Ciemne liczby demokracji
Ponoć 69 procent uważa, że żadna z partii nie spełnia ich oczekiwań i nie zasługuje, by na nią głosować. Tak ma wynikać z lipcowego sondażu CBOS, o którym dopiero teraz napisała GW. Ale to nie znaczy, że życzą sobie więcej partii, nowych partii. Tego pragnie tylko 37 proc. Sondowanych obywateli. Jak to pogodzić?
Rozumiem te dane tak, że obywatele nie są zadowoleni z ofert partii działających w Polsce. Nawet w elektoracie PiS 36 proc. – najmniej w porównaniu z wyborcami centrowymi i lewicowymi- miałoby jednak problem z oddaniem głosu bez wątpliwości. Ale czy kiedyś w Polsce większość obywateli czuła się reprezentowana w parlamencie? Czy mieliśmy kiedyś miodowy miesiąc demokracji? Może tak, ale sektorowo: w dawnym elektoracie UD/UW czy SLD za prezydentury Kwaśniewskiego.
Jeśli nie jesteśmy zbyt zadowoleni, to nasza demokracja ma kłopot. Bo na razie nie ma u nas innego systemu wyłaniania władzy, jak poprzez kandydatury zgłaszane głownie przez partie polityczne. Jestem tu konserwatywny. Uważam, że nie ma realnej alternatywy względem tego modelu i że w polskich warunkach powinien on być przynajmniej w części finansowany z budżetu państwa.
Ale jak zrozumieć, że wyborcy uważają, że nie mają na kogo głosować, a jednak deklarują, że będą głosować na tę czy inną partię? Może to proste: wyborcy już nabrali doświadczenia, nie oczekują po partiach spełnienia obietnic, tylko możliwie sprawnego rządzenia. Gdyby takie było nastawienie elektoratu, można by też pojąć wspomniany paradoks: że nie czują się dobrze czy dostatecznie reprezentowani przez obecne partie, a nie chcą nowych.
Może nie ma sprzeczności, bo nowe partie wielu mogą się kojarzyć z mniejszą a nie większą stabilnością. Będzie więcej walki, jeszcze mniej porozumienia i chęci współpracy w kluczowych dla Polski sprawach publicznych. Chyba mają rację.
Komentarze
Ja też nie jestem zadowolony z obecnego rządu- ale gdzie na świecie jest inaczej(poza Azją)? Głosować na nieudaczników politycznych z RP? Na SLD, które samo sobie podstawia nogi! na prymitywne PIS? Wszyscy marzą o nowej „konkretnej” partii, ja też -ale kto potrafi toto stworzyć. Nie życzę sobie w Polsce, puki co,rządów „lewicy”niemrawej,błądzącej od prawa do lewa, w wydaniu SLD, czy partii prymitywnie happeningowej, w wydaniu RP. Wizja rządów Pis mierzi mnie zaś(już widzę tu mściwość, i uniżoność wobec prymitywnego polskiego, także mściwego kościoła).Skoro nie mam na kogo głosować, zagłosuję na „partię środka” -na PO.Bo głosować trzeba! !!!!———Nie rozumiem nieuczestniczenia w wyborach z uwagi na to ,że nie ma partii spełniającej oczekiwań wyborców takich, czy innych.Partie, dziś po prostu są ;zawsze można tworzyć inne,” bardziej normalne” ale czy są tacy „sini”? Są próby( prężą muskuły byli lzydupki kaczorów, t.j. SP i PJN,teraz i Gowin, i spółka, i co z tego?).Kto uwierzy byłym członkom innych partii, że oni lepsi, mądrzejsi? A w tym wszystkim , na zasadzie „dziel i rządź” miesza prymitywny kościół!
każda partia w III RP wyznaje miłość do czterech stolic, Waszyngtonu, Watykanu, Berlina i Brukseli mając Polaków w, …. Ponieważ mają innych wyborców używają innej propagandy.
Ostatnio w UE doszło do komedii:
„Polityka UE w zakresie zmian klimatycznych jest w porządku, nawet jeśli nauka stwierdza brak Globalnego Ocieplenia, mówi Connie Hedegaard komisarz klimatyczny, mimo, ze to prowadzi do wyższych cen ”
http://www.telegraph.co.uk/earth/environment/climatechange/10313261/EU-policy-on-climate-change-is-right-even-if-science-was-wrong-says-commissioner.html
„Ponoć 69 procent uważa, że żadna z partii nie spełnia ich oczekiwań i nie zasługuje, by na nią głosować”
Powiem tak: znam masę ludzi, dawnych wyborców Platformy (z 2007 roku), którzy uznawali (wówczas) Platformę za swoją partię i utożsamiali się z nią niemal w stu procentach. Niewielu ich już dzisiaj zostało. Wyborcy ci (młodzi, ok. 30-ki, z Poznania), są bardzo zawiedzeni jaskiniowym konserwatyzmem, prezentowanym przez Żalka, Tuska czy Gowina. Liczyli na jakieś liberalne reformy, na to, że Polska stanie się lepszym miejscem do życia, a przynajmniej że państwo nie będzie podczas przypadkowych, ulicznych rewizji, za przeproszeniem, zaglądać studentom do gaci w poszukiwaniu niewielkich ilości marihuany. To, że Tusk będzie przy każdej klękać przed klerem i karać ludzi więzieniem za kawałek chwasta, nie śniło się chyba nikomu nawet w najgorszych koszmarach. Część w ostatnich wyborach poparła Palikota, część – zdegustowana odcięła się w ogóle od polityki. Co gorsza, widzę, że ten proces narasta. To stąd te 69 procent niechęci wobec wszystkich partii. Ten sondaż nie spadł z księżyca. Chcieliśmy pozytywnego, przyjaznego przekazu, dostaliśmy – jak zwykle – konserwatywną kupę. Platforma, zamiast walczyć z patologiami, konserwuje je swoją asekurancką polityką. Tyle, że to się może zemścić. Rozumiem ludzi, którzy głosowali na Palikota – on głośno wyartykułował problemy, o których Platforma bała się nawet pomyśleć. Dopóki PO nie czuje realnego zagrożenia (bo PiS, podobnie, jak antysystemowe partie komunistyczne we Włoszech i Francji po II Wojnie Śiwatowej, otoczone jest kordonem sanitarnym), nie będzie miało motywacji do jakiejkolwiek aktywności na zasadzie („postraszymy ich Kaczyńskim, to i tak na nas zagłosują”). Otóż nie, może się okazać, że wcale nie zagłosują – młodzież i wielkie miasta oleją wybory, i rzeczywiście będziemy mieli Budapeszt w Warszawie.
Po prostu Polacy nie są głupi, więc szybko się zorentowali, że ta cała demokracja burżuazyjna jaką dziś mamy w Polsce jest taką samą, jak nie większą lipą niż tzw. demokracja ludowa (PRLowska). I w jednej i w drugiej wybory są (były) przecież niczym więcej jak tylko głosowaniem, jako iż zgodnie z teorią elit Pareta, to zmiana rządzących nami elit następuje tylko w wyniku rewolucji, a nie w wyniku wyborów parlamentarnych, podczas których głosujemy na polityków, którzy jednak będąc u władzy, nie muszą się konsultować z wyborcami, a system wyborczy i tak zapewnia, że do władzy mogą się dostać tylko ci politycy, którzy odpowiadają rządzącym elitom (a dziś są to wyraxnie elity pieniądza, które mają w swych rękach prasę, radio i telewizję oraz tzw. media elektroniczne, w tym „internetowe” oraz inne środki wpływania na wyniki wyborów).
Pozdrawiam!
A może te 69% jest przeciwne swojemu Państwu /?Bo partia to tylko narzędzie do celu.A Państwo czyli cel nie sprostało oczekiwaniom swoich obywateli.
@niechęć do tworzenia nowych partii, przy braku akceptacji dla programu starych:
To, niestety, brak zaufania do demokracji i systemu partyjnego, jako takiego.
(Swoją drogą, brakuje mi dwóch odniesień — do podobnych ocen w Polsce na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat, oraz do ocen obywateli innych państw. Z kilka lat temu prezentowanych statystyk, Polska (i szerzej, nowa, postkomunistyczna Europa) wypadała wyjątkowo źle w akceptacji dla demokracji i jej mechanizmów…)
@sektorowy miesiąc miodowy demokracji:
Nie przypominam sobie nigdy szału radości po wyborach parlamentarnych. Trochę radości ukazywały konferencje zwycięzców, ale to wydawało się sztuczne, a może tylko ograniczone do aparatu partyjnego.
Swoją drogą, ‚sektorowość’ musiałaby oznaczać, że brakuje akceptacji dla różnorodności demokratycznej. W końcu wyborca musi się liczyć z tym, że jego poglądy będą mniejszościowe i sam fakt głośnego ich reprezentowania w parlamencie daje mu reprezentację.
A że nie jesteśmy zadowoleni? Tak na gorąco:
— nie można zapominać o pluralizmie i uczyć jego akceptacji — bardzo często spotykam postawę nieumiejętności zrozumienia poglądów innych osób;
— poziom debaty publicznej — to coś, o co ciągle należy zabiegać, a jeśli cieszymy się z samego braku awantury, to znaczy, że przed nami jeszcze długa droga;
— ‚technokracja’ — w wielu przypadkach rządzący opierają się na opinii ekspertów, lekceważąc opinie społeczeństwa (co jest zrozumiałe, ale prowadzi do poczucia braku sprawności mechanizmów demokratycznych).
