Śmierć Dominiki, porażka systemu
Mała dziewczynka zmarła na grypę, bo pogotowie i lekarz dyżurny odmówili przyjazdu do chorej. A kiedy wreszcie pogotowie zabrało dziecko do szpitala, było już za późno na ratunek. To się dzieje w Europie w XXI wieku!
Min. Arłukowicz powiedział, że to porażka systemu. A okręgowa izba lekarska w Warszawie zaapelowała już o … odwołanie Arłukowicza. Arłukowicza! Zamiast wezwać do pełnego wyjaśnienia tragedii i pociągnięcia do odpowiedzialności konkretnych pracowników służby zdrowia.
Bardzo mi żal rodziców Dominiki. Teraz wiemy, że powinni od razu sami jechać z córeczką do szpitala. Ale czy można im wytykać, że zaufali lekarzom, że czekali na pomoc?Albo czy można się dziwić Owsiakowi, że stawia znak zapytania nad pomocą Orkiestry dla medycyny dziecięcej? Pewno, że nie może być odpowiedzialności zbiorowej, tylko indywidualna, i Owsiak na pewno nie przestanie pomagać pediatrii, lecz dziś jego emocje doskonale rozumiem. Tak mało mamy u nas zaufania społecznego, a tu taki cios.
W tej okropnej historii odbija się jak w lustrze coś więcej niż ,,porażka systemu”. Porażające lekceważenie procedur i obowiązków służbowych, olewanie przepisów prawa, traktowanie obywateli jako zła koniecznego albo wręcz jako wroga. Można to tłumaczyć historycznie i kulturowo. Brakiem państwa, zakorzenionej kultury prawnej i obywatelskiej, spadkiem po pańszczyźnie, okupacji, autorytaryzmie.
Ale ważniejsze jest co innego: że to wszystko jest kulą u nogi modernizacji państwa i społeczeństwa. Że to nas ściąga w dół. Na nic najnowocześniejszy sprzęt, na nic autostrady, skoordynowane służby ratownicze itd., jeśli dróżnik kolejowy czy dyżurny pogotowia czy inny funkcjonariusz nie zrobi tego, co do niego należy, jeśli oleje właśnie nasze zaufanie. Tak naprawdę to na tym przede wszystkim polega ,,dziadowskie” państwo: na niszczeniu zaufania obywateli do instytucji publicznych.
Komentarze
Szanowny redaktorze Polityki
Male dziewczynki beda umieraly. Beda umierali mali chlopcy. Ten dramat odbywa sie codziennie tylko my o tym staramy sie nie myslec. Nie myslimy na ten temat bo zycie staje sie nieznosne. Nie jest wina systemu opieki zdrowotnej ze rodzice zdecydowali sie czekac w domu na lekarza zamiast zabrac dziecko do szpitala. Prosze nie oszukiwac siebie i czytelnikow. Dzieci umieraja codziennie i teraz gdy pisze te slowa i w momencie gdy Pan je czyta. Udawanie ze tak nie jest jest samooszukiwaniem. Zal mi tych dzieci i ich rodzicow tym bardziej ze czasami niewiedza moze byc powodem tragedii. Zapewniam Pana ze dzieci beda umieraly.
Slawomirski
A kto to zaufanie nieustannie podważa?
po co katolikom nowoczesna sluzba zdrowia? Przeciez wystarcza NOWE koscioly gdzie beda sie mogli modlic o zdrowie! Kosciol rzymsko-katolicki juz dba o to budujac niezliczone nowe „placowki”.
Opisywany i roztrząsany na wszystkie sposoby przypadek Dominiki to nie porażka systemu – to porażka państwa polskiego, zarządzających nim elit (od dekad ciągle coś reformujących, a te reformy powodują chaos, pogorszenie się jakości organizacyjnej – wszystkich systemów którym narzuca się reformy) i etyki zawodowej w służbie zdrowia. Dziwne, gdy patrzę na ponad dwie dekady „suwerenności Polski” odwrotnie proporcjonalnie ma się etyka zawodowa (i to we wszystkich dziedzinach życia – np. dziennikarze, kolejarze, służba zdrowia, wymiar sprawiedliwości etc.) do …… uduchowienia – i jego prezentacji w mediach – tego społeczeństwa. Jakby prawdą było stwierdzenie, że wraz z liczbą księży w mediach i życiu publicznym, ilością budowanych kościołów, programów patriotyczno-religijnych i rozbudowywaniu prerogatyw konkordatowych Kk owa etyka, podstawa bytu społeczeństwa, schodzi na coraz „większe psy” (choć zapewniano nas w 1989 roku że będzie odwrotnie – gdy będziemy „w swoim domu” rządzić się sami rzeki „miodem i mlekiem popłyną”). Dla mnie obraz kompletnej degrengolady moralno-etycznej ruchu zmian w Polsce – m.in. obok bezsensownej śmierci małej Dominiki (wynikającej przede wszystkim z permanentnych reform trawiących ten kraj od ponad 20 laty, które już są reformami dla samych reform i po to aby w chaosie „utopić” katastrofalny stan intelektualno-organizacyjnych rządzących Polską – w dużym i małym wymiarze – osób) – jest ostatnia wypowiedź symbolu tych zmian, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, Lecha W. na tematy „światopoglądowe”. Jak wiele trzeba było faux pas tego symbolu – „Ubu króla” (wynoszonego na piedestał przez elity – z cynizmu, z zakłopotania, z serwilizmu, ze ślepej miłości), aby zobaczyć, że jak w bajce Ch.Andersena „król jest nagi”. Śmierć małej Dominiki i ostatnia enuncjacja polskiej pomnikowej postaci rewolucji „S” to ten sam symbol organizacyjnej (w wymiarze materialnym i duchowym) katastrofy polskiego państwa. We wszystkich wymiarach – intelektualno-etycznej przede wszystkim. B.dobrze, iż jesteśmy w Unii Europejskiej, bo tylko ten organizm nie pozwala na nasz ostateczny upadek ….
Smutne to wszystko – bo nadzieje były olbrzymie, roztaczane perspektywy jeszcze większe, ale ideami, „duchowością” i miłością „ludu się nie nakarmi”, a i do zarządzania trzeba być odpowiednio przygotowanym, nie tylko „na campusach” katolickich czy teologiach wprowadzonych chyłkiem (jak np. religia do szkół) na wyższe uczelnie.
Pozdrawiam
Wodnik 53
Bardzo Pana szanuje za całokształt.Ale czy Pan podziela mój pogląd ,że w dzikim kraju minster jest wyrzucany za śmierć bandyty a śmierć dziecka rozchodzi się po ławach rządowych tylko chlipaniem.
Owsiak stawia znak zapytania nad pomocą dla medycyny dziecięcej? Przecież to niemądre. To dziecko zmarło nie dlatego że lekarz nie chciał udzielić pomocy akurat małemu dziecku. Czy lepsza jest sytuacja z ludźmi starszymi? Nie raz słyszymy czy czytamy o lekarzach którzy nie udzielają takim ludziom odpowiedniej pomocy bądź traktują ich jako pacjentów drugiej kategorii. Teraz akurat media lansują temat „krzywda małych dzieci”, więc uwaga wszystkich skupia się na małej Madzi, Dominice, bitym chłopcu itp. Czy mamy odmówić wsparcia szpitalom aż do czasu kiedy wszystko się poprawi?
Red. Adam Szostkiewicz, Sławomirski:
W pierwszej wypowiedzi po śmierci Dominiki,
jej Rodzice z płaczem opowiadali, że w pewnym momencie,
po kolejnej odmowie pomocy ze strony przedstawicieli
państwowej służby zdrowia, szukali sposobu dowiezienia Emilki do szpitala.
Ale ich auto właśnie sioę zepsuło, a taksówkarz zażądał sumy,
jakiej nie mogli mu zapłacić.
Panowie, w polskiej wsi królują 20-letnie polonezy i duże fiaty.
Ale skoro rodzice chorego dziecka nie mogą liczyć na pomoc opłacanego z naszych podatków pogotowia, to rozwiążmy pogotowie.
Po co utrzymywać pod telefonem jakiegoś niedouczonego dyspozytora, jakichś kierowców, jakichś ratowników medycznych i jakichś lekarzy, skoro w chwili zagrożenia,
oni i tak nie przyjadą.
A numer 999 oddajmy do wykorzystania na sekstelefon.
Przynajmniej będzie jaikś dochód z podatków.
Przygotowanie lekarzy do zawodu i konieczność weryfikacji ich umiejętności,
to inny problem. Jak to możliwe, że w XXI wieku, w kraju UE, słyszę od lekarza,
że on u siebie w szpitalu leczy tę chorobę TAK.
Na pytanie, czy jest to metoda zgodna z obowiązującymi procedurami,
lekarz robi WIELKIE OCZY. Jakie procedury?
Czyli w jego wypadku NFZ opłaca szarlatanerię.
Spokojnie. To ciągle tylko Europa wschodnia.
Śmierć Dominiki, porażka systemu …………A KTO TO TEN CAŁY , SYSTEM ?
SYSTEM CZYLI KTO ?
SYSTEM czyli niewidzialna ręka rynku „służby zdrowia” ?
SYSTEM to porażka ale czyja ?
SYSTEM czyli za jego „spłodzenie” jakiś konkretny Kowalski-urzędnik otrzymał sowitą premię ?!
SYSTEM gdy się skichał , to jest on SYSTEM tylko i wyłącznie temu winien ?!
SYSTEM to cała zgraja – wataha urzędasów , różnych szczebli którzy nie ponoszą ODPOWIEDZIALNOŚCI za swoje fantasmagorie !
Kilka dni temu Bartosz minister chorej służby „zdrowia” , publicznie się wypowiedział że wszystko jest OK , to tylko ludzie mają jakieś problemy ! Czyli kolejne pokolenie „władzy” jest cacy a SPOŁECZEŃSTWO jest beeeeeeeee ?!
SYSTEM nu pagadi !
Już starożytni zauważyli, że ryba zaczyna śmierdzieć od głowy. Tylko do pana Szostkiewicza zdaje się to jeszcze nie docierać. Proponuję zacząć wąchać wokół siebie. Bo coś mi się wydaje, że polska klasa medialna ma w tym bardzo znaczny udział. Choć najłatwiej pluć na tych na dole.
