Ślonsko godka
À propos obietnic wyborczych Donalda Tuska. Jedna z nich była adresowana do miłośników i użytkowników mowy śląskiej. I nabrała biegu w Sejmie 20 marca. Tusk obiecał, że zostanie ona uznana za język regionalny drogą nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych. Projekt skierowała grupa posłów i posłanek PO. W ich imieniu przedstawiła ją Ślązaczka Monika Rosa. Częściowo po śląsku.
Blisko pół miliona osób podało w najnowszym spisie powszechnym, że posługują się mową śląską. W językoznawczej terminologii istnieje określenie „etnolekt” oznaczające mowę, którą posługuje się pewna grupa ludzi. Zwykle między sobą i w relacjach domowych. Językoznawcy i historycy języka spierają się, czy to dość, by taką mowę uznać za język w takim znaczeniu, jakie pociągałoby za sobą przyznanie jej oficjalnego statusu i związanych z tym praw, co musiałoby też pociągnąć za sobą pewne wydatki z budżetu państwa, np. na zajęcia szkolne czy wykonanie i instalację tablic informacyjnych w tym języku.
Do Sejmu wpłynął projekt nowelizacji ustawy o mniejszościach narodowych i języku regionalnym przyjętej w 2005 r. Grupa posłów i posłanek proponuje, by etnolekt śląski uznać za język regionalny. Byłby to drugi – po kaszubskim – oficjalnie uznany przez państwo język regionalny. O tym, czy coś jest językiem, decydują ostatecznie ci, którzy się nim dobrowolnie i chętnie posługują. Spory językoznawcze to jedno, inkluzywny gest prawno-polityczny pod ich adresem to drugie. Jestem za.
Mieszkałem na Górnym Śląsku do matury. Miałem kolegów mówiących po polsku i po śląsku. Osłuchałem się z tą mową. Fajnie było rozumieć, o czym mówią, jak żartują czy jak się kłócą. Od tego jest mowa. Jeśli są ludzie, którzy chcą tak się komunikować, to czemu im w tym przeszkadzać?
Niestety, byli i są ludzie, którzy nie mają tak liberalnego podejścia. Mnożą przeszkody i sieją wątpliwości. Często z nacjonalistycznym podtekstem wyższościowym. Albo całkiem otwarcie, jak Jarosław Kaczyński, który w celach wyborczych wrzucił do obiegu hasło o „ukrytej opcji niemieckiej”, mając na myśli ruch śląskich autonomistów. Tropiąc zaciekle domniemane wpływy niemieckie w Polsce, na cel wybrał właśnie środowiska aktywnie działające na rzecz swojej śląskiej małej ojczyzny, w tym „ślonskiej godki”.
Nie szukał ich na Podhalu i Kaszubach, gdzie zresztą byłoby to dziś misją straceńczą. Również na Śląsku nie ma żadnych dowodów, że śląscy autonomiści mają jakiś tajny plan zagrażający polszczyźnie i interesom państwa polskiego. Mimo to pisowska opozycja i Konfederacja głosowały, a jakże by inaczej, przeciwko dalszym pracom nad projektem. Wiemy, kto się boi małych ojczyzn. Nieufność do mniejszości narodowych i etnicznych, do ich poczucia tożsamości, do ich mowy i kultury jest stałym fragmentem gry politycznej nacjonalistów.
Ignorują oni przyczyny historyczne tego stanu rzeczy, koncentrują się na bieżącej rozgrywce politycznej z tymi, którzy mają krytyczny stosunek do idei narodowego państwa unitarnego. Tymczasem powojenna Europa, najpierw zachodnia, teraz obejmująca także państwa Europy Wschodniej, państwa narodowego nie odrzuca, ale go nie absolutyzuje. Wspiera regionalność w ramach demokratycznie stanowionego prawa. Broni praw obywateli należących do mniejszości, w tym praw językowych. Tarcia i konflikty na tym tle stara się łagodzić i rozwiązywać drogą pokojową, a nie siłą.