Jak tu głosować, skoro obietnice wyborcze nie są spełniane i to w najmniejszym stopniu. Najpierw zdobyć władzę, a potem jakoś to będzie. Gdyby Kaczyński zamilkł na rok przed wyborami, to wygrywa wybory w cuglach.
pozdrawiam
Polacy chodzą na wybory jak chcą, z partii wybierają elementy te które im odpowiadają jak zakupy w supermarkecie. Takiemu przeciętnemu Kowalskiemu może się podobać np. socjal Kaczyńskiego, antyklerykalizm Palikota oraz ślisko-uprzejmy styl Gowina. Sam kiedyś odbyłem w pociągu rozmowę z pewnym panem, który opowiedział mi, że będzie głosował na SLD, bo jak widzi „tych aj waj z PiSu” to nie wierzy, że to prawdziwie polska partia. To inteligencja bawi się w tworzenie różnych systemów ideologicznych dopasowując go do pewnych grup elektoratu. Mnie wydaje się jednak że nie ma takich partii, które mają w Polsce twardy elektorat, przepływy elektoratów głównie zależą od emocji naszych rodaków. Jak się wkurzą na SLD za będą głosować na PiS, bo oni pewno SLD pogonią i „wsadzą złodziei za kraty”. Nie ma tradycji w polskim społeczeństwie zakorzenionej troski o sprawy publiczne ogółu i refleksji nad programem dla kraju tak jak ma to miejsce w rozwiniętych demokracjach. Tą troską była przejęta wąska grupka oświeconej szlachty bądź brała na swoje barki inteligencja, która miała skłonności prometejskie wobec narodu i odgrywała rolę literackiej Siłaczki. Przaśny Polak interesuje się głównie swym interesem, w głębi serca gra melancholijny polonez i psy mu grają jak w Koncercie Wojskiego. We łbie jest totalna kaszanka ideologiczna jakieś konstrukty z odcieniami socjalu, odziedziczone po pociotkach antysemickie hasełka, frustracyjki, sentymentalizm i lekkie zagubienie wobec spraw tego świata. Jak mu nadepną na odcisk to zerwie się i zrobi jakiś wielki zajazd a normalnie to chce mieć święty spokój i żeby „jakoś to było i szło” i by się „dorobić” jakimś cudem. Jeśli już pójdzie na wybory to w kabinie od głosowania etykietkuje listy w stylu; „ci nie bo Żydy (vide UW)”, „komuchy wstrętne (SLD)”, „dziwolągi trzymające z czarnymi (PiS)” itd. wybiera mniejsze zło według swego mniemania. Myślę, że tak żyje ponad 40% osób, które nie bierze udziału w wyborach to jest cała armia ludzi. Wciąż nie nauczyliśmy się demokracji a co jeszcze smutniejsze nie udało się polskim szkołom wyedukować nowego obywatelskiego pokolenia Polaków.
Liczba 69% staje się bardziej zrozumiała, gdy uwzględnimy, że mniej więcej połowa uprawnionych w ogóle głosuje. Nawet w ostatnich wyborach na przewodniczącego Platformy, co trudno zrozumieć, chodzi wszak o nie tak wielką znowu grupę ludzi należących do partii politycznej. Partyjni są przez resztę postrzegani jako ci „u koryta” i pewnie stąd bierze się też niechęć do partii nowych, czyli nowych grup interesu. Nie ma takiego przełożenia, że masy identyfikują się z partiami, bo te realizują ich interesy jako dużych grup. Osobliwością polskiej demokracji jest też występowanie takiej partii jak PiS, która odgrywa dwie role: z jednej strony opozycji w demokratycznym porządku, z drugiej siły niejako zewnętrznej, pragnącej ten porządek obalić. W tej sytuacji oczekiwane są kwalifikacje polityków, by do tego nie dopuścić, i Tusk z Platformą tutaj się sprawdzili, pytanie, jak długo jeszcze.
@piotr toruńczyk:
A nie sądzisz, że to i sprawa naszego ogólnego zamiłowania do marudzenia?
Zauważ, proszę, że w wielu partiach znajdziesz ludzi rozsądnych, a we wszystkich nierozsądnych. Pytanie, czy dla wyborcy znaczą więcej ci pierwsi, czy ci drudzy… W końcu głosuje się na ludzi na listach wyborczych…
@qwerty_xyz_12345:
PO, jak praktycznie każda duża partia, idzie do wyborów ‚szerokim frontem’. Mówi się czasem o ‚polifonii’ — partię reprezentuje więcej niż jeden głos, tak aby trafić do możliwie szerokiej grupy wyborców.
Znasz wyborców liberalnych PO, którzy się rozczarowali. Ale PO przejęło więcej elektoratu, a chyba i polityków, z AWS niż z UW, jak więc miałaby być szczerze i głęboko liberalna? I jaką część wyborców taki konserwatyzm odpycha?
@ziołolipa:
Możesz wskazać niespełnione obietnice? Bo, gdy oglądałem listę obietnic Tuska, to tak na oko połowę zrealizował, druga połowa była albo naiwna, albo nierealna wobec kryzysu.
Mam wrażenie, że te ‚niespełnione obietnice’, to raczej wyraz rytualnego narzekania, niż beznamiętnej oceny rzeczywistości.
(I jeszcze jedno: obietnice nigdy nie mogą być spełnione w 100%. Ważne, by rząd kierował się w stronę zgodną z oczekiwaniami wyborców. Raczej istotny byłby kierunek, niż pokonany przez rząd w realizacji postulatów dystans.)
@Halibut:
I tak, i nie.
Tak, bo raczej nie ma idealnego, modelowego wyborcy.
Nie, bo po pierwsze, partie (jak odpowiadałem wyżej) są ‚polifoniczne’, to znaczy pokazują więcej niż jedną twarz i linię postępowania. Są więc na różnorodność wyborców przygotowane.
Po drugie, jednak pewne wartości są sobie bliskie, a inne odległe. Pokazujesz proeseldowskiego antysemitę — są tacy, ale łatwiej o antysemitę na prawicy. Takich schematów można znaleźć parę i one jakoś polskie partie tworzą — przynajmniej te trzy: PiS, SLD i PO.
To jest typowe głupie polskie gadanie „NIE MA PARTII NA KTÓRĄ MÓGŁBYM GŁOSOWAĆ”. Gdyby każdy Polak mógł głosować na swoją wymarzoną i ulubioną partię, musiałoby być kilka milionów partii politycznych. Dla każdego dorosłego Polaka – jego wymarzona partia polityczna, zajmująca się jego problemami.
Pamiętam początek lat 90-ych i kilkadziesiąt partii politycznych w sejmie. Dla każdego coś miłego – nawet Partia Przyjaciół Piwa, która już w sejmie podzieliła się na „Małe Piwo” i „Duże Piwo”. To nie żart. Naprawdę tak było. A poza sejmem kolejnych kilkaset partii z prezesami, przewodniczącymi i każdy z nich miał setki cudownych recept dla Polski. Nie wiem czy było lepiej. Szczerze mówiąc, śmieszniej też nie było. Doceniajmy to co mamy. W Wielkiej Brytanii od prawie 200 lat są dwie partie walczące o władzę i jakoś nikt nie mówi o zabetonowaniu. Podobnie jest w USA. W Niemczech są dwie wielkie partie które regularnie wygrywają wybory. Do tego 3 mniejsze które mogą liczyć na to, że będą w koalicji. Tak samo w Szwecji, Danii, Francji i w innych państwach. Trochę inny jest przypadek włoski. Ale nie wiem czy wart jest naśladowania. Znalazł się włoski magik Beppe Grillo i jego 5 gwiazd. Namotał ludziom w głowach, naobiecywał cudów i dla zgrywy i ze złości Włosi na niego głosowali. Ale problemów nie rozwiązał ŻADNYCH, a sami Włosi już go mają serdecznie dosyć.
Ja nie narzekam na brak partii na którą mogę głosować. Zawsze można dokonać wyboru. Trzeba tylko chcieć się zastanowić i pomyśleć. I nie liczyć na to, że partia na którą głosuję spełni wszystkie moje oczekiwania i swoje obietnice wyborcze, bo to po prostu NIEMOŻLIWE. Niech każdy który wytyka partiom politycznym że nie realizują swoich wyborczych obietnic, spojrzy w lustro i pomyśli ilu obietnic i zobowiązań sam nie dotrzymał. Obiecujemy coś dzieciom, żonie, mężowi, szefowi w pracy, kolegom i samemu sobie. ZAWSZE potem znajdujemy tysiące usprawiedliwień że czegoś nie zrobiliśmy, mimo solennych zapewnień i obietnic. Wobec polityków nie mamy żadnej wyrozumiałości. Może leczymy w ten sposób swoje kompleksy?
Też mam problem z systemem partyjnym w demokracji, bo z jednej strony niczego lepszego nie wymyślono, z drugiej- mankamenty tego systemu są aż nadto dolegliwe. Możliwe, że to kolejna aporia demokracji, znaczy się sprawa nie do rozwiązania.
Pytanie, co z tym można mimo wszystko zrobić, a coś by jednak zrobić należało, przynajmniej ja tak czuję, że zaczynam dochodzić do ściany.
Dlaczego?:
1. Bo system partyjny w demokracji, mimo że dąży do polaryzacji, to wcale nie gwarantuje, że będzie to polaryzacja po osi podstawowej poglądów, czyli: np. prawo-lewo. A skąd! W Polsce mamy obecnie polaryzację: prawo-prawo, z niewielkim rozrzutem akcentów, czyli: liberalcentrum/prawopopulosocjalcentrum. Ergo: groch z kapuchą. I w czym tu wybierać? A ja mam dość tego ciągłego głosowania „przeciw”, chciałabym wreszcie zagłosować „za”.
2. Bo w ramach tej polaryzacji- niepolaryzacji dochodzi jednak do wynaturzeń partii, które robią się coraz większe, coraz bardziej rozmemłane, coraz bardziej ugrywające dziwne interesiki- wcale nie korespondujące z interesem publicznym czy społecznym. Zaczynamy mieć do czynienia z firmami typu: „partia” i ja osobiście szczerze chromolę taki interes, jak bycie słupem dla takiej firmy (a tym są de facto wyborcy).
Jednakoż narzekam chyba sobie a muzom, bo rozwiązania problemu nie znam, choć myślę nad tym już lata całe 😉
A świadomy obywatele w odpowiedzi na patologie powyższego zaczyna się zachowywać jak krętacz i cynik, bo musi zadbać, by nim te patologie nie zawłaszczyły i kontrolować, kontrolować, by się czasem nie znaleźć w sytuacji wpuszczonego w głębokie maliny, i sam jest zmuszony kiwać firmową demokrację partyjną- a to na szczeblu urzędników, a to instytucji publicznych, a to samego prawa, a to śmego czy owego.
Jestem z tych, co to nie maja na kogo głosować, i już mnie chyba nie śmieszy cały ten cyrk. Ale wierzę, że to jednak etap rozwoju demokratyzacji, i najwyżej z tą utopią na ustach polegnę 😀
Niestety polska demokracja po prostu stoi w miejscu. Ani na centymetr nie drgnęła we właściwym kierunku kultura polityczna w naszym kraju, a jednocześnie obywatele, mimo ogólnego wzrostu poziomu edukacji, niezwykle łatwo kupują każdy populizm i dają się wodzić za nos politykom. No i mamy błędne koło.
Tak to juz jest z ta demokracja, ze nie ma ona pretensji do doskonalosci, ale w koncu jest tym systemem, ktory najlepiej gwarantuje wolnosci osobiste obywateli. Oczywiscie mozna sie wycofac z tego systemu pod pretekstem, ze tak naprawde nikt mi nie dogadza, jak mi sie to nalezy, ale potem prosze nie narzekac, ze rzadza tacy ktorym ani w glowie nam dogadzac.
Demokracja jest skomplikowanym sposobem na szukanie wiekszosci, a to wymaga wielu kompromisow. Przy tym gwarantuje ona najlepiej ze wszystki sytemow politycznych prawa mniejszosci, chodzby juz ze wzgledu na gwarancje istnienie opozycji.
