Demokracja walcząca

Tak, o demokrację trzeba walczyć, a nie tylko ją opiewać. Walczyć powinni demokratycznie nastawieni politycy, ich ugrupowania oraz sami obywatele pragnący żyć w demokracji, a nie w systemie autorytarnym. Dziś zwolennicy zamordyzmu lubią się sprzedawać w mediach, na wiecach i konferencjach jako obrońcy wolności, rządów prawa i demokracji.

W rzeczywistości ich celem jest zniszczenie systemu demokratycznego i zastąpienie go demokracją fasadową („nieliberalną”) typu Węgier Orbána, w której istnieje opozycja, ale system jest tak skonstruowany, aby nie doszła do władzy.

Każdy kolejny rok funkcjonowania takiego systemu odbiera krok po kroku obywatelom możliwość zmiany rządzących. Media, służby mundurowe, sądy, prokuraturę obsadza się stopniowo swoimi ludźmi, lojalność nagradza się awansami i premiami finansowymi pod warunkiem, że nie patrzą rządzącym na ręce i wykonują polecenia.

Za fasadą kwitną korupcja, przestępczość i prywata. Niewymienialna Partia rządząca kontroluje coraz więcej życia publicznego, obywatele coraz mniej. Wybory są tak sformatowane, aby zawsze wygrywał je ten sam obóz rządzący. Funkcjonowanie systemu chroni prawo uchwalane przez ten obóz, a jego wykonywanie kontrolują obsadzone przez jego ludzi instytucje państwowe.

Gdy jednak historia potoczy się inaczej, niż zaplanowała władza – jak stało się w Polsce 15 października ubiegłego roku, albo 4 czerwca 1989 – nowa ekipa rządząca ma problem: jak przywrócić demokrację i praworządność opisaną w konstytucji po długich latach rządów lekceważących, omijających, a nawet depczących zasady konstytucyjne?

Najnowszy przykład to sprawa asygnaty, czyli zgody premiera Tuska na mianowanie przez prezydenta Dudę swojego komisarza, mającego dopilnować wyborów prezesa jednej z izb Sądu Najwyższego. Duda mianował neosędziego na mocy uprawnień, których nie daje mu konstytucja. Komisarz miał dopilnować, aby prezesem został swój człowiek.

Ruch Dudy był więc sprzeczny z konstytucją, a zatem i kontrasygnata Tuska nie miała mocy prawnej. Spór o to, czy można zgodę cofnąć, jest „jałowy”. Tak to widzi sędzia Sądu Najwyższego prof. UJ Włodzimierz Wróbel, dla mnie autorytet w dziedzinie prawa. „Dyskusja o możliwości cofnięcia tej konkretnej kontrasygnaty – pisze w „GW” z 12 września – przypomina mi spór o to, czy można jednostronnie wycofać się z umowy kupna samochodu, gdy okazało się, że sprzedawca samochód ten po prostu ukradł”. Wniosek też wydaje się prosty: w obu przypadkach można. I drugi: prawo niezgodne z konstytucją musi być usunięte z obiegu prawnego.

Tusk przyznał się do błędu, co nigdy nie zdarzyło się dygnitarzom obozu Kaczyńskiego, na czele z nim samym. I poszedł po rozum do głowy podczas spotkania ze środowiskami prawniczymi na temat dalszego naprawiania systemu prawnego pozostawionego przez obóz Kaczyńskiego. Analogię z czasami powojennymi w Europie i pokomunistycznymi w dawnym bloku sowieckim, choć się nasuwa, lepiej zastąpić pytaniem, jak rząd demokratyczny ma przywrócić praworządną demokrację po systemie demokracji fasadowej w wydaniu pisowskim.

Tusk podczas spotkania użył określenia „demokracja walcząca”. Autorem tego konceptu był niemiecki prawnik i politolog Karl Loewenstein, antynazista z zasymilowanej rodziny żydowskiej. Był rzecznikiem silnej demokracji, zdolnej się obronić przed wyborem despoty w demokratycznych wyborach. Prawicy to się nie spodobało. Ponieważ ma wiele trupów w szafie, musiała zaatakować. Poszedł przekaz, że Tusk szykuje represje polityczne i kryminalne przeciwko legalnej opozycji, a może i delegalizację PiS. To żadne fakty, tylko insynuacje. Ale problem jest.

Na zimno patrząc, protesty PiS są bezzębne. Polegają na próbie odwrócenia uwagi od afer ujawnianych pod dojściu do władzy obecnej koalicji rządzącej. Te afery i przestępstwa są faktem, a trudności z naprawianiem systemu prawnego są realnym wyzwaniem. Sytuacja może się poprawić po zwycięstwie demokraty w wyborach prezydenckich. Ale to dopiero za rok.

Na dziś można powiedzieć tyle, że kierunek jest słuszny i pożądany. O rozliczenie przestępstw i nadużyć pisowskich apelowały siły demokratyczne i prodemokratyczne społeczeństwo obywatelskie. Nie było wtedy takiej wiedzy o skali nadużyć, jaką mamy teraz. Wydawało się, że czyszczenie pisowskiej stajni Augiasza będzie szybkie i łatwe. Tak nie jest i Tusk o tym uczciwie mówi. Czy to ma przygotować opinię publiczną na jakieś „przyspieszenie”? Jeśli już, to zapewne w formie ustaw zatwierdzanych przez parlament i nowego prezydenta. I z poszanowaniem konstytucji i gwarantowanych przez nią praw i swobód obywatelskich. Cóż, uczciwi nie mają się czego bać.