„Ali”, powstaniec warszawski
Rasistowska tępota nie oszczędzi powstańca warszawskiego. Był taki żołnierz powstańczego batalionu „Iwo” o przezwisku „Ali”. Naprawdę nazywał się August Agbola O’Brown. To chyba jedyny czarnoskóry uczestnik powstania warszawskiego.
Do dziś nie ma swego upamiętnienia. Nie wspomina o tym polskim czarnoskórym patriocie były bokser Mike Tyson w filmiku promocyjnym na temat powstania.
„Ali” przed wojną był marynarzem brytyjskim, osiadł w Polsce w latach 20., zarabiał na życie jako perkusista jazzbandów w luksusowych warszawskich lokalach, nosił się elegancko, znał języki, był lubiany. Przyłączył się do powstania, walczył, przeżył. Szczegółów znamy mało.
Nie wiemy, jak to możliwe, że jednemu czarnoskóremu było łatwiej przeżyć w okupowanej przez Niemców Warszawie niż setkom tysięcy Żydów. W powojennej Polsce jakoś się nie odnalazł, emigrował na Zachód na fali popaździernikowej odwilży, zmarł w zapomnieniu w Wielkiej Brytanii w latach 70.
A teraz szybko przewijamy do przodu taśmę historii. Rok 2017: Warszawą idzie marsz nacjonalistów z okazji święta 11 listopada. Niosą transparenty: „Wszyscy różni, wszyscy biali”, „Europa będzie biała albo bezludna”. To bezwstydny pokaz rasizmu. Europa nigdy nie była, nie jest i nie będzie tylko biała.
W tym samym czasie działacz nacjonalistycznej Młodzieży Wszechpolskiej oświadcza publicznie, że w haśle „białej Europy” nie ma nic złego, a Murzyn nie może być Polakiem, bo tak wynika z „kryteriów” narodowościowych przyjętych przez „wszechpolaków”. Organizacja się od jego słów odcina, ale raczej pod presją opinii publicznej niż ze szczerego przekonania.
A tablicy upamiętniającej „Alego” do dziś nie ma w Warszawie. Choć starania w tym kierunku podjęto, to ugrzęzły w sporach konserwatorskich. Szkoda, bo zasługuje na naszą pamięć, jak każdy dobrowolny uczestnik tragicznego zrywu o wolność Polski.
Komentarze
Modlitwa sierpniowa
/ przywołująca pamięć tych , którzy zginęli w czasie Powstania Warszawskiego w 1944 roku /
Boże wszystkich powstańców
co w sierpniowe lato
zostali naszej
wolności zapłatą
zlituj się nad nami
bo my już nowych panów
dziś niewolnikami
Boże wszystkich powstańców
których zmartwychwstanie
w sercach Polaków
wiecznie pozostanie
zlituj się nad nami
bo my już nowych panów
dziś niewolnikami
Boże wszystkich powstańców
których krwi tak wiele
w kanałach płynie
tak jak w ludzkim ciele
zlituj się nad nami
bo my już nowych panów
dziś niewolnikami
autor : Wojciech K. Borkowski
Nie wydaje mi się, żeby można było mieć jakieś duże pretensje do polskich nazistów, faszystów i rasistów, którzy są produktem dwóch największych polskich problemów, którymi są alkoholizm i katolicyzm. Oni są po prostu tępi i tylko edukacja może to zmienić. Dodam jeszcze, ze od pisu, który aprobuje rodzący się faszyzm w Polsce, odrzuca mnie nędza intelektualna jego przedstawicieli. Edukacja jest ważniejsza i bardziej użyteczna od religii. Bez dobrej edukacji zawsze będziemy mieli w Polsce marsze nazistowskich idiotów.
Dla dla porządku warto może zatem tu dodać, że osiemdziesięciu innych Afrykanów poległo niosąc pomoc Powstaniu.
PISiOARMAGEDON.I to byłoby na tyle.
Z całym szacunkiem dla „Alego”, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego by miała być dla niego specjalna tablica upamiętniająca udział w powstaniu? Chyba, że czymś się specjalnie wyróżnił, o czym nie wiem, a pan redaktor też nie wspomina. A tablica za sam kolor skóry…?