P.S. Kiedy klasa polityczna rozdawała nagrody za wspaniałą pracę legislacyjną sejmu i okolic (podobno wspaniałe ustawy), pomyjami dostało się Palikotowi, bo jako jedyny się odważył odezwać. Bo według was wszystko zgodnie z przepisami. Tutaj też się tak okaże.
Warto zauważyć, że to nie lekarz pogotowia odmówił pomocy. Pogotowie odmówiło w ogóle bez powiadamiania lekarza, zrobiła to dyspozytorka.
Odmówił pomocy lekarz, mający prywatny kontrakt na nocne wizyty, do którego skierowało rodzinę pogotowie.
Odmowa pogotowia, dokonywana przez niekompetentne medycznie dyspozytorki(ów), spychanie odpowiedzialności za pomoc w nagłych przypadkach na „wizyty domowe” (i szpitale), wreszcie niekompetencja etyczna i medyczna lekarzy, spychających odpowiedzialność za podjęte kontrakty – to łańcuch arogancji i niekompetencji CHARAKTERYSTYCZNY a nie wyjątkowy dla funkcjonowania sfery publicznej.
Nie ma usprawiedliwienia dla odmowy lekarza.
Proszę jednak pamiętać, że jego arogancja i niekompetencja jest wynikiem i konsekwencją całego łańcucha systemowego, kształtującego postawy zawodowe w służbie publicznej.
To samo prawnicy, sędziowie, policjanci, nauczyciele, kolejarze, urzędnicy…
Ostatecznym płatnikiem tego wesołego żerowiska, jakim jest nasze Państwo, jest z zasady – obywatel.
I nie po raz pierwszy płaci on, a pewnie coraz częściej będzie płacił za to nawet życiem.
To cena za traktowanie przez nas wszystkich polityki i cywilizacji, jako ubaw na koszt Unii.
Jestem wręcz przerażony tak słowami ministra jak i środowiska lekarskiego.
Winny jest lekarz, który odmówił pomocy a nie żaden system. Świadomie odmówił. Albo jest niedouczony albo ślubowanie lekarskie to był dla niego żart. A może jedno i drugie.
To ewidentne zrzucanie odpowiedzialności na innych. Typowe wręcz dla rodaków.
To właśnie to nasze wybujałe ego; paradoksalnie wynikające z mega-kompleksów.
Przecież wystarczy zobaczyć jak to działa u innych, gdzie takie rzeczy się nie zdarzają, a jeśli już to są wyjątkami itd.
Ale nie – my musimy wymyślać to koło od nowa i od nowa, bo taka już nasza zakompleksiała, porąbana natura; i choćby świat się walił, my będziemy sobie, bo przecież innych to g…o obchodzi, udowadniać jacy jesteśmy mądrzy i wspaniali. I że ze wszystkim sobie poradzimy sami. A faktycznie to nie radzimy sobie z niczym. Nic z tego co podlega w jakimś stopniu państwu, nie działa jak należy.
Ale tak na prawdę to nikomu na tym specjalnie nie zależy.
Jakim jesteśmy społeczeństwem pokazuje to:
„Dziś, jak podkreśla prof. Wojciszke, ledwie 2 proc. ludzi w Polsce (w USA aż 66 proc.!) wierzy w tzw. banalną sprawiedliwość systemu. – Chodzi o wiarę w to, że cnota zostaje nagrodzona. Że ten, kto się stara, odniesie sukces. Że jeśli ktoś odnosi sukces, to znaczy, że się starał ? podkreśla badacz”.
Pracę trzeba zaczynać od dzieci, ale tam pole działania, niestety, już zajęte przez piewców całkiem innej „filozofii”. Nie to się liczy co tutaj, tylko to co będzie po śmierci.
Nie da się na takim fundamencie zbudować jakiegoś w miarę spójnego i odpowiedzialnego społeczeństwa; tu mogą istnieć tylko zwalczające się plemiona.
Tu nawet w jednej partii politycznej, są zwalczające się, a jakże, plemiona.
„Bo między Bugiem, Odrom i Nysom, to najważniejsze my som” Jak zauważył już bardzo dawno temu poeta.
To nie jest sprawa polityczna, to jest sprawa obyczajowa. Wańkowicz pisał jak Polacy podchodzą do załatwienia spraw. Jest to zasada „….nie ma tak dobrze….” i „….jak nie ma trzy razy tak, to znaczy nie….”. To nie systemy są winne, wina leży w nas w naszym podejściu do załatwiania spraw w ramach naszej pracy. A w innych zawodach i u innych urzędników to inne podejście do swoich obowiązków? Politycy też mają to w nosie, dla nich to temat do walki politycznej.
PRL było strasznie rozrzutnym państwem.
Obecnie trzeba się wycofywać z nadmiaru kosztów, racjonalizować zatrudnienie…..
Po co obywatelom szkoły, przedszkola, biblioteki, domy kultury, przychodnie, szpitale?
Mają rację bytu jedynie wtedy, gdy przynoszą ZYSK właścicielom.
A od zdrowia będą modlitwy, znachorzy, czynności magiczne.
Dobrze, że nie ma już pieców chlebowych.
Żadna Rozalka na trzy zdrowaśki tan nie trafi…….
Jedna śmierć to tragedia, tysiąc to statystyka……
Emocje rozumiem. Niemniej sądzę, że należy je raczej gasić niż rozniecać. Raz, bo wciąż się zmieniamy i szukamy dopiero dobrych rozwiązań. Dwa, bo tu wychodzą zaniedbania nie ministra (przynajmniej tak wynika z doniesień), ale bylejakość i brak zrozumienia na poziomie jednostek. To nie kwestia państwa, z prezydentem, premierem i parlamentem, ale tego jacy jesteśmy dla siebie na co dzień.
Pirs, masz rację. W szczególności w odniesieniu do Owsiaka.
W tej sytuacji to konkretny lekarz popełnił błąd. Chyba każdemu zdarzyło się popełnić błąd zawodowy, prawda? Tyle że w tym zawodzie te pomyłki mogą duużo kosztować.
PAK
4 marca o godz. 11:16
Za jeden dyżur weekendowy w szpitalu, lekarz dostaje 1200- 1800zł.
Pieniądze więc są. Nie ma chętnych….lekarzy…..
http://wyborcza.pl/1,75248,13495665,1800_zl_za_jeden_dzien_pracy__A_chetnych_nie_ma__Takie.html?bo=1
Coś stosunki międzyludzkie szwankują……
Kacyk na stanowisku, z umocowania politycznego?
Sławomirski:
„(…)Nie jest wina systemu opieki zdrowotnej ze rodzice zdecydowali sie czekac w domu na lekarza zamiast zabrac dziecko do szpitala. (…) ”
Owszem jest. Rodzice nie zabrali dziecka do szpitala, bo mieli zepsuty samochód.
Ale zgodze się, że to nie wina systemu, tylko ludzi. Konkretnie tych rozwydrzonych bezkarnością pracy w budżetówce.
Do mojego dziecka tez nie przyjechała karetka. Dyspozytor powiedział, że nie mają w niej pediatry. Przez dobę zbijałam gorączkę sama zdychając przy tym ze strachu. Nigdy tamtej nocy nie zapomnę.
A dziś dowiaduję się, ze to zasmarkany obowiązek przysłac karetkę do dziecka, które gorączkuje powyzej 40 stopni.
I jestem wściekła.
To, co znalazlem na BBC.
http://www.bbc.co.uk/news/world-europe-21643100
Ochrona zdrowia w Polsce kuleje od dziesiecioleci, tylko niewielu chce to zauwazyc. Dobry system wymaga duzych pieniedzy i reorganizacji, od podstaw. Apelowanie do postaw etycznych lekarzy i personelu, gdy wszystko jest jak za krola Cwieczka jest wygodnictwem i brakiem realizmu. Nie wystarczy kupic nowy tomograf lub NMR; to wymaga odwagi politycznej aby uciec z filozofii PRLu, gdzie za wszystko winiono lekarza-lapowkarza.
Od lat powtarzam, publiczna służba zdrowia to fikcja służąca kastom panującym aby za nasze podatki mogli się leczyć „skolko ugodno”. Czy widzicie lekarza który odmawia przyjazdu do dziecka premiera, ministra czy innego …… zwanego politykiem ??. Jaki jest na to sposób ?? ano jeden . Całkowuita 100% prywatyzacja służby zdrowia, tak aby moje pieniądze którymi płacę wyjmując kartę NFZ były tyle samo warte co pieniądze tuska. Aby każdy lekarz wiedział, ze prywatny pracodawca którego narazi na proces za błedy medyczne kopnie go w d… i wyrzuci na zbity pysk, a firma ubezpieczeniowa odmówi ubezpieczenie i lekarza i tego szpitala czy przychodnii. Aby każdy wiedział, ze kiedy wchodzę w drzwi przychodni to wchodzą pieniądze. Zakaz prywatnych praktyk dla lekarzy na etatach w szpitalach/też prywatnych/ . Wycena procedur medycznych aby każdemu się to opłacało. Proste ?? a czemu nie możliwe ?? bo kasty kradnąco panujace + medycy nie są tym zainteresowani, bo każdy przejrzysty system kończy złodziejski proceder w stylu płacisz i nic z tego nie masz.
Nie ogłaszałbym pochopnie, że ktoś „porażająco zlekceważył procedury i obowiązki służbowe”. Niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Media zbyt łatwo wydają wyroki.
Dyspozytor pogotowia nie wysłał karetki. Źle zrobił. Widać nie uświadomił sobie, że 41,5C to stan zagrożenia życia. Ale z drugiej strony masa wezwań jest nieuzasadnionych, każdy wyjazd jest kosztowny, więc dyspozytor podświadomie (?) starał się uniknąć niepotrzebnego w jego mniemaniu wyjazdu – zwłaszcza, gdy dowiedział się, że dziecko jest pod opieką w tym sensie, że choruje od dłuższego czasu i jest w regularnym kontakcie z lekarzem. Wtedy skierował rodziców do punktu opieki całodobowej. Lekarz stamtąd zachował się bezdusznie, „nie przyjadę, bo cóż ja mogę zrobić?” Powinien był przyjechać, choćby po to, żeby zawieść dziecko do szpitala własnym samochodem, choć nie ma tego w kontrakcie i w obowiązkach służbowych, albo przynajmniej samemu zadzwonić na pogotowie i wezwać karetkę, stwierdzając jako lekarz, że istnieje bezpośrednie zagrożenie życia. A jeszcze w dzisiejszej Wyborczej czytam, że po dziecko dwukrotnie próbowano wysłać śmigłowiec, ale raz nie pozwoliła pogoda, drugi raz było już za późno (śmigłowiec nie nadawał się do lotów nocnych?) – ktoś więc jednak w pogotowiu stwierdził, że zagrożone było życie dziewczynki.
