Matka Biedronia pod pałacem Dudy

Poruszające wystąpienie Heleny Biedroń, matki pretendenta do prezydentury. Wraz z innymi matkami stanęła pod pałacem, w którym rezyduje Andrzej Duda. Pewno nie było go w pałacu, ale może obejrzał wideo. Korona by mu z głowy nie spadła.

Mógłby sobie zrobić rachunek sumienia. Mógłby zachować się przyzwoicie. Przeprosić za gorszące wspieranie homofobii w swoim obozie politycznym. Odegrać rolę prawdziwego lidera i głowy państwa. Mógłby wyjść do matek osób o innej tożsamości seksualnej, wysłuchać ich opowieści, zadać pytania, nawiązać ludzką rozmowę. Niestety, nie skorzystał ze sposobności. Nie skorzystała z niej także Agata Kornhauser-Duda, przecież także matka.

Helena Biedroń nie mówiła językiem polityki konfrontacyjnej, tylko ludzkiego doświadczenia. Dlatego wzbudza podziw i szacunek. Tak samo jak inne matki, które jej towarzyszyły pod pałacem, gdy czytała swój list do prezydenta Dudy: „Ludzie na pana patrzą i pana słuchają. Jako głowa państwa ma pan moc robienia rzeczy złych i dobrych. Jako matka proszę, żeby pan przestał. Nasze córki i synowie to ludzie, nasze dzieci, które kochamy. Niech pan, panie prezydencie, zrobi to, co jest nakazem każdego człowieka: stanie po stronie dobra”.

Duda, Żalek, Czarnek, Brudziński powinni czytać ten list uważniej niż list Kaczyńskiego do ich partii. Bo jest wołaniem zwykłej obywatelki o prawo i sprawiedliwość. Ale też ostrzeżeniem przed igraniem z ogniem. Tak, słowa mogą ranić bardziej niż pięści i zagrzewać do przemocy. „Panie prezydencie, boimy się o nasze dzieci – mówiła Helena Biedroń. – Nie chcemy ich stracić tylko dlatego, że ktoś uznawszy, że nie są ludźmi, zamorduje ich, pobije czy doprowadzi do samobójstwa. Często tak wygląda życie naszych dzieci w Polsce”.

Szczególnie niemoralne i niebezpieczne są takie słowa w ustach polityków władzy. Kreują się oni na obrońców dzieci, młodzieży i rodziny. To może by dostrzegli, że homofobia jest też atakiem na rodziny takie jak te Heleny Biedroń i innych rodziców w tej samej sytuacji. A oni swymi wystąpieniami w istocie bronią wartości rodzinnych.

I czynią to szczerze, godnie, przekonująco, a nie z wyrachowania, jak homofobiczna prawica polityczna i kościelna. „Panie prezydencie, nie jest łatwo stanąć w tym miejscu i powiedzieć to, co chcemy powiedzieć: to, co pan mówi o naszych dzieciach, potwornie nas boli i rani. Krzywdzi też mojego syna, podobnie jak inne dzieci, którym politycy odbierają człowieczeństwo. To nie tylko nasi synowie, córki, ale też bracia i siostry, członkowie rodzin, przyjaciele, znajomi”.

Helena Biedroń powiedziała prawdę. Homofobiczne ataki pośrednio ranią i stygmatyzują całe rodziny, w których większość stanowią zwykle osoby niehomoseksualne, a często także chodzące do kościoła. A skoro tak, to jak można nazywać się obrońcami rodziny, nie dostrzegając tego? Niech tym matkom i rodzinom wytłumaczy to prezydent Duda. Mają prawo tego oczekiwać od niego, a on ma obowiązek to prawo uszanować jako „prezydent wszystkich Polaków”, a więc i osób LGBT i ich rodzin ranionych przez utytułowanych homofobów.

PS. W mediach wiadomość, że w środę, 17 czerwca, ma być spotkanie prezydenta Dudy z Heleną Biedroń, jej synem i aktywistą kampanii przeciw homofobii. Ale krótka była moja radość. Za zaproszeniem może stać ambasada USA w Warszawie: https://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/7745308,lgbt-richard-grennell-ambasada-usa-donald-trump-andrzej-duda-slowa.html . To katastrofa dyplomatyczna, polityczna i wizerunkowa. Miejmy nadzieję, że i wyborcza – Dudy. Głosy narodowców poszły się bujać.

PS2. Dzieje się dalej! Spotkania nie będzie! Robert Biedroń zrozumiał, że jest wkręcany, Mama wydała kolejne mądre oświadczenie. Klops.