Bluzg papieża

Szok i oburzenie. Franciszek chlapnął o „pedalstwie” podczas zamkniętego spotkania z włoskimi biskupami 20 maja. To język homofobiczny, obraźliwy i upokarzający. Nic dziwnego, że rozpisują się o tym media. Przecież ten papież od lat zbiera pochwały za publiczne wypowiedzi o gejach odbiegające od negatywnego stereotypu katolickiego. A tu nagle taki wybryk językowy, dowód hipokryzji, i to z ust głowy Kościoła. Jedno papież mówi na użytek publiczny, drugie za zamkniętymi drzwiami. Jedną wstrętną gafą sam uderzył w swój empatyczny wizerunek papieża, który zapewnia, że w Kościele jest miejsce dla każdego.

W jakich okolicznościach doszło do wybryku Franciszka? Na spotkaniu dyskutowano o tym, czy homoseksualistów przyjmować do seminariów kształcących księży. Jeden z biskupów zapytał wprost papieża o wskazówkę. Miał odpowiedzieć, że w Kościele jest za dużo „pedalstwa” (frociaggine), więc homoseksualistów nie powinno się przyjmować do seminariów. Bo po wyświęceniu na księży mogą prowadzić podwójne życie, a Kościół zakazuje aktywności homoseksualnej.

A więc no. Tyle że w praktyce – o czym bez przerwy słyszymy i czytamy – „różowe lobby” trzyma się w Kościele dobrze. Tak dobrze, że to ponoć dlatego poprzednik Franciszka Benedykt XVI złożył urząd. Światowym bestsellerem na ten temat okazała się książka francuskiego dziennikarza, geja i katolika Frederika Martela pt. „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie”, obszernie udokumentowane – także z wątkami polskimi – studium tego tematu, niewygodnego dla Kościoła i prawicy.

Watykan błyskawicznie zareagował, gdy jedno słowo Franciszka stało się sensacją w mediach. Przeproszono w stylu kiepskiej polityki „wszystkich, którzy poczuli się obrażeni”. Ale sam Franciszek nie przeprosił. W sukurs ruszyli mu niektórzy komentatorzy: jego pierwszym językiem jest hiszpański, pewno nie wiedział, że we włoskich uszach ten wyraz jest nieakceptowalny. Dość to rozpaczliwa próba obrony 87-letniego Franciszka, który przecież wychowywał się w rodzinie włoskich imigrantów w Argentynie i mówi płynnie w języku Giorgii Meloni. Musiał wiele razy słyszeć brzydkie słowa w tym języku i zna ich znaczenie. A więc wiedział, co mówi.

Takie spotkania opierają się na zasadzie poufności. Tymczasem któryś z uczestników, zapewne jeden z biskupów, musiał poczuć się tak zbulwersowany, że dał znać mediom. Pierwsza informacja pojawiła się w bulwarówce, a to zwykle mało wiarygodne źródło, ale wkrótce potem podały ją także włoskie poważne dzienniki, a za nimi media światowe, w tym BBC. Redakcje uznały, że przeciek jest prawdziwy, choćby dlatego, że biuro prasowe Watykanu wiadomości nie zdementowało. A przeprosiny – choć tylko w imieniu Stolicy Apostolskiej, a nie ze strony samego Franciszka – to oczywiście pośrednie potwierdzenie, że brudne słowo padło z jego ust.