W obronie Wałęsy

Jestem za swobodą badań naukowych i za wolnością słowa i za wolną debatą publiczną na każdy temat. Podpisałem list w obronie Lecha Wałęsy, bo uważam, że pod pretekstem historycznych badań próbuje się zniszczyć jego autorytet, zadać mu śmierć cywilną. Przygotowana w IPN książka wygląda na reaktywację wojny teczkowej obozu PiS-owskiego z jego krytykami i przeciwnikami. Autorzy książki już wcześniej w tę wojnę się włączyli, można więc powątpiewać, czy teraz będą bezstronnymi badaczami archiwów.

Obóz PiSowski woła, że to skandal, iż potępia się książkę jeszcze niewydaną, więc o nieznanej treści. Ale ten argument jakoś nie padł z ich strony, kiedy rozpętali w Polsce burzę przeciwko ,,Strachowi” Grossa, choć do wydania polskiego było jeszcze daleko i prawie nikt z krytyków nie znał treści książki z góry uznanej za antypolską.

Nikt w oświadczeniu w obronie Wałęsy nie żąda wstrzymania publikacji, ani jakichkolwiek ruchów cenzorskich. List jest przede wszystkim wyrazem takiego myślenia o Polsce, że mimo wszelkich różnic poglądów powinniśmy wspierać symbole dla dobra pozytywnego wizerunku Polski w kraju i świecie. Do takich symboli należą Wałęsa i ruch Solidarności. Jest to postawa republikańska – społecznie i państwowo budująca.

Przecież list podpisali m.in. Geremek i Mazowiecki – kiedyś przeciwnicy Wałęsy. Wiem coś o tym, jak wielki niepokój budził na początku lat 90 populizm Wałęsy – ta siekiera z kampanii prezydenckiej, to puszczanie w skarpetkach, te antysemickie aluzje – bo sam działałem wtedy w sztabie wyborczym premiera Mazowieckiego. A Krzysztof Wyszkowski, bracia K. czy prof. Staniszkis stali wtedy murem za Wałęsą.

To, że wiele lat później, kiedy konflikty tamtych lat już się między Wałęsą a dawną Unią Demokratyczną wypaliły – choćby dlatego, że ich główni aktorzy są poza bieżącą polityką – dawni przeciwnicy piszą list w obronie Wałęsy przed jego dawnymi zaprzysięgłymi stronnikami oznacza, iż takie myślenie republikańskie jeszcze w Polsce jest możliwe. Ale obrona Wałęsy jako narodowego symbolu i kontratak obrońców IPN jest też dowodem, że spór między III a IV RP bynajmniej nie złagodniał. Jest to spór beznadziejny, to znaczy nie rokujący żadnych szans na porozumienie. Trafnie pisze o tym w środowo-czwartkowej Gazecie Waldemar Kuczyński.http://wyborcza.pl/1,76842,5232710,Lech_nie_musi_przepraszac.html

Z obozem PiS-owskim nie da się ani porozumieć ani współpracować, można go tylko powstrzymywać.

XXX

Olek51- niby tak, można było żyć względnie normalnie, ale pod pewnymi warunkami. Ja za karę jako wróg polityczny nie mogłem zostać jako asystent na uczelni, a po wyjściu z internatu przez siedem lat nie mogłem znaleźć pracy ani jako nauczyciel, ani jako redaktor w żadnej państwowej instytucji (innych prawie nie było). ,,Marek” – dzięki za ciekawe uwagi; mam nadzieję, że sam jako nauczyciel próbuje Pan ten obraz PRL jednak niuansować. Kłopoty osobiste moje czy AK-owskiego pokolenia mojego ojca pozostaną ciemną stroną historii PRL, ale na nich ta historia się nie kończy ani w nich nie wyczerpuje. Mieliśmy na tym blogu już kiedyś długą dyskusję na ten temat. Nie zmieniam zdania, że państwa autorytarnego nie można uznać (tak jak faszystowskiego) za demokratyczne inaczej, ale ponieważ sam kocham historię, próbuję oddzielić moje emocje od opisu i oceny rzeczywistości, która jest zawsze ciekawsza choć bardziej skomplikowana niż się nam wydaje.