Ta ostatnia niedziela

To nie będzie ani oda do radości dla Kaczyńskiego, ani marsz żałobny dla demokratów. Spodziewam się raczej, że 15 października przyjdzie dla Polski naprawdę dobra zmiana: skończy się pisizm. Jak śpiewał bard mego pokolenia: the times, they are a changin’.

Nawet Danuta Holecka, prezenterka „Wiadomości” TVPiS, gdzie na okrągło robi się z Tuska diabelskie nasienie, nagle nagrała filmik, że trzeba szanować każdego człowieka. Czują, że wiatr zmienia kierunek, ale filmik to za mało, żeby ich nie zdmuchnął ze sceny. Rzucili przeciw demokratom wszystkie siły, nagięli prawo wyborcze, zagonili aparat państwowy i tłuste koty w spółkach państwowych do rozprawy z demokracją i praworządnością. Nawet listonoszy, było nie było służbę państwową, wciągnęli w swoją kampanię. We własnej skrzynce znalazłem hejterską ulotkę referendalną.

W ostatnim tygodniu przed wyborami, a czasem wręcz w wyborczą niedzielę, obywatele warci tego szczytnego miana podejmują dwie decyzje: czy iść do wyborów i na kogo oddać głos. Z danych wynika, że zmniejsza się liczba niezdecydowanych, a ci, którzy się w tej grupie, już zdecydowali – w większości chcą głosować na demokratów. Skoro to kobiety mają przesądzić o wyniku wyborów, to też jest dobra wiadomość. Kobiety gotowe głosować przekonują dość skutecznie kobiety jeszcze niegotowe.

Kolejna dobra wiadomość to brak zaczepek między liderami demokratycznymi. Tusk wzywa nawet, żeby głosować na tych, na których się chce głosować, byle demokratów. Hołownia rzucił zgrabne hasło: będzie rząd współpracy narodowej. Lewicę ma w debacie TVPiS reprezentować posłanka Scheuring-Wielgus. Tusk szykuje się do wkroczenia do jaskini kaczki, zawiesił w niedzielę aktywność publiczną. Im bardziej agresywny będzie w tej ustawce Morawiecki, tym więcej punktów zbierze jego dawny pryncypał. Prawie na pewno Morawiecki zna już pytania, które ma zadawać Rachoń. Może nawet przygotowuje go do występu.

Wybory to fundament systemu demokratycznego, ale też święto. PiS odebrał obywatelom tę radość, bo metodą faszystowską skłócił społeczeństwo. Nie mamy się różnić, tylko nienawidzić – taka była linia Kaczyńskiego przez dwie kadencje, osiem lat zmarnowanych, bo pod innymi rządami już byśmy korzystali z unijnych miliardów na odbudowę i rozwój Polski.

Tuskofobia Kaczyńskiego rozniosła się na jego partię i elektorat. Ale prezes uciekł przed konfrontacją twarzą w twarz i wystawił Morawieckiego, który – jak Kaczyński – cierpi na wodolejstwo i słowotok. To ujdzie na ich wiecach, ale w debacie z Tuskiem nie wystarczy. Autorytarny pomysł na debatę bez wymiany replik między politykami to kuriozum. Od razu zdradza antydemokratyczne intencje organizatorów.

Tak jak nie ma demokracji bez wolnych, równych i uczciwych wyborów, podobnie nie ma debaty demokratycznej bez prawa do repliki. A przecież mieliśmy już swoją tradycję: trzy najbardziej oglądane kanały informacyjne wspólnie ze sztabami wyborczymi organizują i przeprowadzają kluczowe debaty wyborcze. Nawet Trump musiał słuchać, co podczas jego pierwszej debaty prezydenckiej miała do powiedzenia Hillary Clinton, a Joe Biden podczas drugiej.

Bądźmy dobrej myśli, ale pamiętajmy, że bez względu na wynik za tydzień Polska się nie skończy.