Chopin rzuca mięsem
Wpadka MSZ czy jakaś wrzutka przeciwko ministrowi Sikorskiemu? Jego resort wybulił 30 tysięcy euro za ,,gniot”, który miał promować Polskę najpierw w szkołach niemieckich, a później szerzej w świecie. Ten gniot to komiks o Chopinie osadzony we współczesnych realiach więziennych. Komiks ocieka przekleństwami, które w tłumaczeniu na niemiecki brzmią ponoć jeszcze dosadniej niż w oryginale. Co jest grane?
Ja w wartość komiksową komiksu nie wnikam. Na moje amatorskie oko trzyma komiksowe standardy. Od strony politycznej frapujące jest to, jak doszło do tego, że taki komiks uznano w MSZ za dobry pomysł promocyjny i to do rozpowszechniania w szkołach. Czy to aby nie afront wobec młodych Niemców?
Może komórka MSZ prowadząca sprawę komiksu nie ma wyczucia, może nie działają ministerialne procedury kontrolne. Nie mam nic przeciw komiksom, ale warto sprawdzić, co się w świat wypuszcza pod godłem państwa polskiego. Więc raczej wpadka niż wrzutka. Drobiazg, ale przykry, bo dowodzi bałaganu i głupoty jakichś urzędników kluczowego resortu.
XXXX
Kartka z podróży: ja też się zdziwiłem, że temat Marty K. podjęli Paradowska i Passent, ale tak bywa i nie ma w tym zmowy autorów ? nigdy nie konsultujemy, o czym kto napisze swój blog; to dowodzi raczej pewnej zbieżności temperamentów dziennikarskich, przynajmniej w niektórych sprawach.
Nemer- nie można czegokolwiek imputować personalnie anonimowi
Torlin: ja też miewam chwile ,,udeckiej” nostalgii, ale this game is over, alas.
Jarko: przez kwalifikacje polityczne rozumiem coś więcej niż wykształcenie wyższe prawnicze i zdolność złożenia kilku zdań po polsku. Kwalifikacje zdobywa się praktykując politykę przez dłuższy czas we współpracy i rywalizacji z innymi politykami. Odróżniam też kwalifikacje od talentu (,,charyzmy??) politycznego. Jedno i drugie ma np. Leszek Miller.
Komentarze
Mnie się wydaje, że sprawa komiksu jest pewnym charakterystycznym momentem. A wszystko – moim zdaniem – zaczęło się od Lao Che. Wszyscy wiedzieliśmy, że młodych Polaków historia Polski nuży, nie mają ochoty nie tylko się z nią zapoznawać, ale i o niej słuchać. Już pierwszą jaskółką były „wykłady” Wołoszańskiego, ale tak naprawdę nurt dotarcia do serc Polaków otworzył ww. zespół z Płocka. Starsi, którzy nie mają kontaktu z młodzieżą tak jak ja, raptem odkryli, że -żeby dotrzeć do ich serc i umysłów – trzeba mówić do nich ich językiem, ich melodią, ich kodem.
Później był Sabaton
http://www.youtube.com/watch?v=01IaKb6DmTw
a jednocześnie jak grzyby po deszczu powstały najróżniejsze grupy rekonstrukcyjne i wielkim powodzeniem zaczęły się cieszyć inscenizacje historyczne. I ludzie nierozumiejący procesu zaczęli dochodzić do wniosku, że im bardziej coś będzie „młodzieżowe”, tym bardziej dotrze do nich. Nic bardziej błędnego. Projekt został po prostu przedobrzony, bo został zatwierdzony przez ludzi, którym się wydawało, że tak to powinno wyglądać.
PS. A mnie się wydaje, że to jeszcze nie koniec UD (mówimy oczywiście o idei, a nie o konkretnych ludziach). Polacy się otrząsną sami.
Przykro mi ale nie znam tego komiksu, więc trudno mi sie wypowiadać. Ale bluzg w komiksie wydaje mi się uzasadniony. Przecież przekleństwa są do przyjęcia, jeśli uzasadnia je dramaturgia a akcja ponoć się dzieje w więzieniu. W każdym razie nie uważam tego zdarzenia za problem wart bicia narodowej piany a zapowiedź skierowania nakładu na przemiał uważam za szkodnictwo. Jest trochę szumu wokół komiksu, więc należy to wykorzystać i go sprzedać z zyskiem. Albo rozdać korzystając z zainteresowania – jeśli nie był przeznaczony na sprzedaż.
Bardziej mnie dziwi atmosfera skandalu wokół bączka, który ma być symbolem polskiej prezydencji. Mnie się bączek świetnie kojarzy. Mialem w dzieciństwie bączki, ktore wirowaly kolorowo, nawet grały gdy się je w ruch wprowadziło – świetne wspomnienie. Siedziałem sobie blisko 50 lat temu w rajtuzach na podłodze a baczek szalal – sama radość! W koncu jakiś niesztampowy, niebanalny i optymistyczny pomysł. No ale znów ponuracy się oburzyli, że bączek nie oddaje powagi i dumy narodowej. Jak wyczytałem na portalu Herr (Mr) Markusa Tellenbacha princesa Kaczyńska (przepraszam, że do niej wracam) bączkiem się oburzyla twierdząc, że sama nazwa „bączek” jej się źle kojarzy. Pewnie zniesmaczyła ją myśl o „puszczeniu bączka” a raczej – nie daj Boże! -„bąka”w kontekście naszej umęczonej Ojczyzny. Mniejsza zresztą z jej wysublimowanym poczuciem narodowej dumy i estetyki…. .
Bardzo mi się ten pomysł z bączkiem prezydencjalnym podoba tym bardziej, że jak widziałem na zdjęciu bączek jest kolorowy, wesoły, rustykalny więc poprawia nastroj. Podobnie z komiksem. Czy bluźniący faceci w więzieniu nie mogą się Chopinem wzruszać? Dajmy im szansę.
Pozdrawiam
A moze tak na pytanie Adama Szostkiewicza odpowiedzialby ktos z z MSZ?
Przeciez to pytanie zadaje nie tylko p. Szostkiewicz, ale rowniez wielu posrod jego czytelnikow! Ja na pewno.
W komedii czeskiej „Trup w kazdej szafie” jego bohater, nauczyciel angielskiego (bo rzecz sie dzieje w szkole amerykanskiej) opowiada uczniom „Hamleta” w konwencji komiksu, aby lekcje byly ciekawsze. Moze to bylo zrodlem inspiracji? Moze lepszym pomyslem bylo rozdawnictwo wodki „Chopin” lub „Sobieski”?
Nie pierwszy i nie ostatni raz mamy do czynienia z taką głupotą. Bo przecież nawet głupotę można puścić kiedy nie ponosi się żadnej odpowiedzialności, i jeszcze jak nie płaci się z własnej kieszeni to już w ogóle można fantazjować. Tylko co oni sobie myśleli, że to śmiesznej jest. A wielki pan minister od oceniania i wydawania poleceń innym, jeszcze niby nic nie wie, a ciekawe czy wie w jakim ministerstwie jest, możne wciąż myśli, ze to MON. Teraz ci, którzy to wymyśli i zatwierdzili powinni zwrócić do kosy te 30 tysięcy euro.
Trzeba też wiedzieć do kogo się adresuje materiał propagandowy – tak to nazwę roboczo – mający spełnić jakieś zadanie. Nie sądzę, ażeby 99,9% Polaków – w tym cały MSZ – zdawało sobie sprawę, jak Niemcy traktują muzykę i wszystko co jest z nią związane. Nie będzie przesady powiedzieć, że w Niemczech zainteresowanie i dyskusje o wydarzeniach związanych z muzyką, są dyskutowane z równą intensywnością, co te mające miejsce na boiskach piłkarskich. Kultura muzyczna w tym kraju jest ewenementem nie tylko w skali Europejskiej, więc częstowanie ich takim komiksem jest …..( i tu brak mi słów). Ale to tylko jeden aspekt sprawy, ponieważ niemniej poważny to ten związany ze zwykłą solidnością urzędniczej pracy. Ja rozumiem, że w pracy ministerstwa są sprawy ważne i mniej ważne, ale jeśli się uznaje promocję kultury za tak drugorzędną sprawę, że nikomu nie chce się dopilnować jakości wykonanego zamówienia, to ręce opadają i znowu brak mi słów.
Naprawdę się nie czepiam, ale jeśli szef MSZ w wywiadzie udzielanym kobiecie (choćby nawet i niezbyt mądrej), odparowuje jej zaczepne pytanie słowem „bzdet”, musi mi się nasunąć podejrzenie, co do kwalifikacji takiego gościa. Skoro nie potrafi powściągnąć emocji w tak błahej sytuacji, to co on może wygadywać podczas poważnych rozmów z partnerami ościennych krajów, którzy mogą go trafiać podczas każdego spotkania. Ale to tak zupełnie panie redaktorze na marginesie dyskusji o kwalifikacjach tej czy innej osoby do bycia politykiem.
Może troche uzupełniających tekst informacji skoro już nie mamy przed nosem komiksu.
Tu jest strona wydawcy z zapowiedzią komiksu
http://www.kultura.com.pl/index.php
A tu opis calej „afery” – również z wypowiedzią autora.
http://komiksomania.pl/newsy/komiksowe-wulgaryzmy-za-pieniadze-msz.html
Pozdrawiam
telegraphic observer
Jeszcze słowo o Herr Tellenbachu.
Wczoraj wystąpił w TVN CNBC, aby pochwalić ten, kodowany niestety, kanał biznesowy, za wyniki finansowe 2010 ponad oczekiwania kierownictwa.
Od siebie dodam, że oprócz świetnych, młodych, fachowych dziennikarzy, widzę tam często znakomitych przedstawicieli biznesu. Ładnie, bez dukania, mądrze mówią, nawet często ładnie wyglądają. Przewagą mądrych oczu, mało buraczanych, typowych w polityce, głów.
I to napawa optymizmem, to ci ludzie (uwaga, pojadę kard. Glempem) ubogacają Polskę.
Kartko z podróży, mnie też bączek nie przeszkadza, a nawet uważam tę decyzję za oryginalną. Ten chór krytykujących, to typowa taniocha dziennikarska, łatwo jest mówić, że coś się nie podoba, albo się źle kojarzy.
Niedawno czytałem, że pomnik Chopina w Łazienkach, który latem prawie codziennie oglądam, a w niektóre niedziele oglądam słuchając „koncertu na tle”, to coś nieudanego. A ja za każdym razem jestem wzruszony, jak na tę kompozycję patrzę. Z dowolnej strony, bo często trudno znaleźć wolną ławkę.
Na temat komiksu trudno się wypowiadać bez poznania procedur MSZ i samego produktu.
A był to temat dnia, na równi z wydarzeniami w Libii. Także w CNN tłumaczył ktoś niezdarnie ten bełkot wodza, na szczęście CNN wali sedno na pasek i to wystarcza.
Dobranoc Panom! Do następnego!
Nie spodziewałem się, że bluzgi i język rynsztokowy jako norma porozumiewania się i wyrażania się mogą jeszcze kogoś szokować w Polsce. Po tym, co słyszy się na codziennie w autobusie czy na ulicy, po zapoznaniu się z takimi majstersztykami kinematografii jak „Dzień świra” czy „Stacja” trudno mi zrozumieć reakcję oburzenia na rzeczony komiks o Chopinie, ale jednocześnie jestem niejako mile zaskoczony tą reakcją, tak ważną z uwagi na katastrofalny stan finansów państwa.
PA2155 ma rację. Wódka „Chopin” to towar wysokiej klasy na tutejszym rynku alkoholowym i bezpieczniej by było trzymać się tejże linii przesyłowej jeśli idzie o marketing Wielkiego Pianisty. Młodzież niemiecka (czy każda inna) z pewnością by nie wzgardziła darmowym sznapsem, zwłaszcza że byłby to sznaps z górnej półki.
Przy czym jest całkiem możliwe, że w swym burzliwym życiu Frycek wielokrotnie wyrażał głebokie zniecierpliwienie korzystającą w pełni z kobiecego przywileju spóźniania się G. Sand, i być może wymsknęło mu się parę razy przy takiej okazji „Gdzie jest ta ci**?”. Być może w przypływie maligny gruźliczej mógł Chopin łypać złowrogo na fortepian, jakby nie było warsztat pracy, nawet jeśli twórczej, i pytać siebie, bliskich, a nawet G. Sand, która w końcu się zjawiła „Na ch** on tam stoi?”. Tak mogło być, choć oczywiście nie musiało, gdyż są to tylko przypuszczenia. Moje przypuszczenia. Odpowiedzialni za koncept komiksu (pada nazwisko Maji Rostowskiej, doradcy przy MSZ) powinni lepiej znać fakty z życia Wielkiego Pianisty, ale prawdopodobnie off-owe syreny świata komiksowego zawodziły na tyle głośno i powłóczyście, że wszyscy oni dali się uwieść nokturnowatej atmosferze więziennego off-u komiksowego, nie zważając na językowe realia epoki romantycznej, nie tylko w muzyce.
I choć trzydzieści tysięcy euro piechotą nie chodzi, to jednak nie muszą to być pieniądze wyrzucone na berliński bruk. Biorąć pod uwagę całe zamieszanie wokół komiksu, MSZ powininno teraz wystawić egzemplarze tego dzieła offowego na Allegro, sprzedawać je detalicznie, i w ten sposób uratować finanse państwowe.
Nazwisko Rostowskich zobowiązuje !
Pozdrawiam.
stasieku
Zatem Markus Tellenbach jest ambitnym szefem firmy TVN należącej do firmy medialnej ITI, rozszerza bazę, każdej warstwie odbiorców oferuje oczekwiany przez nich produkt, a to telewizja familijna a la Polacca, a to kanał informacyjny dla biznesu. Oglądam TVN-CNBC w wolnych chwilach, przeważanie słucham aby wyłapać jakieś polskie news, a to oszczędności Polaków wzrosły do 910 mld zł, włączając OFE, a to prof. Góra okopuje się na swoich pozycjach – bardzo pożyteczne medium. Gdyby nie było zapotrzebowania na TVN-24 w takiej formie i z taką treścią, to by go po prostu nie było. Media publiczne (państwowe) mogłyb realizować wiele ważnych misji, ale one są do czego innego stworzone.
Następnym razem proszę o jakąś frazę Prymasa Tysiąclecia.
Ten komiks Sikorskiego jest najwyższą emanacją kultury solidarnościowej. Więc żadne zaskoczenie. Typowy brutalny gniot etosu za 30 tysięcy euro.
Uwaga co do ceny. To jest antologia 11 autorów. Druk w Niemczech. Inicjatywa wydawnicza polsko niemiecka. Przecież to musi sporo kosztować. Za darmo mieli rysować i wydawać?
Pozdrawiam
@Adam Szostkiewicz: Ja Pana zrozumiałem ale Pan mnie nie. Mnie chodzi o to, że na 460 posłów nie wszyscy muszą być politycznymi liderami. Do prac nad ustawami potrzeba też prawników i ekonomistów, którzy otarli się o politykę. I Pani mecenas całkowicie spełnia te kryteria.
P.S. Millerowi to brakuje przede wszystkim kwalifikacji moralnej. Plugawy, bolszewicki życiorys i moskiewskie pieniądze.
Nie zamierzam zapoznawać się ze szczególami afery komiksowej. Nie będę tu cytował nick’ów – przepraszam.
Piszemy na tyle wyraziście, że swoje rozpoznamy a i cudze też.
Dziękuję z uwagi o muzykalności niemców i języku młodzieży.
W niedalekich czasach gdy Pilch pisał jeszcze w Dzienniku (teraz Dziennik Gazeta Prawna) przeczytałem Jurkowe wspomnienie o Gustawie. Ten wybitny obrońca urody słowa płynącego ze sceny, w prywatności miał brzydką gębę.
Lekko byłem zaszokowany tą Pilchową opowieścią, ale po kilku chwilach uznałem, że z trzewiów odezwał się mi mój filister.
Maciej Maleńczuk powiiedział kiedyś coś takiego: „Nie ufam ludziom, którzy nie klną i nie piją wódki.” Ten sam Maciek o sobie w wywiadzie dla miesięcznika
„Twój styl” powiedział: „Ja jestem menelem, tylko dobrze ubranym.” Specjalnie napisałem „Maciek”, bo też Maleńczuk nie wynosi się, nie gra na scenie (na widoku) kogoś innego niż poza sceną. Maleńczuk śpiewa. Moim zdaniem śpiewa lepiej niż Edyta Górniak.
Tak! Tak! Nie chodzi mi tu wykwintność muzyki i emisję głosu. Chodzi o to co śpiewa. Wolę Tanite Tikaram, Harrego Belafonte, Victorię de Los Angeles i Joan Baez. I gdy nie „rozumiem” słów śpiewanych przez Victorię w słynnej wokalizie Bachianas brasileiras to moim uszom nie przeszkadza się cieszyć. Kalectwo nieznajomości języków sprawia, że śpiewu w innych językach nie rozumiem.
Ale Górniak i Maleńczuk śpiewają po polsku. Gdy Edyta wyje na modernistyczną modłę z bólu bycia kobietom, to przypomina mi się, że wspólczesne cywilizowane kraje wprowadziły do swej pragmatyki produkcyjnej jeden dzień w miesiącu, gdy to pracująca krótko powiadamia: „dziś nie przyjdę”. Przekaz tej treści ze sceny wydaje mi się równie wulgarny, co przekleństwa płynące z ust Mazepy granego przez Holoubka. Natomiast Maleńczuk śpiewa: „Siedzę z kolegą, bo kolega jest od tego, by siedzieć z nim.”