Wielkie partie spoleczne, zdolne do wygrywania wyborow, to nie sa taksowki, ktore stana na zamowienie pod naszym domem i zawiaza nas dokladnie na miejsce przeznaczenia. To sa autobusy, tu trzeba sie juz pofatygowac na przystanek i wybrac najdogodniejsze polaczenie.
Oczywiscie mozna sie obrazic na niewygodne polaczenie, ale wtedy trzeba z pokora przyjac, ze znowu ktorys raz w historii „siedzimy”, gdy inni jada.
Halibut
Dosadnie i obrazowo opisałeś te „kaszanę”, jaka tkwi w głowach naszych rodaków.
Większość, niestety, jeśli już myśli, to hasłowo i pod dyktat haseł, jakie im na danym etapie pasują i w zależności od tego, co podsunie taki czy inny demagog rwący się do władzy lub pragnący ją zachować.
Najchętniej zagłosowaliby na takiego golema, co to z jednej strony trochę klechów pogoni, bo za bardzo sie spaśli, z drugiej zadba jednak o wartości chrześcjańskie, bo wiadomo – tradycja, Bóg, honor i ojczyzna, z trzeciej pozwoli krócej pracować za wiekszą kasę, no a w ogóle to wyłapie złodziei, bo wiadomo – złodziejem jest nasz sąsiad, ale uchowaj Boże NIE np. szwagier czy zięć.
I tak to u każdego (no, prawie u każdego) chata z kraja, a nie żadna tam wspólnota obywatelska.
Oczywiście przejaskrawiam, ale chyba nie za bardzo.
Wychodzi na to, że oświecona tyrania – jedyne, co pozostaje jako remedium na obszarze od Odry po Bug, od Bałtyku po Karpaty i Sudety.
Demokracja może być udręką, podobnie jak udręką dla dziecka są pierwsze samodzielne kroki (a raczej związane z nimi upadki i guzy na głowie) lub frustracja powodowana przez niezrozumienie przez dorosłych gaworzenia i bełkotania dziecka, co zmusza dziecko do nauki ich mowy.
Nie wiem, ile czasu potrzeba w Polsce na to, żeby społeczeństwo w swej masie przestało się zniechęcać z powodu byle guza na głowie (czytaj: niespełnionej obietnicy) lub pozostawało w stanie permanentnej frustracji z powodu tego, że nie chce mu się uczestniczyć w organizacji społeczeństwa obywatelskiego, które to społeczeństwo obywatelskie wymaga artykułowania swoich potrzeb i oczekiwań, zaangażowania w dialog i wychodzenie z inicjatywami. Rodzic – Opiekun Narodu wciąż wypatrywany jest jako lekarstwo na udręki i frustracje związane z nabytą na własną prośbę wolnością ? Na to mogą wskazywać sondaże.
Pozdrowienia
Wyborcy nie mają na kogo głosować, więc wybierają na zasadzie mniejszego zła.
Decydują, kogo mniej nie lubią i kto wg ich opinii poczyni w kraju mniejsze szkody.
Ostatnio byłam świadkiem rozmowy grupki studentów. Jedna z dziewcząt stwierdziła, że chociaż nie cierpi PiS, to na nich zagłosuje, bo oni mniej kłamią, więc przynajmniej wie, czego się spodziewać, a PO już nie zaufa – raz została oszukana i wystarczy. Trochę pogadali i zdecydowali, że będą glosować na Palikota. Nie dlatego, że mu wierzą, ale mają nadzieję, że przy wyniku PiS – 30%, PO – 30% i Palikot – 30%, „wybrańcy narodu” rzucą się sobie do gardeł, nie będzie rządu i przynajmniej nie będzie gorzej.
alla,
a jesli wyborczy wybieraja na zasadzie wiekszego dobra ?
Wychodzi na to samo, ale lepiej brzmi, prawda ?
Konstruktywnie: Suggady naciśnij jednocześnie Ctrl i SHIFT to zmieni się klawiatura QWEWRTY na QWERTZ i zamiast Y będzie Z. Cofamy się tak samo.
Moim zdaniem nie sensu nadawać wyborom jakiegoś większego znaczenia. To w dużej mierze pewien polityczny rytuał o niewielkim znaczeniu praktycznym choćby z tego powodu, że wybrańcy nie dotrzymując obietnic wyborczych są po prostu nieprzewidywalni. W zamian za iluzję partycypowania w sprawowaniu władzy kupujemy od lat przysłowiowego kota w worku. Wydaje mi się, że świadomość tego stanu rzeczy jest powszechna i wpływa na żałosną frekwencję wyborczą jak i na frustrację tych którzy głosują. Elekcja w polskich realiach pozornie tylko jest wyborem osobowości politycznych i projektów partyjnych. Tak naprawdę bowiem wybieramy państwo czyli „onych” – wciąż tę samą grupę ludzi bez właściwości. Ludzi kameleonów. A gdy wkurzeni do ostateczności wybieramy w akcie desperacji kogoś nowego to po kilku miesiącach okazuje się, że wybraniec dostosowuje się jak przystało na kameleona do nowych warunków, wtapia się w otoczenie uświadamiając nam boleśnie naszą polityczną bezsilność.
Ale to wcale nie znaczy, że nie mamy na nich wpływu. Ten wpływ to na przykład stawiające ich na baczność słupki sondażowe poparcia, niechęci, obrzydzenia które im okazujemy… . Albo rozmaite rozmaite akty obywatelskiego nieposłuszenstwa, krytyka zjadliwa, włóczenie ich po sądach, trybunałach – w tym międzynarodowych. W końcu demonstracje czy rozruchy. Asortyment środków dyscyplinujących wybrańców jest naprawdę bogaty. Bo tak naprawdę nie wybór jest istotny tylko trzymanie ich w ciągłym lęku, że nie zostaną wybrani. Tego typu naciski pozytywnie wpłynęły np na aktywność pani Gronkiewicz – Prezydenta Warszawy. Pobudzona lękiem krząta się wraz z aktywem po stolicy aż miło popatrzeć.
Zdaję sobie sprawę, że to droga trudna i męcząca, absobująca uwagę i siły. Wygodniej by było wybrać sobie raz na cztery lata przewidywalnego chadeka czy socjalistę, zapomnieć o sprawie i zając się swoimi sprawami. To niewdzięczne by traktować polityka jak gnuśnego, głupiego fornala, patrzeć mu bez końca na ręce i trzymać w strachu. No ale takie są realia i trzeba się z tym pogodzić. Tym bardziej, że realny jest wybór Prezesa i jego drużyny. I znów trzeba go będzie miesiącami wyrywać jak rzepę z rządowej posady. Ostatnio trwało to dwa lata. Dwa lata w plecy … . Szkoda czasu ale takie jest tu życie.
Pozdrawiam i dzięki za miłe słowa po wczorajszym wpisie.
Mamy w sejmie dużo partii, ale są one do siebie dziwnie podobne, co zresztą wynika z faktu, że walczą głównie o ten sam elektorat: emerytów i osoby w wieku przedemerytalnym. Stąd wszystkie partie są lewicowe gospodarczo i większość (wszystkie poza Palikotem) prawicowe obyczajowo. Platworma niestety również idzie w tym socjalno-konserwatywnym kierunku, czego wyrazem jest likwidacja OFE, a skutkiem będzie szok finansowy, gdy TK każe zwrócić kasę do OFE (za 2-3 lata) albo zagranica przestanie kupować obligacje z braku prawdziwych reform przy rosnącym deficycie ZUS. Moim zdaniem Tusk w tym miejscu popełnił poważny błąd, bo zaatakował własny elektorat, by walczyć o emerycki elektorat PiSu. Gdy trzeba będzie oddac kasę do OFE, której już nie będzie (zapewne po wyborach), gwałtownie spadnie zaufanie do bankrutującego rządu. W takiej sytuacji potrzebna jest nowa partia prawicowa, która przechwyci część wyborców PO i PiS przed wyborami następnymi (2019). Dobrze by było, gdyby to była tym razem partia prawicowa gospodarczo.
Palikot miał szansę stworzyć partię liberalną obyczajowo i gospodarczo, ale niestety zamiast tego wolał robić happeningi (co było dobre w kampanii wyborczej, ale nie potem) i jednocześnie poszedł w socjalny populizm. W rezultacie stracił poparcie własnego elektoratu (połowy), a nie zyskał nic. Wtedy postanowił podczepić się pod SLDowskich dygnitarzy, co kompletnie pozbawiło go wiarygodności jako nową siłę, a wyborcy SLD i tak wolą SLD. Reasumując Palikot sam się zakiwał (jak kiedyś Kaczyński) i nie potrafi nawet udawać, że wie, o co mu chodzi.
Moim zdaniem najbardziej prawdopodobny skład przyszłego sejmu: koalicja PO-SLD-PSL, opozycja PiS oraz być może Gowin. Wydaje się, że przyszłoroczne wybory samorządowe i europejskie powinny dać wyraźny obraz co nas czeka dalej. Zagrożenia dla demokracji wielkiego nie widzę (co nie znaczy, że nie należy się tym interesować), gdyż żadna partia nie uzyska poparcia do zmiany konstytucji, a ewentualne zwycięstwo PiSu (moim zdaniem mało prawdopodobne, by mieli większość bezwzględną i stworzyli koalicję) nic tu nie zmieni, bo nie zmienią konstytucji i będą mieli opozycyjnego Prezydenta Komorowskiego, który raczej gładko wygra wybory (co również będzie sprzyjać PO w wyborach do sejmu).
Rozumowanie studentów, żeby zablokować polityków jest słuszne: gdy nawzajem się blokują mają mniejsze możliwości zrobienia czegokolwiek, w tym zwłaszcza głupot.
Kartka z podróży
Zostawiłam dla Ciebie „liścik” pod poprzednim wpisem Gospodarza z nadzieją na odpowiedź.
Pozdrawiam
@kartka z podróży – pozdrawiam i (jak dawniej) …. chapeaux bas !
A co do demokracji – ona na całym tzw. „Zachodzie” gnije. Bo brak jest polityków „pełną gębą”, a są jedynie „technokraci”. Ponadto wszelkie utopie zdekonstruowano do dna, nie ma idei, nie ma wizji, nie ma myśli „co w przyszłości” (za 5, 10, 20 lat).
I jeśli na dodatek tzw. „politycy” z różnych partii, z różnych opcji po wygraniu prowadzą taką samą politykę jak ich polityczni oponenci, których będąc w opozycji zajadle zwalczali (a w zasadzie „polityczkę” bo sprowadza się ona do zamiany „świń przy korycie”) to po co
wybory ?
Pozdrawiam
Wodnik 53
„…nie czują się dobrze czy dostatecznie reprezentowani przez obecne partie, a nie chcą nowych”.
