Skrajną prawicę można poskromić. Lekcja brytyjska

Skrajna prawica się cofa, gdy traci władzę nad ulicą. Pokazały to zamieszki w Anglii i Irlandii Północnej. Wywołane po napaści 17-latka na zajęcia taneczne z udziałem małych dzieci. Napastnik, prawdopodobnie chory psychicznie, zadał nożem śmiertelne ciosy trzem dziewczynkom. Najstarsza miała dziewięć lat. Ciężko zranił ośmioro innych dzieci i dwie osoby dorosłe próbujące je chronić. Pod tym tragicznym pretekstem doszło do zamieszek w wielu miejscowościach na terenie Anglii i w Irlandii Północnej.

Zamieszki sprowokowano fałszywymi wiadomościami w internecie. Bez żadnych podstaw sprawcę przedstawiano jako imigranta o muzułmańskim pochodzeniu, świeżo przybyłego na łódce do Wielkiej Brytanii. W rzeczywistości urodził się na Wyspach z rodziców rwandyjskiego pochodzenia. Nosi nazwisko afrykańskie, a nie arabskie, jest chrześcijaninem. Doszło do ataku na miejscowy meczet i aktów wandalizmu. Zamieszki szybko się rozprzestrzeniły dzięki tzw. mediom społecznościowym, gdzie niezliczoną ilość razy powtarzano fejki. Skrajnie prawicowe, antyimigranckie i rasistowskie bojówki przenosiły się z miejsca na miejsce szybciej niż prewencyjne siły policyjne.

Dopiero w środę, a więc po dziesięciu dniach od masakry w Southport (29 lipca), nastąpił pozytywny zwrot wydarzeń. Na ulice, dotąd opanowane w czasie rozruchów przez skrajną prawicę, wyszły tłumy jej pokojowo nastawionych przeciwników, którzy chcieli wyrazić solidarność z uchodźcami, imigrantami i mniejszościami etnicznymi. Zwykle było ich więcej niż agresywnych chuliganów i kryminalistów, którzy dołączyli do skrajnej prawicy. Protesty przeciw burdom miały miejsce w wielu miejscach. Uczestniczyli w nich również zwykli obywatele, biali i kolorowi. Wolno się spodziewać, że burdy wygasną, a prowodyrzy odpowiedzą przed sądem. Jak dotąd kary więzienia dostało trzech aktywnych uczestników zamieszek. Aresztowano blisko 500 osób, 149 dostało już zarzuty kryminalne.

Dzieje się to niedługo po objęciu władzy w UK przez laburzystów. Rząd Keira Starmera przechodzi pierwszy test zdolności kierowania państwem. Wyjątkowo trudny, bo sprawa podejścia do imigracji od dawna dzieli brytyjskie społeczeństwo i jest wykorzystywana politycznie, jak prawie wszędzie w Europie i USA. Szpicą zamieszek byli ekstremiści, lecz w antyimigranckich protestach uczestniczyli też zwykli obywatele, na co dzień niezainteresowani polityką (przypomnijmy, że podobne protesty, choć bez przemocy, były w UK przeciwko polskim migrantom zarobkowym). Starmer jednoznacznie potępił przemoc i zapowiedział, że nie zawaha się użyć całej mocy prawa do walki.

W gorącej debacie publicznej z tym związanej pojawiły się zarzuty pod adresem sił policyjnych, które nie wszędzie stanęły na wysokości zadania. Zwracano uwagę, że policja ma za mało sił i środków, by skutecznie reagować na wandalizm o takiej skali. Nie było jednak spekulacji, czy zamieszki mogła prowokować Rosja. Nie musiała, bo sam fakt, że proukraiński rząd lewicy brytyjskiej ma problem we własnym kraju, wystarczył kremlowskiej propagandzie. Zadowolony z kryzysu był też polityczny obóz Farage’a, architekta brexitu, pompującego temat imigracji jako największego zagrożenia dla Wielkiej Brytanii.

W Polsce temat imigracji wykorzystuje na podobnej zasadzie i w podobnym celu – destabilizacji i podrywania wiarygodności państwa – tutejsza twarda (PiS) i skrajna prawica (Konfa). Z powodów statystycznych w roli wroga obsadza się jednak przede wszystkim Ukraińców, ale także przebywających w Polsce mieszkańców z Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji. Do takich zamieszek jak w UK u nas na szczęście nie dochodzi… Jednak akty przemocy wymierzone w uchodźców i migrantów są tak samo nieakceptowalne.

Z wydarzeń w UK wyciągam taki wniosek, że skrajną prawicę i jej sympatyków można poskromić. Pod następującymi warunkami: policja musi skutecznie egzekwować prawo zakazujące przemocy i głoszenia nienawiści, władze państwowe muszą jednoznacznie potępiać przemoc i nienawiść, a społeczeństwo musi być gotowe do okazywania solidarności z ofiarami przemocy i nienawiści. W ostatnich latach obywatele wychodzili u nas na ulice, by pokojowo protestować w obronie praw kobiet, niezależności wymiaru sprawiedliwości i wolnych mediów, także demokracji i praworządności w naszym kraju. To przyniosło efekt w wyborach 15 października.

Okazaliśmy też solidarność z zaatakowaną przez Rosję Ukrainą. Doszło do protestów (na dużo mniejszą skalę) przeciwko interwencji Izraela w Strefie Gazy po ataku Hamasu na obywateli izraelskich na terenach przygranicznych. Jest więc u nas obywatelska gotowość do działania w obronie niewinnych ofiar zorganizowanej lub jednostkowej przemocy. To najważniejszy, ale niejedyny warunek zatrzymania skrajnej prawicy, populizmu i agresywnego nacjonalizmu udającego patriotyzm.