Tak więc stała się tragedia. Abstrakcyjny „system” jest winien w tym sensie, że karetki nie jeżdżą na każde wezwanie, nie latają też śmigłowce. Dyspozytor winien jest złej oceny sytuacji i spychologii (niech inni to zrobią). Lekarz z opieki całodobowej jest winien bezduszności. Ale czy „porażająco zlekceważono procedury i obowiązki”, a jeśli tak, kto to zrobił, dopiero się okaże.
Bezduszny był także taksówkarz, który chciał za dużo za kurs z chorym dzieckiem do szpitala. Moralnie możemy go potępiać, ale czy mamy go też sądzić?
Nie mogę się nadziwić stawianiu na głowie sprawy przez wielu tu piszących. Czego oczekują? Domyślam się, że takiego systemu, który sprawi, że nie będzie nieodpowiedzialnych pracowników, wszyscy będą uczciwi, prawi i mądrzy.
W wielu zawodach jest jakieś takie nieprofesjonalnie podejście, lekkomyślne zachowania. Wystarczyło przeczytać rozmowę dyżurnych ruchu przed katastrofą z przed roku, wspomnieć zachowanie pilotów pilotujących Tu-154 …..
I tu widzę wiele winy w nas wszystkich. Pod tym względem całe nasze społeczeństwo zamiast na bieżąco przeciwstawiać się nieprawidłowościom, nawet tym małym, to wolimy skwitować – a co ja mogę. W pracy też niemal każdy nie sprzeciwi się, gdy kolega zawala sprawę – „jakoś to będzie”.
Żaden rząd tego nie załatwi za nas. Podejrzewam, że gdyby nawet chciał, to byśmy się oburzyli liczbą i uciążliwością kontroli, które i tak nic by nie dały poza rozbudową biurokracji i zasłanianiem się jeszcze większą liczbą papierów.
Słusznie napisał pan Szostkiewicz – „okręgowa izba lekarska w Warszawie zaapelowała już o ? odwołanie Arłukowicza. Arłukowicza! Zamiast wezwać do pełnego wyjaśnienia tragedii i pociągnięcia do odpowiedzialności konkretnych pracowników służby zdrowia.”
Bo potrafimy się oburzać, byleby to nie dotykało naszych interesów i nie dotyczyło tego co wokół nas – korporacyjne interesy górą. Biją naszych! Ale moja chata z kraja!
@dziadek
ordynarny ten post, ale niech będzie. Dziadek chyba w Polsce nie mieszka, bo o obecnym systemie zdrowotnym wie tak mało, że proponuje sprywatyzować całą służbę zdrowia. Niech sprawdzi, jakie ma poparcie z tym pomysłem w narodzie. Gadanie o kastach nie ma nic do rzeczy. Tu chodzi i konkretnych ludzi, których nikt ani w domu, ani w kościele, ani w szkole, ani w biurze nie nauczył, jak się pracuje. Tego nie ma co zwalać na system, ministra czy premiera. Dziś przyszła wiadomość, że w prowincjonalnym szpitalu na Mazowszu zmarła czteroletnia dziewczynka przywieziona w stanie średnim. Jak o nią zadbano, jak ją zdiagnozowano? Kto za to odpowiada, jak nie konkretny lekarz przyjmujący dziecko do szpitala?
Jiba, do mojego dziecka przyjechała karetka, ale w zasadzie tak jakby nie przyjechała…
Chyba w 1980 roku moje dziecko zachorowało. Rano wezwałam lekarza. Przyszedł, przepisał lekarstwa. Wieczorem stan dziecka bardzo się pogorszył, wezwałam pogotowie. Przyjechało. Na pierwsze moje zdanie wypowiedziane do lekarza jeszcze na progu mieszkania „że rano był lekarz, ale …” lekarz z pogotowia NIE WSZEDŁ NAWET do mieszkania, mówiąc, że jak już lekarz był, to on nie będzie „go poprawiał”!
Tak jak Ty, walczyłam sama (samochodu nie miałam i nikt w okolicy). Zawieźć dziecko do szpitala nawet niestety nie przyszło mi do głowy, bo skoro lekarz z pogotowia tak się zachował, nie spodziewałam się nic lepszego od innych lekarzy „na pogotowiu”. Rano znowu wezwałam mojego lekarza, prywatnie. Okazało się, że słusznie. Ale to już inna historia.
Lekarzem z pogotowia okazał się ojciec mojego ucznia (w Bydgoszczy).
Adam Szostkiewicz
4 marca o godz. 14:28
O ile pamiętam, jednym z postulatów Solidarności była likwidacja przywilejów nomenklatury partyjnej, w tym i szpitala MSW w Warszawie.
Jak wiele trzeba było zmienić, żeby…..nic nie zmienić?
Inną sprawą jest, dlaczego śląska karta czipowa nie była upowszechniona w całym kraju? Czyje interesy naruszała?
Pan Piecha pewnie wie…….
Mamy korupcjogenny system, pełen uznaniowości.
I KAŻDE pieniądze weń włożone, będą służyć pomnażaniu dochodów nielicznych decydentów. Niestety, na opiekę zdrowotną na poziomie sąsiadów nas po prostu nie stać.
A i ethos lekarski usiłuje się zamienić na dyspozycyjność biuralisty.
Tysiące papierków do wypełnienia przysłania pacjenta……
cytat: Tak naprawdę to na tym przede wszystkim polega ,,dziadowskie? państwo: na niszczeniu zaufania obywateli do instytucji publicznych.
Panie Redaktorze: na zaufanie trzeba sobie zasluzyc. Zaufnie do instytucje panstwowych, do instytucji, ktore w najnowszej histori Poslki byly synonimem bezprawia, samowoli i tyranizacji, do instytucji, ktore legitymowly sie bezdusznie i brutlanie, do instytucji przesaczonych nieudacznictwem, bezprawiem i korupcja to zaufnie jest nieobecne. Powojenna nieufnosc do panstwa i mentalnosc „wykombinowac” nadal dominuje spoleczenstow polskie a nie zaufanie do dewizy: wszyscy sa rowni wobec prawa. Panstwo polskie jest tak slabe, ze gdyby nie EU to bysmy juz od lat walczyli o ochlapy na ulicy.
A dlaczego, w państwie kapitalistycznym, lekarz ma starać się o dobro jakiegoś „człowieka” , który żyje jeszcze minionym, okrutnym, zakłamanym ustrojem?
Slawomirski
4 marca o godz. 6:11
Szanowny Panie,
ma pan racje.
Od siebie dodam, ze nie tylko temu czy innemu dziecku zdarzy sie umrzec.
Samoloty beda spadaly, narciarze beda lamali nogi, kierowcy powodowali
wypadki i to nie tylko w XXI wieku ale i w nastepnych, poniewaz nikt nie jest
w stanie stworzyc takiego systemu, ktory kazdemu i w kazdej sytuacji
gwarantowalby stuprocentowe bezpieczenstwo. Marzenia o takim systemie
pociagnely za soba w przeszlosci miliony ofiar.
Ktos kiedys porownal socjalizm do basenu bez wody: nie utopisz sie ale i nie poplywasz.
Dlugo marzylismy, aby moc sobie poplywac.
Dzis, majac wreszcie wode w basenie, musimy sie z tym liczyc, ze ten i ow moze sie utopic. Mysle jednak, ze zamiast znow osuszac basen, lepiej rozpowszechnic nauke plywania.
Po tej tragedii, niestety nie pierwszej i nie ostatniej, może wresczie media przestaną nas pouczać, że Polacy przedwcześnie umierają, bo ignorują profilatykę, bo się nie badają, bo blablablabla. W kółko na okrągło trąbią, że trzeba się badać, badać i jeszcze raz badać. Do jasnej Anielci! U kogo mamy się badać? U tej bandy konowałów, które nas wiecznie olewają, nie słuchają, co do nich mówimy, a jedyne, co umieją zrobić, to wypisać receptę na bezużyteczny lek za 200 złotych, bo producent dał im „prezent” za wciskanie pacjentom pastylek nadających się wyłącznie do śmietnika? Fatalny system fatalnym systemem, ale nawet najwspanialszy system nic nie pomoże, gdy w służbie zdrowia szlachetny doktor Judym to przypadek jeden na milion. Patrzę na nasze zakichane szpitale i przychodnie i widzę, że więcej prawdy o naszym lecznictwie jest w sitkomie „Daleko od noszy” niż w serialu „Na dobre i na złe”.
Jiba
4 marca o godz. 11:47
„Ale zgodze się, że to nie wina systemu, tylko ludzi. Konkretnie tych rozwydrzonych bezkarnością pracy w budżetówce. ”
Cos mi sie wydaje, ze sporo racji w tym jest.
Szanowy Panie Redaktorze!
Szanowny Panie!
Kiedyż to minister zdrowia raczył mówić o „porażce systemu”? W wypowiedziach które miałem okazję słyszeć ów pan grzmi tylko o „ludzkim błędzie” i szukaniu winnych. Po drugie – w Pana felietonie zabrakło (moim zdaniem) refleksji o NFZ-cie omawiającym zapłaty za wyjazdy karetek w nieuzasadnionych przypadkach, co generuje nacisk na dyspozytorów pogotowia ratunkowego, by dokonywali selekcji wezwań pod tym kątem – dyspozytorów nie będących lekarzami… Pozdrawiam serdecznie.
W normalnym panstwie,lekarz ktory podjal taka decyzje znalazby sie w wiezieniu,a rodzina dziewczynki pewnie dostalaby ogramne pieniadze przyznane przez sad.A w Polsce rzada sie zmainy ministra a lekarz ktory podjal taka decyzje jest bezkarny.
Mentalność lekarska w Polsce jest niezmiennicza. Jak było w PRL, tak jest i dzisiaj. Poza chwalebnym wyjątkami interesuje ich kasa. Pamiętam z przełomu lat 50/60 taki obrazek, godny publikacji. Sąsiadce zachorowało dziecko- wcześniak. Wezwaliśmy najlepszego pediatrę Wałbrzycha – prywatnie. Przyjechał, obejrzał dziecko i powiedział: „Nie wiem, co temu dziecku jest”! „A ile się należy”? „100 zł i taksówka”! Na tym skończyła się wizyta.