Nie chcą nowych? Moim zdaniem bardzo chcą. Na przykład znam mnóstwo ludzi, którzy chętnie zagłosowaliby na partię , że tak to określę, liberalno-oświeceniową, ale poważniejszą od Ruchu Palikota. Nic jednak nie wskazuje na to, aby taka partia mogła się pojawić.
Przede wszystkim założenie „od zera” nowego ugrupowania, które miałoby szanse się przebić jeśli nie do Sejmu, to przynajmniej do publicznej świadomości, jest dziś praktycznie niemożliwe.
Pamiętam wywiad, jakiego udzielił Palikot kilka miesięcy po rozpoczęciu samodzielnej działalności politycznej. Powiedział w nim dwie ważne rzeczy:
Po pierwsze, aby wprowadzić partię do Sejmu, trzeba zainwestować odpowiednią kwotę minimalną. Inaczej się nie uda. Tu działają takie same prawa, jak przy wprowadzaniu nowego produktu na rynek. Jeśli partia zainwestuje te pieniądze w złą kampanię, to oczywiście przegra, ale bez tych pieniędzy nie osiągnie nic, nawet z najlepszymi programami, pomysłami i ludźmi.
Po drugie, nowa, nieznana partia praktycznie nie ma możliwości zebrania takich pieniędzy zgodnie z prawem (poprzez składki, zbiórkę publiczną itp.). Gdy Palikot chciał przeznaczyć na działalność polityczną milion ze sprzedaży swojego samolotu, musiał w tym celu tworzyć jakieś wielopiętrowe konstrukcje i obejścia (fundacje, stowarzyszenia itp.).
Palikotowi się udało, bo był już znany, miał doświadczenie w polityce, biznesie i marketingu, wiedział, jak kombinować, żeby nie złamać prawa. Człowiek „znikąd” nie miałby szans. Kiedyś np. Lepper stworzył „od samego dołu” partię reprezentującą interesy pewnej grupy społecznej, dziś byłoby to niemożliwe (to, jaki był Lepper, nie ma tu nic do rzeczy, chodzi o mechanizmy).
Trzeba też pamiętać, że rządzący już osiem lat układ PO-PiS miał wystarczająco dużo czasu (i pieniędzy), aby wmówić Polakom, że każdy głos oddany na inną partię jest stracony. Dlatego ludzie o poglądach zbliżonych do SLD lub Palikota głosują na PO (jako tę z „dwóch jedynie wybieralnych” partii, która jest im nieco bliższa światopoglądowo), a np. wieś masowo popiera PiS, mimo że o jej interesy najlepiej dba PSL.
Jak się dobrze przyjrzeć, to widać, że PO i PiS się nawzajem wspierają, bo jedno bez drugiego żyć nie może: głównym argumentem wyborczym Tuska jest straszenie Kaczyńskim, a Kaczyńskiego ? Tuskiem. Aby rozbić ten chory układ, należałoby przekonać Polaków, żeby w ogóle przestali brać te dwie partie pod uwagę. Przecież i tak wybierają „mniejsze zło”, wiec równie dobrze mogą je wybrać spośród pozostałych.
@Kartka z Podróży
Witam Pana ponownie. W okolicach świąt (tyle ich było) wszyscy tu składali Panu życzenia powrotu. Pana blog został przez przyjaciół utrzymany przy życiu na drugą kadencję finansową. Nie został Pani ani zapomniany ani porzucony.
Ale niewiele Pan stracił. Bo tutaj zaczyna się już pianie o ateistycznym chrześcijaństwie. Proszę pamiętać, że nie wszyscy wierzą w bajki o smoku odkupienia ani nie ulegają nacjonalistycznej histerii. Nie tolerują też gwałcenia chłopców czy dziewczynek nawet, kiedy to się odbywa pod sutanną czy habitem. Na prawdę istnieją tu takie i tacy.
Witam!
Jacobsky
18 września o godz. 13:11
Wychodzi na to, że oświecona tyrania ? jedyne, co pozostaje jako remedium na obszarze od Odry po Bug, od Bałtyku po Karpaty i Sudety.
——————–
Też mi się tak wydaje. Niektóre społeczeństwa do demokracji się po prostu nie nadają – bez dyktatora zamordysty nie są w stanie funkcjonować, wszystko im się rozłazi. Najlepiej widać to na przykładzie Rosji. Polska kulturowo zawsze była „obszarem przejściowym” między Wschodem i Zachodem, ale ostatnio mam wrażenie, że przeważa nam element wschodni (może dlatego, że po otwarciu granic duża część elementu zachodniego wyjechała tam, gdzie czuje się lepiej).
Gdyby ta tyrania miała być oświecona, nie byłoby jeszcze tak źle. Obawiam się jednak, że taka nie będzie, bo oświecenie na tych ziemiach nigdy nie było w modzie….
Tylko że jeżeli weźmiemy sobie do serca wezwanie do abstynencji wyborczej i gremialnie przestaniemy głosować lub szerzej: uczestniczyć w procesie demokratycznym, a przez to wybierać kogokolwiek na przedstawicieli, to nie będzie potem kogo dyscyplinować… Chyba, że samych siebie. Teatr bez aktorów pozostaje tylko widownią, nawet jeśli wypełnioną.
I wtedy publiczność zaczyna się niecierpliwić…
„Ponoć 69 procent uważa, że żadna z partii nie spełnia ich oczekiwań i nie zasługuje, by na nią głosować.”– napisał Pan Redaktor.
*
Od ładnych „nastu” ( jeśli ni więcej) lat jestem wśród tych 69 % z tym wszakże zastrzeżeniem, że nie zdarzyło się jeszcze po 1989 r bym „zbojkotował” wybory do Sejmu lub samorządowe. Idę/chodzę i głosuję chociaż mam świadomość że moja „aktywnie zaangazowana” postawa ma cokolwiek irracjonalne podstawy, których bynajmniej nie utożsamiam z patriotyzmem i „obywatelskim obowiązkiem” czy z wyborem „mniejszego zła” ( lub „większego dobra” – Jacobsky. 😉 )
Staram się głosować na ludzi poznawszy (jeśli mam takie możliwości) co sobą reprezentują, nie na partie. A że czasami moi „wybrańcy” są członkami jakiejś partii lub lokalnych stowarzyszeń/komitetów wyborczych – to sprawa wtórna, chociaż przyznaję – ufając pamięci – nie zdarzyło mi się zagłosować na kandydata PiS, a wcześniej – PC.
Kagame stał się faworytem Zachodu, który zachwycając się skutecznością Rwandyjczyka, wybacza mu metody sprawowania rządów, a nawet to, że od dwudziestu lat najeżdża zbrojnie na sąsiednią Demokratyczną Republikę Konga, by z jej dwóch wschodnich prowincji Kiwu uczynić surowcowe zagłębie dla przeludnionej Rwandy, a także strefę buforową strzegącą jego kraj przed partyzantką żądnych odwetu Hutu.
Kagame zaś zręcznie gra na poczuciu winy Zachodu, który w 1994 r. nie kiwnął palcem, by ocalić Rwandę przed ludobójstwem. Ówczesny prezydent USA Bill Clinton, który opierał się przed nazwaniem rwandyjskich mordów ludobójstwem, dziś należy do najbardziej entuzjastycznych i bezkrytycznych zwolenników Kagamego.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Paul-Kagame-dobry-tyran-z-Rwandy,wid,15998253,wiadomosc.html
==============
Zaiste, diabelska alternatywa…….
Czy zbrodnicza demokracja, czy oświecony zamordyzm?
Oswiecony zamordyzm mieliśmy za PRL.
Teraz mamy demokrację, zabójczą dla wielu ludzi osobiście i dla przyszłości naszego kraju…..
Jak rozwikłać problem?
Czy wizjoner ma zastąpić pragmatyka, czy też „wizje” mogą spowodować jeszcze więcej ofiar?
Stabilność i przewidywalność wydają mi sie bardziej sensowną podstawą bytu populacji, niż mrzonki…..
A nowa partia w gorsecie starych przepisów prawnych i inercji biurokracji nie ma szans, ani kadr……
Czyli 2/3 wybranych przedstawicieli społeczeństwa myśli rozsądnie. To dobry znak w tym zalewie coraz gorszych realiów.
Przykład Singapuru pokazuje, że centralne zarządzanie może rozwiązywać problemy, z którymi nie radzi sobie wolny rynek. Potrzebna jest jednak spójna polityka państwa nastawiona na szybki rozwój gospodarczy. Bez 8 proc. corocznego wzrostu PKB obywatele Singapuru nie byliby w stanie wygenerować tyle pieniędzy, by sfinansować ?narodowy plan mieszkaniowy?. Konsekwencji w realizowaniu planu i spójności wizji sprzyjał fakt, że w Singapurze od ponad 50 lat rządzi jedna partia (Partia Akcji Ludowej, ta która wygrała wybory w 1959 r.) a ponadto przez przeszło 30 lat rządził także jeden premier (wspomniany wcześniej Lee Kuan Yew), co jest sytuacją niespotykaną we współczesnych zachodnich demokracjach.
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/analizy/singapur-pokazal-jak-zapewnic-obywatelom-duzo-tanich-mieszkan/?skad=newsletter20130918
=================
Sposób na dobrobyt?
Vera
Witam Panią i dziękuję za informacje o życzeniach. Dziękuję również tym, którzy mi je składali. Idąc przez Europę nie miałem poczucia osamotnienia czy odrzucenia choćby dlatego, że wiele myślałem o gorących dyskusjach, które toczyły się na blogach Polityki – dyskusjach w których uczestniczyłem. Tak więc choć mnie tu realnie nie było to jednak duchem byłem. Wiem również o inicjatywie przyjaciół. Jednak bagaż doświadczeń z którym wróciłem nie da się zamknąć w formie blogowych felietonów. Pociąga mnie coś poważniejszego. Tak więc przede mną dużo samotnej pracy. No a w przerwach wizyty u przyjaciół na gościnnych blogach Polityki. W tej chwili staram się zamknąć podróż. Wokół pryzmy książek w których ryję szukając odpowiedzi na pytanie – jak to się stało, że idea braterstwa, wolności, wyzwolenia którą buntownik z Nazaretu głosił zamieniła się w opresję – w tym również seksualną. Mam nadzieję, że to w końcu wyobrażę sobie i zrozumiem.
Mag
Dzięki za komentarz. To nie tylko Czechy. Podobna sytuacja jest np we wschodnich Niemczech. Pewien polski ksiądz wyżalał mi się tam z goryczą, że musi pracować w „światowym centrum ateizmu”. Mówił – „Panie Kartka, kościół pusty, gorzej jest tylko w Północnej Korei. No i w Czechach. Tu mieszkają tylko starzy partyjniacy, urzędasy i agencji Stasi. Biskup mnie tu zesłał”. Tymczasem ja z muszlą na plecaku i kijem byłem we wschodnich Niemczech rozpoznawalny, sympatycznie traktowany i atencją goszczony. I ja traktuję to właśnie jako ateistyczne chrześciaństwo. Z perspektywy trudów drogi pokutnej liczą się fakty a nie deklaracje. Znakiem Dobrej Nowiny jest dzielenie się chlebem, winem, podanie zimnej wody w upał, przyjęcie pod dach gdy leje a nie jakieś roraty, różańce czy mizerykordie. Braterstwo jest cechą chrześcian – bez względu na to czy żyją w klasztorze czy komunie hippisowskiej, bo w nich też odpoczywałem.
