„Mężczyzn zastrzelić, kobiety do obozu”

Do dyskusji o migrantach włączył się weteran nieumiarkowanej prawicy, z wykształcenia filozof, Janusz Korwin-Mikke: „mężczyzn zastrzelić, kobiety i dzieci do obozu”. Kandyduje do Sejmu na jedynce w „obwarzanku” podwarszawskim. Swoje rozwiązanie kwestii migrantów podał w rozmowie z niszowym portalem. Rozwiązanie zbrodnicze, ale kto by się tym kolejnym wyskokiem Korwina przejął w prokuraturze pisowskiej.

Mimo że to wypowiedź ewentualnego koalicjanta obozu Kaczyńskiego po wyborach. Tak, PiS i Konfederacja zaprzeczają, iż mogliby współpracować, ale mało kto w to wierzy. Konfederacja zrobi wszystko, by wejść do rządu. A przecież publiczne wzywanie do przemocy podpada pod kodeks prawny.

Wstyd cytować jego inne publiczne wypowiedzi. Na przykład o odebraniu praw wyborczych kobietom, bo „chodzi o to, by nie głosowały”. Mizoginizm jest dobrze widziany w tym środowisku. Przemocowym mężczyznom podoba się mantra, że kobieta to część dobytku mężczyzny. Co na to konfederackie kobiety? Niektóre się odcinają od takich wyskoków, ale od razu dodają, że szanują inne poglądy i są za wolnością słowa. A zresztą to nie jest sprawa, którą żyją dziś Polacy. Gdy napotykają na opór kobiet o innych przekonaniach, reagują pogardą lub agresją.

W ten sposób skrajna prawica pierze mózgi wyborcom. W kampanii schowała sławetną „piątkę Mentzena” i gardłuje za dzikim kapitalizmem: po pierwsze, wolny rynek. W rzeczywistości to jest jeden pakiet: antywolnościowa kontrrewolucja i demontaż państwa socjalnego. W sprawie kontrrewolucji z łatwością dogadają się z Kaczyńskim. W sprawie socjalnej będą negocjować. Współpraca jest jak najbardziej możliwa, jeśli w zamian uszczkną dla siebie część władzy z towarzyszącymi jej bonusami. Mocnym wspólnym mianownikiem jest nienawiść do Unii i „lewactwa”. Wystarczy do zlepienia koalicji.

Skandaliczne wypowiedzi Korwina notorycznie uchodzą mu na sucho. Ludzie myślą, że w takim razie tak też można. Łatwiej się bluzga, niż dyskutuje na argumenty. Ofiarą pada debata publiczna. Proste rozwiązania to specjalność populizmu. Nic nowego. Problem polega na tym, że partie tradycyjne, z historią, dorobkiem, doświadczeniem i odpowiedzialnymi liderami, nie docierają do młodszego pokolenia ze swymi przekazem tak głęboko jak populiści.

Stara demokratyczna klasa polityczna pewnych granic nie chce przekraczać. Na dodatek zajęta jest sama sobą, swoim przetrwaniem. Między innymi dlatego nie potrafi współpracować tak, jak tego wymaga powaga sytuacji. Tak stało się w Polsce pod rządami Kaczyńskiego. Tak dzieje się w Unii Europejskiej w kwestii migrantów. Nie udało się wypracować wspólnej polityki w tej sprawie. Na tym żerują populiści.