Gospodarz:
Opisywane przypadki lekarskiej nierzetelności to jest produkt systemu, i systemu to porażka. Dzisiejsza informacja z Łodzi: Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Marii Skłodowskiej-Curie w Zgierzu ma oddać Narodowemu Funduszowi Zdrowia 60 tys. zł i dodatkowo zapłacić 8 tys. zł kary, za to, że w ubiegłym roku „wyrzucił” pieniądze na zbadanie dzieci na Oddziale Pediatrii, których potem nie hospitalizował. Skoro hospitalizacja okazała się niekonieczna, to badanie niepotrzebne, a zatem źle zagospodarowano pieniądze. Takie nauki płyną do lekarzy z góry, od tego państwowego wynalazku i państwowej jednostki organizacyjnej, jakim jest NFZ. No to potem lekarze zachowują się, jak się zachowują.
„Istniał już kiedyś Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia, taka czarna dziura, w której ginęły bezpowrotnie składki od zarobków pracowników”. Znacie? Owszem, to cytat z książki „Profesor Religa w rozmowie z Grażyną Cetys-Ratajską” z roku – warning! – 1992.
„Nową przypowieść Polak sobie kupi, że przed szkodą i po szkodzie głupi!”
@ Adam Szostkiewicz
4 marca o godz. 14:28
– – –
Aby uświadomić Pana Redaktora i wyprowadzić z błędu, to ochrona (a nie służba, bo to nie służący ją realizują) zdrowia jest w Polsce od dawna sprywatyzowana.
Większość świadczeń pozaszpitalnych realizują podmioty prywatne, jak ten, w Skierniewicach.
Natomiast to, co nie jest sprywatyzowane i jest tym samym wyjęte spod wolnego rynku, to powszechne ubezpieczenia zdrowotne.
Pozdrawiam.
I właśnie to jest przyczyna takiego a nie innego zachowania ochroniarzy zdrowia (zajmujących także etaty lekarskie). Niezależnie – sprywatyzowanych, czy nie.
@ Adam Szostkiewicz
4 marca o godz. 14:28
– – –
I jeszcze jedno, w kwestii kompetencji etycznych.
Codziennie w wielu, nie tylko prowincjonalnych szpitalach na Mazowszu, umierają ludzie.
Wielu w stanie dobrym, średnim czy też nijakim, ponieważ takie „kwalifikacje” są wytworem mediów a nie oceną medyczną.
Przypisywanie w taki, jak Pan zademonstrował, sposób odpowiedzialności za śmiertelność ludzką placówkom i pracownikom ochrony zdrowia to nieporozumienie.
A nawet duże nadużycie publicystyczne, jeśli dokonywane a priori, bez znajomości rzeczy i konkretnych okoliczności.
A publicystykę mamy sprywatyzowaną, więc co?
Pozdrawiam ponownie.
Oczywiście, że się nie da sprywatyzować służby zdrowia. Niech Polacy żyją w blogiej świadomości, że im się należy ona za darmo tym bardziej, że przecież każdy dał Owsiakowi 5zl.
Tak jak nie dało się zreformować socjalizmu, który sam zdechł tak samo nie da się zreformować państwowej służby zdrowia. Jest to niemożliwe z samej definicji państwowej własności, gdzie odpowiedzialność nie istnieje. To przecież kabaret. Trochę parafrazując Pana można powiedzieć, że lekarz, który zawinił żąda, aby odwołać za to ministra zdrowia.
Lekarze są w większości takimi samymi gnojkami jak my i przypominanie im o jakichś przysięgach jest naiwne i głupie.
@gekko
to nieporozumienie, prywatyzację totalną proponował tu inny wpisowicz. Ale co do odpowiedzialności, to dziwię się Pana wpisowi (chyba że jest pan studentem medycyny :)), bo nie trzeba żadnych więcej szczegółów i faktów na temat Dominiki, by wskazać osoby odpowiedzialne moralnie i zawodowo za tragedię, gdyż pozostawiły rodziców bez pomocy, której oni słusznie od tych olewaczy oczekiwali.
Doprawdy, nie wiem kto jest największą (moim zdaniem) personalną wpadką Premiera D. Tuska jako Premiera Rządu II kadencji koalicji
PO/PSL; min. Bartosz Arłukowicz czy min. Jarosław Gowin.
Ponieważ indolencja tego pierwszego dotyka i dotyczy mnie bezpośrednio – stawiam na ministra Arłukowicza, chociaż – przyznaję – wiązałem z jego osobą pewne i duże nadzieje bazujące na jego wcześniejszych wystąpieniach w Sejmie. ( Wiadomo – lekarz, więc wie o co chodzi, – tak myślałem, choć po doświadczeniach z dokonaniami p. min. Kopacz, też przecież lekarza na tym stołku, powinienem być ostrożniejszy z adresowaniem swoich nadziei).
Sądząc po tym jak pan Ministrer Arłukowicz rozwiązuje (? 🙂 ) problemy publicznej słuzby zdrowia aktualnym staje się przewrotne porzekadło; trzeba mieć naprawdę dużo zdrowia aby chorować będąc podopiecznym podlegającej panu ministrowi służby. (Niestety, wiem coś o tym ).
PS. Aby nie być posądzonym o bezzasadne krytykanctwo; mam świadomość, że min. Arłukowicz nie jest cudotwórcą/magikiem, który machnięciem czarodziejskiej różdżki „załatwi” wszelkie problemy publicznej służby zdrowia. Rzecz w tym, że nie dostrzegam aby podejmował jakiekolwiek działania w tym kierunku nie mówiąc o systemowych . Nawet komputerowa weryfikacja uprawnień pacjentów (wiadomo o co chodzi) to nie jego zasługa a min. Boniego.
O działaniach NFOZ-u zaś to szkoda nawet pisać gdyż „wyrażać się ” publicznie nie wypada.
Z ostatniej chwili.
…”winnych trzeba ukarać ale nie można skrzywdzić niewinnych…”
Tak komuniści zamiatali pod dywan. Ja dodam od siebie, że przecież lekarz, który nie udzielił pomocy z całą pewnością nie chciał, aby dziecko umarło.
@ Adam Szostkiewicz
4 marca o godz. 20:13
Przykre, że pogłębia Pan swe nieporozumienie.
a/ Pan bowiem, w odpowiedzi komentatorowi napisał:
„… o obecnym systemie zdrowotnym wie tak mało, że proponuje sprywatyzować całą służbę zdrowia.”
Otóż, jest ona sprywatyzowana (każda usługa może być świadczona niezależnie od formy własności usługodawcy, również prywatnego) i mało wie ten, który tę postulatywną propozycję, całkowicie możliwą w tym systemie, uważa za objaw niewiedzy.
Inna sprawa, jaki to miałoby mieć cel i czy warto.
b/ w drugiej kwestii, nieporozumienie jest wręcz zasmucające.
Napisał Pan, komentując śmierć dziecka w szpitalu”:
„Dziś przyszła wiadomość, że w prowincjonalnym szpitalu na Mazowszu zmarła czteroletnia dziewczynka przywieziona w stanie średnim.
Jak o nią zadbano, jak ją zdiagnozowano?
Kto za to odpowiada, jak nie konkretny lekarz przyjmujący dziecko do szpitala?”
Otóż, takie łączenie śmierci związkiem przyczynowo-skutkowym z postępowaniem lekarskim, jest nie tylko nadużyciem, ale ignorancją.
Żadne bowiem procedury i nawet najwyższa staranność lekarska NIE GWARANTUJĄ zapobieżenia śmierci. A nawet stwierdzone (oczywiście nie przez lekturę prasy) błędy czy zaniedbania medyczne NIE MUSZĄ być przyczyną (sic!) takiego skutku. Warto zapoznać się z materią orzecznictwa i pojęciem błędu lekarskiego, zanim zacznie się insynuować takie związki.
Co ważniejsze, moim zdaniem, Pana nietrafne sugestie, sprzyjają rozpowszechnieniu szkodliwego stereotypu, jakoby standardem wyniku medycznego było zapobieżenie śmierci w każdym przypadku utraty zdrowia.
Tymczasem, dla przykładu, istnieje wiele możliwości piorunującego przebiegu banalnej infekcji u małych dzieci, kończących się posocznicą i nagłym, w ciągu kilku godzin, zgonem. Pomimo najstaranniejszej pomocy medycznej.
Pana jakże eleganckie 🙂 sugestie personalne w moim kierunku, co do przyczyn Pana zdziwienia, pozwolę sobie odwzajemnić, biorąc z szacunkiem pod uwagę, że Pan studia ma już za dawno sobą, ale (i tu szukałbym źródeł zdziwienia) bynajmniej nie podnoszące wartości Pana opinii w kwestiach systemu czy standardów medycznych.
Natomiast rzetelność publicysty w ferowaniu orzeczeń przyczynowych w tak drastycznej sprawie – a to już nadal chciałbym ufać w Pana kompetencje, odpowiadające kwalifikacjom.
Niestety, nie po tym komentarzu.
Z pozdrowieniami.
@witold
co do gnojków, to proszę pisać w swoim imieniu
Zgadzam się z panem Redaktorze. Nie pomoże super luksusowy samochód z najnowszymi zabezpieczeniami, jeśli za jego kierownicą zasiądzie nieodpowiedzialny, pijany kierowca. Jadąc tym cackiem może zabić innych ludzi.
To samo dotyczy innych spraw w naszym życiu publicznym. Pozwolę sobie na dziwne, jak na ateistę, określenie.
Problemem jest nasz grzech powszedniego zaniechania, niedbałości i głupoty.
Dlatego nowe drogi się sypią, dzieci umierają (choć nie dlatego że były nieuleczalnie chore i choćby nie wiem co umarłoby, ale dlatego że ktoś ich chorobę zaniedbał, olał ciepłym moczem bylejakości), stanowiska publiczne sprawują dyletanci z małym rozumkiem, ale dużymi plecami.
Dlatego bardzo dobrze rozumiem wpis Gospodarza i popieram bez zastrzeżeń, tak samo rozumiem gest Owsiaka. Bo jak inaczej zwrócić uwagę na to, co grozi każdemu z nas. Raz z tego powodu 3 razy zawitamy do tego samego okienka , tracąc czas, innym razem ktoś z nas straci przez to życie.