Wodnik 53
Pozdrawiam Krajanie!
Miroskom
Całkowicie zgadzam się z Pana komentarzem!!
A od siebie trochę się wymądrzę, za co przepraszam:
Myślę, że przypisujemy naiwnie zbyt wielką rolę polityce. Zapominamy o tym, że rządy i partie w gruncie rzeczy niewiele mogą. Ich rzekome rządzenie jest raczej symboliczne i przypomina rolę sternika statku płynącego po rzece. Reszta oczekiwań do zrealizowania, to złudzenia i iluzje. Jednakże społeczeństwo musi mieć jakiegoś sternika, żeby przynajmniej móc omijać mielizny i unikać kolizji, przystanąć tam gdzie trzeba, itp.
Skuteczne i pomyślne sterowanie gospodarką kraju i wszystkimi problemami państwa jest na dzisiejszym poziomie wiedzy społecznej niemożliwe. To zbyt skomplikowany organizm. Nie potrafią tego nawet najznakomitsi ekonomiści, którzy do dziś, mimo niewątpliwego postępu tej nauki, nie wiedzą jak zapobiegać kryzysom, elementarnym problemom ekonomicznym, i je likwidować
Gdyby to było możliwe, to już dawno na świecie, nawet choćby tylko przez czysty przypadek, udałoby się wybrać taki mądry rząd, który zrealizowałby powszechny dobrobyt i sprawił, że wszyscy byliby zadowoleni. Niemniej historia nie zna takiego przypadku w dziejach, w którym obywatele mieliby poczucie, że oto wreszcie żyje im się dobrze, nie mają żadnych zastrzeżeń i niczego im do szczęścia nie brakuje.
Narzekanie na brak wizji idei i celów i przypisywanie tego uwiądowi demokracji jest w obecnych czasach chyba niesłuszne. Świat wokół nas zmienia się już tak szybko, że polityka i politycy nie są w stanie za tymi zmianami nadążyć. Myślę, że ludzkość weszła w jakiś nowy etap (bezprecedensowe tempo postępu technicznego, globalizacja, itp.), dla którego trzeba będzie znaleźć zupełnie nowe i oryginalne rozwiązania polityczne, ale to wymaga czasu i powinno, mając w pamięci nieszczęsny eksperyment marksistowski, przebiegać ewolucyjnie, a w żadnym wypadku nie wynikać z teoretycznych dociekań lub dobrych chęci.
Oczywiście tego typu rozważania są niemożliwe do przyjęcia dla kogoś, kto żyje tu i teraz i boryka się z określonymi problemami, których rozwiązanie może się mu wydawać łatwą sprawą dla rządu i jego psim obowiązkiem. Jednakże myślę, że dyskutując o jakości rządzenia, roli partii politycznych i w ogóle demokracji warto również spojrzeć na to w ten sposób.
Jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało, rząd niewiele może i oczekiwanie od niego cudów jest nierozsądne. Przyznał to poniekąd kiedyś nawet sam Kaczyński, skarżąc się naiwnie na niespodzianie silny dla niego opór materii przy próbach rządzenia państwem
qwerty_xyz_12345
18 września o godz. 3:15
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Jestem właśnie takim wyborcą, zawiedzionym, rozczarowanym. Tusk z mojego punktu widzenia zrobił rzeczy straszne, klęka ze strachu przed Kościołem, daje preferencje finansowe ludziom bogatym, cofnięcie ulg za wizyty u prywatnych lekarzy, cofnięcie podatku spadkowego, ustąpienie PSL-owi w sprawie KRUS-u, niepodpisanie Karty Praw Podstawowych. I tak można ciągnąć.
—————
A ja się absolutnie nie zgadzam z Miroskom. Można przyznać mu (jej) rację, gdyby te partie się rzeczywiście między sobą różniły. Tymczasem to jest jedna partia podzielona przez przywódców na dwie części, aby zawojować cały rynek polityczny. Wszelkie drobne różnice są napompowywane do absurdalnych wielkości tylko po to, aby wszyscy uwierzyli, jak to towarzystwo się nienawidzi. Tymczasem już na początku swojego istnienia Kongres Liberalno – Demokratyczny był członkiem – założycielem Stowarzyszenia Porozumienia Centrum, a i wszystkie ważne głosowania (patrz CBA) są uzgodnione.
Jacobsky
18 września o godz. 15:01
Zdecydowanie brzmi lepiej, ale to zabieg kosmetyczny.
Oj Kartko. Idea braterstwa i wolnosci i wyzwolenia nie ma nic wspolnego z ta czy tamta religia. One sa w nas (albo ich nie ma), one sie rodza z naszych zyciowych doswiadczen, a nie z religii. Przeciwnie, religie czesto ucza zaprzeczenia braterstwa – wykluczenia, zaprzeczenia wolnosci, kiedy mowia nam jakie czytac i pisac ksiazki, jakie spiewac piosenki, z kim dzielic lozko i zycie, i z jakich osiagniec nauki nie wolno korzystac. Religie czesto sa opresja. Nie sposob przeciez zapomniec, ze w imie religii wlasnie popelniano na swiecie namjwieksze zbrodnie znane ludzkosci. Nie sposob wiec powiedziec – no, prawda, przez 20 wiekow nawracalismy niewiernych ogniem i mieczem, palilismy ich na stosacxh, wyrzucalismy ich z ich ziem rodzinnych, odbieralismy ich wlasnosc, wykluczalismy ich z zycia spolecznego, zamienialismy ich w niewolnikow, ale TEORIA nasza byla naprawde piekna.
Wiec tych odpowiedzi, ktopruych zamierzasz szukac – „jak to się stało, że idea braterstwa, wolności, wyzwolenia którą buntownik z Nazaretu głosił zamieniła się w opresję” nigdy nie znajdziesz, poniewaz taka PRAKTYKA (w odroznieniu od nic nie kosztujacych teorii) jest wpisana w nature masowych tryumfalistycznych religii.
Tego wlasnie ucza podroze. Mowie jak podroznik do podroznika, Karteczko 😈
Wlodzimierz
18 września o godz. 23:33
„Myślę, że przypisujemy naiwnie zbyt wielką rolę polityce. Zapominamy o tym, że rządy i partie w gruncie rzeczy niewiele mogą.”
Proszę Pana, my w ramach stanowionego przez tych panów prawa musimy żyć, prowadzić działalność gospodarczą, funkcjonować. Korzystamy (za duże słowo w konfrontacji z rzeczywistością) w ramach tego prawa ze służby zdrowia, oświaty, policji itp. Jeśli ci ludzie nie stanowiliby prawa, to jak dla mnie mogą się pozagryzać jak psy we wzajemnej nienawiści. Niewiele mnie to już obchodzi.
Według mnie chodzi o to, że w Polsce nie ma jakiejś partii, która by się szczególnie wyróżniała na scenie politycznej. Te, które są ciągle toczą jakąś śmieszna walką między sobą, obrzucając się wyzwiskami i ciągle używając argumentów dotyczących katastrofy smoleńskiej. Ludzie nie chcą nowych partii, bo boją się, że te nowe będą takie same, jak te stare, i że znów będzie to samo
Alla,
zabieg kosmetyczny czy chirurgiczny – ważne, żeby poprawiał samopoczucie. Więcej optymizmu ! A głosowanie na większe dobro podnosi poziom optymizmu, poprawia samopoczucie.
rem,
oświecenie bezsprzecznie nie jest towarem chodliwym w Polsce. Podobnie jak pozytywizm. Liczy się tylko romantyzm, który pasuje do polityki jak przysłowiowe siodło do krowy. Romantyzm, czyli emocje, którym polskie społeczeństwo daje się ponosić z lubością. A tym czasem w polityce emocjami się manipuluje, manipuluje tak, aby ewentualnie poniosło innych, ale nie manipulujących.
Myślę, że nie trzeba popadać w skrajności. Miejsca pomiędzy anarchią (nawet tą obywatelską) i tyranią (nawet tą oświeconą) jest dość, i w sumie możemy wybrać (kolektywnie) takie rozwiązanie, które będzie jakoś pasowało większości. Moim zdaniem już wybraliśmy to rozwiązanie, wybraliśmy je prawie 25 lat temu, tylko fakt ten jeszcze nie dotarł do wszystkich, a szczególnie nie dotarły konsekwencje tego wyboru. Jedną z nich jest ścisły związek między wolnością i odpowiedzialnością. Za siebie i za innych.
Pozdrawiam
@kartka
książek o Nazareńczyku jest ok. 15 tys. Żeby zrozumieć, co się stało, wystarczy czytać Nowy Testament, zwłaszcza Pawła, i znać trochę historię Kościoła, zwłaszcza od edyktu Konstantyna. Na bazie opowieści o Jezusie (w wersji oficjalnej akceptowanej już przez Kościół instytucjonalny) zbudowano na gruzach Imperium Rzymskiego całkiem nową organizację religijno o rosnącym przez wieki wpływie politycznym, społecznym, kulturowym (,,civitas christiana”). Można to nazwać wrogim albo przyjaznym przejęciem, można – produktem pewnego pewnego procesu historycznego, można – zarzuceniem pierwotnych ideałów. Jednej prostej odpowiedzi nie ma, chyba że uznamy za nią własne doświadczenie duchowe, np. braterstwa, i to pomimo tego, że inni wcale nie chcą być naszym braćmi :), wprost przeciwnie.
Czytalem niedawno wywiad z Wiktorem Jerofiejewem rosyjskim pisarzem, ktory twierdzi, ze Putin na tle koserwatywnego spoleczenstwa w Rosji to prawdziwy liberal.
A jak sie ma stosunek rzadzacych do rzadzonych w Polsce. Czy ktos naprawde chcialby sie wychylic i powiedziec , ze polskie spoleczenstwo jest inne, lepsze, bardziej zaangazowane, liberalniejsze i bardzej postepowe jak jej wybrani przedstawiciele ?
Jestem przekonany, ze polskie partie sa zwierciadlem polskiego spoleczenstwa i odpowiadaja potrzebom swojego elektoratu. Nie wierze tez, ze stosunki w polityce i samych partiach, daleko odbiegaja od stosunkow spolecznych, panujacych w innych dziedzinach zycia w Polsce.