PS. Przy całym szacunku dla patriotyzmu i bohaterstwa powstańców, nie można abstrahować od tego, że politpropaganda tworzy z nich fałszywy mit założycielski wolności, demokracji i wszystkiego najlepszego. Nie miałbym nic przeciw temu, by nadwartościować starych ludzi, problem w tym, że jednocześnie deprecjonuje się i poniża innych ludzi, którzy byli równie wielkimi patriotami i nie doprowadzili do największej katastrofy swojej stolicy, lecz zdobywali dla Polski Gdańsk, Kołobrzeg, Szczecin i w końcu przyczynili się do zdobycia Berlina.
Dochodziłem do Sofitel .Znaprzeciwka walili ludzie od Upamiętnieniauświęcenia PW.
Stara Kobieta powiedziała „niech mi pan da dziesięć złotych bo oni mi nie dadzą „.
Był rok 2002 z kolejna pustą pompą.
Na Nowogrodzkiej 44 ,był rok 1957,poszukiwałem rodziny.”Panie tu po Powstaniu rózni ludzie się przewinęli..nie wiem”.
Tu tylko modlić się trzeba nad ofiarą niewinnych i bohaterstwem oszukanych.
Jego postać uwiecznił (chyba?) WIECH. Tytułu nie pamiętam niestety (Cafe pod minogą?).
@woytek
Nie wiem co jest gorsze. Hejt czy grafomaństwo?
@lubat:
Problem polega nie na tym, że się jednych wynosi, a innych pomija. Choć oczywiście to bywa przykre, ale taka — niezbyt sprawiedliwa — już historia jest.
Problem polega na tym, że tworzy się dwa w sumie spójne przekazy:
1) „Gdybyś żył w latach 40-tych to powinieneś być walczącym partyzantem; ale skoro to nie są lata 40-te, to jedyne co musisz, to pozować z polską flagą”. (Bo w tym przekazie nie ma żadnej próby przełożenia na działanie we współczesnej Polsce, choć przecież sięganie kiedyś po broń, naturalnie stanowi wzór zaangażowania społecznego w czasach pokoju. Tymczasem właściwie najwięksi piewcy powstania zaangażowania społecznego — udziału w protestach przeciwko rządowi, działaniu w związkach zawodowych, organizacjach społecznych itp., wyraźnie się boją…)
2) „Patriotyzm to etykietka/koszulka/opaska i końskie okulary”. Głównym elementem wychowania w państwie demokratycznym (zostawiam na boku kwestię, czy nadal jesteśmy demokratyczni…) powinna być nauka używania rozumu i dokonywania rozumnych wyborów dla dobra kraju. A uczy się czegoś przeciwnego, że patriotyzm oznacza wyłączenie rozumu, zakaz myślenia i rozmycie własnej osobowości w masie.
wszechpolactwo to szowinistyczne gadziny, które wypełzły na dzienne światło w psilandzie.
@obserwatoriumpolityczne
Nie zapominaj, że „dobra zmiana” zdążyła już rozwalić system edukacji.Programy szkolne nafaszerowane propagandą, religią i zakłamywaną historią pomieszaną z pisowskim „wychowaniem patriotycznym” nie zapewnią nam rzeszy intelektualistów.Chaos programowy, bałagan organizacyjny sprawi, że porządne wykształcenie stanie się dobrem rzadkim, dostępnym dla nielicznych.Ciemnym ludem łatwiej manipulować niż inteligentami, którzy potrafią krytycznie myśleć.
Red. Szostkiewicz:
” … jedyny czarnoskóry uczestnik powstania warszawskiego … zmarł w zapomnieniu w Wielkiej Brytanii w latach 70″.
Osobiście biję się w piersi, ale Pan Redaktor też miał szanse o nim pamiętać. Z pewnością pamiętali o nim dwaj jego synowie, których matką była Polka.
„Nie wiemy, jak to możliwe, że jednemu czarnoskóremu łatwiej było przeżyć w okupowanej przez Niemców Warszawie niż setkom tysięcy Żydów”.
Oj tam, kwestia wyobraźni i techniki konspiracji. Aleksander Janyszew, dezerter z Armii Czerwonej, przeżył reżim Jaruzelskiego, ukrywany w stanie wojennym przez podziemie solidarnościowe, a po kilku latach wakacji wyeksportowany został do Berlina Zachodniego i dalej do Francji na lewych papierach. Dziś mieszka w Australii i ma się dobrze. Typowy przejaw solidarnościowego altruizmu, Solidarność nic z tego nie miała, że uratowała mu życie.
„A tablicy upamiętniającej „Alego” do dziś nie ma w Warszawie”.
To pewne, że każdy strzelec w powstaniu warszawskim chciałby mieć tablicę pamiątkową. Jednak powinno być sprawiedliwie, dostaje się za skórę czarną i za białą.