I na koniec osobista uwaga do wpisu Sławomirskiego. Nie polecam samemu jechać do szpitala, no chyba że chcecie powoli czekać na śmierć w izbie przyjęć. Piszę z własnego doświadczenia. Dzwońcie na pogotowie, bo wtedy wasi bliscy mają szansę na w miarę szybkie obsłużenie przez dyżurujących w szpitalu lekarzy. Inaczej, proszę wybaczyć, czeka was rosyjska ruletka w szpitalnym przedsionku.
Pisząc „gnojki” miałem na myśli oczywiście, że są takimi samymi ludźmi jak wiiększość z nas, kierująca się przede wszystkim własnym interesem. Nie można zakładać, ze lekarze w swojej masie kierują się jedynie satysfakcją z pomagania innym.
Jeśli Pan mój „skrót myśliwy”, „gnojkami” odczytał dosłownie to Pana bardzo przepraszam. Nie było moją intencją obrażanie Pana ani nikogo innego.
@ gekko slowo „sluzba” wg kazdego slownika polskiego ma wiele znaczen. Po raz pierwszy spotykam sie z tak wrazliwym, jak twoje, uchem na zwrot „sluzba medyczna, czy zdrowia”.
Sluzy sie ojczyznie, narodowi, spoleczenstwu… Sluzymy w wojsku, mamy rozne sluzby publiczne, a takze… sluzbe zdrowia. Od zawsze. Nie wiem jak powszechny jest w Polsce proponowany zwrot „ochrona zdrowia”. Mnie juz bardziej pasuje „opieka zdrowotna”, ale moze opiekowanie sie to zajecie nizej stojace od ochraniania.
Nie wiem jaki model -prywatny, czy publiczny – jest lepszy, a stale mam mozliwosc porownywac obydwa. Model w Polsce jest czesto niegrzeczny, bez uczucia empatii i bardzo ubogi. W drugim modelu nikt nie wzywalby do dziecka z ogromna goraczka, a jednak jeszcze bez innych zatrwazajacych objawow pogotowia, ktore jest do naglych wypadkow. Dziecka zostaloby zawiezione na najblizsze pogotowie przez opiekunow, zreszta czesto po konsultacji telefoniczej z prowadzacym lekarzem. Lekarze zawsze oddzwaniaja, albo podaja numer zastepstwa. Ale to juz niewiele ma wspolnego z z tym, czy sluzba prywatna, czy publiczna. Takie sa przepisy.
Od siebie dodam, ze nigdy dosc natrectwa, czujnosci, prosb i zadan, wlasnej inicjatywy – w takich przypadkach.
@Szostkiewicz
„Na nic najnowocześniejszy sprzęt, na nic autostrady, skoordynowane służby ratownicze itd., jeśli dróżnik kolejowy czy dyżurny pogotowia czy inny funkcjonariusz nie zrobi tego, co do niego należy,…”
I to jedno zdanie starczy za wytłumaczenie tego i innych podobnych wydarzeń (z tragedią smoleńską na czele).
Nie zawinił żaden system, tylko konkretny lekarz, który podobno nie zlekceważył przepisów i instrukcji, on po prostu nie zrobił niczego, czego nie musiał. Niestety, tak jest przyjaciele, wszyscy zaczynają lekturę swoich obowiązków i umów od zakresu czynności, których nie muszą robić.
Wyjątkowo perfidnie zachowała się w tej sprawie izba lekarska, która broni swoich, nawet gdy ci drastycznie sprzeniewierzają się etyce zawodu lekarza. Podobny koszmar mamy w korporacji prawników, których równie trudno pociągnąć do odpowiedzialności, nawet za popełniane przestępstwa. Nie sposób tutaj wspomnieć o klasie politycznej, która tak nagina prawo, żeby czegoś nie robić, albo przepchnąć coś wbrew zapisom prawa, sprawiedliwości i logice. Co i rusz mamy do czynienia z interpretatorami konstytucji, odczytujących w niej zapisy, których tam najzwyczajniej nie ma, a przecież autorzy tego prawa jeszcze żyją, więc nie ma powodu pytać stronniczych sędziów TK o interpretację.
Jestem zdania, ze ssystem jest wadliwy, ale dziala dobrze. To wypadek i splot niesprzyjajacych okolicznosci i braku kompetencji czy profesjonalizmu. Bedac rodzicem stanelabym na glowie, zeby dziecko zawiezc do szpitala, duzo wczesniej! Dyspozytor Pogotowia podjal niewlasciwa decyzje uspokojony poprzednia wizyta lekarza, lekarz nie podjal zadnej decyzji, bo nawet nie wiedzial, ze ze ma ja podjac. Taksowkarz jest swinia, ale czy mozna go winic za to, ze jest taksowkarzem a nie matka Teresa? No i w koncu za co utrzymawac ten „system” ? Skladek coraz mniej, ludzi pracujacych coraz mniej, medycyna coraz drozsza, sprzet doskonalszy a lekarze chciwi. Moze pora sie pogodzic z tym, ze nie ma „bezplatne”-bo nie ma takiego pojecia.
Zbijanie kapitału politycznego na śmierci Dominiki jest niskich lotów.
Dziwię się dyskutantom postrzegającym gangrenę polskiej służby zdrowia jako wynalazek ostatnich 23 lat. Można to robić tylko ze złej woli bądź z powodu przykrytej ornamentami stylistycznymi głupoty.
Moje dzieci z reguły lubiły chorować w weekendy, totez owszem kilkakrotnie bywałem sytuacji niepewności lub paniki. Mieszkam w kraju, w którym lekarz nie przyjeżdża do domu chorego a karetki służą jedynie do transportu i stabilizacji osób krytycznie chorych.
Wiem, że w sytuacji zagrożenia życia dziecka, uruchomiłbym wszelkie siły/opcje w celu jak najszybszego przewiezienia do kliniki .
Własnym sumptem, bez czekania na karetkę, opłacając taksówkę, sąsiada lub kogoś kompletnie obcego.
Pieniędzmi, ślubną obrączką, telewizorem, laptopem, czymkolwiek.
Jiba
4 marca o godz. 11:47
Szanowna Pani Jiba
Dzieci beda umieraly. Problemem jest aby nie umieralo ich w Polsce wiecej niz w sasiednich krajach. Prosze zapoznac sie z problemem sepsy celem zrozumienia faktu ze pediatra w karetce nic nie rozwiazuje.
Slawomirski
Panie redaktorze! System, systemem jakikolwiek by nie był! Zawsze „niewydolny”-jeśli niewłaściwie zachowa się jakiś głupek, za co,niby „odpowiada” jakiś minister. . – Lekarze są od: 1 -zarabiania; 2- od dalszej walki o forsę; 3- od politykowania i atakowania każdoczesnego min. zdrowia i NFZ; 4- ewentualnie od przyjrzenia się pacjentowi(zasadniczo, pytając co zapisać?); 5 ingerować o dziwo- gdy , co „niewiarygodne”,nagle jakimś cudem „rozpoznają” zagrożenie! Jest może paru pasjonatów, ale ci nie są wstanie stworzyć prawdziwego samorządu, wykluczającego konowałów! -Samorządy lekarskie są od krycia kolegów i walki o podwyżki dla biednych lekarzy; -nie od etyki i przyzwoitości lekarzy! Pamięta Pan styczeń ub. r. ? Lekarze wzięli w jasyr pacjentów, na znak swojego protestu (choć wystarczyło kliknąć w laptopie> przy tym gadano, ,że nie każdego lekarza „stać” na „komputer”<)! Utrudnili życie pacjentom na maxa w walce "o swoje" Żadnemu z prymitywów nie przyszła na myśl, inna forma protestu! Np! Założenie różowych koszulek na pół roku, bez prania; wyjście na ulice z harfami albo odmówienia wynagrodzenia przez 6 miesięcy(hehehehehe- ) .Ale dziennikarze ,w tym- niby "opiniotwórcza", tvn 24 szli na pasku konowałów! I tylko ich racje relacjonowali !No to lekarzom woda sodowa do łbów wpłynęła! No i zarabiają! Pacjent, to "sztuka" do obliczenia zarobku.A co z nim się stanie,to jego sprawa! Sam tego, ja -dorosły ,doświadczyłem( "boli w osierdziu- to "na pogotowie"ja nie od tych spraw")- ot lekarz wł.lekarka. Zmieniam właśnie "lekarza domowego" i nie wiem komu zaufać.
Pan Szostakiewicz ma racje opisując działanie rządu, nie tylko Tuska, Sejmu, Senatu i Samorządów:
„Porażające lekceważenie procedur i obowiązków służbowych, olewanie przepisów prawa, traktowanie obywateli jako zła koniecznego albo wręcz jako wroga.”
Wytłumaczeniem tego jest tysiącletnie pranie mózgów przez Watykan.
Księża i żony Jezusa, bez przerwy, nawet jak nie mieliśmy państwa, wciskają nam niska samoocenę, brak ambicji, dziadostwo (nie musisz się uczyć czy pracować ale módl się a MB załatwić ci u Jezusa), włażenie obcym w …., homofobie i pogardę dla prawosławnych.
PRL pokazał ze nie jesteśmy tacy głupi i osiągnęliśmy duży sukces cywilizacyjny, naukowy, technologiczny, społeczny. Emigracja lat 80 tych pokazała to samo a i Tuskowej emigracji idzie nieźle.
Ale w III RP, niezbyt rozgarnięci i pazerni politycy, usłużne im korporacyjne media i Krk dość skutecznie wciskają nam stary kit.
Czy to obecna marszałek Sejmu, Ewa Kopacz, była poprzednim MZ ?
Czy gdyby te grube miliony wydane przez Sejm, Senat, Tuska, hr. Komorowskiego, Samorządy na niezasłużone premie dla siebie poszły na poprawę organizacji pracy lekarzy do takich tragedii by nie dochodziło i Polacy mogliby rzeczywiście korzystać z panstowej służby zdrowia ?
Dlaczego katolicka III RP jest tak wroga dla społeczeństwa polskiego?