W demokracji mamy to szczescie, ze dzieki opozycyjnej kontrolii politycznej i mediom, wiekszosc przykrych i brzydkich cech naszych wybrancow staje sie publiczna i dzieki temu mamy szanse wybrac tego ktory nam najbardziej odpowiada.
Oczywiscie ostatecznie zawsze Jaroslawa Kaczynskiego, bo on „nie jest z soli, ani z roli, tylko z tego co go boli” i w ten sposob staje sie perfekcyjnym kandydatem wszystkich bolaczek i nieszczesc Polakow.
Czy mozna za to winic demokracje jako system polityczny.
Oczywiscie tak, to jest przeciez o wiele prostsze, jak zajac sie edukacja polityczna narodu.
W Polsce, a pewnie i w innych krajach, wybór pomiędzy partiami politycznymi jest szukaniem mniejszego zła. Tak się jakoś składa, że walka o władzę i wpływy przyciąga jednostki o niekoniecznie kryształowym charakterze. Powtarzające się, na szczęście, wybory, eliminują osoby, które ewidentnie się nie sprawdziły, natomiast nie gwarantują odpowiedniej jakości nowo wybieranych, bo jacy oni naprawdę są, okazuje się później. Można np. stwierdzić, że Kaczyński nie sprawdził się w roli premiera, a Tusk, pomimo jego wielu wad i uchybień, radzi sobie znacznie lepiej, co nie znaczy, że nie chciałbym mieć lepszego od niego szefa rządu. Z kolei nie wyobrażam sobie takich osób jak Miller, a zwłaszcza Palikot czy Ziobro na stanowisku premiera. Pozytywnym zaskoczeniem jest Komorowski na stanowisku prezydenta, radzi sobie nadspodziewanie dobrze, czego wyrazem są jego wysokie notowania w badaniach ankietowych.
Jacobsky
19-09-g.11:22
Bardzo udatnie wyraziłeś to, co i ja mam na końcu języka, ale nie zrobiłabym tego lepiej.
Mam na myśli zwłaszcza ostatni akapit Twojego wpisu od słów: „Myślę, że nie trzeba popadać w skrajności”…
Pozdrawiam
@wiesiek, przyklad Ruandy najlepiej mowi, ze pod rzadami dyktatorow tez mozna sie rozwijac. Nie wiem, jakie sa rzady, czy kto rzadzi w Angolii i Mozambiku, ale kraje te kwitna. Singapur, czy Chiny, a takze Korea Pld tez nie mozna nazwac kolebka demokracji a tez kwitna. Wiec czy konieczna jest demokracja? Wg mnie konieczna, ale z tych pozostalych, niegospodarczych wzgledow.
Azeby stworzyc partie, ktora zaistnialaby naprawde „na rynku” w nierewolucyjnych warunkach trzeba miec pieniadze, o czym wlasciwie nikt tu nie wspomina. Jakie pieniadze moze miec jakas tworzaca sie w Polsce partia, jesli nie moze miec sponsorow z odpowiednia kasa? Nie orientyje sie w polskich realiach. Z powodu niedostaku kasy, a nie ze ma brzydkie oblicze polegnie kazda nowotworzaca sie partia.
. Nalezy chodzic na wybory, sama zaliczylam w zeszlym tygodniu prawybory do wladz miasta NY. Oczywiscie licza sie tu kandydaci tylko dwoch partii, ale w odroznieniu od polskiego krajobrazu te partie roznia sie zasadniczo. W Nowym Jorku tak wielce liberalnym i demokratycznym miescie przez ostatnie 20 lat burmistrzami miasta byli republikanie, ktorzy jednak byli daleko i jeszcze dalej od polityki. Oj, bedzie tu przez najblizsze tygodnie interesujaca kampania wyborcza i glosowac bede nie „przeciw”, ale „za”.
Torlin
Ty tez przyłączyłeś się do klubu uważających że partie choć oni głównie mówią o Po i PiS niczym się między sobą nie różnią i wszystko jedno czy będzie rządził PiS czy PO?
To postawa bardzo niemądra. Bowiem różnice widać jak na dłoni. Brak pełnej władzy wymusza na tych co wygrali odstąpienie od pomysłów które chcieliby wdrażać. Niech by PiS pod wodzą Jarka taką władzę uzyskał szybko być się dowiedział do czego dążył. Jak byś miał pecha to byś został oceniony jako przeciwnik władcy i cienko byc śpiewał.
Adam Szostkiewicz
Kot Mordechaj
Dziękuję za zgodne z moimi przeczuciami uwagi. Istotnie literatura nt chrześciaństwa jest obfita. Oczywiście podstawą jest Pismo Święte – korzystam z tzw Bliblii Tysiąclecia. Uzupełniam to głównie książkami teologów, historyków niemieckich, którzy wychwytują manipulacje i przekłamania przekładu z wulgaty i rzeczowo przedstawiają kontekst historyczny, polityczny czy społeczny. Na szczęście interesuje mnie pierwsze sto lat tej religii czyli okres gdy chrześcianie oczekiwali na paruzję. Problemem głównym jest to, że Ewangelie pisane były już po śmierci Chrystusa więc zawierają zarówno fakty prawdziwe jak i zrozumiałe konfubulacje. Na dokładkę są reakcją na zjawiska społeczne w ramach gmin, wspólnot chrześciański, które wystąpiły już po śmierci Chrystusa. Tak więc mam wrażenie, że Ewangeliści przypisują mu poglądy, których nie miał. Przykładem może być słabo uzasadniony dogmat o nienaruszalności małżeństwa, który formułuje w polemice dotyczącej listów rozwodowych. Radykalność, pryncypialność tego dogmatu razi w kontekście jego tolarancyjności np wobec nierządu. Konkretność tego dogmatu razi również stylistycznie, bo nie jest ujęta w formie przypowieści. Idąc tym tropem zastanawiam się czy Jezus po prostu zapędził się w polemice z faryzeuszami odpowiadając kontrargumentem na każdy, nawet sensowny argument. Czy może jakieś osobiste wydarzenia kazały być mu niekonsekwentnym w nauczaniu. Czy, co wydaje się najbardziej prawdopodobne, przypisano mu ten dogmat w reakcji na obyczaje seksualne w gminach chrześciańskich już po jego śmierci. Przemawiają za tym dyspcyplinujące listy Pawła. No i znów wątpliwość czy wynikały one z rygoryzmu, purytanizmu Pawła, który musiał się mordować ze swymi słabościami (wynika to z listów) czy raczej z tego iż swoboda obyczajowa rwała więzi grupowe komun chrześciańskich. Te same wątpliwości budzi np dogmat o dziewictwie Marii. Albo wyrażany w Ewangeliach czy listach pokorny stosunek Jezusa (przypisywany mu) do państwa – sprzeczny z programem politycznym zawartym w Kazaniu na Górze albo np z powołaniem Mateusza – celnika.
Tak więc moja praca na Ewangelią ma charakter detektywistyczny. Na szczęcie nie mam ambicji historycznych i chodzi mi jedynie o uporządkowanie i zamknięcie podróży, którą odbyłem. Do prawdy zapewne nie dotrę więc muszę wybrać jakąś interpretację na swoją miarę. Tak aby nie kłóciło się to z moimi duchowymi czy intelektualnymi przeżyciami i poglądami.
Zdaję sobie sprawę, że pojęcie braterstwo, podobnie jak solidarność, wolność … się zgrało, trochę razi patosem. No ale jest faktem, że chrześcianie po śmierci Chrystusa poważnie traktowali to pojęcie. Wspólnoty były niezależne finansowo, prowadziły niespotykaną na ówczesne czasy działalność charytatywną, utrzymywały przy życiu wdowy i sieroty, wykupywały z kryminałów uwięzionych, leczyły ich, opłacały podróże misyjne … . Tego akurat można się od nich uczyć. Tak więc cieszy mnie, że napotkałem podobne przejawy braterstwa we współczesnej Europie.
Pozdrawiam
Och droga Karteczko Niemcy / %/mowia , kosciol to tylko taki dodatek do rzeczywistosci ,cudow nie robi ,tylko troche czasem niektorym pomaga.
Pozdrawiam
Madrze Pan to ujal p. Redaktorze ; moze problem polega na tym ,
ze niektorzy nie chca byc naszymi bracmi …???
Pozdrawiam
Z ta demokracja tak pojeta jako milosc do obecnych partii i politykow nie jest dobrze nie tylko w Polsce. Ludzie krytykuja swoich politykow takze w USA i w Kanadzie, gdzie wiarygodnosc Kongresu i Parlamentu nie przekracza 30%. Coz, wyborcy i partie polityczne to dwa rozne swiaty, czesto o przeciwstawnych interesach. Jedni chca cieplych posadek, pieniedzy i slawy, drudzy- „spelnienia obietnic wyborczych”. Zauwazylbym jedna rzecz: wszystkie partie polityczne tego swiata ulegly konwergencji. Konserwatysci sa populistami, a socjaldemokraci probiznesowi i lubia Pana Boga. Tylko ekstrema ma wciaz wyrazisty profil ideologiczny i radykalny program. Chociaz, nie wiadomo, co zrobilaby po dojsciu do wladzy?
Dla mnie jest ganz egal, czy w Kanadzie rzadza „konserwatysci” czy tez „liberalowie”, bo panuje tu swobodny przeplyw politykow miedzy partiami. Podobnie jest w Polsce. Po co glosowac, jezeli nic, ale to absolutnie nic sie nie zmieni? Tylko dziennikarze poddaja sie emocjom „walki politycznej”, ale ich mozna zrozumiec, poniewaz w ten sposob zarabiaja na chleb, kreujac nieistniejace sensacje i wydarzenia. Moze to dowod na postepy demokracji po komunizmie?
Jak najbardziej. Polacy zresztą mają niesłychanie niski czynnik odpowiedzialności społecznej i zaangażowania. Jedynie ok. 10% osób interesują sprawy społeczne czy wspólne dobro, podczas gdy w Norwegii, Danii, Szwecji czy Finlandii takich społeczników jest 65-85%.
No proszę, a mówi się, że są to narody depresyjne, niekontaktowe…
? Ale jak ci ?depresyjni? potrafią zadbać o swoje miasteczko, rzekę, zatańczyć w zespole folklorystycznym albo zebrać pieniądze w swojej gminie wyznaniowej na cel społeczny! W Polsce występuje zjawisko zwane nieetycznym familiaryzmem, co polega na tym, że z lęku przed władzą, której nie ufamy, zresztą historycznie, zamykamy się w małych społecznościach ? rodzinie i wąskim kręgu przyjaciół.
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/wzor-na-szczescie-rozmowa-maciejem-bennewiczem
==============
Interesująco o nas i INNYCH,,,,,,
Moim zdaniem, stała sie w Polsce rzecz nienowa- egoizmy i antypatie osobiste zawładnęły przejmującymi władzę przywódcami.
Schemat…….
Poczucie własnej wartości przeciwstawili innym.
