Aborcyjne strategie wyborcze

Zła wiadomość dla ruchu pro life w USA: po roku od uchylenia przez tamtejszy Sąd Najwyższy orzeczenia dopuszczającego na szczeblu federalnym prawa do legalnej aborcji liczba terminacji w dostępnych legalnie placówkach służby zdrowia wzrosła, a nie spadła.

W 2022 r. odnotowanych aborcji było 930 tys., w następnym roku – już po decyzji odkręcającej tę z lat 70. – odnotowano ich nieco ponad milion. Jak na razie więc republikańska prawica nie może się pochwalić sukcesem w tej ważnej społecznie sprawie. Radykalny zwrot w prawo w orzecznictwie amerykańskiego Sądu Najwyższego nie przyniósł spodziewanego efektu. Kobiety częściej niż przed tym zwrotem sięgają w potrzebie po radykalny środek tam, gdzie jest to jeszcze możliwe, czyli legalnych placówkach medycznych działających pod ochroną prawa stanowego. Nie wiadomo, ile aborcji przeprowadzono w zeszłym roku w „szarej strefie”, gdzie ankieterzy się nie zapuszczają. Eksperci przypuszczają, że sporo, więc wzrost liczby wykonywanych zabiegów prawdopodobnie jest jeszcze wyższy.

Aborcja jest w polityce i społeczeństwie USA podobnie gorącym i polaryzującym tematem jak w Polsce. Kontekst amerykański jest jednak inny. Stany są państwem federalnym, a nie unitarnym, jak Polska, wolności słowa strzeże odrębna poprawka do konstytucji, Kościół rzymskokatolicki i inne związki wyznaniowe są oddzielone od państwa, choć mają wpływy w społeczeństwie i wśród polityków. Wraz z rosnącą liczbą imigrantów z sfery latynoskiej, w znacznej części katolików, rosną wpływy katolicyzmu. Jako katolik deklaruje się obecny prezydent Joe Biden. Dziś walczy z niekatolikiem Trumpem o prezydenturę.

Ogólnie Biden jest za, a nawet przeciw w sprawie aborcji. Wygrzebano jego wywiad z 2006 r. – jak wiadomo, w sieci nic nie ginie – w którym powiedział: „Nie uważam aborcji za wybór ani za prawo. To jest zawsze tragedia”. Dodał jednak, że aborcja powinna być bezpieczna, ale rzadka. Taka była też mantra aborcyjna Clintona, również demokraty: „aborcja ma być legalna, bezpieczna i rzadka”. Trump obsadził konserwatystami Sąd Najwyższy, więc uchylenie prawa do aborcji naturalnie pochwala.

W swojej karierze, jak to populista, zmieniał jednak zdanie. W 1999 r. był „całym sobą za wyborem, choć nienawidzi konceptu aborcji”. Później usztywniał stanowisko. Zachęcał do wprowadzenia jakiegoś rodzaju kary dla kobiet dokonujących terminacji. Teraz lawiruje: niech decydują poszczególne stany. Biden też nosi się z tematem jak z jajkiem. Obaj wiedzą, że sprawa jest politycznie śliska, a może przeważyć szalę wyborczą. Zarówno demokraci, jak i republikanie próbują wypracować jakąś strategię w tej sprawie.

Głos zabrała m.in. republikanka Carrie Sheffield. Na stronie liberalnego CNN opublikowała swój pomysł na strategię republikanów w kwestii aborcji – taką, która jej zdaniem pomoże wygrać „obrońcom życia”, do których sama należy. Szuka punktów wspólnych z wyborcami innych partii. Po pierwsze – antykoncepcja (Trump jest za), bo swobodny i natychmiastowy dostęp do legalnej antykoncepcji zmniejsza liczbę aborcji. Że to sprzeczne ze stanowiskiem Kościoła rzymskokatolickiego? Cóż, nawet wśród amerykańskich katolików większość opowiada się za tą opcją.

Czy taka strategia prawicy w sprawie aborcji jest do pomyślenia w Polsce? Trudno przewidzieć. Może w części elektoratu konfederatów, ale w twardym elektoracie PiS sprzymierzonym politycznie z KK raczej nie. U nas sprzeciwia się on nawet tak oczywistym rzeczom jak pigułka „dzień po”, edukacja seksualna w szkołach czy in vitro. W szerokim społeczeństwie gotowość do liberalnej zmiany jest większa niż w klasie politycznej, z wyjątkiem Lewicy. Ale Lewica nie ma dziś szans na samodzielne rządy. A więc limbo.