborcza.

Rzecz jest ponura, a mimo to po lekturze poczułem podwójną ulgę. Po pierwsze dlatego, że wszystko zostało już nazwane po imieniu, bez kręcenia i tuszowania – fakt świadomej współpracy został przedstawiony i zanalizowany w sposób bezdyskusyjny. Ks. Michał włączył się w ustalanie prawdy, a w osobnym oświadczeniu napisał: „Wina moja jest bezsporna. Trudno to 24-letnie uwikłanie tłumaczyć tylko epoką, naiwnością, lękiem, zbytnią swobodą wypowiedzi. Dałem dowód słabości charakteru. To, co się dzieje wokół mej osoby, także interpretacje niesprawiedliwe i obraźliwe, traktuję jako zasłużoną pokutę”. Uff, wszystko jasne. 

Po drugie, ulgę i podziw może rodzić także sposób, w jaki z tak trudną sprawą poradziło sobie środowisko ks. Michała – katolicki miesięcznik „Więź”, kiedyś pismo Tadeusza Mazowieckiego, dziś Zbigniewa Nosowskiego, zawsze wierne literze i duchowi kościelnych reform soborowych. Raport jest uczciwy do bólu, a zarazem ani przez chwilę nie niszczy człowieka, którego dotyczy. Może gdyby tak toczyły się wszystkie sprawy teczkowe, lustracja w Kościele i poza nim rzeczywiście służyłaby oczyszczeniu. Moim zdaniem, ks. Czajkowski i środowisko „Więzi” dało wzorowy przykład – zwłaszcza Kościołowi – jak traktować i przedstawiać publicznie sprawę tajnych współpracowników z czasów PRL. 

PS. A skoro o uldze mowa, to jakąś ulgę odczułem też na wieść, że wicepremier-minister Giertych pojechał do Jedwabnego i zapewnił, że w Polsce nie ma i nie będzie miejsca na antysemityzm. Nie wiem, czy faktycznie uczynił to wyłącznie z własnej nieprzymuszonej woli, czy może pod presją prezydenta i premiera. Nie wiem też, czy wszyscy zainteresowani takiej niezapowiedzianej wizyty na pewno sobie życzyli, ale zakładam, może naiwnie, że i Roman Giertych mógł pójść po rozum do głowy i wykonać gest wart zauważenia nie dla obrony własnego stołka w rządzie, lecz dla dobra sprawy.