Albert Krupniok
4 marca o godz. 15:47
Szanowny Panie Albert Krupniok
Zastanawiajace jest ze nikt nie ma pretensji do boga o to ze dziecko zmarlo. Lekarz jest winny, dyspozytor z pogotowia, taksowkarz i minister zdrowia ale nie bog. Wiekszosc ogladajacych ten spektakl kieruje kciuk do ziemii w odruchu Pawlowa. Nie zastanawia ich fakt ze do prowadzenia samochodu potrzebne jest prawo jazdy a do prowadzenia zycia rodzinnego nie trzeba nic oprucz rownie niedoswiadczonej drugiej osoby. Edukacja religijna jesli mozna to nazwac oczywiscie edukacja jest oplacana przez polskiego podatnika a przygotowanie rodzicow do opieki nad dzieckiem prawdopodobnie nikogo za bardzo nie interesuje. Istnieje rowniez internet po to aby pomoc rodzicom w ocenie stanu ciezkosci choroby dziecka i w podejmowaniu decyzji slusznych medycznie. Pomoc jest doslownie na wyciagniecie reki. Byc moze w Polsce by sie przydal pediatryczny servis internetowy. Spoleczenstwo nalezy edukowac a nie oglupiac wysylaniem na lekcje religii. Modlitwa jeszcze nikomu nie zlozyla polamanej nogi.
Ten basen ma byc na tyle plytki aby ludzi sie w nim nie topili.
Slawomirski
Dyskusja na kanwie tragedii zmarłego dziecka o „winie człowieka (lekarza)” vs „winie systemu” jest bezprzedmiotowa.
Może większość z Państwa nie zdaje sobie sprawy, od czego i kogo zależy nasze życie w nagłych przypadkach zachorowania.
W tym systemie.
I – zgodnie z systemem – bez udziału lekarzy.
To chyba rozstrzygający dylemat fragment story:
„Rzecznik (prokuratury) przyznał także, że w przypadku przesłuchania przedstawicieli WSRM (pogotowia) w Łodzi „są pewne rozbieżności”, ale co do zasady wynika z nich, że dyspozytor postąpił prawidłowo, czego poparciem mają być – w ich ocenie – wytyczne NFZ.”
(za tvn24)
Pomocy pierwotnie odmówił dyspozytor pogotowia (to nie jest ani lekarz ani nawet ratownik medyczny).
Zgodnie z wytycznymi NFZ (w co bardzo wierzę, bo je znam), czyli …przymusowego, państwowego ubezpieczyciela, a więc ekonomicznego, a nie medycznego udziałowca systemu.
Proszę pamiętać o tym przy urnie wyborczej.
PS Nic to nie zmienia oceny równie niedopuszczalnej etycznie i fachowo odmowy (ale późniejszej o klika godzin) ze strony lekarza na prywatnym kontrakcie nocnej pomocy.
– – –
@ zyta
Dziękuję za uwagę.
Zawsze musi być „ten pierwszy raz”
W kwestii porównywania systemów, będąc na bieżąco ze względów zawodowych (a nie tylko jako użytkownik), uważam, że nasze próby „wynajdywania koła” w tej kwestii, świadczą jedynie o poziomie cywilizacji społeczeństwa a także obłudy polityków.
Nie łatwo być lekarzem w naszym pięknym kraju
http://www.fakt.pl/Z-gumofilcem-na-lekarza-i-pielegniarke,artykuly,202178,1.html
Dlaczego jakies sluzby, chociazby zdrowia, czy klasa polityczna, rzadzacy, mieliby byc lepsi niz wieksza czesc narodu? Nie sa, bo sa tego narodu reprezentacja i dokladnym jego odbiciem.
Powszechna pogarda dla przepisow, procedur, tumiwisizm, powoduja ze wszelkie instytucje i sluzby pracuja tak a nie inaczej, samolot z elita narodu sie rozbija, pacjenci umieraja bo nie uzyskuja koniecznej pomocy. Widac tak w naszym kraju musi byc, obojetnie kto rzadzi.
Podam przyklad niby drobny, ale chyba kazdemu znany.
Od 30 lat mieszkam w kraju, gdzie w terenie niezabudiówanym obowiazuje limit 100 km/h.
Jezdze (duzo) 100-110 km/h, praktycznie nikt mnie nie wyprzedza. Wjezdzam do kraju, jade z ta sama predkoscia przy limicie 90 km/h, jestem wyprzedzany bardzo czesto. I tak samo wiekszosc z nas traktuje wszelkie inne przepisy. Skutki – jak powyzej
O czym tu dyskutować?
Wiadomo, że w miastach są dobre i złe dzielnice. Wiadomo, że inteligentniejsza i bardziej energiczna część populacji, czyli emigranci, w pięć minut w nowym kraju orientuje się gdzie należy zamieszkać, aby zwiększyć szanse swoich dzieci na sensowne życie. I zmniejszyć szanse na bycie zastrzelonym, bezrobotnym, chorym, pobitym, okradzionym, itd., itp.
Każdy wypruje sobie żyły i kupi/wynajmie dom w dzielnicy, w której „prawie, że go nie stać na mieszkanie”. Gdyż każdy głupi wie, że tylko tam policja przyjedzie w 3 minuty a pogotowie i straż pożarna nawet szybciej. Że jakość wyposażenia i kadry lokalnego szpitala będzie najwyższa i tautologią byłoby pisanie, że „światowa”, gdyż to właśnie jego lokalny szpital wyznacza absolutny szczyt świata. Lokalne, bardzo wysokie podatki zapewnią też jego dzieciom najlepsze, publiczne szkoły i zagwarantują dostępność ciekawych i świetnie płacących miejsc pracy w światowej klasy firmach czy uczelniach. Ubezpieczenie auta będzie niskie, bo kradzieży i wypadków drogowych mało. Emigrant/imigrant wie, jak zlokalizować cywilizację i jak się do niej dostać.
Kiedyś komuchy utrudniały aż do granicy kompletnej izolacji wyjazd z (k)raju nad Wisłą. Teraz każdy odpowiedzialny rodzic ma wybór.
Może postapić tak jak ta Murzynka z Chicago, której ostatnio zastrzelono kolejne, już czwarte dziecko. Ona nie przeprowadziła się do bezpiecznej dzielnicy i poniosła tego konsekwencje. Gdyby miała choćby tyle inteligencji co najgłupszy imigrant z Polski to zdałaby sobie sprawę jeszcze przed urodzeniem pierwszego dziecka, że najważniejszą rzeczą jest ucieczka z „jej dzielnicy”.
Przeciętny konsument mediów nie zadaje sobie pytania, kto – z jaką zawartością portfela i z jakim „miejscem siedzenia” – opisuje mu świat. Kto nim rządzi. Gdzie mieszka i jakie ma warunki życia „jego” prezenter telewizyjny, „jego” ulubiony radiowy i prasowy dziennikarz. Szef tych dziennikarzy. Gadająca głowa polityka. „Jego” reprezentanta. Gdzie się udadzą gdy wyjdą ze studia. Nie ma etykietek ani plakietek podających/wyświetlających te dane dla każdego nadającego w każdym przekaziorze. Odbiorca mediów jest ogłupiany, że „wszyscy żyjemy w tej samej ojczyźnie i jesteśmy rodakami”.
Należy zdać sobie sprawę z prostego faktu, że granice są otwarte. Tylko niewielu rodziców może powiedzieć, że pozostawanie w Polsce jest maksymalizowaniem szans ich dzieci na normalne życie. Dużo liczniejsza grupa postepuje jak ta Murzynka po kolei grzebiąca swoje mordowane dzieci.
Kilka osób napisało, że rodzice nie powinni czekać tylko samemu coś zrobić. Oczywiście, że się zgadzam. Jak mojej córce huśtawka na podwórku rozbiła głowę w (jak się potem okazało) mało niebezpieczny ale bardzo krwawiący sposób to nic mi nie przeszkodziło w dostarczeniu jej NATYCHMIAST do szpitala. Żona z domu dzwoniła na pogotowie ale ja na nich nie czekałem. Nie miałem samochodu i wyleciałem z kamienicy na podwórko RYCZĄC NA CAŁE GARDŁO o pomoc kogoś, kto ma samochód. Akurat podjechał jakiś znajomy sąsiada z kamienicy obok (ze 100 metrów dalej) i zanim się zorientował już mu się pakowałem z dzieckiem do auta. Dowiózł nas bez protestów na pobliskie pogotowie aby tam dowiedzieć się, że nas nie przyjmą bo cośtam. Nie pamiętam powodów „nie przyjęcia” – pamiętam tylko moją rekację – musiała być odpowiednia, bo córce natychmiast prowizorycznie opatrzono głowę i podstawiono karetkę, która miała ją przewieźć do głównej stacji pogotowia w mieście.
To w szczególe. A „w ogóle” to albo czekamy na miescu na zastrzelenie czwartego dziecka albo emigrujemy. Chyba, że należymy do tego 1% (lub mniej) mieszkańców Zielonej Wyspy, którzy na wyspie mają dużo lepiej niż przeciętny emigrant za oceanem. I gadające głowy do pogadania na ekraniku lub w gazetce. Ach, jak ujutno!
Pedofile, pianka z kolanka, kardynały się wzajemnie gryzą, homo za murem, partnerzy do ołtarza, krzyż ze sciany, hel i trotyl, trotyl i hel, aborcja itd. w koło Macieju.
A młodzi ludzie pakuja walizki wyp….ją w świat, do normalności.
„Tato, mnie nie stać na zapłacenie kary za wygranie wojny z III Rzeszą i za bycie niepodległą Polską!”.
Slawomirski
5 marca o godz. 1:09
Szanowny Panie, tu nie chodzi o choroby, które zabijają i będą zabijać dzieci, choćby nie wiem.
Tu chodzi o sytuację, w której od piątku po południu do poniedziałku rano trzeba balansować na granicy życia i śmierci (a w przypadku tej biednej małej nawet to nie wystarczyło), by dostąpić łaski spotkania z lekarzem.
Nie wystarczy to, że ktos jest chory – musi być ciezko chory, a tymczasem to nie rodzinie ustalać, w jak groźnym jest stanie.
Czy nie wydaje się Panu co najmniej kontrowersyjne, że w niedzielę można iść do supermarketu i kupić sobie majtki, ale nie można dostać się do lekarza?
pozdrawiam
@Maria – cóż moge powiedzieć – ciesze się, ze wszystko dobrze się skończyło
pozdrowienia:)
Kilka faktów w dyskusji ‚błąd człowieka’ versus ‚błąd systemu’.