@lubat Spróbuję Ci wyjaśnić. W Łodzi jest cmentarz wojskowy pod wezwaniem św. Jerzego. Na tym cmentarzu jest kaplica. Na murze kaplicy jest tablica upamiętniająca młodego amerykańskiego oficera, który był instruktorem w 1 brygadzie powietrzno-desantowej gen. Sosabowskiego. Zamiast wrócić do macierzystej jednostki U.S. Army pozostał w szeregach polskiej brygady i zginął w bitwie pod Arnheim. Jeżeli nadal nie rozumiesz to trudno. Poddaje się.
Panie Redaktorze,
Temat warty upamiętnienia, ale wspominanie przy okazji o tych prymitywach trochę ich nobilituje.
Tak a propos tematu political correctness – wszystko zależy od intencji, tonu i zwykłej kultury. Ja mieszkam na małej karaibskiej wyspie, gdzie białych i czarnych jest mniej więcej po połowie. Czarni mówią o sobie, że są czarni, a o nas mówią, że jesteśmy biali i nie ma w tym żadnego rasizmu. Podam dwa przykłady.
1. Kiedyś w pracy opowiadałem, jak to byłem na safari w Kenii i oglądałem lwy. Jakiś czarnoskóry Karaibczyk zapytał mnie czy byli na tej wyprawie jacyś czarni? Ja, wertując pamięć, że właściwie to nie. A on mi na to, że tak przypuszczał, bo takie wycieczki są tylko dla białych wariatów 🙂
2. Niedawno byłem świadkiem, jak biały pyta czarnego co robił w weekend. Ten, że był na plaży. Biały drąży temat i pyta czy tamten pływał, a ten na to: coś ty, czarni nie umieją pływać 🙂
Nikt nikomu nie musi nic udowadniać, pełen luz
A może zamiast ciągle tkwić w martyrologii, ciągle świętować narodowe klęski, należało by zacząć na poważnie dyskutować o przyszłości ?
Czy dla młodego pokolenia przykładem ma być jego rówieśnik z karabinem, czy może lepiej ze stopniem naukowym ?
Znakomicie o Powstaniu napisała pani Wężyk w Wyborczej.
Może zamiast ciągle tkwić w martyrologii, ciągle świętować narodowe klęski, należało by zacząć na poważnie dyskutować o przyszłości ?
Czy dla młodego pokolenia przykładem ma być jego rówieśnik z karabinem, czy może lepiej ze stopniem naukowym ?
Znakomicie o Powstaniu napisała pani Wężyk w Wyborczej.
@Jarek16, godz. 0:07
Proszę mi nie tłumaczyć rzeczy, które doskonale rozumiem, a do tego pana wyjaśnienia nic nie wyjaśniają. Amerykański oficer nie mógł dokonać „samowolki” i pozostać w szeregach polskiej brygady. Musiał mieć na to zgodę/rozkaz swoich amerykańskich przełożonych. Takich przypadków, że oficer amerykański czy angielski pozostawał w polskich oddziałach, walczył wraz z nimi, czasami ginął, było wiele. Nie wątpię, że były to z ich strony odruchy serca, rozkwitłe w walce przyjaźnie, ale przez swoich przełożonych byli oni traktowni jakom swego rodzaju „wytczka”, by trzymać rękę na pulsie. Anglosasi nie bardzo ufali swoim wschodnim sojusznikom, a polscy politycy w Londynie dawali im do tego solidne podstawy.
I niech się pan nie poddaje, uczyć się można do końca życia;)
Zgadzam się z pierwszą uwagą „lubata”. Nie jest zrozumiałe, dlaczego akurat pan O’Brown (Browne) miałby być upamiętniany specjalną tablicą pamiątkową. Był szeregowym uczestnikiem powstania (strzelcem). Łącznie było ich ok. 50 tys. (dane z art. w polskiej wikipedii). Ta masa uczestników powstania jest upamiętniana zbiorowo, bo wojny i powstania to działania zbiorowe. Upamiętnianie jednostkowe stosowane jest albo w stosunku do jednostek uważanych za szczególnie bohaterskie albo do osób pełniących najwyższe funkcje kierownicze (dowódców). Ani jedno ani drugie nie ma zastosowania do pana O’Browna. Rzeczywiście nasuwa się więc przypuszczenie, że pan Szostkiewicz postuluje upamiętnianie jednostkowe ze względu na to, że pan O’Brown miał ciemną pigmentację skóry. To byłby taki rasizm ze znakiem plus, „afrofilia” (słowo „negrofilia” zapewne uznane by zostało za niepoprawne politycznie tym bardziej, że mogło by kojarzyć się z „nekrofilią”, co rzeczywiście prowadziłoby na semantyczne manowce), byłby to taki analog znanego zjawiska „filosemityzmu”.
