Komisja

Lepiej późno niż jeszcze później. Dziś sprawa wpływów rosyjskich w naszym państwie i społeczeństwie musi być priorytetem. Dlatego cieszę się jako obywatel, publicysta i współpracownik dawnej opozycji demokratycznej, że ruszyła komisja, która ma zbadać, jakie są te wpływy. Mandat obejmuje aż 20 lat najnowszej historii polskiej, 2004–24. Czyli nie tylko rządy „zjednoczonej prawicy” w obu ich wydaniach, ale też rządy koalicji PO/PSL oraz koalicji 15 października.

To oraz skład komisji oddala podejrzenia, że będzie ona polityczna w sensie upartyjnienia. Nie, to nie jest mściwy rewanż Tuska za pisowską komisję „lex Tusk”, która miała usunąć go z życia politycznego. To grupa robocza złożona ze specjalistów i naukowców, z których nikt nie należy do partii politycznej.

Zapewne będą pracować na materiałach wytworzonych przez nasze służby specjalne, ale korzystać również ze swojej fachowej wiedzy. Nie mogę się doczekać pierwszego raportu. Ma być sporządzony za dwa miesiące, a komisja ma pracować do końca listopada. Oczywiście tylko premier i jego rząd zobaczą wszystko, opinia publiczna jedynie streszczenie. Tak powinno być, żeby służby rosyjskie dowiedziały się jak najmniej o wyniku prac komisji.

A więc dobrze, że nie będzie żadnych kamer i mikrofonów, a z mediami spotykać się ma w imieniu komisji tylko jej szef gen. Stróżyk ze Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który nie wzbudza zastrzeżeń nawet prezydenta Dudy. Tylko czy media nie ulegną pokusie namawiania na wywiady również członków komisji? Uważam, że to jest pożądane, choć korci. Mam też nadzieję, że komisja będzie miała ochronę kontrwywiadowczą, a nawet osobistą.

Czy w ciągu pięciu miesięcy zdoła ogarnąć tak obszerny i trudny temat, nie wzywając nikogo na rozmowy? To zależy od planu jej prac. Uważam, że to możliwe, jeśli dobrze wyznaczy cele. W tym mogą jej pomóc książki i artykuły dziennikarzy śledczych od lat badających temat. Niewykluczone, że zajmie się nie tylko problemem, ale też konkretnymi osobami ze sfer politycznych, biznesowych, gospodarczych, kościelnych.

Jest rzeczą premiera i rządu, jaki użytek zrobią z ustaleń komisji. Zwraca jednak uwagę, że zakończy ona prace, kiedy politycznym tematem numer jeden zacznie być wybór nowego prezydenta. Dlatego komisja nie uniknie oskarżeń, że ma służyć obozowi obecnej władzy w rywalizacji z pisowską opozycją. Mimo że Tusk dołożył starań, aby służyła interesom państwa, a nie koalicji rządzącej, w szczególności KO. PiS nie umie patrzeć na politykę inaczej, jak tylko w kategoriach gry o władzę, spisków, zmowy, powiązań personalnych.

Kaczyński wyszkolił PiS w totalnej nieufności do wszystkiego, czego nie kontroluje. Widzimy to na przykładzie traktowania przez jego ludzi sejmowych komisji śledczych. Nie o prawdę im chodzi w sprawach korupcji wizowej, kosztownego nonsensu wyborów kopertowych, skandalu z Funduszem Sprawiedliwości czy używaniem Pegasusa do inwigilacji przeciwników politycznych, a nawet polityków z otoczenia Kaczyńskiego. Chodzi im o podważenie wiarygodności tych komisji w oczach wyborców. Tak samo potraktują komisję do spraw wpływów rosyjskich.

Same prace i raporty tej komisji nie zatrzymają z dnia na dzień wrogich działań Rosji i Białorusi w Polsce. Od tego są nasze służby specjalne. Żeby mogły skutecznie działać, muszą mieć znaczne siły i środki. I jasne wytyczne władz państwowych. Komisja może pomóc w ich wypracowaniu.

Co więcej, może też pomóc w edukacji społeczeństwa na polu bezpieczeństwa, nazywając jasno po imieniu zagrożenia. Nie chodzi o wywoływanie rusofobicznej histerii czy paniki, tylko o wskazówki, jak nie ulegać kremlowskiej propagandzie i dezinformacji. System Putina sieje ją z zewnątrz, ale też z wewnątrz Polski i wolnej Europy. Raporty komisji mogą być przydatne do celów szkolnych w ramach lekcji obywatelskich o tym, jak się bronić przed tą propagandą i jak rozpoznawać jej siewców.

Za rządów PiS wyrządzono ogromne szkody naszym służbom. Kto na tym skorzystał, jak nie Rosja? Dobrze, że Tusk nakazał przywrócenie delegatur ABW w terenie. Ale to wszystko wymaga czasu, a zegar tyka.