1. Dyspozytorka odmówiła przysłania karetki.
Karetki pogotowia, to dobro rzadkie. Jest ich zawsze za mało. Wiele (większość) wezwań jest bezzasadna). Dyspozytorka ma świadomość, że jeśli wyśle karetkę pochopnie, to może zabraknąć karetki dla pacjenta z rzeczywistym zagrożeniem życia. Wtedy również poniesie odpowiedzialność. Rozwiązaniem systemowym funkcjonującym w cywilizowanych krajach jest algorytmizacja takiej decyzji. Polega ona na tym, że dyspozytor(ka) zadaje pytania wedle starannie opracowanego algorytmu (drzewka decyzyjnego), w wyniku czego algorytm nakazuje wysłanie karetki w określonych przypadkach. W Polsce, mimo nawoływania do upowszechnienia takiego algorytmu, nie został on wprowadzony, gdyż aby on sensownie działał potrzeba utrzymania znacznie więcej karetek i zespołów wyjazdowych. Czyli większych nakładów. Nota bene, gdyby taki algorytm został wdrożony, karetkę by wysłano – gorączka powyżej 40 stopni jest bezwzględnym wskazaniem.
2. Lekarz odmówił wizyty domowej.
Lekarz ów miał dyżur w tak zwanej NPL, co się tłumaczy jako Nocna Pomoc Lekarska. Jest to lekarz przyjmujący nagłe zachorowania po godzinie 18 w dni powszednie oraz w weekendy. Przyjmuje w przychodni. Zwykle ma pełną poczekalnię pacjentów, gdyż jeden punkt NPL przypada na 50 000 do 100000 pacjentów. Zwykle lekarz ten tego dnia pracował do 15. Lekarze NPL, w zasadzie nie jeżdżą na wizyty domowe, bo musieliby zostawić pacjentów w poczekalni, wśród których może być również pacjent np. z zawałem, który może umrzeć, kiedy on pojedzie do dziecka z infekcją. Rutynowo, lekarze proszą pacjentów o przyjazd do NPL.
Systemy i ich logika wymuszają określone działania ludzkie nie bezwarunkowo ale na zasadzie prawa wielkich liczb. Błędy ludzkie wystąpią w każdym systemie, ale w tych dobrze zaprojektowanych jest ich jednak znacznie mniej.
@ SAWA i Tyveog
Zastanawiające, jak niewiele osób podziela Wasze poglądy. Ile osób obwinia zawsze innych, system i państwo – przestajemy się przyglądać sobie jako ludziom, patrzymy na siebie, jak na bezwolne, bezrefleksyjne i nieodpowiadzialne za nic części czegoś co od nas zupełnie nie zależy. Serdecznie pozdrawiam.
W kwestii tragedii Dominiki, wszystko zostało powiedziane w dzisiejszej GW, piórem p. Cichockiej i w wywiadzie z chirurgiem, dr Dudkiewiczem.
http://tinyurl.com/b7us8xj
http://tinyurl.com/ak94sp7
To trafne i oparte na znajomości rzeczy opinie.
W kwestii systemu, to życzę Państwu, abyście nadal żyli złudzeniem, że to system związany z jakimkolwiek zdrowiem.
System ma na celu maksymalne zredukowanie dostępu obywateli do przedpłaconych podatkiem usług (nie definiuje nawet, i to celowo, co jest przedmiotem systemu – jakie usługi).
System zakłada programowo, że wszelkie wątpliwości (które sam mnoży) świadczą przeciw potencjalnemu podmiotowi – czyli obywatelowi.
System uniemożliwia fachowcom postępowanie zgodne z etyką i wiedzą medyczną – i jest to cynicznie przyjęta zasada, a nie błąd lub „wypaczenie”.
Zarówno obywatele, jak i pracownicy są zakładnikami przymusowego systemu.
Ci pierwsi – nie mając wyboru, gdyż nie istnieje rynek usług w sytuacji, gdy każdy usługodawca (to ci drudzy) jest zależny od całkowitej dowolności interpretacji państwowego urzędnika. Nie tylko ekonomicznie, ale karnie, żyrując pracę w systemie (lub dla systemu) odpowiedzialnością przekraczającą zwykle wartość swego majątku.
Oceny nieetycznych postaw jednostkowych, jakkolwiek słusznie krytyczne, powinny mieć na względzie, że postawy te są jedynie objawem choroby systemowej.
Inaczej, będziemy tkwić, zgodnie z socjotechniką władzy, w permanentnym i fałszywym konflikcie interesów pomiędzy obywatelami.
Sądząc, że mierzymy się z nierozwiązanym w cywilizacji problemem wynalezienia koła.
O to właśnie chodzi władzy (proszę sobie sprawdzić, kto i dlaczego jest marszałkiem Sejmu) i innym beneficjentom patologicznych systemów publicznych w naszym pięknym kraju, nie tylko tych, pozorowanych zdrowiem.
Proszę też pamiętać o tym przy urnie wyborczej.
Pozdrawiam.
Dziki kraj i zła dzielnica. „Zza kałuży” pisze prawdę. W Polsce licz na siebie – bardziej, niż zdołasz to sobie wyobrazić.
Jestem starą babą, ciągle z naiwnym napędem do ufania, który świadomie od lat próbuję w sobie zwalczać. Bo w Polsce ufność jest zgubna. Tu, chcąc zapewnić bezpieczeństwo rodzinie, trzeba wrócić do mądrości prababek, uniwersalnej na tym terenie, adekwatnej za cara, za okupacji i za III RP: złoty pierścionek w cukierniczce, kilka banknotów w sosjerce – wszystko na podorędziu, na „czarną godzinę”. Do tego starannie zgromadzona wiedza, gdzie, co, kogo i za ile da się kupić. To działa i długo chyba działać będzie.
Tragiczne jest to, że nikt nikomu nie powie prawdy, że właśnie tak należy robić, żeby w Polsce przeżyć i uchronić swoją rodzinę. To temat – tabu, to się robi, o tym się nie mówi. Cierpią przez to głównie ludzie młodzi, których życie jeszcze nie nauczyło, a społeczeństwo oszukało. Szkoła kładła im do głowy lukrowane, religijne wzniosłości, z których trochę się podśmiewali, lecz jakoś tam podświadomie pewnie w nie wierzyli, bo tak często słyszeli o „miłości bliźniego”, „etyce chrześcijańskiej” (a w kraju 95% katolików przecież!). Media też mamiły obrazkami „zielonych wysp” i niczym dobry dziadzio, udatnie imitując realną troskę, nakłaniały do badania wzroku i jedzenia pomidorów…
Młody Polak (Polka), który jeszcze nie miał czołowego zderzenia z „państwem”, żył spokojnie i bez kryzysów – nie ma pojęcia o tym, jak jest. Jak źle i inaczej, niż chce się wierzyć. Nie wierzy więc w powszechność niewydolności i niekompetencji – i ufa. Że państwo potraktuje go dobrze, normalnie, po ludzku.
Młodzi Bonkowie tak właśnie wierzyli. Nikt im nie powiedział, że gdy w rodzinie sprawy na wagę życia i śmierci – trzeba zanieść do lombardu olimpijski medal i KUPIĆ poród (i zdrowie dzieci) w prywatnym szpitalu. Rodzicom Dominiki tez nikt nie powiedział prawdy o tym, jak trzeba żyć w Polsce, żeby przeżyć: o tej sosjerce i cukierniczce. O obrączce, którą trzeba zdjąć i dać taksówkarzowi, żeby zawiózł dziecko do szpitala. Że trzeba robić raban. Godzić się na cenę upokorzenia, błagania, przekupywania – żeby ratować życie.
Wreszcie – nikt nie mówi młodym ludziom w Polsce tej prawdy, którą odważył się powiedzieć „zza kałuży”: Jeśli nie chcecie tracić cennej życiowej energii na podwójne gry, kombinowanie, unikanie zasadzek w miejscach, w których absolutnie być ich nie powinno, jeżeli chcecie móc skupić się na swojej pracy, życiu rodzinnym, płacić podatki i nie musieć myśleć o wszystkim i za wszystkich – trzeba wyjechać.
Ja, w ramach prywatnej twardej miłości bliźniego, wyłamię się z grona świątobliwych katechetów i nawiedzonych tym, co być powinno, publicystów. Będę mówić młodym ludziom, jak jest. Pewnie nie uwierzą, ale może w czarnej godzinie przypomną sobie moje gorzkie rady i jakaś cukierniczka ocali życie jakiejś Dominisi. A sosjerka Bolkowi…
@ Jiba
5 marca o godz. 11:09
„Czy nie wydaje się Panu co najmniej kontrowersyjne, że w niedzielę można iść do supermarketu i kupić sobie majtki, ale nie można dostać się do lekarza?’
– – –
Ta kontrowersja znika, jeśli zauważymy, że istnieją tylko sklepy, które mają kontrakt z Państwowym Płatnikiem, ponieważ nikt z potencjalnych klientów w supermarkecie nie będzie płacił dwa razy za coś, co już mu obiecano w zamian za podatki (a obiecano wszystko).
Nikt też nie zainwestuje w sklep całodobowy i pełnoprofilowy i nie będzie sprzedawał „w niedzielę” tego, co kosztuje drożej, niż obiecana mu zapłata ze strony państwa. I to zapłata, zależna od widzimisię pani Wiesi z NFZ na etacie rządowym (tak, tak!). A cel istnienia zawodowego i premia p.Wiesi na redukowaniu wydatków wisi. Potęga systemu 😉
Łatwiej to zrozumieć, jeśli wybierzemy się na te zakupy, cofając w czasie do okresu Gomułki.
A tak właśnie dokładnie jest obecnie w systemie usług zdrowotnych.
Pozdrawiam.
Jiba
5 marca o godz. 11:09
Szanowna Pani Jiba
Byc moze lekarze trafia do supermarketow i beda dostepni 7/24 za psie pieniadze. Ja jednak nie zycze tego nikomu. W interesie wszystkich obywateli jest profesjonalna pomoc medyczna.
Slawomirski
Sprawa ta jest szeroko komentowana na forach lekarskich. Oto emocjonalna wypowiedź lekarki – endokrynologa z ponaddwudziestoletnim stażem, która dosyć dobrze oddaje nastroje – szczególnie starszych lekarzy.
„Przestaliśmy być lekarzami, gdy system zmusił nas do określania refundacji, sprawdzania ubezpieczeń, uprawnień, potwierdzania kodów, wpisywania cyferek kodów badań i JGP i slalomu między pieprzonymi, wymyślonymi przez idiotów z nfzet typami porad, które uniemożliwiają mi leczenie zgodne z wiedzą medyczną.