Zazdrość o miejsce w historii uniemożliwiła im współpracę.
Walka o stołki zajęła czas potrzebny do uzgodnień planu działania i przemyślenia go.
Doraźność zniszczyła perspektywiczność.
Kto, z kim i przeciw komu, jako jedyny cel działania……
Pozycja 69/37 czyli ekspertyza a la polonaise
Ja bym nie szukał zrozumienia lokalnych postaw wyborczych w historii Nazareńczyka, rzekomej impotencji zasad demokracji czy też w smaku piwa z Trutnova, jak to się blogu splata w piękny obraz naszej dysputy o ‚portrecie własnym’.
A takie spektrum narzędzi poznawczych zda się być na blogu przykładane do danych socjologicznych z tytułowego wątku.
Wizerunek adremu i liczb go opisujących, proponuję potraktować racjonalnie i po ekspercku – w znaczeniu sprzed cezury zaistnienia tzw. komisji Macierewicza.
Po pierwsze – 69% respondentów sugeruje, że nie ma obecnie partii, na którą głosowaliby, ponieważ nie są obecnie beneficjentami partii rządzącej (a tylko ci, którzy już teraz korzystają, chcieliby powtórki). Dlaczego nie wskazują obecnej opozycji? Ponieważ obecnie nie jest ona atrakcyjnym dysponentem beneficjów z zawłaszczonego władzą dobra wspólnego.
A wyborca polski nie widzi związku przyszłości z teraźniejszością (ani żadnego innego logicznego związku, pomiędzy słowem, czynem i skutkiem w publicznej egzystencji).
Po drugie – 37% respondentów, w przyszłości (bo o tym mówi pojęcie ‚nowa partia’) nie widzi nadziei dopchania się do żłobu w jednym z dwóch obecnych wózków partyjnych. Są wykluczeni z nadziei, intelektualnego i czynnego uczestnictwa w rodzimej demokracji, wyemigrowali intelektualnie wewnętrznie- albo po trochu z każdej opcji.
Pozostali zapewne (63%), chcieliby zagłosować w przyszłości na tę obecną partię, która będzie w tej przyszłości dawała im samym większe szanse na dostęp do łupów, czyli zwycięstwo wyborcze. Są wśród nich również ci, którzy obecnie ani na PO (nie załapali się na frukta) ani na PIS (nie ma przełożenia na żłób) głosu wg. sondażu by nie oddali…
Zrozumienie głosu ludu sondażowego nie jest więc takie trudne, jeśli kompetencją dla ekspertyzy nie jest sklejanie samolotów czy rachunkowość gestów kk.
Wystarczy antropologia wspólnot plemiennych dotkniętych znamionami cywilizacji zewnętrznej (np. ornamentalnymi formami demokracyjnymi, modo parlament i prezydent) a liczby sondażowe, układające się w znamienne symptomy kultu cargo, przestają być po smoleńsku mgliste.
Tylko, w razie opadnięcia z nas tej mgły powszechnej i ciemnogrodzkiej, jak spodni, czy wtedy Dominikana, Trynidad i Tobago pomieściłyby wszystkich rodzimych szamanów, kultywujących nasze kompetencje plemienne do wyżłobiania naiwnych Unii, demokracji i cywilizacji – a nawet samej Rzeczypospolitej Plemion Obojga?
? I dream of a church that is a mother and shepherdess. The church?s ministers must be merciful, take responsibility for the people and accompany them like the good Samaritan, who washes, cleans and raises up his neighbor. This is pure Gospel. God is greater than sin. The structural and organizational reforms are secondary?that is, they come afterward. The first reform must be the attitude. The ministers of the Gospel must be people who can warm the hearts of the people, who walk through the dark night with them, who know how to dialogue and to descend themselves into their people?s night, into the darkness, but without getting lost. The people of God want pastors, not clergy acting like bureaucrats or government officials. The bishops, particularly, must be able to support the movements of God among their people with patience, so that no one is left behind. But they must also be able to accompany the flock that has a flair for finding new paths.?
Lektura obowiazkowa, Gospodarzu:
http://www.americamagazine.org/pope-interview
Kobiecie, która poddała się aborcji i która szczerze tego żałuje, należy się miłosierdzie – powiedział papież Franciszek w wywiadzie dla jezuickiego pisma „Civilta cattolica”. Odniósł się też do tematu małżeństw homoseksualnych i antykoncepcji. – Kościół ma obsesję na tym punkcie – uważa papież.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14636069,Papiez__nie_mozna_tylko_naciskac_w_sprawach_aborcji.html
==============
Zdaje się że od dawien dawna papież jest CZŁOWIEKIEM…..
Ale niestety przesłanie przez niego głoszone nie będzie się podobać.
Faryzeusze nie zrobia na tym biznesu, a kupili świątynię.
Wygnać z niej Terlikowskiego, czy Rydzyka, to podciąć im korzenie egzystencji…..
Plajta Kościoła Nienawiści, to plajta wielu biznesów.
Fascynujący jest dla mnie Franciszek.
Taki…..LUDZKI……
Maćku!
A czy ja Maćku coś takiego piszę? Że to jest wszystko jedno, która partia rządzi? Napisałem jedynie komentarz do Miroskom, u którego czytamy np. „W Wielkiej Brytanii od prawie 200 lat są dwie partie walczące o władzę i jakoś nikt nie mówi o zabetonowaniu” (tutaj właściwie należałoby zacytować cały akapit). Czymś zupełnie innym jest stwierdzenie, że te partie w podstawowych poglądach na życie społeczne się nie różnią, tak jak Republikanie i Demokraci czy Partia Konserwatywna i Partia Pracy, a zupełnie czymś innym, że mnie jest wszystko jedno, która z nich rządzi w Polsce. Chyba że Maćku zdecydujemy, że główne polskie partie polityczne są lewicowo – konserwatywno – liberalne czyli dla każdego coś miłego – to wtedy zgoda.
wiesiek59,
nie tylko Franciszek okazuje się być ulepionym z ludzkiej gliny. W moich stronach toczy się w tej chwili debata wokół laickości państwa i zakresu swobód osobistych. Przy okazji tej debaty wyszła sprawa krzyża w sali posiedzeń parlamentu mojej prowincji. Krzyż tam wisiał od początku istnienia tej instytucji i teraz, kiedy rząd zamierza jeszcze bardziej umocnić charakter laicki państwa, nakłądając na ogromną większość pracowników sfery rządowej pewne obowiązki w zakresie noszenia symboli religijnych, oczywiście wyszła sprawa obecności krzyża w parlamencie. Rząd, a także wielu polityków opozycyjnych uważają, że krzyż powinien zostać z uwagi na tradycję historyczną, bo w sumie wisi on tam od zawsze. I tu niespodzianka: wczoraj przedstawiciel miejscowej hierarchii katolickiej powiedział, że jeśli krzyż w parlamencie ma być tylko zabytkiem historycznym, a nie symbolem żywej wiary, to oni, hierarchowie wolą, żeby ten krzyż zdjąć. W sumie logiczne i zrozumiałe, ale czy do pomyślenia nad Wisłą ?
Pozdrawiam
Kartko – coś TY Atenom zrobil ? . . . .
że wszyscy czekali tak ,jak na Godota.
Że doczekali się to dobrze.
W dyskusji na tematy pokrewne pojawia się motyw
BRAKU POLITYKÓW PEŁNA GĘBA.
Być może ze to uzasadnione twierdzenie – żądanie –
ale mnie nie są potrzebni CI z pełna czy wielką gęba.
Ba nawet mam wrażenie że cierpimy na przerost
czy też PRZEBOGACENIE w wielkogębych.
Mnie wystarczyło by wypełnianie obowiązków za które
mianowańcy pobierają pensje.
Ot prosty przykład – zmarł człowiek upadając na śliskim chodniku
przeleżawszy bez ruchu prawie dzień w celi komisariatu.
Śledztwo umorzono.
Dla mnie – po stwierdzeniu faktów na zielonej trawce powinni znależć się :
Szef Prokuratury
Prokurator który umorzył śledztwo
Kierownik komisariatu
Cała zmiana komisariatu
– z zapisem //dawniej nazywano to wilczym biletem // na pracę w jednostkach mających coś wspólnego z sądownictwem i prawem.
Podobna procedurą należałoby obłożyć wszystkie instytucje życia publicznego.
Czyżby nikt przede mną nie wpadł na taki prosto- głupi pomysł ?
Nie wierze.
Może wtedy okazało by się że
– Blida powinna życ
-Olejnik by nie siedział w szambie przez rok
– Szef Policji by cieszył się rodziną
-Cimoszewicz byłby szefem Rządu
Kto wie ?????
ukłony
http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,14635309,Szpital_pomogl_Ukraince_rodzacej_bez_ubezpieczenia.html#LokKrajTxt
Poniewaz zapewne nikt nie zajrzy do linku podaje tytul artykulu : „Szpital pomogl Ukraince rodzacej bez ubezpieczenia.” I dalej peany, rowniez na forum jaki to szpital szlachetny.
Kilku osobom powtorzylam tytul, a mieszkam w tej strasznej Ameryce. W odpowiedzi cisza, brak slow, bo przeciez to nie moze byc prawda, ze w Polsce jest takie barbarzynstwo i tak oczywista sprawa jest wydarzeniem godnym gazety. A co z innymi, ktore nie trafily na taki szlachetny szpital? Gdzie zwyczajne czlowieczenstwo?
W Ameryce kazdego roku wiele milionow kobiet bez ubezpieczenia , nielegalnych (tez Polek) ma zapewniona opieke przez cala ciaze i rodzily i rodza w doskonalych warunkach. A dopiero tu nic nie ma za darmo… ale na takie sytuacje pieniadze musza sie znalezc..
To ja Wam dam przykład działania demokracji w Polszcze (i nie tylko):
?Statuty diecezjalne zabraniają wytaczania procesów przed sądem cywilnym bez zezwolenia biskupa, co ks. Lemański uczynił?
(stąd: http://wojciechlemanski.natemat.pl/75539,w-odpowiedzi-mojemu-biskupowi-po-wywiadzie-dla-kai)
Znaczy się, księża są niewolnikami. Muszą mieć zgodę Pana na korzystanie z (przynależnych im, jak za przeproszeniem psu micha i niezbywalnych) praw obywatelskich.
Ps. Zamiast znaków zapytania miał być cudzysłów (skutek kopiowania).
Jacobsky z 20 września o godz. 13:08
Ciekawa informacja. Stanowisko biskup też mi się wydaje logiczne i zrozumiałe. Abstrahując od oczywistego stwierdzenia, że państwo jest świeckie, mogę tylko dodać, że z perspektywy religijnej – w przypadku Polski (nie znam Kanadyjskich obyczajów parlamentarnych) – krzyż jest nieustannie profanowany. I nie mam na myśli tych, którzy usiłują go ze ściany ściągać.