Gdy ktoś chce popularyzować muzykę Fryderyka w tak muzykalnym narodzie jak Niemcy, chce to robić niemiecką grypserą i używać niemieckich wulgaryzmów (nie dbam o staranność opisu szczegółów afery) to mi się przypomina Maleńczuk, który swą dorosłość zacząl od siedzenia w ciupie. On by z autorem tego komiksu siedzieć nie chciał. Gdyby to nie był facet a rym do zupa, to też chyba nie. Autor,-ka,-zy komiksu o Fryderyku są infantylni. W ciupie osadzeni molestujący seksualnie dzieci sa kategorią podobną do kulisów. Ciupa to nie jest miejsce dla infantylnych cwaniaków.
Z miejsc najbliżej położonych mego laptopa polecam instytut u Zbiegu Sobieskiego i Wilanowskiej.
Takie mamy czasy, że tantiemy wypłacają także za rym do zupy.
Idę umyć ręce i oczy.
Gdzieś ministerstwie, urzędnik niskiego szczebla chciał się wykazać nieszablonowym, nowoczesnym podejściem do promocji kraju.
Uznał, że jak do młodych, to ich językiem a więc z wulgaryzmami.
Skoro reżyser w kinie może to czemu nie on?
Olaboga, wygłupił się głupek a media zagrzmiały.
I krytyka się na wulgaryzmach koncentruje.
A że wydawać publiczne pieniądze na promocję Chopina to bez sensu, nikt nie zwróci uwagi.
Co to za promocja Polski?
Że Chopin był Polakiem, to co?
Co z tego ma wynikać dla postrzegania Polski przez młodych Niemców?
Jak Fotyga wróci do MSZ to Kapitana Klossa przetłumaczą na niemiecki.
To by chociaż dowcipne było.
Tak to wczoraj ująłem:
Bo nie masz durnia ponad Polaka!
Czerep rubaszny, wesoła mina.
Coś debil pisze, kasa mu leci.
Nic nie poradzę. To taka gmina!
W sprawie „komiksu Chopina” i „bączka” odbija się jak w soczewce całe zakłamanie „ELIT”, które rzekomo „zbuntowały się elitarnie”, a przecież pokazują najzwyklej POPULISTYCZNY charakter tego swego, pożal się Boże, „buntu”.
Od zawsze cechą niezbywalną elit, a już szczególnie ich „buntów” (kto zresztą słyszał o buntach elit?, buntują się masy, jak zauważył Ortega y Gasset), a więc cecha elit była niekonwencjonalność, progresywizm, estetyczne wyrafinowanie i etyczna autonomia.
W polskim, dzisiejszym „buncie” naszych przaśnych elit, wychodzi, jak szydło z worka – słoma z butów.
To bunt hreczkosieja, który obawia się, że zabiorą mu talary, które schował w sienniku, zdobyte przez wykorzystanie głupoty dzierżawców – jeszcze głupszych niż on sam.
A już „wektor estetyczny” (red. Kalukin pisał wczoraj o „wektorze godnościowym”, hahaha…) tych „elit” jest rodem z zakrystii czy też z salki parafialnej. Te, co się buntują, to nie żadne elity!
Już kiedyś, na stronie lewicy.pl, pisałem, że POLSKA JEST PARAFIĄ, a jej „elity” – członkami rady parafialnej, trzymającymi baldachim nad czerstwym na twarzy proboszczem w majowej procesji. Wzorcem estetycznym nie może być ani bączek, ani komiks o Chopinie, tylko ta gipsowa złoto-błękitna, no i santo subito.
No bo czy słyszeliście kiedyś o (prawdziwych) elitach, które używają zawsze fraz: „świętej pamięci” – o zmarłych osobach publicznych, w wypowiedziach publicznych; „msza święta” – pisząc o nabożeństwach w „liberalnej” (hahaha) prasie; „przeciwnicy aborcji” (mówiąc o przeciwnikach PRAWA do przerwania ciąży); „zwolennicy życia” (gdy określają tak tym mianem lekarzy publicznej służby (sic!) zdrowia odmawiających obywatelce państwa realizacji jej ustawowego prawa); „znieważenie uczuć religijnych” (gdy opisują skargę sądową bigota, który poszedł na koncert grupy rockowej, jasno się określającej, albo dewotki, która poczuła się „znieważona” (w imieniu narodu!) wytworem „artystycznym” w zamkniętej galerii, jakiego najczęściej nawet nie widziała – apage, Satanas!); „wyraża prywatną opinię” (jak ten sędzia, uniewinniający osoby oczywiście nawołujące do nienawiści rasowej).
To są elity? Dlatego, że się zbuntowały, gdy ktoś powiedział im, iż czas spojrzeć dalej niż własny interes finansowy i może zrobić coś, razem ze wszystkimi, dla kraju?
Z tego co rozumiem, wydano antologię komiksów o Chopinie, z których jeden był wulgarny. Nie jest to więc tyle kwestia samego pomysłu (choć mam wątpliwości, czy kompozytorów powinno się promować czymś innym, niż ich muzyką), co raczej poważnego błędu redakcyjnego — wygląda na to, że zamówiono komiksy (bądź zebrano, bądź wybrano w wyniku konkursu), ale wcale ich nie przeczytano…
telegraphic observer
Proszę Cie uprzejmie:
„Non possumus”
albo bardziej wyrafinowane:
„Jeśli chcesz doznać łaski, jedź do Prostyni”
happy?
Jest mróz cholerny rano ale też słońce. Wilgotność względna w sypialni mimo nawilżaczy 26%.
Otwarcie GPW na lekką zieleń.
staruszka śliczny, poranny wpis i Twoje poranne „kuku”, 2,5 km na rowerku, zrobiło mi dobrze.
Nara
Jacobsky – ma racje.
Pomysł moze byl głupi , moze byl madry – wsystko zależy od wykonania.
Mozna spaprać Sloneczniki albo i Monę Lizę.
A rozwiązanie jest proste – ludzie najlepiej głosują nogami albo SWYMI pieniędzmi. Wystawić na Allegro , zysk przeznaczyc dla Owsiaka i wszyscy będą zadowoleni – o co chyba chodzi , mam nadzieję.
Adam Szostkiewicz
Jako osobnik starej daty, mam mieszane uczucie, jeśli chodzi o wulgaryzmy. Pierwsze, przypadkowo usłyszane przekleństwo córki, przeżyłem ciężko. Ale to było jakieś 12 lat temu, dorósł syn i ostro dołożył, a czas zmienia uczucia.
Obcujący latami z dialogami filmowymi i żywymi, krajów uznawane za rozwinięte, odwracam z obrzydzeniem twarz od ekranu, jeśli menel na polskim filmie mówi: „proszę zamilczeć” zamiast „zamknij japę”.
Pewnie to nie będzie oryginalna obserwacja, ale nawet soczyste przekleństwa w niektórych ustach w ogóle nie drażnią. Czy brzydkie słowo u Gustawa Holoubka, tego mistrza słowa, który zarabiał na słowie, może razić – zapytam retorycznie.
Bardziej słowa a nie czyny, obrażają w społeczeństwach kołtuńskich, zakłamanych, ultrakatolickich. Szkodliwa instytucja spowiedzi u rzymskich katolików „oczyszcza” na równi z kradzieży i przekleństwa.
Mnie nie zabolało jak k. Rydzyk nazwał M. Kaczyńską „jędzą”. Mnie boli jego działalność, szkodząca koniecznym zmianom mentalnościowym w Polsce.
Przepraszam za nadęcie, tak mnie dzisiaj naszło po przejrzeniu gazety..
Serdecznie pozdrawiam
PS
Radek Sikorski niektórych drażni. Ja go uwielbiam słuchać, chętnie bym z nim wypił flaszkę, poklął a jeśli poprosi o pomoc w dorzynaniu, może na mnie liczyć.
To Pańskie „Wpadka MSZ czy jakaś wrzutka przeciwko ministrowi Sikorskiemu?” też chodzi mnie po głowie ostatnio.
Sikorski jest jednym z nielicznych polityków obnażających (ciągle grzecznie, z krzywym uśmiechem) głupotę pytań p. Olejnik i tabloidalnych zachowań mediów, uznawanych za mainstreamowi.
Teraz komiks kosztuje 150 zł, a jak reszta będzie zmielona? Cena niewątpliwie pójdzie w górę. Może być to niezła lokata.
http://allegro.pl/chopin-new-romantic-komiks-wycofany-przez-msz-i1475861410.html
Ma rację @mw, 2011-02-23 o godz. 11:27 pisząc:
„Wzorcem estetycznym nie może być ani bączek, ani komiks o Chopinie, tylko ta gipsowa złoto-błękitna, no i santo subito. ”
Czyli kołtuństwo i zakłamanie.
Nie rozumiem tego szumu wokół komiksu o Chopinie.
Jedyne co mnie niepokoi, to suma 30 tys. EUR wydanych na promocję.
Komiks już od dawien dawna jest zaliczany w poczet artystycznych
środków wyrazu, zwanych krótko sztuką. To że autor/autorzy przybrali
taką a nie inną manierę, to sprawa całkowicie drugorzędna.
W wyrażaniu myśli artystycznej, często stosuje się środki wyrazu, skrót
myślowy, nawet wulgaryzmy celem osiągnięcia zamierzonych efektów.
Jeśli by tak wrócić do przeszłości, to takich przykładów mamy mnóstwo.
Ot, choćby nasz Witkacy – w swoich czasach szokował psychodelicznymi
portretami malowanymi pod wpływem narkotyków i innych środków
„odlotowych”. Ba! nie ukrywał tego, a wręcz przeciwnie na portretach
dopisywał pod wpływem „czego” był w trakcie tworzenia. W bardziej
współczesnych nam czasach W.Hasior szokował swoimi mobile z części
samochodowych, rowerowych w połączeniu z ogniem. Grotowski robił
sztukę podobnie, na zasadzie niekonwencjonalnych dla teatru „akcji” i
happeningów. A kto z was pamięta „Balladynę” w reżyserii Hanuszkiewicza z dwoma Harley Dawidson? Wszystko już było.
Przypomnijcie sobie szum wokół i wyklinanie „The Beatles”, Janis Joplin
czy Jimiego Hendrixa. Szoker J.Page (wtedy) z „Led Zeppelin” nosi dziś
tytuł Sir, nadany mu przez Królową Brytyjską .
Sztuka wyrażania sztuki, zwłaszcza tej nowatorskiej, zawsze była
„cierniową drogą” dla tworzącego go artysty. A powinno być odwrotnie.
Sztuka, a taką jest również ów komiks, powinna być wolna od kagańców
i ograniczeń. Myśl artystyczna nie może być zniewolona konwenansami,
z tych obłudnych raczej.
*******
Najnowsze: z domu zmarłego w poniedziałek Jerzego Nowosielskiego,
wielkiego malarza i myśliciela, skradziono dziś w nocy w Krakowie wiele
jego dzieł!!!
Oto Polska właśnie.
Pozdrowionka.
Abstrahujac od tego, ze uwazam. ze przeklenstwa sa w zlym guscie. to slyszac je zawsze sie zastanawiam. czy Polacy rzeczywiscie maja tyle ciotek czy mamus prostytutek. by wspominac je czule w co drugim slowie. Za granica osoby nieobeznane ze slowianskimi jezykami bezblednie zgaduja po hasle narodowym k… ze to nasza piekna mowa. W Niemczech uzywanie seksualnych przeklenstw jest oznaka przynaleznosci do dolow spolecznych tzw. „Asis” (aspolecznych). Powszechnie w niemieckim mieszczanskim przeciez swiecie przyjelo sie tylko „Scheisse” – gowno i nieco mniej „Arschloch” – dupek, ale o walorze bardziej fekalnym. Tym bardziej niezrozumiala i glupia jest jest niemieckojezyczna publikacja komiksu, operujaca ponoc jezykiem mlodziezy. Ale moze mlodziezy w Polsce, bo nie w Niemczech. Komiks ten jest promocja Polski jako kraju dominacji kulturowej dolow spolecznych !!!
Pisze to jako osoba w duzej mierze „stamtad”, znajaca Niemcy. Ponadto corka moja studiuje na niemieckim uniwersytecie i oczywiscie ciagle ma kontakt z niemiecka mlodzieza i jej kodem kulturowym.
A na marginesie ozdrawiam Pana Redaktora serdecznie i wyrazam radosc z wprowadzenia kacika transcendencji do Polityki – ateistka.
cynamon29,
to nie były H-D, ale jakieś gówniane motorynki.
Swoją drogą, to wypada dobierać charakter medium do treści przekazu oraz do statusu przekazującego, jeśli już komiks rzeczywiście ma rządzić się określonymi prawami językowymi, jak sugeruje np. Kartka z podróży. Swoją drogą każdy przykład komiksu dla dorosłych czy dla młodych, komiksu z bluzgiem, można podać przykłady komiksów skierowanych do tej samej grupy odbiorców, o podobnej treści, ale – no może nie BEZ bluzgów, ale gdzie kwiecisty język to tylko okazjonalny dodatek, i gdzie nie staje się on atrakcją sama w sobie, często główną atrakcją. Firma Pinokio może produkować komiksy o takiej treści, jaką uzna za stosowne, co nie znaczy, że MSZ musi korzystać z usług tego producenta komiksów skoro są to komiksy językowo „soczyste”, a soczystość koniecznie nie jest elementem charakterystycznym języka dyplomacji. Zaskakującym jest, że nikt nie skojarzył tych dwóch faktów w gabinetach MSZ czy ambasady w Berlinie zamin udzielono imprimatur wykonawcy zlecenia na komiks o Chopinie.
Generalnie rzecz biorąc epatowanie się bluzgiem traktowanym jako środkiem artystycznym staje się troche deża wu, mocno zwietrzało i ma w sobie tyle nowatorstwa co gołe cycki na ekranie, choć oczywiście dla wielu reakcja na potencjalne prowokacje wciąż będzi probierzem poziomu kołtuństwa w społeczeństwie. Kwestia tego, gdzie kończy sie prowokacja artystyczna, a zaczyna tzw. ambaras instytucjonalny. W przypadku komiksu o Chopinie, gdyby został on po prostu rzucony na rynek bez sponsoringu ze strony MSZ, to nie byłoby moim zdaniem sprawy: licencia poetica, ot co, szczególnie chwytliwa i niewietrzejąca dla bezwarunkowych konsumentów undergoundu kulturowego, kulturpunku i czego tam jeszcze. Ale MSZ-owi underground raczej nie pasuje do twarzy, nawet MSZ-owi pod batutą Sikorskiego, który owszem – underground zna, ale nie jest to podziemie kulturalne, zaś do punka również Radkowi daleko.
Pozdrawiam.
Minister Sikorski nie jest idiotą, dlatego przypuszczam, że ktoś go sprytnie podszedł.
Cynamonie,
Balladyna 1974 wjechała na hondzie (70 ccm)
Jacobsky pisze:
2011-02-23 o godz. 13:59
spotmarker pisze:
2011-02-23 o godz. 14:28
Co do pojazdów macie obaj rację, to już 37 lat minęło (jak ten czas leci!),
no i podstępna, cichutko pełzająca skleroza daje o sobie znać. Niestety!
Jacobsky, przyznaję że nie powinien tego finansować MSZ. Jedyne wyjście
aby z tego ambarasu wyjść, to rzucić ten komiks na wolny rynek w Polsce
aby odzyskać pieniądze podatników (a i porządnie też zarobić po takim
„skandalu”).
Jedno jest pewne – komiks osiągnie fantastyczne ceny, obojętnie czy z
lady, czy też spod lady.
Ja bym go nie „kneblował”.
A co, Chopin w prywatnym życiu nie klął?
W życiu w to nie uwierzę!
Pozdrowionka.
@Hanna
Każdy kto najpierw wspomagał „dzielny naród afgański” (ha,ha) w walce tylko po to by 20 lat później wysłać przeciw onemu „narodowi” swoje państwowe wojsko, jest – kim? Nie idiotą oczywista. Mam na to określenia, ale żaden filtr i moderus ich nie przepuszczą. Więc napiszę tak: Sikorski jest (…) (…..) i (…..) (….).
Balladyna
No i znowu zaszumiało, a raczej rozszumialy się wierzby polskie nad komiksową wersją Chopina.
Zupełnie niezależnie od tego, czy ten projekt artystyczny jest OK, czy nie, kto zawinił i kogo powiesili (powieszą), warto zastanowić się nad tym, co piszą np. Kartka , Cynamon, mw, Stasieku.
Otóż chodzi o totalny kicz narodowy: patriotyczno-katolicki, który rządzi nie tylko umysłami, ale i publiczną przestrzenią estetyczną, w której owe umysły sie pławią.
Dlatego ani bączek, ani komiks nie mogą się przebić wobec takich wzorców, jak np. ampułka z krwią w gipsowej otoczce złoto-błkitnej pod jakże miłym sercu Polaków hasłem „santo subito”, które wszak wszystkich (?) „ubogaca”.
Mw z godz. 11:27
Zgadzam się z Twoją ocena afery komiksowo – bączkowej. To jak zwykle obłudna narodowo – estetyczna histeria. Typowe dziobanie gorliwców. Szkoda, że do pełnej hipokryzji akcji zaszczuwania przystąpiła posłanka PO Piteria Julia. Wiedziałem, że jest z natury zażarta ale nie sądziłem, że gustuje – jak piszesz – w estetyce „gipsowej złoto-błękitnej, no i santo subito”.