Górny Śląsk to nie Katalonia. Nie chce oderwać się od Polski, tylko rozwijać swoją tożsamość i pielęgnować swoją kulturę w ramach państwa polskiego. Nasze państwo nosi nazwę „rzeczpospolita”, a to znaczy republika, czyli dobro wspólne wszystkich obywateli szanujących jej konstytucję. Zarówno etnicznej większość polskiej, jak i mniejszości narodowych i etnicznych, a mamy ich sporo. To spadek po długiej historii naszej państwowości. Mało które państwo w Europie tak często i zdecydowanie zmieniało granice i ustrój. W mało którym mówiono przez wieki tylu językami.
Monolityczni nacjonaliści gardzą tym bogactwem, gdy nazywają mowę mniejszości gwarą lub wytykają, że nie jest skodyfikowana lub nie ma własnego alfabetu. Mowa rozwija się w czasie, jeśli ma ku temu warunki. Jeśli żyje w nieprzyjaznym środowisku, rozwija się wolniej. Nowoczesne państwo demokratyczne warte tej nazwy daje taką szansę drogą prawną. Reszta należy do użytkowników mowy, w tym przypadku do mówiących ślonską godką.
Komentarze
Wśród przeciwników ślonskiej godki królują ci, którzy przeciwstawiają się jej siłom i godnościom osobistom.
Male ojczyzny oraz jezyk i mowa sa wazne w tych spolecznosciach. Jesli mieszanki i mieszkancy Slaska wyrazaja takie zyczenie, to nalezaloby uznac ich jezyk, podobnie jak kaszubski. Mile wspominam Slask i Slazakow, pamietam etos pracy, chociaz pamietam osoby ze Slaka Cieszynskiego, ktore z nadania partyjnego zajmowaly eksponowane stanowiska w nauce i przemysle. „Czarni“ Slazacy szanowali natomiast swoj jezyk, stroje i wspomniany wyzej etos pracy. Slask Opolski z wyjatkami mocno prawicowoproniemiecki. Wszystko to okraszone czesciowo i lokalnie lwowiankami i lwowiakami, moimi rodakami i rodaczkami. Pamietam piknikowe wycieczki tzw. Kleinbahna z Gliwic do Rud Raciborskich.
Dla zainteresowanych nowoczesna interpretacja „Lokomotywy” Tuwima po slonsku:
https://www.youtube.com/watch?v=jO3IgiQE37M
A tu tekst:
https://marian-makula.blogspot.com/p/ci.html
PS. M.Makula tworzy od 45 lat po slonsku i dlo slonzokow:
https://dziennikzachodni.pl/ferajna-makuli-w-piosence-domaga-sie-prawdy-historycznej-o-gornym-slasku-znow-dzieli-sie-ludzi-na-pierwszy-i-drugi-sort/ar/c5-15283398
Mam mieszane uczucia co do przyznawania specjalnego statusu jakiejkolwiek gwarze czy dialektowi j.polskiego. Swego czasu prof Miodek (raczej nie pisowiec) oponował przeciw takim pomysłom. W gruncie rzeczy to mnożenie bytów nad potrzeby, cofanie historycznego procesu ujednolicania językowego, a ujednolicenie przecież sprzyja jasności komunikacji i wytwarza bardzo ważną więź społeczną. Ileż wysiłku wkłada dziś taka Ukraina, aby osiągnąć to, co mamy pod względem językowym dziś w Polsce, a my mamy wybrać odwrotny kierunek..? Jakiż w tym interes państwa, nas wszystkich?
Pamiętam jak tak koło 40-tki poszedłem do teatru na sztukę graną po śląsku. To było dla mnie objawienie — język, który znałem z dzieciństwa, ale zawsze jakoś ograniczony do sfery prywatnej, a rugowany z publicznej, coś czego nie było w telewizji, czy w radiu (nawet przy Masztalskich) usłyszałem ze sceny.
@logo:
Myślę, że zapominamy jak bardzo Polska jest jednolita. Na tle tej jednolitości możliwość, że ktoś jest rdzennym mieszkańcem, ale nie identyfikuje się z literacką polszczyzną, może budzić niepokój.
@mfizyk:
Przypominasz mi dowcip — PRL, służba wojskowa, Ślązacy i Polacy:
– Ej, pracowałeś na Śląsku, jak jest po śląsku pociąg?
– Zug.
– O! Wiesz. A co to jest ancug?
– Pospieszny!
Podzielam Redaktorze pana opinię.
Nie ingerować centralnie w sprawy lokalnych dialektów i gwar lecz pozostawić to lokalnym władzom samorządowym.