Przestałam być lekarzem. Stałam się kolejnym urzędnikiem systemu.
Teraz staję się zaszczutym przez paranoidalny system zwierzątkiem, którego jedynym celem jest uniknąć złapania i kary – niezasłużonej kary – ominąć pułapki i nie zginąć.”
Panowie Gekko i Sławomirski:
A może szary obywatel powinien miec wybór, do którego ubezpieczyciela chce płacić składki?
Ja na przykład nie czuję patriotycznego ciśnienia, by koniecznie to był NFZ, m.in. właśnie za takie numery, jak organizacja pomocy nocnej i weekendowej – w moim przypadku to jeden punkt na powiat.
Całkiem sporo jest miejscowości w Polsce, gdzie najbliższy pediatra jest w odległości 30 km, w mieście powiatowym. A te małe miejscowości obsługują lekarze ogólni, którzy nie mają pojęcia o specyfice infekcji małego dziecka, tym bardziej, jeśli tych własnych dziecinie mieli, albo były zbyt zdrowe.
Wiem, że na wsi czesto czekają, aż uhoduje się choroba, mając nadzieję, że ta choroba sama „przejdzie”, byle tylko nie organizować transportu – tj sąsiada, ktoremu trzeba zapłacić.
Sama pamiętam, jak w moim wielkim mieście nie chcieli mi przyjechać do gorączkującego 1o latka, bo „przecież nie jest mały”, a to, że miał od 4 dni ponad 40 stopni gorączki i nasz nowy pediatra bagatelizował problem, bo:”wirusówka” sami zrobiliśmy mu badania krwi i sami prosto pojechali na oiom… wszystko się szczęśliwie skończyło. Dziecko miało nieosłuchowe zapalenie płuc.Żyje. Także dzięki temu, ze mamy dostępność do badań i mieliśmy pieniądze. Ale bezradność swoją pamiętam do dziś. Wykonywane telefony, odmowy. No, rozhisteryzowani rodzice. Rodzic wie, kiedy jest coś nie tak z dzieckiem, tylko brak wiedzy medycznej, aby to umieć zwerbalizować. I boi się, aby nie zostać owrzeszczanym przez Panią Dyspozytorkę, Lekarza, Salową itp. Ważne Persony w tej machinie zdrowotnej. Powszechny brak szacunku i pogarda we wzajemnych kontaktach szczególnie boli w takich podbramkowych sytuacjach.
Jeśli system wymusza na ludziach liczenie kasy oraz wypełnianie papierowych procedur, a karze za ludzkie odruchy, to ludzie(tu medycy!) liczą kasę i dbają o papiery!!!Tak jest w Polsce Tuska również np. w oświacie i we wszystkich innych dziedzinach związanych z pomaganiem ludziom…:-(((
@ Jiba
5 marca o godz. 18:17
– – –
Właśnie o to chodzi, że jedynie taki, jak sugerujesz, wybór obywatela, przynosiłby szanse na cywilizowany system ochrony zdrowia.
Jednocześnie, byłby końcem sutych przychodów Państwa ze składek zdrowotnych (to jest niemal 100 miliardów PLN rocznie) i możliwości władzy za pomocą dzielenia po uważaniu publicznych posad.
W większości małych miasteczek szkoła i szpital to jedyny pracodawca! Samo/rządowy!
Ponadto, sztuka żerowania na obecnym, niezmiennie od lat patologicznym systemie, to już dla wielu tradycja i umiejętność pokoleniowa (choć nie genetyczna 😉 .
Co więcej, taki system permanentnej opresji i niedoboru wobec podmiotu systemu, jakim teoretycznie jest obywatel, zmiękcza obywatela i winduje stawki pozasystemowe.
Polacy najwięcej w Europie płacą z własnej kieszeni (liczono tylko, co oficjalnie!) za leczenie (dane OECD).
Dlatego jest jak jest i będzie jeszcze bardziej, na „tej ziemi”.
Dla pikanterii dodam, że Twoje apetyty modowe na usługi lekarskie w lokalizacji handlowej i cenie majtek są dość skromne.
NFZ płaci lekarzowi za opiekę nad 1 obywatelem w przychodni PLN 8,- za miesiąc.
Pod warunkiem, że obywatel NIE przyjdzie do przychodni. W przeciwnym razie, będzie Twoim kosztem.
Znajdź więc majtki za 8 PLN, które zaoferuje ci sklep, pod warunkiem, …że ich nie kupisz.
Dlatego trzeba być nieskończonym kamikadze (lub…?) aby świadczyć usługi medyczne na takich warunkach. W tej sytuacji, trudno się dziwić, a jeszcze trudniej zaakceptować skutek (przyjmując standardy cywilizacyjne) tego, kto i na jakim poziomie się tego podejmuje.
Pozdrawiam.
Jiba
5 marca o godz. 18:17
Szanowna Pani Jiba
Pisalem o profesjonalizmie ktory ratuje pacjentom zycie a Pani marza sie zakupy w hypermarkecie. Prosze uczyc sie do Niemcow, Francuzow lub Szwedow. Ilosc pieniedzy wydawanych na ochrone zdrowia nie jest zawsze wykladnikiem wartosci ktora otrzymuje w zamian podatnik. Niemniej nie ma nic za darmo a finansowy ciezar opieki medycznej najlatwiej jest uniesc grupowo. Ochrona zdrowia powinna stac sie wartoscia jednoczaca wszystkich Polakow niezaleznie od orientacji politycznej. Polacy powinni stac sie dumni ze swoich szpitali i personelu tam pracujacego bo tak jest w cywilizowanych krajach swiata.
Slawomirski
@ Dr Skues 5 marca o godz. 17:35
?Przestaliśmy być lekarzami, gdy system zmusił nas do określania refundacji, sprawdzania ubezpieczeń, uprawnień, potwierdzania kodów, wpisywania cyferek kodów badań i JGP i slalomu między pieprzonymi, wymyślonymi przez idiotów z nfzet typami porad, które uniemożliwiają mi leczenie zgodne z wiedzą medyczną.
Przestałam być lekarzem. Stałam się kolejnym urzędnikiem systemu.
Teraz staję się zaszczutym przez paranoidalny system zwierzątkiem, którego jedynym celem jest uniknąć złapania i kary ? niezasłużonej kary ? ominąć pułapki i nie zginąć.?
Czy to nie katoliczka, dr. Ewa Kopacz była poprzednim MZ a obecnie jest marszałkiem Sejmu ?
Wszystko się zgadza -traktowanie obywatela jak petenta i tak dalej… Tylko że przykład do tego idzie z góry, od najwyższych rangą urzędników państwowych.. to oni ponoszą odpowiedzialność za system, bo to oni go tworzą.
Proszę bardzo
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,130438,13506553,Starsza_kobieta_upada__Personel_robi_jej_awanture_.html
Wiele podobnych obrazków znam z autopsji. Jeszcze więcej znam z opowiadań znajomych.
@Adam 2222 6 marca o godz. 5:24
Święta prawda Panie Adamie. To naszej kochanej koleżance Kopacz zawdzięczamy obecnie (nie)miłościwie panującą Ustawę Refundacyjną. Ustawa ta została w całości napisana przez urzędników z Ministerstwa Zdrowia i NFZ i jej głównym celem było sławetne ‚uszczelnianie systemu’, czyli wprowadzenie oszczędności poprzez ściśle kontrolowaną przez aparat urzędniczy reglamentację leków oraz procedur medycznych.
W wyniku działania tej ustawy lekarz jest usytuowany w roli ostatniego urzędnika w systemie rozdzielania świadczeń medycznych. Coś w rodzaju magazyniera w państwowym magazynie leków i procedur medycznych, które może wydać pacjentowi (przepraszam – Świadczeniobiorcy) wedle specjalnego Rozdzielnika i Regulaminu Wydawania. Za złamanie tych zasad lekarz jest dotkliwie karany.
W takim systemie nie ma miejsca na służbę, powołanie, czy ethos zawodowy. System wyznacza granice racjonalnych zachowań, co budzi owe frustracje, gdyż zachowania racjonalne dla lekarza, są szkodliwe dla pacjenta i – w dalszej perspektywie – dla państwa.
Dyskutujemy tu o powodach śmierci małej dziewczynki, gdyż śmierć dzieci budzi nasze szczególne współczucie. Nie pisze się jednak nigdzie o tysiącach starszych, schorowanych ludzi, którzy umierają nie z powodu starości, ale z powodu niedostatecznej opieki medycznej. Pacjenci poradni kardiologicznych, endokrynologicznych, czy diabetologicznych czekają na wizytę często zbyt długo. I umierają zanim się doczekają. A często mogliby żyć jeszcze długo. Niestety gazety o nich nie piszą, telewizji ich losy nie interesują. Więc umierają, patriotycznie odciążając nasze systemy: opieki zdrowotnej i emerytalny.
Łoj! Wycięto z mojego komentarza (godz. 11:30), co sądzę o 90% polskich lekarzy :(. Nie przeczę, że wypowiedziałem się ostro, ale czyżby naprawdę aż tak, żeby trzeba to było wyciąć? Ale niech tam :).
Przyniósł mi pracownik zwolnienie poszpitalne, trafił tam zawiesiony karetką wezwaną ze względu na wysoką gorączkę, ostry ból okolic brzucha i finał w postaci filmowego omdlenia – jak rzekła jego żona. Po czterech dniach, jak to mówi mój przyjaciel, mimo postępu medycyny i starań lekarzy pacjent przeżył i ozdrowiał. Opuszczając szpital udał sie po wypis, pokornie swoje odczekał i w końcu szczęśliwy z dokumentem w ręku chce opuścić szpital, ale czyta co tam zapisano. No i szok, niesforny pacjent odszukuje ordynatora i pyta: o co chodzi z tym co w treści, która brzmiała: usunięcie wyrostka robaczkowego, na co ordynator: w czym problem, pacjent: panie doktorze, ale mój wyrostek został usunięty co prawda w tym szpitalu ale 20 lat temu, na co lekarz: a robi to panu jakąś różnicę?
Co państwo na to, na wszelki wypadek zrobiłem sobie skan wypisu.
pozdrawiam
@BMM
mimo postępu medycyny i starań lekarzy pacjent przeżył i ozdrowiał
Bingo! 😀