Mam do Ciebie też prośbę. Uzywasz często określenia „bunt elit”, ktore zamazuje moim zdanie obraz rzeczywistości. Jacobsky użył w dyskusji określenia, ktore mnie bardzo swą symboliką ujęło. Napisał bowiem „bunt jelit”. Ów „bunt jelit” lepiej moim zdaniem oddaje stan polskich spraw na początku 2011 roku. W tym ujęciu krytycy państwa (zbuntowane jelita) i państwo borykające się z tą przykrą przypadłością (zaparcia, biegunki, nudności, zimne poty, maligna…)stanowią jedność. Obraz Polski borykającej się z jelitową grypą (buntem) w pełni odpowiada rzeczywistości. Tak więc proponuję zamiast „buntu elit” używać w dyskusji określenia „bunt jelit”.
Pozdrawiam
@Jacobsky z panną Rostowską jedzie po bandzie imputując jej (nie anonimowe) zaangażowanie w „komikszenie o Szopenie” niepomny na ostrzeżenia naszego Gospodarza, że „na tym blogu nie publikujemy wpisów obraźliwych pod względem języka i treści; za obraźliwe uważamy takie wpisy, które bezpodstawnie coś komuś personalnie imputują” .
Moderator widać dla Jacobsky’ego łaskawy jakiś albo po prostu wie, że to nie było żadne imputowanie tej pannie znanej z TEGO zdjęcia, tylko „fakt autentyczny”.
Gospodyni bloga po sąsiedzku pisze o pannie Rostowskiej tak oto: „Uważam za zupełnie sztuczną aferę z córką ministra Rostowskiego zatrudnioną w gabinecie politycznym ministra Sikorskiego. Z tego co wiem, jest to osoba o wyjątkowych kwalifikacjach, a gabinet polityczny jest właśnie dla takich osób, którzy nie są w żaden sposób chronieni, bo odchodzą razem z ministrem. Dlaczego więc znakomicie wykształcona i świetnie przygotowana do pracy córka Rostowskiego miałaby zwalniać miejsce dla jakiegoś przeciętniaka? Nie dajmy się zwariować.”
I o to chodzi, byśmy nie zajmowali się, mówiąc dyplomatycznym językiem, bzdetami czy np. jakimiś elementami CV (Who is Who) kandydatów do pracy w MSZ. Bzdet, to bzdet.
@Monteskiusz bzdetami się jednak zajął, na ostro komentując TEN OTO występ naszego szefa dyplomacji od dożynania watah.
I ma „słuszną rację”, bo po blogach (w tym u kolejnego sąsiada) trwa dysputa o „bączkach” promujących naszą przyszłą prezydencję z bardzo przychylną oceną Kartki z podroży.
A teraz „kwiz”: – Co mają bzdety wspólnego z bączkami?
Coś poszkapiłem z tym wideo, które komentuje Monteskiusz, przepraszam i wklejam jeszcze raz:
http://www.tvn24.pl/2413969,28378,0,0,1,wideo.html
Nemer,
za onet.pl
– Skandal. Kto za to odpowiada? – pytała Julia Pitera z PO o polski komiks z wulgaryzmami, który miał trafić do niemieckich szkół. – To córka ministra Rostowskiego. Niezłych tam (MSZ – red.) mają współpracowników – odpowiadał w „Rozmowie bardzo politycznej” Zbigniew Girzyński z PiS.
(…)
MSZ i Ambasada w Berlinie nie chcą komentować sprawy. Maya Rostowska pracuje jako doradca w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Masz problem z polityką tego bloga i z łaskawoscią Gospodarza ? – trudno.
Natomiast nie musze czytac tego, co ktos napisal na sasiednim blogu, cos co nic nie zmienia z faktu, ze to Maya Rostowska jest uwiklana w bledna decyzje polskiego MSZ-u.
Pozdrawiam
katolicyzm feudalny, Polityka nr 9
Zdając sobie sprawę, że czytacie Państwo Politykę, nie mogę się powstrzymać przed zacytowaniem kawałka z felietonu M. Grońskiego, gdzie autor z kolei cytuje prof. Stanisława Obirka, „przez wiele lat zakonnika, obserwującego manifestacje przepychu”
oto cytat z Angory, gdzie S. Obirek wypowiada się o źródłach „katolicyzmu feudalnego”.
„Większość polskich biskupów to ludzie o bardzo skromnym pochodzeniu, robotniczym, ale przede wszystkim chłopskim. Kardynał Dziwisz czy arcybiskup Głódź są typowymi przedstawicielami chłopskich, niezamożnych rodzin. Powinni więc pamiętać o swoich korzeniach. Tymczasem prezentują się wiernym jak udzielni książęta. Ten kontrast jest nie tyle radosny, co śmieszny. Gdy porównamy to do zachowań biskupów w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych, to dopiero widać, jakim jesteśmy skansenem. W średniowieczu Kościół był propozycją intelektualną, pokazywał interpretację świata, a dziś w Polsce pozostały jedynie puste formy, rytuał bez intelektualnej refleksji…”
Dlaczego media nie pytają biskupów czym ci uzasadniają ten przepych?
I na koniec.
Wiemy kto szedł do sutanny mówiąc, że poczuł powołanie. Dlatego komitety wyborcze na plebaniach, to baza szkodników PIS, ciągle źródło euro-sceptycyzmu i antysemityzmu.
Nemer
Ponieważ moją opinię o bączkach napisaleś nieco dwuznacznie – „trwa dysputa o „bączkach” promujących naszą przyszłą prezydencję z bardzo przychylną oceną Kartki z podroży” – pozwolę sobie to sprecyzować.Moja bardzo pozytywna opinia odnosi się jedynie do rozweselających bączków prezydencjalnych. Natomiast sama prezydencja budzi moje smutne uczucia ponieważ nie bardzo wiem czego ona będzie dotyczyla poza wprawianiem bączków w ruch wirowy. Pisałem wcześniej z goryczą, że na skutek lękliwości reformatorskiej rządu znależliśmy się w „Unii drugiej prędkości” – na jakiś smętnych peryferiach i poza najważniejszym kregiem decyzyjnym grupującym panstwa euro. Tak więc ta prezydencja pasuje nam jak kwiat do kożucha na naszych politycznych peryferiach. Pozostaje tylko zabawa bączkami. Ale lepsze to niż zabawa blachami smolenskimi.
Pozdrawiam
Ps. Panna Rostowska podoba mi się na tym zdjęciu. Cenię sobie u kobiet zdolność prowokacji. To pociągające.
stasieku
Posunę się dalej – wobec suchości w Twojej sypialni – gdyby nie było zapotrzebowania na blogi POLITYKI, na przykład na Grę w klasy, na ich świeżótkie newsy, choćby o „szewcu Chopinie”, albo ten wrzucany uparcie o Kaczyńkiej-Dubienieckiej Marcie, to by tych blogów nie było. Wiem, jest to teza obrzydle neoliberalna, na mój gust – neoklasyczna, że podaż dopasowuje się do popytu, który najpierw musi ona odkryć. Ale inaczej nie potrafię pochwalić blogów POLITYKI.
Dalej – kardynały u mnie rano dają głos, to są ptaki północno-amerykańskie, robi się ciepło, na TSX wszystko co ma wymiar realny – złoto, ropa, nieruchomości, nawet potas – wali w górę, a banki i ubezpieczenia lecą w dół.
Dalej – komentarze przeczytałem wybitne (nie będę wymieniał nicków), wszystko zrobiło się jasne, mam teraz kilkadziesiąt różnych opinii w sprawie komiksu, wcale nie sprzecznych. Moja metoda jest pewnie naiwna, oportunistyczna – biorę te blogowe opinie, wyrzucam skrajne, z reszty układam puzzla i pasuje, za każdym razem, w każdej sprawie. Nazywam to realizmem protagorajskim.
Dalej mógłbym o wyższości blogu Gra w klasy nad En Passant, ale chyba nie wypada.
Alleluja
Jacobsky
Termin „Bunt jelit” za to, że doskonale oddaje istotę i zasięg buntu, zasługuje na nagrodę Polityki i rozpowszechnienie w mainstreamie.
Brawo Mr J!
Kartka 15:32
Określenia „bunt elit” używam (za „Polityką”, chociaż nie w znaczeniu, jakie ona mu nadała), bo tylko wtedy można dobitnie, na zasadzie kontrapunktu, powiedzieć, że to nie żadne elity, które się buntują, tylko masy.
Określenie „bunt jelit” sprowadza całą sprawę do nieistotnego, niewartego zwrócenia uwagi, hucpiarskiego, „fizjologicznego” wręcz wygłupu lingwistyczno-naturalistycznego. Tymczasem ten „bunt” jest jednym z najistotniejszych wydarzeń naszego ostatniego dwudziestolecia: oto okazało się, że pod elity podszywają się populiści i hreczkosieje. A ponieważ (prawdziwe) elity milczą, więc populistom chyba udało się przekonać masy (a więc i siebie), że są elitą.
(Jak widzisz, ja zawsze poważnie…)
Jacobsky pisze:
2011-02-23 o godz. 16:32
„Masz problem z polityką tego bloga i z łaskawoscią Gospodarza ? – trudno.”
Szanowny Jacobsky,
a myślisz, że mam jakiś problem?
Ja w każdym razie nic o tym nie wiem, szczególnie jezeli chodzi o politykę bloga, czego dowodem, że cytowana uwaga była kierowana do konkretnego, innego komentatora, nie do mnie a o łaskawość Gospodarza nigdy nie zabiegałem i zabiegać nie mam zamiaru. To chyba widać, więc nie bardzo kojarzę o co Ci chodzi.
Cieszy mnie, że pewnie Ty wiesz i to mi wystarczy.
Również pozdrawiam, Nemer
Oczywiście byłoby strasznie slachetne i uwznioślające zadyskutowanie się na śmierc w sprawie OFE, giełdy, Libii, Tuska z Platformą i bez niej, na temat cen żywności czy nawet na temat wyższości blogu Gra w klasy nad blogiem En Passant.
Byłoby. I co z tego ?
Międlenie każdego tematu, czy to Montrealu, z Toronto czy z Warszawy jest takim samym międleniem każdego tematu bez względu na temat, a ten rzeczywiście: podlega prawu podaży i popytu, jednak kiedy oferowany jest w nieznośnym w nadmiarze, metodą tucznia gęsi na fła-gra, to może taki temat spowodować wiadomy bunt o łatwych do przewidzenia konsekwencjach.
Czyszczenie klawiatury to niezwykle żmudne zajęcie. Żmudniejsze niż dyskutowanie o Chopinie, skoro o OFE/PO/TSX/PZU/USA/POT/PiS/LOT/ i tak dalej czasem po prostu nie ma siły ciągnąć, także z uwagi na buntujące się trzewia.
Nemer,
ja też nie kojarzę o co Tobie chodziło we wpisie adresowanym do mnie, a więc na tym poprzestańmy.
Pozdrawiam.
Fizjologiczna interpretacja naszej rzeczywistości wydaje mi się nadzwyczaj trafna.Zrywa z męczarniami,bliżej niesprecyzowanego,ducha.Domeny polskiego romantyzmu.Najczęściej uwarunkowanymi fizjologią płci
lub trwałymi zmianami w strukturach mózgowych. Wór skórno-mięśniowy, wytwarzający,na nieznanej ale bliskiej już rozpoznania zasadzie,ducha a właściwie samoświadomośc ,jest tworem godnym najwyższego
szacunku.Wraz z fizjologią.To było z „grubej rury”.Z „rury cieńszej” tyle można wypuścic,że interpretując „jelita” jako „trzewia społeczne” jesteśmy bliżsi rzeczywistości.Nieładnej,czasami śmierdzącej .W tym środowisku przejmowanie się komiksem,udanym,czy nie,
w kategoriach „sprawy narodowej” okazuje się bezsensowne.To nie jest fizjologiczne.Jelita nic o tym nie wiedzą.Trzymajmy się fizjologii.Duch,czy samoświadomośc to twór póżniejszy ewolucyjnie i w zwiazku z tym, znacznie mniej doskonały.
Mw
Rozumiem intencje, które Tobą kierowały gdy w „buncie elit” upatrywaleś „buntu mas” czy jak piszesz „buntu hreczkosiejów”. Uważnie czytam Twoje komentarze i jestem pod wrażeniem pasji z jaką obnażałeś „samozwańcze elity”. Dlatego zaproponowałem Ci „bunt jelit” ponieważ widzę świat jako sekwencję obrazow a nie doktrynę – różni nas percepcja rzeczywistości. Tak więc „bunt jelit” nie miał być lingwistyczną hucpą ale realistycznym obrazem. No ale oczywiście każdy ma prawo do subiektywizmu opisu.
Po przeczytani Twego komentarza mam tylko jedną wątpliwość. Kim są owe „prawdziwe elity”, ktore milczą w obliczu „buntu hreczkosiejów”? Wspominasz o nich a ja nie mogę ich jakoś zidentyfikować.
Pozdrawiam
C.d – W swoim poprzednim (pierwszym wpisie) nie odniosłem się do wartości artystycznej i merytorycznej inkryminowanego komiksu, ponieważ go nie widziałem na oczy i zapewne nie zobaczę. Nie zgadzam się z głosami, że wypróbowane formy (nawet te najbardziej awangardowe) popularyzacji Chopina mają jakoby postać pozłacanych kapliczek. To nonsens. Chopinowi nie da się stawiać takich obiektów strywializownego zachwytu, bez narażenia się na śmieszność, bo niby kogo należałoby przekonać do geniuszu artysty. Powtórzę jeszcze raz pytanie: czy niemieckim uczniom naprawdę trzeba objaśniać kim był Chopin?
Pan minister zapewne uważa to za bzdet, ale to stawia go obok poranionej poprzedniczki, z którą łączy go brak wyobraźni, a jako osobliwą parę do pokazywania w objazdowych cyrkach wspólnie z dwugłowym baranem.
mw pisze:
2011-02-23 o godz. 17:31Chyba nieco trywializujesz……
Potrzeby biologiczne są PODSTAWOWE!!!
Nie tylko pierwotniaków maksymą jest:
„tu mi dobrze, tu mi ciepło, tu się bedę rozmnażał” ale i przeważającej części populacji ludzkiej…..
Hierarchia potrzeb się kłania.
J’acobsky’emu potrzebny jeden dzień w miesiący wolny, może dwa w jakimś innym cyklu … znam ten krwawy stan awersji do blogu, faktycznie – czyszczę wtedy klawiaturę. Dzisiaj na lunch serwowałem Victorię de los Ángeles i Tanitę Tikaram. Dzięki za wybranie mi z menu (komu? – nicka nie wymieniam).
„Bunt elit” – tytuł do artykułu M&W (Mariusz J. i Wiesław W.) wzięli zapewne od Smolara, z jego buńczuczno-żałosnego wywiadu w GW. Blogowicz MW przerobił hasło na swoje socjalistyczne kopyto, jak rozumiem to przesłanie – oto elitarni Balcerowicz i inni zrobili rokosz, a raczej zajazd, porwali zaścianek drobnociułackim populizmem i ruszyli na Soplicowo, czyli na Tuska i jego plany. Jacobsky zaś zwulgaryzował hasło w iście frankofońskim stylu – bunt jelit (rébellion de intestins). Ale czy mainstream zrozumie sens terminu?
Swoją interpretację dałem już na sąsiednim blogu. To Angst (niem. Angst) w Polakach przewraca im w trzewiach, lęk przed zmianą, strach przed światem, nowym, innym, nie dającym tego co się wyśniło, niepokój który bywa czasem twórczy, ale częściej tworzy gonitwę myśli i w kiszkach. Kłótnie, eskalacje argumentów, zatwardzenie pozycji, niechęć do kompromisu. W sprawie OFE potrzebny jest kompromis trudno, bo kompromis zrozumienia wzajemnego, ale gdzie tam, daleko do niego. Wydawało mi się artykuł w GW-biz autorstwa Ostrowskiego uspokoi kogoś. Niekogo. Jest duchowy lęk i egzystencjalna gonitwa, złość i upór, napięcie i rozstrój, …
Gdy tymczasem Polska to kraj fantastyczny. Zatrudnienie wzrasta, bezrobocie też. Płacę rosną, ludzie są biedni. Der Spiegel chwali za cud gospodarczy i dynamizm, nastroje obywateli kiepskie. Gospodarka prywatna kwitnie, państwowy aparat gnije, ale ludzie, z prezesem Pawlakiem i red. Żakowskim na czele, chcą rozwój opierać na państwie. WIG rośnie, z nim rentowność inwestycji OFE (której w żaden rozsądny sposób nie da się policzyć), a blogosferze i respondentom sondaży sytem OFE wydaje się katastrofą, a w porywach pomroczności – złodziejstwem. Rozumiem, że poza kołem polarnym można mieć takie mroczne myśli po zimie, ale podobno jest co dzień parę godzin słońca – jak podaje Stasieku. Fantazja!
Tak mi się ta sprawa z komiksem o Chopinie przypomniała pewną starą serię komiksową o historii Polski.
Ukazywała się ona jeszcze przed ’89 rokiem i sprawiała zapewne większe zainteresowanie historią niż masa podręczników. Co więcej w „dymkach” teksty były nie tylko po polsku ale i po angielsku.
Chętnie bym to kiedyś jeszcze dorwał. Na młodym szczylu sprawiała potężne wrażenie. 🙂
stasieku
Dotarło do mnie, drogą okrężną, skąd wzięło Ci się non possumus.
http://januszjankowiak.bblog.pl/wpis,ofe;non;possumus;i;kompromis,46944.html
Kartka z podróży pisze:
2011-02-23 o godz. 16:42
Szanowny Kartko z podróży.
