Tylko zjednoczona opozycja przeciwko zjednoczonej prawicy. Prawda czy fałsz?

Gdyby wybory w Polsce były obowiązkowe, i tak wygrałby PiS. Ale gdyby opozycja się zjednoczyła, miałaby szansę nawiązać walkę ze „zjednoczoną prawicą”. Tak wynika z sondażu opublikowanego przez portal Ciekawe liczby.pl.

W najlepszym dla opozycji scenariuszu sytuacja wyglądałaby tak: jakimś cudem powstaje zjednoczony front demokratyczny złożony z PO, Nowoczesnej, PSL, nowego ugrupowania Roberta Biedronia, SLD oraz wszystkich innych partii i ruchów lewicowych, a „wtedy szanse na pozbawienie władzy PiS stałyby się realne. Taki zjednoczony opozycyjny front zrównałby się ze Zjednoczoną Prawicą z wynikiem na poziomie 27% poparcia. Mniejszy wybór sprawiłby jednak, że ilość głosów nieważnych zwiększyłaby się z 23% do 33%”.

Na pewno? Nie. Socjolog Jakub Bierzyński, który nie jest sympatykiem PiS ani przymierza młodej lewicy z Kaczyńskim, stawia tezę przeciwną. Premia za jedność to mit.

To jak pokonać PiS, jeśli to ma być celem opozycji, bez zjednoczenia? Zjednoczyć lewicę. W jego opinii zjednoczenie lewicy nie zaszkodzi opozycji liberalnej, za to zachęci do głosowania tych, którzy nie chcą głosować ani na PiS, ani na PO z przystawkami. Bo mają wybór, którego nie mieliby przy „zjednoczeniu demokratycznym”.

Bierzyński promuje Roberta Biedronia jako lidera tej zmiany: „Bo im silniejsza pozycja Biedronia, tym większe szanse na zjednoczenie lewicy – a to z kolei jest podstawowy warunek odsunięcia PiS od władzy, czyli realizacji strategicznego celu całej opozycji”.

Oba materiały powinny być przedmiotem analiz sztabów wyborczych opozycji. No i oczywiście indywidualnych wyborców, dla których takie materiały powstają. Nie przesądzajmy, jaki ma być ich praktyczny skutek, ale zgódźmy się, że skoro uważamy, iż nadchodząca seria wyborów może albo utrwalić panowanie „zjednoczonej prawicy” na polskiej scenie politycznej, i to na długo, albo stworzyć szansę na zakończenie tego panowania, czyli odsunięcie PiS z przybudówkami od władzy, to nie możemy kierować się tylko emocjami, lecz przede wszystkim chłodną kalkulacją polityczną.

Na razie najpoważniejszym aktorem dramatu polskiej polityki po stronie konstytucyjno-demokratycznej pozostaje Platforma. Ale sama nie da rady, nawet razem z Nowoczesną i odłamem Inicjatywy Polskiej, przełamać dominacji Kaczyńskiego. Zjednoczony front demokratyczny, o jakim mowa w sondażu, jest fikcją. Czekanie zaś na polskiego Macrona jest pobożnym życzeniem z twarzą Biedronia.

Dla mnie głosowanie na KO, zwłaszcza po akcesji Barbary Nowackiej, nie jest wyrzutem sumienia, tylko wyborem pragmatycznym. Ale projektowi „Biedroń” źle nie życzę, byle od słów umiał przejść do ciężkiej roboty organizacyjnej. Myślmy. Zegar polskiej historii tyka coraz głośniej.