Rząd Morawieckiego potrzebuje odnowy, a nie „rekonstrukcji”

Nieznaczna i dyskusyjna wygrana Andrzeja Dudy daje jednak polityczną szansę na poprawę funkcjonowania państwa. W tym na sformowanie lepszego, sprawniejszego, mniej uwikłanego w wpadki kompetencyjne rządu RP. Nowy rząd powinien być zbudowany od nowa, „rekonstrukcje” personalne, dzielenie czy łączenie resortów nie wystarczą, aby poprawić wizerunek rady ministrów w kraju i za granicą w oczach tej części społeczeństwa i mediów międzynarodowych, która źle ocenia pięciolecie rządów „zjednoczonej prawicy”.

W interesie Polski trzeba więc wpuścić nowych fachowych ludzi, również takich, którzy nie są zależni od Nowogrodzkiej. W obecnej napiętej sytuacji, pełnej nieufności i podejrzliwości, kipiącej od plotek i spekulacji na temat wewnętrznych tarć i sporów w obozie władzy, tylko taki ruch premiera Morawieckiego byłby jakimś dowodem dobrej woli rządzących, zmierzającym do obniżenia społecznego napięcia.

Jeśli najbliższe miesiące nie przyniosą poprawy na tym polu, a pandemia i kryzys ekonomiczny się nasilą, dysfunkcjonalność państwa pod zarządem PiS uderzy w ogół obywateli, także tych, którzy na „zjednoczoną prawicę” głosują z zamkniętymi oczami i zasłoniętymi uszami. Chowanie głowy w piasek nie jest racjonalną odpowiedzią na wyzwania, jakie stają przed Polską.

Lista jest długa i znana: od zapaści publicznej oświaty i służby zdrowia przez gwałtownie rosnący dług publiczny i jego konsekwencje oraz kontestowanie walki z zmianą klimatu, po dyplomatyczną marginalizację naszego kraju we wspólnocie demokracji europejskich.

W takim kontekście pozostawienie na wysokich posadach choćby panów Sasina, Szumowskiego, Ziobry, Czaputowicza, Piontkowskiego oraz pań Emilewicz i Maląg będzie złym komunikatem, że rząd uwierzył we własną propagandę sukcesu, a to zwykle wstęp do bolesnej konfrontacji z rzeczywistością.

Najnowsze przykłady: wolta Sasina w kwestii programu górniczego, „stambulskie” kukułcze jajo podrzucone przez Ziobrę rządowi – który nabrał wody w usta, bo nie wie, co robić – czy wstrzymanie części funduszy UE dla gmin i instytucji samorządowych, które obwieściły demokratycznemu światu, że u nich precz z „ideologią” LGBT.

Obecny rząd mógł temu zapobiec, gdyby odrzucił takie akty wykluczenia części obywateli RP. Tak samo jak mógł uniknąć międzynarodowej krytyki w sprawie „reformy” sądownictwa, gdyby potraktował ją serio. Ale nie potraktował, tylko odgrzał już po wygranej Dudy podobnie kontrowersyjną sprawę „repolonizacji” mediów. Na dodatek z obozu władzy słychać pomruki o ukróceniu „ksiąstewek” samorządowych, czyli zapowiedź uderzenia w samorządność, która jest przecież filarem państw demokratycznych. Czy premier Morawiecki wykorzysta szansę? Wątpię, ale warto, by choć spróbował.