Nie, z mojej strony nie było żadnych podtekstów. Mówiąc szczerze z zainteresowaniem zapoznawałem się z Twoją opinią na temat trafności doboru bączka jako symbolu polskiej w unii prezydencji szczególnie, że w tej kwestii nie mam i może nawet nie będę miał zdania chociażby z braku kompetencji by ocenić trafność doboru gadżetu.
Miałem nadzieję, że skoro mój wpis dotyczył wulgaryzmów pod parasolem MSZ, to będzie jasne, że wg właśnie wulgarnego rozumienia „bzdet” może być różnie rozumiany, bo jest wbrew definicjom słownikowym odczytywany jako pochodny od „bździny”, o czym nasz minister pewnie nie wie, bo by pewnie zastąpił „bzdet” jakimś synonimem. Stąd było moje pytanie na koniec wpisu, dla podkreślenia, że moim zdaniem wpis Monteskiusza na ten temat był jeszcze bardziej trafny niż był.
Ponieważ dość obszernie zająłeś się bąkami, to sobie Ciebie zapamiętałem z dysputy o nich i tyle. Żadnych odniesień o charakterze pejoratywnym. Ja też kiedyś musiałem się zająć na egzaminie z pewnego przedmiotu, w którym Antonius jest fachowcem, a mianowicie ruchem „bąka swobodnego” co wzbudziło we mnie histeryczny śmiech, więc dostałem lufę i musiałem zdawać poprawkę. Jak widzisz, z bąkami to różnie bywa, szczególnie „swobodnymi”.
Różnimy się natomiast w ocenie panny Rostowskiej. Bo to, ze sobie zrobiła znane Ci zdjęcie, to OK, jej sprawa ale to, ze wrzuciła go na portal dostępny na całym Świecie, to jeśli myślała o urzędniczej czy politycznej karierze, to powinna się dobrze najpierw puknąć w czoło, tak samo jak ten gość ze stringami na łbie. Jego sprawa, co mi do tego gdzie on stringi nosi ale po co wrzucał na facebooka? A ci kretyni, maciarewiczowscy szpiedzy w Afganistanie? Czy oni wszyscy w ogóle myślą siadając do klawiatury, czy popadają w jakiś amok widząc laptopa? Jeśli tak, to niech się leczą na głowę!
Pozdrawiam, Nemer
Hehe, telegraphic observer,
to teraz udzielasz porad na odległość, skoro wypuszczasz się w diagnozowanie co jest Jacobsky’emu potrzebne ? W sumie to jesteś mi winien jedną poradę, za ten POT, pamiętasz ? Rozumiem, że jesteśmy teraz kwita z poradami wzajemnymi, choć ja nie skorzystam z Twojej porady, podobnie jak Ty z mojej 😉
********
stasieku,
kopirajtu na tym terminie nie ma, a więc bierz do woli, Ty i kto jeszcze tego sobie życzy. Nie wiem co frankofońskiego jest w terminie „bunt jelit”, ale jeśli telegraphic observatorovi pasuje francuskie tłumaczenie (z błędem gramatycznym, ale nie szkodzi), to niech tak będzie.
Często postrzegam świat podobnie jak Kartka z podróży: jako sekwencję obrazów, i jeśli jakiś z nich da się skondensować jako symbol, to tym lepiej (bo nie zawsze się daje).
Pozdrawiam.
To, ze w kraju rzuca sie miesem juz od dawna na kazdego, kto nie jest po linii i na bazie, to juz sie przyzwyczailismy (a na marginesie, o matko, do czego sie przyzwyczailismy), ale dlaczego wychodzimy z ta „Naszą Kulturą” do cywilizowanego swiata?
To, ze smieją sie z nas na Wschodzie to juz wiemy.
To, ze będą sie smiac z nas na Zachodzie, teraz sie dowiedzieliśmy.
Schamienie do granic absurdu.
Witaj w kraju platfusow platfomerskich o korzeniach, o zgrozo jedyna, ponoc solidarnosciwowych.
A ta „Solidarność” przewraca sie w grobie.
I to ktory juz raz.
—
http://blog.rp.pl/janke/2011/02/22/cool-poland/#comment-18708
micjur, Kartka, wiesiek59, T.O.
O, o, o, to właśnie: od kiedy to elity wyżej nad sprawy ducha stawiają „fizjologię”?
Od kiedy za elity uważane są tzw. „jelita”.
Wszystko Wam się pokićkało. Za „Polityką”, za Smolarem i za innymi piewcami „jelit”.
Może nie ma już elit? Może tak Ci muszę odpowiedzieć na Twoje pytanie, Kartko?… Może zostały już tylko jelita?…..
Albo weźmy tę serię paradoksów (które wykręcają mi rym do elita):
Szef opozycji, jak na razie Jarosław Kaczyńskie wyraził się kiedyś, że apart państwa jest niesprawny i ociężały, nie można wymusić na nim szybkich decyzji i działań, ale program polityczny budowy kapitalizmu opiera na silnym państwie, można sądzić, że chodziło mu o XIX wieczne państwo polskie, ale tylko głupiec nie widzi sensu w tej wizji – chodzi o państwo silne oczyszczeniem go z pozostałości PRLi III RP.
Sprawa jasna. Dlatego tylko 1/4 elektoratu PiS popiera, w porywach do 47%, a ostatni poryw te były równie etatystyczny. Np. wiec w Radomiu, albo wokół szpitala w Płocku zdaje mi się. No dobrze, blogowicze hurmem wykpiwają rozrost zatrudnienia w administracji. Krąży już teoria, że jak kolejny rząd ogłasza redukcję w administracji, to urzędy od gminnych po centralne zwiększają zatrudnienie wyprzedzająco, aby po redukcji dać sobie radę z tzw. nawałem administracyjnej pracy. Ale do redukcji nie dochodzi z wiadomych względów (politycznych) i zatrudnienie od „redukowania” wzrasta. Z redukcją zadłużenia budżetów centralnych i szczebla powiatowo-miejskiego jest podobnie, im więcej gadania o zmianie w słusznym kierunki tym bardziej wszystko skręca w przeciwną stronę.
Nic dziwnego, że się buntują skoro się tak kręci w rym z elitach.
Angst, angst, blogowy Angst.
Gdy jest kilka interpretacji czyjegoś, w tych przypadkach – mojego tekstu, to trzeba, no nie ma innego wyjścia, musi się wziąć najmocniejszą.
Jacobsky pisze: „Oczywiście byłoby strasznie slachetne i uwznioślające zadyskutowanie się na śmierc w sprawie OFE, giełdy, Libii, Tuska z Platformą i bez niej, na temat cen żywności …”
Dodaję od siebie nie radząc bynajmniej niczego: „J?acobsky?emu potrzebny jeden dzień w miesiącu wolny, może dwa w jakimś innym cyklu ? znam ten krwawy stan awersji do blogu …”
I co mamy? Ja coś radzę?
Jacobsky, rób jak chcesz. Frankofońskie nie jest tłumaczenie, lecz skłonność do fraz wynoszących efekciarstwo nad realizm odniesienia. Elity częścią systemu trawiennego? hm. Ale jaja, nota bene – wyeksploatowane do cna.
Tu z Mw się zgadzam, chociaż po co się tak unosić i robić z „fizjologii” oś dyskusji, ale na wszelki wypadek on w tej sprawie się ze mną nie zgodzi, już o innych kwestiach nie wspomnę. A jakie elity Ci chodzi, drogi Mw? Tego nie wiemy, i już się nie dowiemy.
Czas czyszczenia klawiatury … oraz rozluźniania palców i całego siebie (ale nic nikomu nie radzę, róbta jak chceta).
telegraphic observer, 19:52
Zuch jesteś, Ty kpiarzu! Ten link się przyda do dyskusji.
Ale idź, proszę, jutro do sklepu po Politykę. Tam znajdziesz bardziej politycznego Jankowiaka.
Cheers
Z głębokim przygnębieniem juz trzeci raz zbieram się do przeczytania art Jacka Żakowskiego „Najjaśniejsza Patologia” w dzisiejszym numerze Polityki. Przejrzałem pobieżnie i znów chodzi o jakąś budowę kolejnej mutacji tego panstwa. Najpierw Żakowski chłoszcze model panstwa pi-owskiego, potem model panstwa neoliberalnego a na koniec wzywa do tworzenia jakiegoś panstwa pośredniego – panstwa Tuska. Nawet jest entuzjasyczna ocena tzw „Czempionow Bieleckiego” czyli znanych z historii najnowszej koreańskich „Czeboli”. A kończy się ten cały wywod optymistycznym podtytulem „Polubić państwo”. A może po prostu zresetować to państwo? Ile razy można to samo? Może jak mądrze radził Jacobsky zlikwidować to panstwo i spokojnie czekać co na jego miejscu sie wytworzy samo.
Nie wiem czy ten tekst przeczytam, jestem zniechęcony.
Pozdrawiam
Ma Redaktor Passent swoje trollklony, ma i Redaktor Szostkiewicz – a co,
gorszy?!
Pojawia się „taki” jak Filip z konopi i rzęzi, a nazwa jego długa, w przeciwieństwie do myśli jego: happypolishman !
Libii się boi (nie bezpodstawnie!), prawdy się boi, ale rzęzi!
Nie ma to jak powołanie.
Pozdrowionka.
„Cała awantura o komiks o Chopinie jest awanturą o nic – o cztery, czy pięć słów w dymku.”
http://wyborcza.pl/1,75968,9156527,Polscy_koltuni_miela_komiksy.html
I komu teraz wierzyć?
„wulgaryzmy to tylko kilka zdań w całej komiksowej antologii.”
http://www.emetro.pl/emetro/1,85652,9156603,Nie_palcie_komiksow_.html
To wygląda na zwyczajne kołtuństwo.
telegraphic observer,
Elity częścią systemu trawiennego? – czy ja coś takiego gdzieś napisałem ? Może Tobie potrzebny jest relaks i jeden dzień wolny w morderczym cyklu blogowania, bo od mielenia w kółko na temat OFE burzy Ci się nie tylko w jelitach, w elitach, ale i przed oczyma. W ogóle nie uczestniczę w dyskusji na temat elit i jelit, nie ja przyplątełem „bunt jelit” na ten blog, nawet jeśli to ja poważyłem się na taką parafrazę tytułu artykułu w Polityce. Oh boy, gdybym wiedział, że z tego wyniknie taaaka dyskusja i filozofia pomieszana z fizjologią… Stasieku ! Po coś Ty wywoływał ten bunt jelit z mroków zapomnienia ??? Telegraphic nie może tego przetrawić – taki supeł z tymi jelitami…
Ale, jak widać, każdy dyskutuje o tym, co go interesuje w danej chwili: jedni o (j)jelitach, inni o Chopinie, a jeszcze inni mordują sie z OFE w homeryckim boju o kompromis (na czyich warunkach ten kompromis, to już inna sprawa, chyba poza dyskusją).
Frankofońskie efekciarstwo ? Jestem polonofonem lub jak to tam nazwać. A Ty ?
Pozdrawiam 🙂
Moja opinia, w największym skrócie: jeśli ktoś zamawia komiks, to oczekuje komiksu. A więc punktem odniesienia jest konwencja komiksu – na tej podstawie ocenia się, czy komiks dorasta do wysokich standardów sztuki komiksu, czy nie. Wg większości osób które mają jakieś kompetencje w tej kwestii, komiks był dobry. O tym świadczy pozycja twórców (w świecie komiksu, a jakże), o tym świadczy w końcu sam komiks, który spełnia te standardy, jakich się od komiksu wymaga. Zatem zamówiony komiks to nie „gniot”, tylko całkiem przyzwoity komiks, ba, może nawet bardzo dobry. Kwestia wulgaryzmów omówiona już została w wielu artykułach na ten temat, do których linki podano tu zresztą. Dlatego też uważam, że: jeśli ktoś zamawia komiks, musi liczyć się z tym, że dostanie komiks – skoro tak dziś wyglądają komiksy dla dorosłych, to trudno było spodziewać się kolejnej odsłony tytułu „Kajko i Kokosz”. Dziwi mnie jedynie wspólne oburzenie wielu z tych, którzy do komiksu nie zechcieli nawet zajrzeć, by sprawdzić jaką rolę wspomniane wulgaryzmy tam pełnią. To pachnie nieco infantylizmem, niezrozumieniem konwencji – oburzać się na to, że zespoły heavy-metalowe hałasują i ubierają na czarno – nie przystoi. Oczywiście nikt nam nie każe cenić muzyki metalowej lub sztuki komiksu – sam nie jestem odbiorcą ani tego, ani tego. Ale skoro instytucja zamówiła koncert heavy-metalowy proszę się nie dziwić, że trzeba zatykać uszy lub uciekać z widowni.
Czy to nie afront wobec młodych Niemców? Na to wpadłbym ja, wpadłby red. Szostkiewicz, ale nie wpadłby na to żaden z młodych Niemców. Podejrzewam za to, że komiks – gdyby w końcu trafił w ręce adresatów – cieszyłby się sporą popularnością. I może przyczynił do spopularyzowania Chopina – a o to przecież chodziło.
Pozdrawiam.
Kartko z P.
Bielecki będzie Feliksem Stammem polskiej gospodarki. „Papa” będzie wyłapywał i trenował polskie korporacje, zastąpi w tym prywaciarza Kulczyka, będzie kupował na rynku albo inaczej upaństwowi, łączył w … zawsze mi to słowo wylatuje z pamięci, czebole pamiętam, ale to nie to …
Teraz już nie zapomnę. Papa Stamm i jego czempioni na garnuszku podatników. To jest główny powód, dla którego ruszył się Balcerowicz. Były dwie sprawy kreowania „czampionów”: „prywatyzacja” PGE SA, której przeciwstawił się UOKiK, oraz wykup BZ WBK od irlandczyków przez PKO BP, w końcu przejął ich hiszpański Santander. O czym pisze J. Kaczyński w słynnym blogowym wpisie jako przykładzie antypaństwowej polityki gospodarczej. Żakowski od początku miał skłonności PiSowskie, do „państwa solidarności” społecznej, do wolnych niedziel, itd. byle nie było lustracji. Nie pamiętam czy przeciw iniwigilacji w sprawy spółek węglowych dla celów politycznych Żakowski się wypowiadał, ale może ktoś pamięta. Nie chcę robić hurra ataku na zasłużonego działacza i rozmówcę Michnika i Tischnera, ale obecna żakowszczyzna domaga się odporu.
Fantazja. Paradoks polega na tym, że ten sam wywiad Żakowskiego z Jankowiakiem poleca mi stasieku, a Kartka z P. nie może go strawić, co tam, nawet do ust wziąć. A może POLITYKA wychodzi w dwóch wydaniach, wersja POLITYKA-24, która wpadła w ręce Kartki z P, druga POLITYKA-CNBC z Jankowiakiem polacanym przez Stasieku?
Herr Tellenbach, czy pan w tym nie macza swoich brudnych paluchów?
Jak mawiał Kisiel, skonać można.
Stasieku,
Czy ja na prawdę muszę czytać Jankowiaka, nie wydaje mi się? Do delikatesów Kmicic jadę jutro po kabanosy i kapuchę, ‚muszyniankę’ muszę nabyć, herbatę ceylońską, puchę tallińskich szprotek, nektar z czarnej porzeczki, chleb i pumpernikiel. POLITYKA? Hm, zobaczymy. Passenta nie ma w tym nieparzystym numerze, on mi równoważy Stommę, i muszę się zastanowić którą wesję kupić, 24 z Żakowskim, czy CNBC z Jankowiakiem.
@Nemer pisze:
2011-02-23 o godz. 20:02
Nemerze! Z bąka nie należy się śmiać! To poważny problem, wcale nie banalny. Łatwiej prowadzić takiego bąka biczem, choć i to trzeba długo ćwiczyć, ale obliczenia nie są łatwe. Opiszę ci inne doświadczenie, jeszcze trudniejsze do liczbowego ujęcia: Weź jajko leżące na stole i pokręć je (wprowadź w ruch obrotowy z pozycji spoczynkowej). Zobacz co się dzieje i wytłumacz obserwację. Życzę powodzenia.
Istotnie @Kartko, państwo wyzbywające się odpowiedzialności za jakość kształcenia, usług medycznych, zabezpieczenia emerytalnego, a także wierzące że wolny rynek stworzy sam z siebie infrastrukturę transportową, oraz sam z siebie zadba o budowę np. elektrowni i sieci przesyłu wytworzonej tam energii jest państwem tylko z nazwy.
Jestem przymuszony tym razem stanąć w obronie rządu Tuska, ponieważ jest pierwszym rządem, który porzucił wiarę w budowę sieci autostrad przez kapitał prywatny. Zgoda, dostał na to ogromne fundusze z UE, ale prawo uniemożliwiające prowadzenie takich budów zmienił jako rząd PO, a to już jest coś.
To bzdura i bzdet, jeśli ktoś twierdzi, że rządy państw zachodnich łącznie z USA nie wpływają na to co, jak i gdzie są inwestowane prywatne kapitały, że nie wspomnę o wydawaniu pieniędzy budżetowych.
Redaktor Żakowski moim zdaniem poszedł o jeden most za daleko, twierdząc, że samorząd nie może przejąć i dobrze zarządzać częścią obszaru edukacji, służby zdrowia, pomocy socjalnej ludziom porzuconym przez państwo. Na ten cel musi jednak mieć własne dochody, które nie będą redystrybucją z centrali, bo to nieefektywne i brak w tym przejrzystości postrzeganej przez lokalne społeczności jako dyskryminacja.
