To nie jest rząd na trudne czasy

W Dniu Niepodległości patriotyczna refleksja. Maszerują na nas problemy, a nie mamy rządu, który im podoła. Nawet prezes Kaczyński ostrzega, że maszeruje spowolnienie gospodarcze, co mu jednak nie przeszkadza mówić jednocześnie o pisowskim „państwie dobrobytu”. Nie będzie dobrobytu, będzie więcej chaosu. Nie wiem, czy może być rząd gorszy od ustępującego, ale ten nowy nie jest lepszy.

Po pierwsze, chodzi właśnie o wyzwania gospodarcze. Ludzie Morawieckiego mają wizję wulgarnego, dorobkiewiczowskiego kapitalizmu. Nie myślą na dłuższą metę, dlatego rozdymają programy socjalne, a nie martwią się brakiem znaczących inwestycji i skutkami redukcji unijnych funduszy dla polskiej gospodarki.

Po drugie, będą problemy wewnętrzne, wynikające z nadchodzących wyborów prezydenckich. Kampania wyborcza będzie brutalna i pogłębi podziały w społeczeństwie. A jeśli Duda przegra z kandydatem/kandydatką sił demokratycznych, PiS rozpęta polityczne i propagandowe piekło.

Są sygnały, że się do tego szykuje. Po to wzmacnia pozycję Mariusza Kamińskiego, po to mianował Sasina nadzorcą spółek państwowych, po to „rzucił” Piotrowicza i Pawłowicz na Trybunał Konstytucyjny i powołał Macierewicza na marszałka seniora Sejmu.

Po trzecie, nastroje. Jakże wymowne było uniemożliwienie zadawania pytań przez dziennikarzy podczas prezentacji rządu. A przecież było o co pytać. Na przykład o pomysł z wydzieleniem z resortu spraw zagranicznych segmentu europejskiego pod nadzorem Konrada Szymańskiego. To kto de facto będzie teraz ministrem spraw zagranicznych, Szymański czy Czaputowicz?

Bo przecież w czasie spowolnienia i powrotu twardej geopolityki Europa jest dla Polski najważniejsza. Być może Morawiecki powie coś więcej w sejmowym exposé, na razie powtarzał frazesy, a Kaczyński nawet go nie słuchał, tylko świdrował wzrokiem salę.

Premier nie zająknął się słowem o tym, czemu na stanowisku pozostawiono ministra Błaszczaka, który nie ma żadnych osiągnięć jako minister obrony narodowej, czy ministrów oświaty, zdrowia, rolnictwa, którzy też nie mają się czym pochwalić. Zjeżdżamy po równi pochyłej.

No ale przecież to jest rząd „kontynuacji”, ze skonfliktowanymi ze swymi środowiskami ministrem Ziobrą i ministrem Glińskim, z bliżej nieznanym ministrem finansów (a tu idzie spowolnienie!), z niespełna 30-letnim ministrem środowiska w czasie, gdy rozpaczliwie potrzebna jest sprawna i mądra polityka ekologiczna i energetyczna, z promowaną przez Gowina minister Emilewicz, która już opanowała nowomowę rządowych funkcjonariuszy. Taką Polską rządzi nowa elita, odrzucając cały dorobek poprzednich demokratycznych rządów.

Nie usłyszeliśmy też od Kaczyńskiego i Morawieckiego żadnego konkretu. Co dalej z Banasiem? A w sprawach zagranicznych: jakie jest stanowisko Polski pod ich rządami w sprawie wyjścia Trumpa z porozumienia klimatycznego, co myślą o „NATO-sceptycznym” wywiadzie Macrona dla „The Economist” i gałązce oliwnej prezydenta Francji pchniętej w stronę Putina czy o rywalizacji Ameryki z Chinami? O kryzysie kurdyjskim i prodemokratycznych protestach w Hongkongu?

To są tematy strategiczne. Tymczasem ten rząd jest nastawiony taktycznie – na przetrwanie, na podział wyborczych łupów. Nie ma żadnego twórczego ładunku, energii, poważnych osobistości z autorytetem, spójnego planu dla Polski w trudnych czasach. Jedzie na sloganach i obietnicach, a nie spełnił choćby tych o samochodach elektrycznych, rozwoju mieszkalnictwa, bazie USA w Polsce, znaczących zakupach sprzętu bojowego dla wojska. Nie wszyscy Polacy „poprosili” o taki rząd. A przecież Polsce na 11 listopada należy życzyć rządu na miarę wyzwań, jakie nas czekają.