Co kogo obchodzi, „po jakiymu godajom” ludzie między sobą.
Co innego w urzędach – urzędnik może z patentem rozmawiać w języku czy gwarze lokalnej ale pismo urzędowe musi być po polsku gdyż konieczna jest unifikacja.
W końcu prawie 80 lat funkcjonujemy jako państwo narodu polskiego i wszyscy ten język winni znać.
Niech posłowie wezmą się za skuteczne rozwiązywanie poważnych problemów a nie zajmują się nieistotnymi PIERDOŁAMI by zaistnieć w mediach.
@alrus
Interes polega na tym, by obywatele czuli się równi wobec prawa, a prawo ma być sprawiedliwe. To racja stanu państwa polskiego. Nie jest rzeczą językoznawców wydawać wyższościowe wyroki na sposoby komunikowania się ludzi między sobą.
Nadanie dialektowi regionalnemu statusu „języka” zawiera potencjalnie duże problemy polityczne i społeczne. Oczywiście nie dzisiaj, ale odpowiedzialne państwo nie powinno otwierać takich furtek na przyszłość. Tym bardziej, że „język” śląski nie jest językiem, tylko:
„Dialekt śląski – zespół gwar śląskich, którym posługuje się rdzenna ludność Górnego Śląska oraz reliktowo część ludności Dolnego Śląska. Na kształtowanie się słownictwa dialektu miały wpływ zapożyczenia z języków: polskiego, niemieckiego, czeskiego. W dialekcie tym przeważa źródłosłów słowiański.”
Nawiasem mówiąc, gdy Śląsk był w granicach Niemiec, to na jego terenie też był śląski dialekt języka niemieckiego, a nie „język” śląski.
Pozostając przy przykładzie Niemiec: Badenia-Wirtembergia miała długi okres własnej państwowości, więc tamtejszy „język” miałby pełne prawo nosić to miano, ale wszyscy traktują to tam jako dialekt języka niemieckiego, a nie oddzielny język.
@lubat
Znów ten sam ton pogardy. To nie pan decyduje, co jest, a co nie jest językiem, tylko ludzie, którzy się nim posługują. Pojęcie ,,języka””, ,,dialektu”, ,,gwary” ich nie interesuje. Nadanie statusu ,,języka regionalnego” jest decyzją prawno-polityczną, zgodną z duchem polityki UE, a nie aktem językoznawczym. Pojęcie to występuje w europejskiej konwencji o ochronie języków mniejszości etnicznych. Język polski przez wieki też się zapożyczał u innych języków, a tożsamości nie stracił. To użytkownicy tej czy innej mowy decydują o jej przyszłości, ale prawo stanowione może w tym przeszkadzać, zwykle z przyczyn nacjonalistycznych, albo pomagać. Polska chce pomagać i chwała jej za to.
https://www.sjikp.us.edu.pl/wp-content/uploads/2021/03/e-Godka-28.pdf
Pełna zgoda. Racja stanu państwa polskiego powinna opierać się na zapewnieniu wszystkim obywatelom równych praw bo tylko to spowoduje poczucie prawa i sprawiedliwości. I nie tylko chodzi o lokalne języki. Tylko ludzie szczęśliwi (jakoby banalnie to nie zabrzmiało) mają poczucie sprawczości, chcą być odpowiedzialni za swój kraj, tutaj pracować a w razie czego za niego zaciekle walczyć. Jest to całkowicie sprzeczne z polskim konserwatyzmem który już dawno stał się niewydolny, śmieszny i archaiczny. Ci co próbują w jakiejś formie do niego wrócić, przegrają.
ps . pierwszy raz od 1989 roku w ostatnich wyborach była niespotykanie wysoka frekwencja której poziom dorównywał, a nawet przekraczał wiele starych krajów Zachodu. Wyborcy nie tylko szkli przeciwko czemuś, ale w większości ,,za czymś”. Nie zniszczmy tego.
@Alrus, 22 MARCA 2024, 8:07
,,Ileż wysiłku wkłada dziś taka Ukraina, aby osiągnąć to, co mamy pod względem językowym dziś w Polsce…”
To nie ,,Ukraina” wkłada ten wysiłek tylko dzieje się tam wszystko oddolnie. Nienawiść do najeźdźcy spowodowała że wielu obywateli jej wschodniej części zaczęło uczyć się ukraińskiego. Już nie wspominając o tym jak spora ich część przeklina barbarzyńców w czystym rosyjskim. Bo niby w jakim…?