Ma całkowitą rację, że wszystkie cztery wielkie reformy nie zostały należycie monitorowane i na bieżąco korygowane, ponieważ zwyciężył przekonanie, że zostały zaprojektowane do samonaprawy. Najtrudniej oczywiście ocenić rezultaty reformy zbierania składek (niestety tylko zbierania), ponieważ to ma się okazać za jakieś 30 lat.
Jako młody mężczyzna zostałem uwięziony na przeszło 2 lata w wojsku, a dzisiaj taki sam chłopak ma już z tym spokój i może sobie zaplanować życie jak zechce – niestety nikt nie chce dostrzec tej jakże potrzebnej zmiany, wprowadzonej – a jakże – przez nieudolny rząd Tuska.
Minister Kudrycka nareszcie przełamała opór środowisk akademickich i wprowadziła tam kilka zmian, które być może zmuszą to środowisko do autentycznej pracy naukowej. Mam nadzieję, że rząd ma świadomość swojej roli i przeznaczy na naukę większe fundusze, bo inaczej uczelnie nie będą się miały o co bić.
Jak się nie ma funduszy na budowę nowego domu, to należy remontować stary (polecam tą robotę rozpocząć od dachu) i robić to tak, żeby nie było potrzeby w żadnej fazie remontu mieszkać pod gołym niebem. To taka budowlana przenośnia, ale świetnie się nadaje do zadedykowania wszystkim, którzy zawsze chcą budować od nowa. Nie ma takiej możliwości w przypadku państwa (choć niektórzy wierzyli w to przez 21 lat i nadal wierzą).
Pozdrawiam
Mnie się wydaje, że cała ta dyskusja pomiędzy najsłynniejszymi blogowiczami wynika z … niekonsekwencji PiSu. Nasza najsłynniejsza partia opozycyjna chciałaby być partią czysto prawicową, tylko że co otworzą usta na tematy gospodarcze, to im lewica z ust wypływa. A w działaniach są bardzo często liberalni, co pokazali poprzez podpisanie kilku ważnych aktów.
T.O. pisze: „Żakowski od początku miał skłonności PiSowskie”, a dla mnie to on nigdy nie miał skłonności PiSowskich, tylko czysto lewicowe.
Miller (Leszek) jest wyraźnie na fali w kraju, patrz np red. Żakowskiego ostatni z nim w Polityce wywiad co generalnie fajnie ale zapomina mu się rzeczy nieciekawe a tych było trochę. Co nieładnie.
Pomijając sprawy oczywiste (Irak, CIA, tworzenie państwa policjnego) warto pamiętać jego wkład do reformy systemu emerytalnego wynikiem której jest raczej szokująca (dla mnie przynajmniej) różnica w wysokości emerytur cywilnych (ZUS) i resortowych (MSWIA). Te ostanie ok 2.5 raza wyższe od nędzy ZUS-owskiej. Generalnie o około 2.2kzł.
Proszę spojrzeć TUTAJ. Szokujące IMHO.
—-
P.S. Jak można wyżyć w kraju za < 1.6kzł brutto? A to połowa emerytur przyznanych przez ZUS ostatnio.
Dla porównania mniej niż 5% resortowych jest tak niska a co drugiemu emerytowi resortowemu przyznano, dzięki Millerowi chyba tylko i kosztem tych ZUS-skich efektywnie, powyżej 4200 zł w 2009. Patrz jak wyżej.
„Srzal w plecy” to temat wazniejszy od „Gry w klasy” poniewaz objasnia zjawisko p.t.”Graczyk”. Sredniorozgarniety wspolczesny Polak czytajacy sporadycznie ‚Tygodnik Powszechny” wie mniej wiecej, kto to jest Turowicz, albo Henlowa – natomiast nia ma pojecia kto to jest Graczyk. Tenze sam srednioobkuty Polak slyszal o Lechu Walesie, o Michniku albo Kuroniu – ale o Sniadku, o Brudzinskim, a nawet o braciach Kaczynskich dowiedzial sie z kilkuletnim opoznieniem, ze nie wspomne o Graczyku.
# antonius pisze:
2011-02-23 o godz. 23:10
„Z bąka nie należy się śmiać! To poważny problem, wcale nie banalny.”
Szanowny Antoniusie
Pełna zgoda, zarówno bąk swobodny jak i bąk ciężki łatwe w opisie i liczeniu nie są. O ile dobrze pamiętam, to musiałem się tym zajmować nie będąc jeszcze pełnoletnim, bo prawie zaraz po maturze i potem już nigdy więcej nie było mi to potrzebne. Moja droga z fizyką rozeszły się już prawie 40 lat temu więc próby trącenia strun mej wiedzy z tamtych czasów dadzą chyba raczej słaby rezultat. Jestem już na zupełnych peryferiach i poza uznaniem i estymą jaką u mnie się cieszą fachowcy w tej dziedzinie, to już więcej się ze mnie wydobyć chyba nie da.
A ćwiczenie z jajkiem oczywiście przeprowadzę, domagam się jednak zwolnienia z obowiązku jego opisu bo wyszedłbym pewnie już na kompletnego głąba, co nie byłoby przyjemne.
Pozdrawiam, Nemer
Monteskuszu
Jasne, że Donald Tusk przeorał „dorobek” prawny RP uniemożliwiający w praktyce budowę dróg i chwała mu za to. Tyle, że w swoich komentarzach od miesięcy zarzucam mu, że nie przeorał całej reszty dorobku RP uniemożliwiającego tu sensowne życie. Mało, że nie przeorał to ustami Żakowskiego głosi, że chce go rozwijać i wzmacniać. Wyjaśnij mi – jak może szef państwa nie dawać sobie ewidentnie rady z tym państwem, być zakładnikiem swej biurokracji i równocześnie głosić jej wzmacnianie. Głosujesz na człowieka który postuluje zmiany a on zamiast zmieniać dostosowuje się do tego co jest.
Od miesięcy trwała na blogu Jana Dziadula dyskusja o kolorach krzeseł na stadionie śląskim. Problem wydawał się nie do przezwyciężenia. I nagle dokonano zmiany politycznej, komuś się chciało i problem rozwiązał. To co wydawało się niemożliwe nagle stało się możliwe. Więc jednak można Monteskiuszu – jeśli się oczywiście chce. I tylko tyle oczekuję od polityków.
Jeśli dziś czytam o sensownym projekcie rocznego urlopu dla wykończonych robotą ludzi na rozwój osobisty to oczekuję, że za miesiąc zmiany w kodeksie pracy będą czekały na podpis prezydenta. W wakacje ludzie powinni już zbierać się w podróż do Indii albo rozpoczynać pisanie doktoratów. Oczekuję po prostu reform a nie snucia dyrdymał doktrynalnych uzasadniających stagnację. Po prostu chcę zmian.
Pozdrawiam
Telegraphic Observer z godz. 23:08
Dzieki za potwierdzenie moich przeczuć dotyczących tego co się naprawdę kryje za manifestem Żakowskiego
Pozdrawiam
Szanowny Panie Redaktorze
Komiks zaprezentowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest bez dwóch zdań kompromitujący. Przedstawia on samego artystę w życiu więziennym z czym sam Chopin miał chyba mało wspólnego, więc zastanawia już sam fakt pomysłu umiejscowienia akcji komiksu. Dla mnie osobiście żenujące jest , że takie „cudo” wyszło z polskiego ministerstwa, bo gdyby powstało ono w ministerstwie innego państwa to podniósł by się zapewne lament, płacz i Bóg wie co jeszcze i nie można by też wykluczyć takich stwierdzeń jak „zaprzaństwo” czy hańba. Jestem ciekaw reperkusji tego zdarzenia, i czy zostaną wyciągnięte jakiekolwiek konsekwencje wobec osób, które z ramienia polskiego MSZ patronowały ten projekt, bo wydaje mi się że za bez sensowne wydanie 30 tysięcy euro powinien ktoś publicznie się wytłumaczyć.
Pozwolę się jeszcze odnieś do sprawy charyzmy i talentu premiera Millera. Szczerzę mówiąc jestem pozytywnie zaskoczony zachowaniem Pana Leszka Millera, bo jakiś czas temu wydawało mi się że jest to już raczej koniec Pana Premiera w czynnej polityce w naszym kraju, ale ten pokazuje swoją dojrzałość w licznych wypowiedziach i ocenach, do których wedle mojej opinii jako wytrawny polityk ma prawo. Ciekawi mnie tylko czy reprezentowany do tej pory zdrowy rozsądek przez wyżej wymienionego Pana nie opuści go, gdy tylko pojawi się możliwość wejścia SLD do koalicji z PiS-em. Sam Pan Premier mówi, że jest i będzie zdecydowanie przeciwny takiemu rozwiązaniu, ale gdy ten Political fiction urzeczywistni się zobaczymy jak wtedy ustosunkuje się do tego Szanowny Pan Premier. Moim zdaniem to będzie tak naprawdę papierek lakmusowy charyzmy, talentu, dojrzałości i doświadczenia Pana Millera. Nasuwa mi się jeszcze jedno elementarne pytania, czy będzie on w stanie pozostać w twardej opozycji w swojej partii przeciw takiemu rozwiązaniu, nawet za cenę odejścia (choćby na czas trwania takiego karkołomnego rozwiązania ) z SLD bądź czynnej polityki. To pytanie do Pana Leszka Millera na które oby nie musiał odpowiadać dla dobra nasz wszystkich.
Ps. Jestem niezmiernie ciekawy zdania na ten temat Szanownego Pana Redaktora.
Ciekawe czy ktoś z MSZ przeczytał cały komiks od A do Z czy tylko go obejrzał od strony wizualnej?
TO 23.08
Telegrafic nie bylby soba, gdyby przy kazdej okazji nie starał sie opluc Zakowskiego, za to, ze mu nie dorasta do pięt intelektualnie.
Obślinia go aktualnie zarzutami o „PIS- owości”, oskarża o straszliwy grzech solidaryzmu spolecznego, ale lada moment nie wytrzyma i otwartym tekstem nazwie go komuchem, lub TW bojacym sie lustracji.
Ot, tak jak ten skorpion, ktory zagryzł to zwierzatko ktore go przeprawilo na wlasnym grzbiecie na drugą strone rzeki.
On po prostu tak ma, ze musi ludzi stojących od niego wyzej opluwać, bo myśli ze w ten sposob sie wywyższy.
Skad sie biora tacy patologiczni, agresywni frustraci ????
Typowa polska dyskusja. Wielkie oburzenie duże słowa i brak znajomości przdmiotu sporu. Słyszałem wypowiedź autora i byłbym ostrożny z wypowiadaniem sądów. Komiks jest specyficzną formą przekazu trafiającą jednak do pewnej grupy odbiorców. Pamiętam oburzenie z komiksu opisujące holokaust, największe oburzenie w Polsce wywował fakt, że Polacy byli przedstawiani jako świnie (Niemcy to koty, Żydzi myszy, a Amerykanie psy). Po latach miałem okazję go przeczytać i wrażenie było bardzo pozytywne, a zarzuty absurdalne. Może więc najpierw zobaczyć o co chodzi, a później komentować
telegraphic observer, 23:08
U Ciebie wczesne popołudnie a Ty jak w malignie, dużo pomieszałeś.
1. Nie musisz czytać Jankowiaka, ale jego polemika z Janickim i Władyką ma trochę inny charakter, niż ten podlinkowany przez Ciebie felieton z „non possumus” w tytule, gdzie dużo liczb i czystej ekonomii.
Znajdziesz to na stronie 107.
2. Jacek Żakowski napisał literacki, bardzo krytyczny artykuł „Najjaśniejsza Patologia”, z którego nadtytuł zacytuję aby tekst, z którego pesymizmem się nie zgadzam, jednak zareklamować dla dobra dyskusji.
„Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli” mówi art. 1 konstytucji. Gdyby Polacy byli ze sobą szczerzy, to zdanie brzmiałoby: „Rzeczpospolita Polska jest wspólnym kłopotem i wstydem wszystkich obywateli”
albo dalej
„Autorzy reform ulegli złudzeniu, że tworzą systemy samouczące się i samo korygujące. Problem w tym, że większość z tych mechanizmów działa tylko na papierze
J. Żakowski jest z przyczyn mi nieznanych Twoim alergenem. Nie słyszałem od Ciebie pochwały tego wybitnego publicysty-intelektualisty.
J. Żakowskiego lewicowość mnie nie uwiera, zawsze był taki, oby go Lewica słuchała i czytała.
Przeczytaj proszę oba teksty starannie i daj głos.
Ciekawe, ja też pijam „muszyniankę”?
NARA
Kartka z podróży, 21:45
Szanuję Twój głos Kartko, ale chciałbym usłyszeć konkretne zastrzeżenia dla jakichś fragmentów „Najjaśniejszej Patologii”. Mnie się tam nie podoba nastrój beznadziei. Żakowski marzy o Państwie utopijnym (nie będę cytował klasyków), kraju dla Kuroniów. Tego nie lubię w czasach pragmatyzmu
Ale przecież warto pomarzyć na 8 miesięcy przed wyborami, które po raz pierwszy w historii 20 lecia dają szansę na drugą kadencję i lepszą koalicję.
Przeczytaj, proszę jeszcze raz, i wal śmiało i konkretnie. Wsparł Cię TO, ale On jeszcze nie przeczytał, wyławia coś z nastrojów dokonanych czytelników. Ciekawa się dyskusja zapowiada.
Pozdrowienia
Kartka z podróży,
za onet.pl:
Za opieszałość gmin zapłacą nabywcy mieszkań
Deweloperzy budując mieszkania muszą też zadbać o drogi, kanalizację i przedszkola. W efekcie nabywcy muszą płacić za przeciętne dwupokojowe mieszkanie nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej. Zgodnie z prawem to gminy odpowiadają za tego typu inwestycje, ale czas oczekiwania na ich realizację mógłby wynieść nawet kilka lat.
Podsumowanie tego artykułu w tytule akapitu, który głosi iż:
Praktyka swoją drogą, a prawo swoją
trzeba pamiętać, że zgodnie z art. 7 ustawy o samorządzie gminnym to właśnie na gminie ciąży obowiązek zaspokajania potrzeb jej mieszkańców. Chodzi tu między innymi o drogi, wodociągi, kanalizację, edukację, czy tereny zielone. (…)
Warto tu zauważyć jednak, że przedstawiciele stołecznej dzielnicy Białołęka otwarcie mówią, że pozwolenia na budowę deweloperzy otrzymają na ich terenie wtedy, gdy zobowiążą się do wykonania inwestycji, na które dzielnica nie ma pieniędzy. (…)
Deweloper budujący kilka domów jednorodzinnych nie jest bowiem w stanie sfinansować znaczącej inwestycji publicznej. Największe spółki realizują jednak tego typu projekty. Głośna jest na przykład sprawa budowy 6,5 kilometrowego odcinka kanalizacji na warszawskiej Białołęce przez spółkę Dom Development.(…) Trzeba tu jednak zaznaczyć, że pieniądze te spółka odzyskała, ale po przeszło dwuletniej batalii z gminą.
Rozumiem, że opisywanym przypadku to deweloper poniósł koszty bez przerzucania tychże na nabywców mieszkań, i latami procesował się z gminą o swoje. Jeśli tak, to chwała mu za to.
Kiedy wrócić do tytułu artykułu na onet.pl: Za opieszałość gmin zapłacą nabywcy mieszkań, i kiedy czyta się o deweloperskim happy endzie w batalii z gminą, to niemal automatycznie rodzi sie pytanie: czy deweloper zwróci nabywcom mieszkań koszty poniesione na infrastrukturę, odzyskane po wieloletnim procesie z gminą, zwróci w kwocie, jakiej zażądano od nabywców mieszkań wraz z należnymi z odsetkami, tak sam z siebie, bez batalii prawnej ?
To jest inny przykład chorego państwa, tym razem w wersji samorządów lokalnych, ale państwa, które powinniśmy polubić. Z braku innego wyboru. Czyli z rozpaczy.
Pozdrawiam.
@Kartko, jeśli korpus urzędniczy państwa każdorazowo jest montowany od nowa pod wygranych w wyborach, to faktycznie jest się zakładnikiem „swojej biurokracji”. Swego czasu minister MSW Ludwik Dorn uraczył nas spostrzeżeniem o bezwładności tej machiny urzędniczej i nie znalazł właściwej odpowiedzi, właściwie nawet nie spróbował postawić takiej diagnozy. Przez 21 lat nie zdołano w Polsce wprowadzić do administracji zawodowych urzędników rekrutowanych według kompetencji, a nie przynależności partyjnej. Doskonale to widać po obecnym korpusie urzędniczym kancelarii prezydenta, w której snują się ludzie w wymiętych marynarkach i golfach, którzy zamiast kompetencji mają przeszłość polityczną.
Osobiści nie jestem zwolennikiem przeprowadzania zmian (reform) dla samych zmian, argumentując te inicjatywy tym, że gdzieś jest inaczej, albo kiedyś tak było w 20 leciu przedwojennej Polski. Tak właśnie postąpiono z reformą szkolnictw, które w PRL było nieźle zorganizowane, a w dzisiejszych czasach wymagało korekt dla ucznia tj. nowoczesnych programów nauczania i dobrze przygotowanych pedagogów. Zamiast tego zafundowano uczniom i ich rodzicom rewolucję logistyczną.
