Zagadka ks. Longchamps de Berier

Jest taki ksiądz o francuskim nazwisku zwalczający In vitro metodą siania strachu przed wrodzonymi wadami dziecka narodzonego dzięki niej

Jak się okazuje, ma on ciekawą i długą historię rodową. Przodkowie protestanci uciekli z Francji przed prześladowaniami ze strony katolików. Przez wieki służyli Rzeczypospolitej, za co otrzymali polskie szlachectwo. Walczyli w polskich powstaniach narodowych.

Żyjący ksiądz Franciszek Longchamps de Berier, profesor prawa, zasłynął ostatnio wynurzeniami na temat rzekomych wad genetycznych dzieci poczętych dzięki in vitro. Tego jeszcze nawet w Polsce nie było. To zabrzmiało jak napiętnowanie i straszenie w jednym. Na list oburzonego ojca dziecka poczęto dzięki In vitro ks.LdB odpowiedział grzecznie, ale bez cienia empatii. I odwrócił kota ogonem, podkreślając, że poglądu na In vitro nie zmieni i że ma prawo do tej negatywnej opinii.

A któż kwestionował, że ma? Problem polega na tym, czy miał prawo pleść brechty o wadach podpierając się jakimiś dwoma książkami zapewne katolickich autorów o In vitro i rozmowami z anonimowymi lekarzami, też pewno z kręgów katolickich. Takie metody dyskusji są gorszące  u kogoś z tytułem profesora.

Swoją odpowiedź duchowny kończy sugestią, że dla oburzonego i jego dziecka miejsce w Kościele zawsze czeka. To też niebywałe. Chodź dziecię, ja cię uczyć każę wiary, nawet jeśli tego sobie nie życzysz. Ludzie o takiej formacji i mentalności są dziś eksponowani w polskim katolicyzmie jako autorytety. Jaka szkoda, że ród LdB porzucił wiarę przodków.

Jaka szkoda, że Reformacja została zmarginalizowana w Polsce przez trydencki katolicyzm, który dziś odżywa między innymi za sprawą Benedykta XVI. Gdyby polski protestantyzm przetrwał w lepszej kondycji do naszych czasów , polski katolicyzm nie mógłby sobie pozwolić na to, na co dziś sobie pozwala wobec wyznających inne systemy wartości. Na paternalizm i moralizatorstwo, wygadywanie bzdur i kłamstw w majestacie rzekomej prawdy objawionej.