Nie wyciągajmy z tego odwrotnych wniosków.
Mam wrażenie że sprawy językowe są tu drugorzędne, coś jakby regionalny strój ludowy w rodzaju skórzanych bawarskich spodenek na szelkach, czy jak mundur kolejarza albo straży marszałkowskiej.
Istotą jest rozumienie patriotyzmu, którego zarówno strój jak i język są emanacją.
Kiedy patriotyzm to przywiązanie do lokalnej tradycji regionu, krainy geograficznej, nawet wsi czy dzielnicy miasta (przedwojenny swojak z Pragi, czy lwowski batiar), to język i strój te tradycje przypominają i pozwalają się odróżniać od bezadresowego tłumu.
Kiedy język wraz ze strojem mają podkreślać „suwerenność i niezależność”, ale przede wszystkim poczucie „lepszości” otwierają się wrota piekieł: secesje i rozbicia dzielnicowe. „Lepszy od innych” może się poczuć, zależnie od liczebności i kryteriów przynależności ród, plemię, naród, nigdy z tego nic dobrego nie wynika, bo te podziały stoją w poprzek już istniejących struktur administracyjnych i państwowych.
Wiadomo:
Suwerenista = alt nacjonalista + komunista (w ruskim stylu i metodzie)
Przykłady dzisiejsze w czystej postaci: Rosja putinowska i Węgry orbanowskie…
„Węgry są gotowe do współpracy z Rosją i że stoją „po stronie pokoju” napisał węgierski suwerenista w liście z gratulacjami i hołdem do putina, po jego „wyborze” na prezydenta CCCP [Cep Cepa Cepem Pogania].
Wyprzedził tego węgierskiego kurdupla psychopata Kim Dzong-Un.
Orbanescu kupuje podobnych sobie… ” wręczył w czwartek europosłowi Ryszardowi Legutce (PiS) nagrodę imienia Janosa Hunyadiego oraz 20 tys. euro. Nagroda przyznawana jest przez Fundację na Rzecz Obywatelskich Węgier za „obronę wolności i chrześcijańskich wartości”.
Orbanescu uzasadnia wręczając Legutce nagrodę w Brukseli.:
– Profesor Legutko był jednym z pierwszych myślicieli konserwatywnych, który uznał, że liberalizm działa na podobnej zasadzie jak komunizm. I nie zatrzymywał tej świadomości dla siebie, tworzył środowiska dyskusyjne, z których na początku czerpał Fidesz (…) – Suwereniści wysłali kiedyś komunistów na śmietnik historii i to samo zrobią z liberalizmem – oświadczył.
Legutko łasy na nagrody i kasę potwierdził swój kompletny upadek i jak niejeden przed nim, zauroczony suwerenizmem czyli hybrydą skrajnego nacjonalizmu z ruskim komunizmem, odpalił kwiecistą polszczyzną:
„europejskie wartości i wolność są dziś zagrożone i wymagają obrony.
Jednocześnie – co stanowi swego rodzaju paradoks – niewiele innych słów gości dzisiaj tak często na ustach wszystkich i wydaje się otoczonych taką czcią jak nigdy dotąd w naszej historii”.
Przejdzie do historii, ów Legutko, jako podnóżek i sługa Putina i Orbana, uzasadniający słowami wyzutymi ze swoich pierwotnych znaczeń, zbrodnie wzorcowych „suwerenistów” w ich walce o „wolność” i „europejskie warttości”.
Mali podli i zaprzańcy nagradzający kundli szczekających miłym im tonem…
Czyste skurwysyństwo…
@lela22
22 MARCA 2024
10:22
„Niech posłowie wezmą się za skuteczne rozwiązywanie poważnych problemów a nie zajmują się nieistotnymi PIERDOŁAMI by zaistnieć w mediach.”
A kto decyduje, co to sa publiczne/polityczne PIERDOLY? Ty moze sobie decydowac o swoich prywatnych pierdolach. W demokracjach to publiczna debata (w tym sejmowa) decyduje co to sa „pierdoly”.