Poza tym mam przeświadczenie, że bez inicjatywy i silnego patronatu państwa, nie da się zrealizować w Polsce żadnego skoku cywilizacyjnego.
Czym innym są inicjatywy obywatelskie, które mają w różnych dziedzinach do załatwienia swoje partykularne interesy, nie będące jednocześnie w kolizji z państwem, a jedynie przyczynią się do poprawy jakości życia.
Takich spraw jak równouprawnienie kobiet ( słynne parytety), związki partnerskie osób homoseksualnych (?Obywatel Milk?), prawa dla zwierząt, lokalne roszczenia uznania swojego języka ( język śląski) nie załatwi sam z siebie żaden rząd na świecie. O te zmiany musimy się bić my obywatele, stowarzyszeni w bezliku organizacji społecznych, wywierających nieustanną presję na polityków.
Tego mniej więcej oczekuję od siebie i rządu.
Rząd Tuska mierzi mnie niesłychanie, ale nie przyłączę się do sfory ujadającej z powodu prób poprawienia zbierania składek do OFE. O reszcie możemy dyskutować i bić w Tuska jak w bęben.
Pozdrawiam
Stasieku z godziny 13.06
Moim problemem jest pamięć słonia. Dlatego chyba nie potrafię czerpać otuchy i nadziei z kolejnych artykułów Żakowskiego o państwie. Po prostu za dużo tego międlania już było. Ogarnia mnie beznadzieja gdy je czytam. Ja już w te projekty po prostu nie wierzę. Mnie denerwuje i obraża, że ktoś chce mnie znów wpłątywać intelektualnie w iluzje. Pierwszy raz przeczytałem krytyczny artykuł Żakowskiego o panstwie w 1994 roku. To był słynny tekst „Coś w Polsce pękło, coś się skończyło”. To było 17 lat temu! Wklejam Ci link – przeczytaj proszę. Ja już nie chcę czytać kolejnych manifestów o państwie. Ja chcę po prostu realnych i szybkich zmian.
http://niniwa2.cba.pl/cos_w_polsce_peklo.htm
Pozdrawiam
dziadku Ignacy, o Graczyku nie slyszeli takze Eskimosi i Czukcze!
Materiał dotyczący zadłużonych samorządów w świetle nowego rozporządzenia ministra finansów ze stycznia tego roku. Na dole artykułu można otworzyć wykaz kilkudziesięciu szczególnie zagrożonych samorządów.
http://www.eurofunds.org/content/view/13498/104/
Pozdrawiam
Mysle, ze jednakowoz slusznym jest iz dystrybucja komiksu w Niemczech zostala wstrzymana. Ma racje MSZ, ze sformulowanie „cweloholokaust” dyskwalifikuje ten komiks. W Polsce takie sformulowanie zapewne niewielu razi i nikt sie nad nim glebiej nie zastanawia.
Natomiast obiektywnie rzecz biorac jest ono wysoce niesmaczne.
Polaczenie slow „cwel” i „holokaust” dla wiekszosci osob, u ktorych gleboko emocjonalny stosunek do holokaustu jest ciagle jeszcze obecny, jest ze zrozumialych wzgledow nie do zaakceptowania. I nalezy to zrozumiec. Mleko sie tak czy tak rozlalo, ale decyzja o wycofaniu nakladu chyba nieco zminimalizuje straty.
Znajac zycie nikt sie za bardzo nad tym nie zastanawial, ani tworca, ani decydenci. Nie wiadomo, czy ktos kompetentny ( zakladajac, ze ktos taki w naszym MSZ istnieje, co wcale nie jest takie pewne, bo musialby miec pojecie o sztuce, literaturze i stosunkach miedzynarodowych i jeszcze paru innych rzeczach) to przeczytal, czy moze tylko przekartkowal, bo nie lubi organicznie komiksow.
Oczyma duszy widze fale oburzenia na zachod od Odry i nie tylko, na szczescie dystrybucja zostala wstrzymana a i zawierucha w Afryce Polnocnej skutecznie odwraca uwage.
W innych czasach stalibysmy pod pregierzem. I tylko dlatego, ze autor nie wykazal sie empatia, a ktos inny nie zauwazyl;-(.
Jacobsky pisze za onetem:
„Za opieszałość gmin zapłacą nabywcy mieszkań.”
A kto miałby zapłacić?
A skąd się wzięła opieszałość?
Czy czasem nie z pośpiechu dewloperów którzy stawiają osiedla w szczerym polu i potem się do nas wszystkich o pieniądze na dociągnięcie infrastruktury zwracają?
A jak gminy zapłacą, to nie nabywcy mieszkań pośrednio?
To bardziej złożony problem niż go jednostronnie opisuje żurnalista onetu.
Brak jest w Polsce planowania urbanistycznego.
Brak jest planów przestrzennego zagospodarowania terenu.
Miasta rozrastają się chaotycznie rozwlekle,bez patrzenia na koszty infrastruktury.
Jacobsky pisze dalej:
„Rozumiem, że opisywanym przypadku to deweloper poniósł koszty bez przerzucania tychże na nabywców mieszkań, i latami procesował się z gminą o swoje. Jeśli tak, to chwała mu za to.”
Oczywiście, że chwała.
A co to znaczy, że przerzucił koszty na nabywcę?
Przecież mamy wolnorynkowe ceny mieszkań i na cenę składa się koszt budowy plus zysk a czasem minus strata dewlopera, w uproszczeniu.
Dewloper ponosi koszty które jak każdy przedsiębiorca stara się minimalizować a potem próbuje produkt sprzedać jak najdrożej.
To nie deweloper ustala cenę mieszkania tylko rynek.
To jak można mówić czy deweloper coś przerzucił czy nie?
Zawsze przerzuca jak mu się uda.
Myślę że znalazłby Jacobsky wspólny język z Żakowskim bo aparat pojęciowy mają wspólny 🙂
Kartko z godz 14:35,
widze, ze cierpimy na te sama przypadlosc;-(, 😉
stasieku
Skoro nalegasz – są trzy teorie wyjaśniające moją alergie do Żakowskiego.
Pierwszą przedstawił Kaźmirz, choć uderza ona w słuszne struny, to jest nieco przesadzona. Moje ambicje nie sięgają tak wysoko, aby intelektualnie dorównać JŻ. Mi raczej zależy na tym, aby Kaźmirz czasami zwrócił na mnie uwagę, to jest moje blogowe marzenie. Więc piszę fraszkę na Żaka i … BINGO.
Druga teoria jest bardziej wysublimowana, że tak powiem. Moja mama twierdzi, że ja tak źle mówię o Zakowskim, aby jej zrobić na złość. Bo Żakowski przed laty zjechał globalizację, a ona temu przyklasnęła. Nie mogłem tego pojąć, przecież tyle lat pracowała w turystyce zagr., zjeździła wiele krajów Europy, Azji i Afryki (w czasach PRL, o „współpracę” nigdy jej nie pytałem, hehe) i kryrykuje globalizm? Coś nie tak! Ale zrozumiałem, przecież ona teraz jest przykuta do swego mieszkanka, nieruchawa, ledwo powłóczy nogami, ostatnio gdy jej zaproponowałem, abyśmy – gdy przyjadę z końcem wiosny – zrobili przejażdżkę po różnych miejscach nam bliskich, myślałem nawet, że może pojedziemy do Lubeki, gdzie ona nie była od czasu wojny, ona smutnie odmówiła, starość (ta prawdziwa) zrobiła z niej antyglobalistkę. I tak się przekomarzamy na odległość.
Trzecia teoria jest najprostsza. Mój stosunek do każdego autora publicysty jest chwilowy, bez cienia przywiązania do osoby, jego wizerunku i historycznych dokonań, jedynie i zawsze odzwierciedla moją opinię o tekście tu i teraz, wyrwaną z kontekstu osobistego, opinie o wyrażonych w nim poglądach i postulatach. Gdy Gadomski pisze to co ja myślę, albo co już napisałem na blogu, także o Żakowskim, to jego przez tę krótką chwilę cenię; jak Żakowski coś napisze z czym się zgodzę, to chwalę Żakowskiego, a było tego kilka razy, ani razu o Gadomskim (he, dziwne!, coś w tym jest, ale Kaźmirz to wyjaśni).
Więc – za chwil kilka, za godzin parę wezmę POLITYKĘ 9 z półki w delikatesach Kmicic i rozwieją się moje wątpliwości, kto co napisał i na której stronie, a nade wszystko wyrobię sobie opinię o Żakowskim, tj. o jego konkretnych pomysłach na ludowe państwo. Kaźmirz ma dziwny system porządkowania opinii ludzkich na jakiejś wyśnionej, rzekomo obiektywnej skali, np. inteligencji, wykształcenia, etc. Aż świerzbi mnie, aby wyjaśnić ten jego błąd myślenia długim wsłuchiwaniem się w dogmaty płynące z kościelnych ambon, czy choćby z polskich mediów jako prawd absolutnych, a może ma to jeszcze z poprzedniej epoki. Jakby nie było wśród czynników kształutjacych nasze prawdy (tzw. języki czy słownictwo finalne) różnych przygodnych obcowań z rzeczywistością, doświadczeń, już o genetycznych uwarunkowaniach nie wspomnę – kim tutaj jadę, drogi Stasieku? Jadę Richardem Rortym. Oczywiście inteligencja ma coś na rzeczy, żal mi, że Kaźmirz nie może wejść w jakaś konstruktywną dyskusję pełną kurtuazji i poszanowania wzajemnych poglądów okolicznościowych. Ale widać taka jest wola nie nasza.
Weźmy Jacobsky’ego rapsod żałosny (w odniesieniu do jego treściowego wyźwięku, a nie poziomu przekazu). O tych urzędnikach utrudniajacych rozwój gminny i osadnictwo ludowe już nie jedno napisano od początków reformy samorządowej (18 lat temu?). Gdy przyjeżdżam na podkrakowską wieś, idziemy z kuzynem na pagórki nad Rabą, oglądamy przyrodę, ptactwo, etc, a potem on daje upust swoim narzekaniom na politykę gminną. I zgadnij człeku, czy on pomylony, czy urzędasy. Ale przypuszczam, że „nasz pomysł”, Twój i mój postulat, aby wprowadzić normalniejszy wymiar podatku katastralnego, np. podnieść o 1000-3000% (sic!) który zasiliłby lokalne kasy, odciążył centralnie pobierany i rozdysponowany lokalnie VAT, możnaby go obniżyć o kilka punktów, był korzystny w dłuższej perspektywie. W ten sposób zamożni własciciele (like yourself) wspomagaliby gminę i wspomagali biedniejszych i przyszłych posiadaczy. Czy to jest lewicowość a la Żakowski? Może, ale to ma ekonomiczny sens, w moim przekonaniu. Czy Żakowski pisał coś kiedykolwiek o tej idei ????
Nara ….
Kartko z P.
A może Jacek Żakowski będzie kaznodzieją nowej wiary, nowego kościoła. Ale gdzie ta trzódka? chyba jest, ale jakoś nie może się zjednoczyć.
Czy to ma być ideologia nowej lewicy? Niech się spikną w kupę, Napieralski, Żakowski, Sierakowski (o którym jakoś cicho), kto jeszcze, Kołodko – niech coś konkretnego zaprogramują, wygrają wybory, zrobią. Nieee, to jest dla pocieszenia serc utulonych w żalu za rajem utraconym, socjalistycznym. Niech nie zapomną o Magrud. Słowa, słowa …
Stasieku
Przeczytałem „Najjaśniejszą patologię”. Pominę 3/4 tekstu o tym co doprowadziło do stanu patologicznego państwo. Od wielu miesięcy bowiem nic innego nie robimy na blogu tylko o tym piszemy. Tak więc kilka uwag do rozdziału „Polubić panstwo” czyli rad Żakowskiego na przyszłość.
1. Patologia państwowego sektora gospodarczego (nomenklatura partyjna, pozorowane konkursy itp) Żakowski radzi zaprowadzić ład korporacyjny w oparciu o projekt ustawy autorstwa Bieleckiego. To bzdura w naszych warunkach z ktorą rozprawił się Telegraphick o 23.08. Po prostu jedynym wyjściem jest zlikwidować, sprzedać ten sektor czyli zresetować.
2. Upartyjnienie i komercjalizacja mediów publicznych. Żakowski snuje bajki o utworzeniu jakiejś tutejszej wersji BBC. Ile to już lat słyszę… . W naszych warunkach to niemozliwe. Cieszy mnie wyłączanie programu TVP z powodu braku kasy. W końcu jakiś sensowny ruch, bo szkoda pieniędzy na to badziewie. Zresetować.
3. Brak debat publicznych, konflikty interesów ich uczestników. Żakowski radzi objąć to kontrolą państwa. Przyznam, że zarechotałem. Na przykład ja uczestnicząc w publicznej debacie na blogu Adama Szostkiewicza i krytykując rząd powinienem być prześwietlany przez państwo czy nie jestem w konflikcie interesow. Ty też Stasieku. Jak znam życie pomyśł Żaqkowskiego tak by się skończył. Jednym słowem Żakowskiego inspiruje Orwell. Zresetować.
Dalej Żakowski chwali patologie ktorą wcześniej krytykowal. Pisze – „nie ma już ucieczki” Przyznaję mu rację – od tej patologii naprawdę nie ma ucieczki. I proponuje Żakowski by premier złożył raport o stanie państwa, którym kierował i powołał pełnomocnika panstwa do reformowania tegoż państwa. I tak w kółko Macieju…. . Zresetować!
Pozdrawiam
Szanowny Kartko z podróży,
Dziękuję za link, nie znałem tego tekstu, dość długo nie było mnie wtedy w Kraju i nie miałem dostępu do prasy.
Pozdrawiam, Nemer
Kartka z podróży
Już wiem czego mi brak w artykule J. Żakowskiego. Jest w tym artykule trochę historii 20 lecia, padają nazwiska, a nie ma tam nazwiska Kaczyński. To nie jest moje uczulenie Kartko, to jest silne przekonanie, że ci dwaj ludzie znacząco wpłynęli na niepomyślną historię Polski. I nie zostali uczciwie rozliczeni. Do tego tragedia smoleńska dała JK pewien dodatkowy immunitet.
Z Palikota, który mówił często bolesna prawdę zrobiono błazna, więc nadzieja w ruchu blogowym.
Dla mnie niedobry zwrot w historii 20 lecia nastąpił, jak bracia wymyślili prezydenta Wałęsę, zamiast poprzeć Mazowieckiego. Zagrali na najwstrętniejszych atawizmach Polaków. O tym nie mówi się często, wypomina się braciom inne grzechy, pewnie aby nie urazić Wałęsy, autentycznego symbolu, międzynarodowej marki nowej Polski.
Właśnie pierwsza prezydentura, w którą zabawił się prosty człowiek z ludu przy pomocy Kaczyńskich, wytworzyła brzydkie precedensy, wpłynęła na konstytucjonalistów w ten sposób, że stworzono w nowej konstytucji dwie władze wykonawcze.
Słyszę argumenty, że „check and ballance” to miód demokracji. Głównie od autorów konstytucji i ich przyjaciół.
A kto pomyślał, że pierwsze dekady demokracji wymagają silnej władzy wykonawczej? Co miała Polska w 1989 roku wspólnego z demokracją?
A może taki stan prawny, to radocha dla tej ciągle mieszającej się w mediach grupy. Niby się kłócą, potem idą na wódkę i rechoczą. Wspominają telewizyjne przedstawienia. Kto komu jak dołożył.
„Ogromnym wysiłkiem min. Grabarczyk dokonał zmian w prawie dot. budowy autostrad” – czytam/słyszę
Jakim wysiłkiem? Co to za bełkot? Dlaczego nikt nie pyta, dlaczego prawo przez 20 lat utrudniało budowę tego „wstydu narodowego” jakim są polskie drogi, dworce i przez wiele lat Okęcie.
Duma, honor, godność mówili Kaczyńscy . Patriotyzmu mnie chcieli uczyć. Nawet do NRD podobno nie wyjechali. Nie przeżyli tego szoku po powrocie z dowolnej zagranicy. Całe 20 lat skłócali Polaków, którzy tracili energię, nerwy i zdrowie w walkach wewnętrznych. Nawet, kiedy Polska ma swoje 10 lat, ten sprawiedliwie oddany przez historię złoty róg, JK jątrzy nawet nad trumną brata. Niewyobrażalna ohyda, lukrowana w mediach z przyczyn mi nieznanych. I ten Rydzyk, sojusznik, prawdziwy Polak.
O tym co spaskudziło najbardziej Polskę nie pisze Żakowski. „Obejmując władzę Donald Tusk odziedziczył państwo w dużym stopniu zdewastowane przez poprzedników” – pisze JŻ.
Kto zdewastował? – pytam. Po nazwiskach i przewinach? – proszę. ŚMIAŁO!
Miliony wydano na IPN, aby wybiórczo załatwiać przeciwników politycznych, sądzić ludzi nad grobem, a nikomu nie przyszło do głowy, aby powołać Instytut Pamięci Dwudziestolecia i raz na zawsze wywalić z życia publicznego wszystkie miernoty, gaduły, tę zgraję półinteligentów, którzy obrzydzają politykę Polakom.
Panie premierze, dlaczego nie alfabetyczna kolejność na listach?
To byłby maleńki krok w kierunku demokracji parlamentarnej w Polsce.
