Rozliczenia

Antoni Dudek, profesor, historyk i publicysta, chętnie zapraszany do mediów, także TVN24 i „Polityki”, nazwał się „neutralnym” i wyśmiał wniosek o pozbawienie immunitetu poselskiego Jarosława Kaczyńskiego w związku z szarpaniną między nim a protestującym obywatelem składającym regularnie podczas miesięcznic smoleńskich wieniec ku pamięci „95 ofiar Lecha Kaczyńskiego”.

Bo przecież to jest absurd, mówił w rozmowie z red. Morozowskim, że tak naprawdę nic się nie dzieje z obiecanym przez demokratów rozliczaniem PiS za malwersacje finansowe i łamanie prawa, tuzy pisowskie mają się dobrze, a tu nagle Kaczyński ma odpowiadać za zniszczenie wieńca. Do tego potrzebne jest uchylenie immunitetu, bo wtedy może się odbyć proces cywilny z pozwu poszkodowanego obywatela.

 Nie uważam, że to jest drobna sprawa. Przeciwnie, zachowania Kaczyńskiego nie można usprawiedliwić. Zniszczenie czyjejś własności i dwa uderzenia w twarz to przemoc fizyczna. W każdym wypadku niedopuszczalna, bo nie chodziło o samoobronę, tylko bezpodstawną napaść. Dodatkową okolicznością obciążającą Kaczyńskiego jest jego status publiczny jako posła na Sejm RP i szefa największej partii opozycyjnej. Rękoczyny w takiej sytuacji to kompromitacja i fatalny przykład dla społeczeństwa: jeśli lider pozwala sobie na takie zachowanie, to jego zwolennicy mogą pójść w jego sprawie. Nie znam przypadku lidera politycznego w państwie demokratycznym, który wdał się w rękoczyny z osobą prywatną na widoku publicznym.

Żałuję, że prof. Dudek zignorował ten aspekt sprawy. Chcąc nie chcąc, stanął w jednym szeregu z kandydatem na prezydenta Mentzenem, który już nie tylko drwił, ale oświadczył, że pewno „sam by walnął w mordę” poszkodowanego. I zapowiedział, że zagłosuje przeciwko wnioskowi o uchylenie immunitetu Kaczyńskiemu. Fajny by to był prezydent, który publicznie usprawiedliwia niezasłużoną przemoc fizyczną. Zobaczymy, ilu wyborców nie widzi w tym problemu i gotowych jest oddać głos na Mentzena, a może i poprzeć w drugiej turze Nawrockiego. Bo czemu nie, skoro nie odstręcza ich od kandydata PiS jego przeszłość, której symbolem stała się jego znajomość z zatrzymanym właśnie przez ABW Olgierdem L., szwarcbohaterem reportażu „Naziol, kibol, bandyta”.

Również środowisko Hołowni sygnalizuje, że może głosować przeciwko wnioskowi. Sam marszałek uważa, jak prof. Dudek, że „karanie za zdejmowanie tabliczek to nie są rozliczenia PiS”. I że ludzie czekają nie na „teatr i zemstę”, ale na ukaranie złodziei pieniędzy publicznych. I tak wniosek o pozbawienie immunitetu Kaczyńskiego stał się elementem kampanii prezydenckiej.

Ubolewam nad tym, ale co z tego, skoro taką mamy dziś politykę. Można, jak Ziobro, nazywać premiera Tuska przestępcą i grozić mu rozliczeniem. Można, jak Mentzen, oskarżać go o łamanie prawa i polityczne „ludożerstwo”. Za chwilę usłyszymy, że o ludobójstwo. Bezczelność opozycji nie ma przecież granic. To jest prawdziwy teatr i próba rozmycia i uniknięcia ich odpowiedzialności za osiem lat złodziejskich rządów. Ich metoda na wywrócenie rządu. Sprawa immunitetu Kaczyńskiego i Ziobry to jej element. Czy skuteczny?

Na razie nie, ale mają dużo czasu. Wykorzystają go także do rozmiękczania koalicji. Robią to konsekwentnie. Pośrednio przyznał to sam premier, pisząc, że „rozliczanie PiS idzie wolniej, bo nie wszyscy w koalicji rozumieją, że bez rozliczenia nie będzie naprawy RP”. Do kogo Tusk pije, wszyscy wiemy, ale to mniej ważne. Ważniejsza jest sama sprawa rozliczeń. Wygląda na to, że, jak gorzko pisze red. Czuchnowski, „pasożytniczy twór, który wyrósł na ciele Polski, trzyma się mocno i liczy na to, że przetrwa”. Czy w takiej sytuacji można być „neutralnym”?