Tymiński: reaktywacja

Stanisław Tymiński, człowiek z czarną teczką z kwitami na Wałęsę, kandyduje do Senatu. Niby wycofał się z polityki, ale wraca. Gdy w pierwszej kampanii prezydenckiej pokonał Tadeusza Mazowieckiego i Włodzimierza Cimoszewicza i wszedł do drugiej tury, zapanowała konsternacja, jeśli nie panika. Oto „antysystemowiec” spoza „układu władzy”, o którym nic nie było wiadomo, nawet służbom specjalnym, wyrósł nagle na rywala legendy pierwszej Solidarności.

Prześwietlono jego życiorys w pośpiechu i chaotycznie. Wysunięte przeciwko niemu zarzuty, że ma jakieś biznesowe mętne powiązania z Libią Kadafiego, bije żonę i jest chory psychicznie, zostały obalone. Przegrał, ale zdobył ponad 25 proc. głosów i na fali sukcesu założył partię X. Przyciągnęła m.in. byłych funkcjonariuszy SB, wśród nich Józefa Kosseckiego, następcę Tymińskiego w roli jej lidera. Kossecki zmarł w 2015 r. Partia się rozpadła dużo wcześniej. Ale ludzie, którzy kiedyś głosowali na Tymińskiego, są wśród nas.

Teraz Tymiński próbuje dostać się do Senatu w okręgu Zabrze/Bytom. PiS nie wystawił tam kandydata, KO – owszem. Wystawił go komitet wyborczy „Związku Słowiańskiego”. Ugrupowania nieznanego szerszej opinii publicznej, choć funkcjonującego od wielu lat. Prześledzenie jego aktywności politycznej nie pozostawia wątpliwości, że to nacjonaliści o nastawieniu prorosyjskim i antyzachodnim. Bliżej im do konfederatów niż do PiS. Próbują współpracować z Agrounią. Czy Tusk wie o tych niebezpiecznych związkach? „Słowiańskość” w polityce zwykle oznacza nacjonalistyczną „naszość”, niechęć do cywilizacji zachodniej i rusofilię.

Reaktywacja Tymińskiego zbiega się z wojną w Ukrainie. Nie sądzę, by to był przypadek. Część skrajnej prawicy i skrajnej lewicy w Polsce i Europie próbuje rozbić solidarność z walczącą z agresją rosyjską Ukrainą. Co więcej, stosunki polsko-ukraińskie dołują na płaszczyźnie oficjalnej, choćby w związku z embargiem na ukraińskie produkty rolnicze. Tymiński wraca nie po to, by bronić przymierza Polski z Ukrainą czy z USA, tylko aby siać nieufność, tak jak próbował to robić w 1990 r.

Byłem w sztabie wyborczym Tadeusza Mazowieckiego. Tymiński z czarną teczką budził w nas sprzeczne uczucia. Z jednej strony wydawał się figurą karykaturalną, z drugiej niepokoił. Zdawaliśmy sobie sprawę, że może być pionkiem w jakiejś szerszej grze, a nie tylko typowym w demokracji samotnym ambicjonerem politycznym.

Dziś widać, że był lepiej przygotowany, niż wtedy się wydawało. Przybywał nie z amazońskiej puszczy, ale z demokracji czasu rewolucji elektronicznej, w której wygrywa się wybory niekoniecznie argumentami, ale obrazami – facet z czarną teczką budził już na wejściu masowe zainteresowanie – i negatywnymi emocjami: lękiem przed radykalnymi zmianami (w Polsce przed zmianą ustroju politycznego i gospodarczego).

Reaktywacja Tymińskiego to przykład, że on sam lub jego polityczni sponsorzy doszli do wniosku, że obecny czas znów sprzyja ludziom w czarnych okularach, z czarnymi teczkami i z czarnymi zamiarami. Jak z tym sobie poradzić w demokracji epoki social mediów i kryzysu zaufania do polityków i partii politycznych? Nie demonizować, tylko celnie demaskować.