PS
Aby wypuścić powietrze – ciekawostka. IPN zajął miejsce znakomitej restauracji przy Marszałkowskiej. Jak tamtędy przechodzę, to wywracają mi się bebechy. Taka, zmarnowana lokalizacja!
parker,
myślę, że co łączy Ciebie z telegraphic observerem, to pewien problem z czytaniem ze zrozumieniem, nie permanentny, ale sporadyczny, co zresztą trafia sie każdemu z nas. Dla TO wydałem z siebie jakiś raposod żałosny, dla Ciebie mam ten sam aparat pojęciowy co Żakowski.
Może wytłumaczę obydwu Panom, że po pierwsze i nade wszystko: – w ślad za TO i stasieku, jestem za „normalnym” podatkiem katastralnym w przyczyn, które opisał wyżej TO, zaś artykuł z onet. pl przytoczyłem jako przejaw bałaganu w państwie, bałaganu wynikającego m.in z braku takowego podatku oraz z idącego w ślad za nim upośledzenia finansowego samorządów gminnych, niemogących tym samym wywiązać się ze swoich ustawowych zobowiązań w zakresie infrastruktury, i które, w formie dopłat do cen budowanych nieruchomości, w ten sposób pychane są na najsłabszych w trójkącie gminia-deweloper-nabywca.
Tak że widzisz, parker, problem nie jest aż tak bardzo złożony jeśli podejdzie się do jego rozwiązania w sposób sensowny. I wcale nie ujmuję deweloperom prawa do obciążania klientów kosztami infrastruktury w obowiązującym obecnie systemie, jaki to opisał autor zacytowanego przeze mnie artykułu. Co nie znaczy, że jest to system, który powinien być zachowany, z różnych powodów, (patrz: wpis TO), a także i dlatego, że np. w obecnym układzie mniejsi deweloperzy nie nają wyboru, muszą przerzucic koszty infrastruktury na klienta przy kupnie wybudowanej jednostki, zaś więksi być może nie zawsze muszą to czynić, mogą czasowo zaabosrbować te koszty, mając w perspektywie, bliższej lub dalszej, ich zwrot przez gminy, przez co nie muszą dokładac tych kosztów do ceny tej samej jednostki, na tej samej ulicy. To daje im pewna przewage rynkową, jeśli juz kwestie rynku, wolnego w dodatku, cen na tym rynku, mają byc tutaj dyskutowane. Oczywiście, że niedofinansowane obecnie gminy idą na całego nie patrząc na koszta infrastruktury, skoro w ten elegancki sposób zmieciono te koszta bezpośrednio do porfeli nabywców.
Pzy czym realistyczny podatek katastralny (czyli taki, który byłby rzeczywistą podstawą finansowa działania gmin) czyni na pierwszy rzut oka podobnie: płaci go właściciel posesji, tyle że płaci go i będzie placić tak długo, jak długo jest on właścicielem posesji, albo inaczej: podstawa jego naliczenia istnieje tak długo, jak długoistnieje dana nieruchomość, przez co gminy mają zapewnioną część solinego, stałego wsparcia finansowego własnej działalności, która pokrywa nie tylko koszt budowy infrastruktury, ale też jej utrzymania. Patologia obecnego stanu rzeczy polega na tym, że nie gwarantuje on nic poza tym, że zawsze ktoś za gminy wybuduje (deweloper) i zapłaci za infrastrukturę (kupujący), ale problem jako taki nie jest rozwiązany, bo w infrastrukturze liczy sie ine tylko fakt jej wybudowania, ale też konieczość jej utryzmania, co także kosztuje, i to sporo.
Nie wiem, gdzie widzisz wspólny aparat pojęciowy między mną i Żakowskim, ale nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować Ci czujności i ostrości widzenia.
Raz jeszcze parker: dbaj najpier o swój aparat, czy to pojęciowy oraz analityczny, pozostawiając innym troskę o to samo w odniesieniu do nich samych.
Pozdrawiam
Pozdrawiam.
Torlin (7:25)
Żakowski a lewicowość? Aby uporać się z tym dylematem, trzeba ustalić co to jest „lewicowość”, to jest zbyt ogólna kategoria poglądów. Jakże często jestem lewicowy, gdy porównam się z niektórymi innymi poglądami.
Natomiast dylematy – Żakowski a socjalizm, Żakowski a „solidaryzm społeczny”, Żakowski a PiS – są prostsze do wyjaśnienia. W pewnych punktach Żakowski popierał program PiS, tyle tylko chciałem zauważyć. Program PiS jest całkiem pojemny, elity nie miały nic przeciwko w 2005 roku, wielu nie miało nic przeciwko w czerwcu/lipcu 2010. Sądzę, że pomysły Żakowskiego i program PiS mają wiele punktów zbieżnych w roku 2011.
telegraphic observer ,16:02
Uczulenie, to z mojej strony chwyt retoryczny, może niesprawiedliwy. Ta być może niesprawiedliwa ocena wynika prostego faktu, że mój stosunek do J. Żakowskiego jest szczególny. Odpowiada mi jego konsekwencja, oczytanie, wszechstronność – wielokrotnie jak go czytałem, uśmiechałem się do siebie. Tacy ludzie mnie uczą i za to jestem im wdzięczny.
Nie masz tego uczucia za granicą. Widzę/słyszę w mediach latami ludzi, od których nigdy, niczego ciekawego się nie dowiedziałem. Zarabiają krocie, są gwiazdami dziennikarstwa, celebrytami, a przekazali mi w tych latach ułamek promila tego, czego dowiedziałem się na blogach Polityki. A od Ciebie jeszcze przez 10 godzin w Polsce.
W dyskusji o OFE jesteś konsekwentnym obrońcom, mimo, że cenieni przez Ciebie ekonomiści są z rządem. (np. Bogusław Grabowski). Ty zresztą też jesteś z rządem, ale masz przekonanie, że rząd błądzi.
Ja odrywam się od swojej, ostatnio zmniejszonej, sympatii dla D. Tuska.
Mówię od siebie, po raz któryś już, prawdę dla mnie oczywistą. Oto esencja kolokwialnie:
Rządy zadłużyły się dla ludzi. Często głupio się zadłużyły. Ale to ludzie muszą oddać dług. Nie można odkładać na starość, jak stoi pod drzwiami komornik. UE delikatnie przypomina, że daje kasę, ale nie na przeżarcie. Daje kasę, aby Polska się zmodernizowała, wzbogaciła, wprowadziła bez deficytu EUR i kupowała od Niemców po stałym kursie.
AMEN
Kartka z podróży, 16:19
To lubię, dziękuję.
Zastanawiałem się dlaczego lewicowy Żakowski nie porwał Cię swoim tekstem. Powiem więcej, jak sam zacząłem czytać, miałem Twój sąd (przyznawałeś, że powierzchowny) w tyle głowy i czytałem „krytycznie”, nie na kolanach.
Po Twoim komentarzu 16:19 chyba wiem.
Żakowski jest państwowcem a Ty troszkę zawsze anarchizowałeś.
Ale cieszy mnie szczególnie Twój zapał do resetu sektora państwowego.
Kiedyś pisałem prowokacyjnie, żeby sprzedać cały polski biznes Kulczykowi, z zakazem wywozu zysków.
Dyskusja się rozgrzewa, u Adama Szostkiewicza moderator sprawny, nie widać w Grze w klasy kilku frików, którzy szaleją w en passant. To pewnie odstrasza nowych dyskutantów. Boję się, że zaczniemy tworzyć koterię nieświeżą, powtarzającą się – zrobi się nudno.
NOWA KRWI, witamy na pokładzie!
W Eurosporcie sprinty w Oslo (rewelacyjna konkurencja, dziewczyny mają uda hemingwayowskie), WTA w Qatarze, obiadu nie jadłem, a czeka na mnie kapuśniak, krzyż boli od pisania, groza.
Ściskam serdecznie, do następnego?
Stasieku
Dobre pytanie czemu Żakowski nie wspomniał o destruktorach Kaczyńskich kanalizujących od 20 lat całą anarchię tego kraju. Otóż dlatego, że „dorobek” IVRP czyli Kaczyńskich po przejęciu panstwa przez formację polityczną Donalda Tuska został oszczędzony. Donald Tusk zakonserwował tę patologię o czym niejednokrotnie krytycznie pisałem. Stało się tak dlatego, że ten kosztowny finansowo i politycznie „dorobek” (IPN, CBA, lustracja, dekomunizacja, polityka historyczna … )wypracowany byl kilka lat wcześniej również przez PO. To oni w komitywie z pis-em tworzyli zręby pietnowanego przez Żakowskiego panstwa pis-owskiego. Nie mógł Żakowski o Kaczyńskich pisać bo musiałby uwiklać w „Najjaśniejszą patologię” również Tuska a przecież artykuł jest próbą obrony Tuska.
Żakowski jak pisałem o 16.19 w podsumowaniu piętnuje niejasne uwikłania biznesowe uczestników debaty publicznej. Prawdopodobnie ma na mysli Balcerowicza w sporze o OFE, któremu rząd zarzuca finansowanie fundacji z OFE. Żakowski kilkakrotnie już o tym pisal a teraz huknął ogólnie z grubej rury, że chodzi o patologię Najjaśniejszej. Tyle tylko, że wychwalany przez Żakowskiego reformator Bielecki reprezentujący rząd w tym sporze na pytanie dlaczego go akurat teraz zbulwersowała działalność Funduszy odpowiedział, że wcześniej nie mogł OFE krytykować bo był szefem banku, ktory ył ze swojego OFE. Więc, jak się domyślam, żyjąc ze składek emerytalnych cierpiał i milczał nad rychłym bankructwem Najjaśniejszej. Dopiero gdy stracił posadę w banku i objął rządową mógł swemu żalowi dać wyraz i odebrać część skladki swemu dawnemu pracodawcy. Tak więc mowiąc żartobliwie reforma systemu emerytalnego sprowadza się do tego, że składka ma iść za Bieleckim.
I taka to wlasnie obluda kryjąca interesy bije z tekstu Żakowskiego o Najjaśniejszej
Pozdrawiam
1. Kaczyńscy ostatecznie zawiesili realizację reformy służby cywilnej. Do kryteriów oceny urzędników (i wielu innych „osób pulicznych”) chcieli dołaczyć „kryteria moralne” nie przewidziane w ustawie o s.c., w publicystyce zwane – „oddzielaniem ziaren o plewów”.
2. Kaczyńscy walczyli o ograniczanie samorządności i robili to. Czy Żakowski – „jeden most za daleko” Monteskiusza (23:46) – nie idzie w tym samym kierunku? – być może jest to kierunek lewicowy, hehe?
3. Problemem do rozwiązania jest – kto ma płacić za uzbrajanie terenów pod budownictwo mieszkaniowe i inne. Problem doskonale znany i wałkowany w Toronto. Rozsądek podsuwa, że powinien to robić samorząd loaklny ze swoich funduszy: podatków, dotacji centralnych i UE. Nowe domy w jakiejś gminie, dziurze na ściane wschodniej czy zachodniej, są w interesie wszystkich mieszkańców, gdyż aktywizują lokalna gospodarkę, tworzą rynek usług; od sprzątania i remontowania po restauracje, sklepy, magle, szkoły i przybytki modlitwy, weterynarzy i lekarzy, opiekę nad staruszkami i niemowlakami, itd.
Kartko z P.
Czy Ty wiesz dokąd Ty Żakowskiemu intelektualnie dorastasz?
A ja wiem jak głęboko Ty to masz.
W sprawie tych czempionów „Papy” Bieleckiego (który nota bene też zbliżył się do Kaczyńskiego) była dyskusja transmitowana przez TVN-CNBC około Nowego Roku. Pełna sala widzów na sali, przy stołach pokrytych białymi obrusami i czymś jeszcze, na podium jak w prezydium -dyskutują tuzy polskiego biznesu, państwowego i prywatnego, ci drudzy stanowili większość, pod koniec już milczącą. Odniosłem wrażenie, że rolę biznesu prywatnego w tworzeniu dobrobytu można w kilku prostych słowach, natomiast o czempionach państwowych można rozprawiać godzinami. „Prywaciarze” siedzieli z rozdziawionymi gębami, no bo jak tu atakować takę elokwentną elitę.
Faktycznie – resetować. Np. sprzedać na GPW, część akcji wykipią OFE, ajk to już robiły nie raz.
I to byłoby państwo dbające o dobrobyt obywateli.
Czy w Polsce jest produkowane piwo o nazwie „Chopin”? Czy w tym miejscu Polacy przegapili, i to na tle narodowych tradycji nazywania wszystkiego „Chopin” – powaznie!
4. Ja jestem w tej konkretnej i czystej sytuacji za kompromisem w sprawie OFE. Może nawet na 7% składki do OFE jako dług nieukryty Polski nie stać, może 5%. Powinno wszystko iśc na GPW i w obligacje spółek (niewiele w skarbowe), pewna dowolność w wyborze subfunduszu z uwagi na preferencje klienta. To się proponuje z różnych stron. I niech rząd w obecnej trudnej sytuacji z zadłużeniem ograniczy te wpłaty do 2,3% na 2-3 lata. Niech redukuje niepotrzebne wydatki jak naszybciej, niech prywatyzuje do końca.
Jestem przeciwny kulawej i obłudnej dyskusji przesiąkniętej do szpiku ideologizowaniem, kłamstwem, chamstwem i zawziętością. Kompromis, czy to na blogu, czy w realu, jest w zasięgu ręki. I on się stanie – może nie dokładnie ten, który ja sobie ubzdurałem.
Nara …
I jeszcze jedno niesmiale pytanie. Dlaczego tak bardzo polski z dziada pradziada Polak jak Chopin nazywal sie Fryderyk Chopin, a nie, jak przystalo na z dziada pradziada Polaka Zbyszko czy Macko z Zelazowej Woli?.
Kartka z podróży:
Żakowski (…) piętnuje niejasne uwikłania biznesowe uczestników debaty publicznej. Prawdopodobnie ma na mysli Balcerowicza w sporze o OFE, któremu rząd zarzuca finansowanie fundacji z OFE. Żakowski (…) huknął ogólnie z grubej rury, że chodzi o patologię Najjaśniejszej.
Zgoda, ale czy Balcerowicz występuje w tej dyskusji jako zarejestrowany lobbysta, oficjalny reprezentant fundacji OFE, czy tylko jako L. Balcerowicz, ekonomista ? Czy wszyscy inni biorący udział w debacie publicznej również wypowiadają się jako tylko i wyłacznie ekonomiści, czy także jako reprezentanci jakiegoś bliżej lub dalej sprecyzowanego interesu ? Ja nie wiem, po prostu naiwnie pytam.
Na czym polega moim zdaniem problem tej debaty: z uwagi na utrzymującą się szarą strefę oraz niejasności jeśli chodzi o reprezentowanie/niereprezentowanie danego interesu biznesowego, debata na jakikolwiek temat zasadniczy w Polsce szybko zaczyna zjeżdżac po równi pochyłej w kierunku rozwikływania kwestii „kto pan jest i kto za panem stoi”. Patrz: cytowany Żakowski, ale nie tylko, bo kiedy czytałem z boku dyskusje o OFE na blogu Passenta i na tym, to kierunek dyskusji był ten sam, a głównym argumentem szybko stawała się legendarna „agenturalność” (w sensie powiązan z Fundacją OFE) Balcerowicza czy innych, ideologiczne korzenie (np.TO = neoliberał), zagłuszając każdy inny argument merytoryczny w dyskutowanej kwestii, nawet gdyby argumenty Balcerowicza czy TO były obiektywnie jak najbardziej sensowne. Bo może się zdarzyć, że dany autorytet wypowiadający się w danej kwestii, nawet jeśli jego opinia jest w zgodzie z reprezentowanym biznesem, któremu zależy na takim, a nie innym rozwiązaniu, to jest przy okazji to opinia w pełni uzasadniona ekonomicznie i racjonalna finansowo. W chwili, kiedy dyskusja zaczyna iść śladami pytań stawianych przez Żakowskiego n/t Balcerowicza, dyskusja staje się patologiczna, do niczego nie prowadząc. To jest bardzo polska przypadłość i jako taka również powinna być zresetowana, że też posłużę się użytym przez Ciebie terminem.
Przy czym powyższy stan rzeczy nie jest tylko i wyłącznie winą Żakowskiego. Nie. Balcerowicz i inni uczestniczący w debacie na forum publicznym powinni jasno określić swoje „uwikłania”, jeśli trzeba, to występować jako oficjalni lobbyści, i w ten sposób dyskusja będzie miała lepsze szanse, aby toczyć się wokół argumentów merytorycznych, a nie na temat powagi autorytetów. NIe jest grzechem reprezentować dany biznes, nie trzeba z tego robić wielkiego „halo”, ale też nie trzeba wstydzić się faktu sprzyjania takiej czy innej grupie interesu. Przy okrągłym stole jawnej debaty publicznej każdy, ujawniwszy uprzednio swoje kolory, będzie miał równe szanse na bycie ocenionym na podstawie jakości reprezentowanych argumentów, bo o to powinno chodzić w debacie.
Pozdrawiam.
W dzisiejszej sondzie „Polityki” nt. komiksu „z Chopinem” aż 90 procent (sic!) odpowiadających uważa go za sztukę! (tzn. wszyscy ci, którzy odpowiedzieli bezpośrednio, że to sztuka, oraz ci, którzy uważają, że to skandal, że powinno się oddać komiks na przemiał albo podwoić nakład i sprzedać; wszystkie te odpowiedzi oznaczają, że respondenci uważają komiks za sztukę, tyle że niektórzy są sztuce przeciwni lub jej nie rozumieją).
