„Wyciąganie” Poczobuta z łagru

Zdumiewa hucpa polityków PiS w sprawie Andrzeja Poczobuta więzionego już ponad trzy lata przez reżim Łukaszenki. Znaczna część drakońskiego wyroku na korespondenta „Gazety Wyborczej” i działacza społeczności polskiej w Białorusi przypadła na czas rządów obozu Kaczyńskiego. Pisowskiej władzy nie udało się „wyciągnąć” Poczobuta, choć ponoć usilnie się starała. Gdy PiS władzę utracił, wysiłki na rzecz uwolnienia Poczobuta są kontynuowane przez rząd Donalda Tuska. Miejmy nadzieję, że tym razem skutecznie.

Były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie pisowskim Paweł Jabłoński zarzuca nowej władzy, że kłamie, iż niedawna wielka wymiana rosyjskich szpiegów i płatnego mordercy na zakładników amerykańskich i rosyjskich krytyków reżimu Putina była dziełem głównie amerykańsko-niemieckim. Zdaniem Jabłońskiego, skoro w jej ramach zwolniono z więzienia białoruskiego obywatela niemieckiego skazanego na karę śmierci i ułaskawionego przed deportacją przez Łukaszenkę, to władze polskie mogły zażądać w zamian za współpracę w tej wymianie dołączenia do listy Poczobuta. Jabłoński nie wie jednak, czy takiej próby rząd Tuska nie podjął albo czy nie podjął jej przez swych ludzi prezydent Duda.

Nie znamy na razie żadnych szczegółów, za to wiemy, że polska odpowiedź na prośbę Amerykanów o współpracę miała dwóch autorów: rząd i kancelarię prezydencką, a więc była rzadkim i pozytywnym przykładem kohabitacji. Biden telefonował do Dudy z podziękowaniem. Nie wiemy, czy podający się za dziennikarza agent rosyjski Rabcow był „najcenniejszym” dla Rosji więźniem przebywającym w Polsce. Nie wiemy, czy Amerykanie wymienili go z nazwiska, czy zostawili Polsce wybór. Nie wiemy też, jak zareagowali na ewentualną prośbę o dołączenie Poczobuta.

Obywatela niemieckiego przetrzymywanego w Białorusi dołączono prawdopodobnie dlatego, by Berlin mógł się pochwalić jego uwolnieniem przed własną opinią publiczną. Gra toczyła się o zgodę Niemiec na wypuszczenie zabójcy przywódcy czeczeńskiego. Bez tej zgody wymiany by nie było. Polska i kilka innych państw sojuszniczych odegrała rolę wspierającą tę wymianę, co będzie jej zapamiętane w Waszyngtonie, ktokolwiek wprowadzi się w przyszłym roku do Białego Domu. Administracji Bidena zależało, by pokazać, że państwa NATO mogą nadal skutecznie współpracować. A przy okazji zagrała politycznie na nosie Trumpowi, który twierdził, że tylko on jest zdolny wymusić na Putinie zwolnienie więzionych w Rosji na podstawie fałszywych oskarżeń Amerykanów.

Niestety nie wszystkich, bo ostateczna decyzja w takiej grze należy do obu stron, które się układają. Żadna nie może ugrać wszystkiego. To samo dotyczyło roli Polski. Obecny wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna powiedział mediom, że sprawa Poczobuta jest przedmiotem rokowań dwustronnych między Polską a Białorusią.

To inna sytuacja niż w przypadku wielkiej wymiany, w której z reżimem Putina i Łukaszenki potrzebna była współpraca wielostronna. Starania Polski o zwolnienie Poczobuta w okresie rządów pisowskich też miały charakter dwustronny. Nic z tego nie wyszło, reżim Łukaszenki zapewne uznał, że mu się nie opłaca. Łukaszenka mierzy wyżej. Chce zdjęcia odium z jego reżimu w Unii Europejskiej. Ale i jemu by się przydał, jak Putinowi, jakiś sukces, którym mógłby się pochwalić przed społeczeństwem, a zwłaszcza przed swoją nomenklaturą. Nie wiemy, czego oczekuje – i czy w ogóle bierze to pod uwagę – za zwolnienie Poczobuta. I nie powinniśmy tego wiedzieć, najwyżej po szczęśliwym finale, a i to niezbyt detalicznie.

Prawica atakuje Tuska – a pośrednio także ludzi Dudy – jakby tego nie wiedziała. I może nie wie, choć jak wszyscy ogląda chętnie filmy i seriale szpiegowskie. Liczy się dla niej tylko bieżączka polityczna. A ta tylko utrudnia misję jak najbardziej słuszną, czyli zwolnienie Poczobuta, prawdziwego więźnia politycznego, który cierpi za przekonania. Nie wiemy też, czy jest on gotów odzyskać wolność drogą deportacji bez możliwości powrotu do Białorusi.