Łabędzi śpiew dudyzmu

Dobre wieści. W najnowszym sondażu zaufania pracowni IBRiS prezydent Duda spadł na trzecie miejsce. Wyprzedzają go Trzaskowski i Tusk. Żaden z tej trójki nie uzbierał ponad połowy sondowanych głosów, a różnica między nimi mieści się w granicach błędu pomiaru. Jednak miło zobaczyć, że Trzaskowski i Tusk, czyli filary Koalicji Obywatelskiej, stoją na podium wyżej od Dudy.

Z kolei w sondażu (United Surveys) poparcia dla partii politycznych przewaga KO nad PiS pod błąd już nie podpada: 33 proc. do 28,3. Trzecia Droga (10,9 proc.) i Lewica (9,9) też się wzmocniły. W sumie koalicja demokratyczna ma poparcie ponad 52 proc. pytanych. PiS i Konfederacja, czyli narodowo-katoliccy populiści i skrajna prawica – 46,2 proc. Oba wyniki wskazują, że rządy demokratów się konsolidują.

Dalsza konsolidacja zależy od trzech rzeczy: wygranej kandydata demokratycznego w wyborach prezydenckich (to już prawdopodobnie w maju 2025, jeśli Duda nie będzie manipulował terminem po myśli Kaczyńskiego), wypracowania skutecznego konsensu w sprawie aborcji oraz poprawy polityki informacyjnej i komunikacyjnej rządu. Donald Tusk jest w tym dobry, ale to za mało, by odpierać ataki totalnej opozycji pisowskiej. Może by się mu przydał bufor w postaci sprawnego rzecznika rządu. Byle nie w stylu rzeczników rządu Morawieckiego, bez żenady powtarzających kłamstwa byłego premiera.

Koniec prezydentury Dudy i zwycięstwo kandydata demokratów na jego następcę otworzą nowy rozdział w przywracaniu demokracji i praworządności. Dudyzm, czyli linia polityczna ekipy prezydenta Dudy, polegał na naprzemiennym pozorowaniu jego niezależności od PiS i sabotowaniu najważniejszych inicjatyw obozu demokratycznego po jego dojściu do władzy: od prób doraźnej naprawy wymiaru sprawiedliwości po obsadę ambasad.

Profesor Jan Woleński pisze we wtorkowej „GW” o „pisytywizmie prawniczym”, czyli pisowskiej mutacji pozytywizmu prawniczego. Pozytywizm prawniczy to w skrócie koncepcja: „twarde prawo, ale prawo”. Trzeba się stosować do prawa bez względu na jego treść i skutki. Przypomina, że chętnie po tak rozumiany legalizm sięgały reżimy totalitarne. Duda przyłożył wielokrotnie rękę do takiego podejścia do prawa.

Na przykład kiedy wybory na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego wygrał sędzia Wróbel, a prezydent mimo to mianował na stanowisko sędzię Manowską, bo to leżało w interesie ówczesnej pisowskiej władzy. Jakaś doza pozytywizmu prawniczego jest potrzebna w państwie demokratycznym – twierdzi Woleński – ale nie może być on wykorzystywany jako usprawiedliwienie anarchii prawnej. A tak było, kiedy Trybunał Przyłębskiej orzekł, że nasza „konstytucja jest niekonstytucyjna” w związku ze sprawą posłów przestępców Kamińskiego i Wąsika.

Mamy teraz, po rezygnacji Bidena z walki o reelekcję, wzmożone zainteresowanie wyborami prezydenckimi w różnych państwach. Przede wszystkim w USA, ale też choćby w Wenezueli, gdzie najprawdopodobniej doszło do masowego sfałszowania wyniku na korzyść Nicolasa Maduro. Amerykanie spekulują, kogo Kamala Harris wybierze na swego kandydata na wiceprezydenta (stawiam na gubernatora Shapiro).

My spekulujemy, kogo wystawią w przyszłym roku demokraci, a kogo Kaczyński. Typowałbym (ostrożnie), że po stronie koalicyjnej kandydować będą Trzaskowski i Hołownia, a po stronie twardej prawicy pisowskiej – nie wiadomo kto, ale chyba nie Morawiecki ani Bocheński. Jaki to katastrofa, prędzej major Siewiera z Pałacu Prezydenckiego, ale to kiepski orator i jeszcze mniej rozpoznawalny niż Bocheński, przegrany kandydat na prezydenta Warszawy.

Trump to nadzieja twardej i skrajnej prawicy, także w Polsce. Na szczęście po rezygnacji Bidena i wystawieniu Kamali Harris wyborcze szale zaczęły się wahać. W Polsce sytuacja jest bardziej po myśli demokratów. Jeśli w drugiej turze, bo chyba do niej dojdzie, poprą jednego kandydata, dudyzm zostanie przebity osinowym kołkiem. A razem z nim paranoiczny kaczyzm.