Miłego dnia (może spokojnej nocy, bo nie wiem która jest w Kanadzie).
Zezowaty, pozdrawiam
Swietna anegdota, Jakobsky, z tym krzyzem w sali prowinconalnej legoslatury.
No wlasnie, tak.
Jeszcze dodam do swego zachwytu anegdota Jacobsky’ego.
Bo oni, w tej Waszej Kanadzie, to krzyz traktuja z powaga. Nie jak gadzet do walenia w glowe niewiernych, ani jak zabawke do ucierania nosa zwolennikom rozdzialu Pansktwa od Kosciola.
Wiele wody w Wisle uplynie zanim krzyz bedzie faktycznie cos waznego znaczyl i do czegos zobvowiazywal tak zwanych katolickich politykow w Polsce i tak zwanych katolickichg publicystow.
jabeta
I tu mnie korci, żeby jednak poprzeć jakąś rewolucję w Polszcze (byle bezkrawą, za którą tęskni „wieszcz” J. M. Rymkiewicz).
Właśnie w obronie naszej demokracji, która niby jest, a jakby jej nie było. Przynajmniej w odniesieniu do księży zniewolonych przez swoich mega aroganckich pryncypałow.
Gdyby Chrystu znowu zstąpił na Ziemię, to chyba wziąłby i się popłakał, co zostało z Jego nauczania.
Sen o idealnej partii politycznej jest jak sen panienki o kawalerze, poecie z grubym portwelem.
Partii może być kilka typów, a typ tak ma, że nie wszystko w nim odpowiada, na zamówienie partii nam nie zrobią.
Nie na temat, ale ciagle aktualne
Glowa Kosciola Katolickiego Papiez Franciszek staje sie coraz bardziej wyzwaniem dla Kosciola. Wpadl na przyklad na idee, aby zadac pytanie; jak Pan Bog patrzy na gejow, czy z podobna miloscia jak na reszte rodzaju ludzkiego, albo tak jak Kosciol ?
Albo to stwierdzenie, ze konfesjonal jest miejscem milosierdzia bozego, a nie narzedziem tortur, co z tym ma poczac normalny polski ksiadz, ktory dotychczas z dobrego serca i z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku w swoim konfesjonale; besztal, upokarzal i straszyl wiernych ?
A co zrobic z tymi papieskimi wyrazami milosierdzia dla dzieciobojczyn nienarodzonego zycia, albo rozwodnikow.
Slowa Papieza sa proste i dla kazdego zrozumiale. Franciszek chce wedlug swoich slow uczynic z KK lazaret na polu bitwy wspolczesnego zycia.
A czym byl Kosciol Katolicki dotychczas ? Jedna ze stron walczacych, zazdrosnie broniaca swoich srodkow walki i zdobytych przewag.
Pierwszym krokiem do uczynienia z Kosciola Katolickiego lazaretu jest wyrzeczenie sie oreza i to probuje uczynic Franciszek z swoja krucjata milosierdzia.
Franciszek otworzyl nam oczy na oczywistosc faktu, ze jest to jedyna droga odrodzenia Kosciola Katolickiego.
Kosciol hierarchiczny nie da sie oczywiscie bez oporu rozbroic. Franciszek stoi przed prawdziwie herkulesowym zadanie. Ale z pomoca boza i naszym poparciem nie ma rzeczy niemozliwych. Poczatek juz jest zrobiony, droga i cel okreslone. Pierwszy raz od wielu dziesiecioleci Kosciol Katolicki pod przewodnictwem Franciszka, tak zdecydowanie stara sie odnalezdz swoja misje w wspolczesnym spoleczenstwie.
Jacobsky zapomnial dodac, ze sprawa krzyza wyszla na powierzchnie, gdy obecny rzad Quebeku planowal wprowadzic zakaz wszelkich znakow religijnych u pracownikow instytucji panstwowych. Nie dotyczylo to tylko chrzescijan-katolikow, ktorzy raczej nie obnosili sie na codzien z krzyzami. Sa inne grupy demonstrujace na codzien swoj sektarianizm i to w sposob nie znoszacy sprzeciwu.
Ale czyz zalozyciel kolonii quebeckiej, S. de Champlain, nie byl ortodoksyjnym katolikiem?
@z dystansu:
Ja tylko przypomnę, że to nie jest jakiś przełom doktrynalny. To raczej przypomnienie istoty nauki katolickiej, która uległa wypaczeniu przez postawy ‚polityczne’ (by nie powiedzieć ‚kibolskie’), gdzie istotą było wyróżnienie się ‚swoich’ z tłumu zamiast realizowania przesłania ideowego.
Ja bym nawet dodał, że różnice w porównaniu z poprzednimi papieżami dostrzegam raczej w języku i akcentach, niż w doktrynie. Benedykt XVI zapewne by się pod tym podpisał, ale zapewne też inne rzeczy uznałby za ważniejsze. Choćby mszę łacińską.
Kot Mordechaj:
Mówi się, że krzyż w Polsce zaczął oznaczać rewiry ‚katolickie’ początkowo w opozycji do realnego socjalizmu. Nie tyle więc gadżet do walenia w głowę, co płot, za którym jest ‚własne’. I to z pewnym zrozumieniem dla źródła takiej postawy w przeszłości.
http://natemat.pl/75565,partia-jaroslawa-gowina-moglaby-wejsc-do-sejmu-zaskakujacy-sondaz-cbos
Jak widać tutaj partia Gowina wzmacnia PO i osłabia PiS.
@PAK 17:23 Czy „wlasnym” rewirem katolicim jest dziedziniec przed Palacem Prezydenckim albo sala sejmowa? Pewnie tak i tegoi wlasnie zawsze sie obawialem. Krzyz w sali posiedzen Sejmu jest znakiem wykluczenia.
PA2155,
Jacobsky nie tyle zapomniał, ile celowo nie wchodził w detale toczącej się w moich stronach debaty, bo Jacobsky uznał, że te detale nie są akurat ważne w historii, którą opowiedziałem. Co do S. de Champlain: nie widzę większej różnicy między ortodoksyjnym katolikiem i ortodoksyjnym purytaninem. Każda ortodoksja jest samoograniczeniem i przyznaniem się do strachu przez samodzielnym myśleniem. Z tym, że Champlain żył w czasach, gdzie taka postawa była raczej naturalna (przynajmniej u poddanych Najstarszej Córy Kościoła).
Pozdrawiam
Kartka z podróży
21 września o godz. 12:21
Jestem tego samego zdania. Krzyż profanują nie ci, którzy go wieszają gdzie popadnie., zwłaszcza kiedy narusza to laicki charakter instytucji. Celna obserwacja. Ale to jest właśnie polska pobożność (lub pojmowanie żywej wiary, jak kto woli): najważniejszym jest powiesić/postawić krzyż i, ewentualnie, bronić go potem do upadłego. Taki anty-donkiszotyzm.
Pozdrawiam (6 godzin różnicy; gdy w Polsce 18-ta, to u mnie południe).
Ufff,
oczywiście ma być Krzyż profanują ci, którzy go wieszają gdzie popadnie.….
@mag gdyba o Jezusie 21 września o godz. 14:56
Zajrzyj gdzie indziej, gdzie zapisałem dziś się jako pożyteczny idiota o niejawnej paruzji. Facet mógł w amharskim, ale opisał ją po polsku, a ja się nacytowałem. W amharskim czytają lansiarze w ciemnych pokojach (pol: dark room) i barach mlecznych oraz w Green Peace.
staruszek
No to sobie gdybnęlam, choć wiem, ze paruzja (przynajmniej ta ex definicione) nie zdarza się dwa razy.
Podpowiedz mi, gdzie mam zajrzeć, by przeczytać, co o tym piszesz. Widocznie mi umknęło.
A ja nie rozumiem, że ktokolwiek się dziwi takim kiepskim ocenom naszych partii. Oderwane od rzeczywistości towarzystwo wzajemnej adoracji, którego na dobrą sprawę nie można oderwać od przysłowiowego koryta.
Do tego nieomalże pełna bezkarność ludzi na stanowiskach ? nikt za nic nie odpowiada ? począwszy od posłów, a skończywszy na wyższych i niższych urzędnikach.
Ustawa śmieciowa ? niezbędna nowelizacja po paru miesiącach ktoś w końcu ten bubel uchwalił, jeśli OFFE są złe jak to rząd maluje to politycy którzy to przeprowadzili parę lat temu winni w najlepszym razie odpowiadać przed Trybunałem Stanu (nota bene pewnie okazałoby się , że wśród tych, którzy tak gremialnie je obecnie potępiają znalazłby się niejeden, który swego czasu za nimi głosował ).
@Kot Mordechaj:
W „katolickim kraju”?
Kocie, żebyśmy się dobrze rozumieli — uważam, że to nadużycie i profanacja, ale w rozumieniu tak korzystających z krzyża, jest to samoobrona.
Hunweibini liberalizmu na blogu ostrza noze do bezwzglednej obrony wolnosci osobistej.
Tym czasem nasza i kazda inna dobrze pojeta wolnosc osobista, ma swoja calkiem naturalna granice. Konczy sie ona tam, gdzie ogranicza ona wolnosc innych subiektow.
Wykorzystywane seksualnie dziecko cyganskie jest takim samym subiektem, jak dziecko Romeikow, ktore po praniu mozgow rezygnuje z edukacji. Emigracja chrzescijanskich fundementalistow z Niemiec do Ameryki w imie wolnosci przyjmuje z pelnym zadowoleniem.
Porownywanie guwernackiej edukacji w bogatych rodzinach, z jakimkolwiek fundamentalizmem jest nie na miejscu.
W kolejnym kroku do pelnej wolnosci nasi hunwejbini liberalizmu sa jeszcze gotowi przyznac naszym muzulmanskim wspolobywatelom prawo do wlasnej jurysdykcji w mysl szariatu.
Nasza wolnosc osobista i prawa jednostki nie spadly nam z nieba. Zostaly one okupione cierpieniem i krwia wielu naszych przodkow. Zostaly one wywalczone w wielu rewolucjach i nie rzadko zdradzone przez pseudo-uzdowicieli, ktorzy nas uwiedli. Tylko idioci moga wierzyc w to, ze istnieje wolnosc bez wspolodpowiedzialnosci.
Please, z dystansu, a moglibyscy dyskutowac bez wyzwisk?
I jak tu człowiek ma głosować, jeśli obietnice wyborcze nie są spełniane i to w najmniejszym stopniu przez żadną ekipę. Najpierw zdobyć władzę i obsadzić swoich, a potem jakoś to będzie.
ja jestem ciekawa, co w nowym programie wymyśli Palikot – ciekawe czy będzie jeszcze bardziej kontrowersyjny niż zwykle
bo w demokracji kilku idiotów ma większą władze niż jeden mędrzec 😉