Tylko 10 procent odpowiada, że nie słyszało, ale pewnie tylko dlatego, że chcieli zobaczyć wyniki sondy bez autodeklaracji. Część z tych ludzi być może nie uważa komiksu za sztukę (jakieś 5 procent?)
A więc jednak elita! Nie jelita….
Jacobsky
Zajrzałem dla pewności do Wiki i taką znalazłem – w miarę precyzyjną -definicję lobbowania – „Lobbing to zespół zgodnych z prawem czynności podejmowanych przez zarejestrowanego lobbystę działającego za wynagrodzeniem i w interesie osoby trzeciej (zleceniodawcy lobbyingu), w celu wywarcia korzystnego dla zleceniodawcy wpływu na prawotwórstwo lub decyzje organów państwowych, względnie samorządowych i innych”. Wyraźnie jest napisane za wynagrodzeniem i na zlecenie. Czyli chodzi o zawodowców wynajętych do załatwienia konkretnej sprawy. Rozszerzanie tej definicji jest pozbawione sensu. Jeśli np jako prezes stowarzyszenia chorych na Alzheimera dostanę od banku tysiąc złotych na cele statutowe a bank jest właścicielem OFE to ma znaczyć, że nie mam prawa publicznie wypowiadać się na tematy dotyczące OFE? Przecież to nonsens. Jasne, że w tym kraju psychoza agenturalności kwitnie ale przecież psychozom się nie można poddawać. Jasne, że jeśli ktoś jest lobbysta, zarejestrował się jako lobbysta to powinien w tej roli występować. Co w tym sposobie zarabiania pieniędzy jest wstydliwego? Ale wywolywanie psychozy lobbystów, lustrowanie ludzi przez panstwo – stronę dyskusji!!! – to chyba przesada. To jest szkodliwe dla tzw debaty.
Pozdrawiam
Stasieku
Ostatnim razem widziałem Żakowskiego gdy robił wywiad z Markiem Belką, świeżo mianowanym na prezesa NBP, niemal 9 miesięcy temu. Błyskotliwe pytania, nie za wiele narzucania swoich poglądów, miło popatrzeć. Wyobrażam sobie teraz, jak JŻ pyta prezesa NBP:
– czy transfery do OFE powodują lawinowe narastanie długu państwa?
– dlaczego system emerytalny się zdegenerował?
– czy nie boli pana, że słuzba zdrowia działa, jak działa?
– jak pan odebrał to, że po ustanowieniu KSA, uchwaleniu ustawy antykorupcyjnej, oraz o słuzbie cywilnej, nagle za rządów Buzka-Balcerowicza wiatry istotnie się zmieniły?
– czy nie gnębi pana wizja głodowych emerytur?
– czy nie chciał się pan rzucić na ratunek polskich oddziałów banków zagranicznych, gdy w kryzysie ich kosztem ratowano centrale?
– a co pan uważa o wprowadzeniu nordyckiej demokracji i uchwaleniu projektów ustaw zgłoszonych przez J.K. Bieleckiego?
Już ja widzę jak po dwóch pytaniach Belka zaczyna się niespokojnie kręcić, po czwartym spogląda ku wyjściu.
Nikt nie neguje, że red. Zakowski jest oczytany, ani że jest inteligentnym dziennikarzem, absolutnie nic z tych rzeczy. Jemu brakuje innej ważnej kwalifikacji dziennikarskiej – uczciwości. Anglosasi nazywają to integrity.
@TO, jestem ciekaw jak to sobie wyliczyłeś te „może 5%” na które Polskę miałoby stać? Rząd zaproponował 2,3% i na dobrą sprawę nie wiemy czy tak było na ministerialnym suficie, czy też skalkulował to na podstawie wyliczeń budżetowych. Nikt też nie zapodał, co też ma się wydarzyć w ciągu tych 2-3 lat zawieszenia wyjściowej wysokości składki. Sensowny okres tego zawieszenia bez odprowadzania jakiejkolwiek składki do OFE na okres 4 lat, zaproponował prezes NBP Belka. Jest to propozycja, która da czas na przeprowadzenie niezbędnych reform w sferze finansów publicznych. Zakładając wariant optymistyczny, że w ciągu 2 lat ( szybciej się po prostu nie da) zlikwiduje się przywileje emerytalne i wydłuży wiek przejścia na emerytury, to i tak pozostają tylko 2 „kupione” lata i „zaoszczędzone” pieniądze z bieżących wypłat ZUS. Innymi słowy do OFE można bez budżetowego uszczerbku transferować tylko kwotę „zaoszczędzoną” manewrem reformatorskim. Gdybym miał odpowiednie dane, sam bym wyliczył jaką część składki można by odkładać do OFE. Mam jednak podejrzenie graniczące z pewnością, że nie byłoby się o co bić, skórka nie warta by była wyprawki. Właściciele funduszy wiedzą to doskonale i będą walczyć do ostatniej złotówki odłożonej w OFE, żeby utrącić te niebezpieczne dla nich pomysły.
Tylko błagam, nie pisz „a u nas w Kanadzie”.
Pozdrawiam
Jacobsky pisze:
2011-02-24 o godz. 17:09
Jeśli chodzi o czytanie ze zrozumieniem to nie zawsze niezrozumienie jest wynikiem braku bystrości czytającego.
Często to piszący uniemożliwia zrozumienie.
Jeśli chodzi o zbawienną moc podatku katastralnego to mam inne zdanie.
Nie ma znaczenia jak podatek nazwiemy i od czego go będziemy pobierać.
Z faktu, że gminy miałyby dodatkowe dochody wynika tylko tyle, że obywatele mieliby dodatkowe obciążenia.
A na co by te pieniądze poszły, zależałoby od potrzeb gminy i tyle.
Bałagan o którym piszesz, nie ma związku z podatkami ani dochodami gminy.
Jeśli chodzi o ustawowe zobowiązania gmin do zabezpieczenia infrastruktury, to uważam ujmowanie tego obowiązku w ustawie za źródło wielu nadużyć.
Nie żeby to nie miało należeć do zadań gminy.Ale nie powinno być tak, że jak ktoś sobie chałupę pod lasem postawi, to mu gmina czyli społeczeństwo drogę ma obowiązek dociągnąć.
Potrzebna jest urbanistyka, plany przestrzennego zagospodarowania terenu, i budowanie na terenach przez gminę przygotowanych do zabudowy a nie terenach zalewowych na przykład.
Piszesz: ” bałaganu wynikającego m.in z braku takowego podatku oraz z idącego w ślad za nim upośledzenia finansowego samorządów gminnych, niemogących tym samym wywiązać się ze swoich ustawowych zobowiązań w zakresie infrastruktury, i które, w formie dopłat do cen budowanych nieruchomości, w ten sposób pychane są na najsłabszych w trójkącie gminia-deweloper-nabywca.
A kto w tym trójkącie jest najsłabszy Twoim zdaniem?
Bo moim zdaniem, najsilniejszy jest nabywca.
Nabywca wykłada pieniądze więc jako decydujący jest najsilniejszy.
Najsłabsza jest gmina, bo ma ustawowy obowiązek.
A deweloper jak każdy inny przedsiębiorca, raz jest silny raz słaby w zależności jakie ma fundusze i jak jest zarządzany.
Piszesz: „w obecnym układzie mniejsi deweloperzy nie nają wyboru, muszą przerzucic koszty infrastruktury na klienta przy kupnie wybudowanej jednostki”
Powtórzę jeszcze raz.
Deweloper może sobie futro żony i samochód dziecka przerzucić na klienta wybudowanej jednostki, jeśli klient to zaakceptuje.
Nie deweloper decyduje o cenie sprzedawanego mieszkania tylko klient czyli rynek.
To jest ten wspólny aparat pojęciowy z Żakowskim 🙂
Przejęcie składki z OFE daje im czas na polityczne przeżycie – nie na reformy budżetu. Oni nie zamierzają reformować budżetu. Prędzej znacjonalizują OFE jak Orban niż zaryzykują utratę poparcie za sprawą reform. Zakladanie, że zechcą reformować budżet jest naiwnością.
Pozdrawiam
parker,
ciesze sie, ze masz inne zdanie na temat podatku katastralnego. Jest z reguly budujace jesli ludzie maja rozne opinie na ten sam temat.
Co do reszty: jest roznica miedzy przerzucaniem na klienta kosztow futra zony i przerzucaniem na klienta kosztow budowy infrastruktury. Jesli tego nie widzisz lub nie chcesz widziec, to trudno. Tu nie mowi sie o chacie pod lasem, ale o osiedlach, ba budowe ktorych ktos wydaje.
Jesli chcesz i upierasz sie, to moge miec aparat pojeciowy jak Zakowski. Teraz happy ?
No to super.
Pozdrawiam.
@Monteskiusz,
Proponowane 2,3% rząd wziął stąd, jak mniemam, aby nie zmniejszać strumienia oszczędności emerytalnych płynących na GPW, jedynie uciąć te nieszczęsne przelewanie długu w postaci obligacji z jednego rachunku na drugi. Moje 5% może jest liczbą ambitną, zresztą rząd proponuje, czy rozważa, stopniowe podnoszenie tego udziału. Z kolei założenie dwóch lat zawieszenia wynika z polskiej skłonności do poślizgów.
Muszę Ci powiedzieć, że u nas w Kanadzie nie robi się wielkiego halo z tego co jest zrozumiałym interesem funduszy 😉
Ich interes jest w kilku punktach zbieżny z interesem ogółu. Odpowiada mi opinia kilku ekonomistów (a zapewne takich jest setki tysięcy z BŚ włącznie), że dobrze jest lokować oszczędności na giełdzie, że przynosi to lepszą rentowność niż wiele innych lokat, że jest to dobre dla gospodarki, że OFE ścigają się między sobą i wybierają najlepsze spółki dla uzyskania lepszego wyniku finansowego dla klientów (wbrew opinii wyrażonej kiedyś przez JŻ). Czyli tak jak prof. Orłowski, jestem za przekazywanie części składki emerytalnej prywatnym funduszom i inwestowaniem ich na giełdzie. Nawet zgodziłbym się na rozwiązanie stosowane przez państwowy kanadyjski CPP, aby cześć składek inwestować, czyli zabezpieczać zobowiązania Planu realnymi funduszami, przy tym także pogarszać bilans budżetu państwa.
W kwestii „zaoszczędzonych” pieniędzy w Twoim komentarzu. Mamy tu dwie raczej niezwiązane ze sobą sprawy. Reformy przywilejów emerytalnych i wydłużenie wieku ułatwią państwu (ZUSowi) wywiązanie się ze zobowiązań, jednocześnie dając więcej pieniędzy przyszłym emerytom. Będą oni średnio dłużej pracować i krócej czerpać (oczywiście życzę im wielu lat życia). Nota bene OFE dają identyczny efekt. Drugie zaoszczędzenie jest z cięć niepotrzebnych wydatków i z prywatyzacji, i ono zredukuje deficyt w różnej perspektywie czasu i kwocie, i to da możliwość zwiększenia transferów do OFE. Co jest dobre, albowiem te transfery redukują dług ukryty, długoterminowy, siedzący na rachunkach ZUS.
Jesteśmy przywiązani do idei solidarności międzypokoleniowej, szczególnie, gdy była ona demograficznie łatwo do osiągnięcia, ale w deficytowej sytuacji demograficznej będzie ona poddana ogromnej próbie. Dlaczego wnuki/dzieci mają płacić wielokrotnie większe składki emerytalne, aby utrzymać nieco tylko mniejsze emerytury swoich dziadków/rodziców? Jest to melodia przyszłości, czy 3 czy 7 procent ma takie znaczenie, że o tyle pomniejsza się siła próby na jaką solidarność pokoleniowa będzie wydana za 30-40 lat.
Pozdrawiam
Kartka z podróży,
pełna zgoda. Nie czytałem tesktu Żakowskiego, ale z tego co piszesz wygląda, że zagalopował sie on w swym rozumowaniu.
Pozdrawiam.
(longish, sorry)
Komentarze komentarzami, czasami mi przypominają leniwe mieszanie przez ciągle te same osoby chochlą w ciągle na nowo odgrzewanej starej zupie z tymi sami od zawsze składnikami (Kaczyński, Smoleńsk, OFE, kler, Tusk, etc) – mało to interesujące z zewnątrz przynajmniej ale i też chyba w pewnym stopniu z wewnątrz co by można było zrozumieć gdyby nie to że bulwersujące się rzeczy pojawiają się od czasu do czasu, bez lub z minimalną na nie reakcją.
I tak dla przykładu, właśnie się dowiedziałem że premier Tusk wrócił z Izraela gdzie oświadczył że ‚mało kto Was rozumie tak dobrze ja my”, że „lepszej współpracy …. dotąd nie znaliśmy”, że „oba kraje udzielają sobie jednoznacznego, obopólnego poparcia”, że „za celowe uznają też wzmacnianie i tak już ścisłych relacji” i gdzie został określony przez Netanjahu „przyjacielem Izraela”.
Skutkiem czego zrobiło mi się od razu niedobrze. Wyjaśniam od razu że tylko z powodów moralnych.
Otóż przyjacielem Izraela ja, jak i zapewne cała reszta Polaków jestem od dawna, życzę jemu i jego obywatelom jak najlepiej, tak jak całej reszcie świata.
Problem jest jednak w tym że rządy Izraela pozostają jedynymi od lat prowadzącymi aktywną politykę LUDOBÓJSTWA (genocide) w stosunku do innej narodowości. I jedynymi, do spółki ze Stanami, które wysyłają do dzisiaj morderców by likwidować swoich przeciwników za granicami kraju. Te ostanie to żywcem wzięte z stalinowskiej NKVD chociaż ten generalnie na ludobójstwo sobie raczej nie pozwalał.
Jedynym moralnie spójnym podejściem do tego typu ludzi jest, IMHO, ten który pokazał premier Turcji Ordogan nie tak dawno w Davos, gdzie publicznie rzucił w twarz Perezowi „wy mordercy dzieci i kobiet, wy barbarzyńcy” i parę innych równie zasłużonych epitetów po czym demonstracyjnie wyszedł ze spotkania.
A tu Tusk w moim i państwa imieniu obłapywuje się z tymi ludźmi i deklaruje wielką z nimi przyjaźń. W czasach gdy nawet Buzek oficjalnie w imieniu Uni potępia Izrael za nagminne łamanie prawa międzynarodowego.
Jakim prawem, panie Tusk się pytam?
—
Polska ma bardzo mieszaną przeszłość z narodowością żydowską, od wyjątkowej gościnności w czasach zaprzeszłych do paskudnego antysemityzmu. Antysemityzmu należy się oczywiście grubo wstydzić (tak jak wypada innym narodom, Polska tutaj nigdy nie byłą specjalnym wyjątkiem) ale odkupywanie tego kumaniem się z ludźmi którzy od lat używają metod nie do przyjęcia w jakimkolwiek cywilizowanym kraju jest nie do zaakceptowanie. Inaczej unconditional filosemityzm może tak samo cuchnąc jak stary antysemityzm.
Czy w Polsce jest jeszcze jakiś autorytet moralny który mógłby to Tuskowi wytłumaczyć?
—
P.S. Pomijając aspekt etyczno moralny sprawy, jaki interes realpolitik-nie ma w tym Kraj jako taki?
Z Szymonem Holcmanem, przedstawicielem wydawnictwa firmującego wspomniany komiks bardzo ciekawą rozmowę przeprowadził Cezary Łasiczka (TokFM, audycja OFF Czarek). Jego argumentacja mnie przekonuje.
Po pierwsze to nie jest komiks o Chopinie, tylko antologia złożona z ośmiu opowieści, luźno inspirowanych Chopinem jako zjawiskiem kultury, czy wręcz popkultury (rzeczone wulgaryzmy są DWA, pojawiają się na jednej stronie jednej opowieści, przy tym są dobrze uzasadnione kontekstem).
Po drugie komiks nigdy nie był przeznaczony dla uczniów, tylko dla dojrzałych, wyrobionych odbiorców komiksu jako formy artystycznej wypowiedzi.
Po trzecie nie można go nazwać wrzutką, ponieważ Ministerstwo nadzorowało cały proces jego powstawania, a wersją finalną dysponowało już pół roku temu i nie zgłaszało zastrzeżeń.
Dla mnie ten komiks nie jest skandalem. Skandalem jest histeria z nim związana, którą Ministerstwo rozpętało. Skandalem jest „aresztowanie” gotowego już nakładu i groźba, że cała (skądinąd międzynarodowa, bo przygotowywana wspólnie z Niemcami) produkcja pójdzie na przemiał.
Pomysł, że komiks miałby być przeznaczony dla szkół, nie wyszedł ani od autorów, ani od polskiej ambasady w Berlinie (która, jako inicjator produkcji, wykazała się pochwały godną kreatywnością i jest pozytywnym bohaterem całej historii). Pomysł, że komiks miałby być przeznaczony dla szkół, musiał się pojawić w samym Ministerstwie – najwyraźniej w którymś momencie komiks trafił w ręce urzędnika, który nie jest dojrzałym odbiorcą komiksu, nie rozumie albo nie akceptuje tej formy sztuki.
Przy całej mojej sympatii dla ministra Sikorskiego, histeria rozpętana przez jego ministerstwo wokół komiksu jest dla mnie dowodem jego kołtuństwa i zaściankowości. Jest to jeszcze jeden przyczynek do dyskusji, dlaczego młodzi, otwarci na świat i liberalnie myślący ludzie odwracają się od konserwatywnej, drobnomieszczańskiej Platformy.
przesyłam wyrazy sympatii dla Autora i uczestników tego forum, do którego często zaglądam 🙂