Last but not least: Co ciekawe pan Szostkiewicz sam podaje link do biogramu pana O’Browna (Browne’a) na str. internetowej Muzeum Powst. Warszawskiego. To przecież jest forma upamiętnienia jednostkowego. O co więc właściwie chodzi?
Mauro Rossi
1 sierpnia o godz. 23:17
To pewne, że każdy strzelec w powstaniu warszawskim chciałby mieć tablicę pamiątkową. Jednak powinno być sprawiedliwie, dostaje się za skórę czarną i za białą.
Moja Mama, sanitaruszka z Powstania, pseudonim „Dzielna”, nie chciała mieć żadnej tablicy, póki życia starczyło jeździła do swojej Warszawy na spotkania z tymi co przeżyli, a łączył ich wspólny los z 1944…
Ponad dwadzieścia lat czekała na podłączenie telefonu… nie doczekała się, umarła przedwcześnie w goryczy…
@satoshi
chodzi o małość takich wpisów jak pański. Co by się stało gdyby takiego, dziś, ponad 70 lat po wojnie, gdyby każdy powstaniec doczekał się materialnego upamiętnienia?
@Szostkiewicz: Pańska odpowiedź po pierwsze przeczy podstawom logiki. Komentarze „lubata” i mój do Pańskiego tekstu, nie mogą objaśniać treści Pańskiego tekstu. Po drugie poruszył Pan to, co z mojego punktu widzenia jest sednem problemu: to tzw. „polityka historyczna”. Ja nie jestem za taką czy inną polityką historyczną (biało-etniczno-narodową vs. mülti-külti-kolorową); ja jestem za jej generalnym ograniczeniem (nie za pełną likwidacją). Powtórzę cytowane już kiedyś słowa amerykańskiego znajomego „Europe — it’s too much history” i dodam od siebie „Poland — it’s much too much history”. Warszawa jest już i tak wytapetowana tablicami upamiętniającymi. Obcokrajowcy, z którymi chodziłem po Warszawie często się temu dziwili (z wyjątkiem Niemców, którzy zapewne nie mieli odwagi wypowiedzieć na głos swego zdziwienia).
Obsesyjne zapatrzenie w przeszłość charakteryzuje tych, którzy mają mało do zaoferowania w teraźniejszości i boją się przyszłości. Z przeszłości należy oczywiście wyciągać wnioski na przyszłość. Dlatego trzeba znać przeszłość. Jednakże wszelkie gloryfikacje i heroizacje, w które bardzo łatwo przekształcają się praktyki upamiętniania, wypaczają lub wręcz uniemożliwiają poznawczo-krytyczne spojrzenie na historię. Akurat powstanie warszawskie jest wydarzeniem hist., które powinno skłaniać do bardzo krytycznej (auto)refleksji.
@PAK4
Jest tak ponieważ u nas istnieje w mniemaniu powszechnym jedynie patriotyzm wojenny. Patriotyzmu uczy się w stylu wojskowym, jednolite ubrania, wzory, marsze z flagami i cały ten sztafaż, z braku rozdętej przymusowej armii tworzony oddolnie, już się wprost nawet mówi o gotowości, nawet chęci na jakąś bliżej nieokreśloną wojnę. Pruski wojskowy Ordnung, który wbijany wojsku do głów zapewniać miał wojakom pokorny marsz po wszy, głód i krew, ale duch ideologicznie umocniony. Indywidualista, a nie daj Boże jeszcze umysłowy zborny, tylko zamętu nasieje w szeregach. Więc lepiej od razu na wszelki wypadek zarzucić takiemu, który uważa, że patriotyzm to ładny skwer w mieście, „lewactwo” i postraszyć sierpem i młotem.
A przyczynę widzę też w PRL, w trakcie której istnienia cały czas trwała zimna wojna i całe patriotyczne wychowanie było wojskowe i ukierunkowane na wyprodukowanie mięsa armatniego w dużych ilościach, nie tak jak wieprzowiny – tyle co na kartki. Nie ma czytelnych u nas wzorów, niczego do naśladowania, i to nieszczęsne Powstanie również do tego się nie nadaje, a nawet tym bardziej nie, ponieważ jest całkowicie nihilistyczne, bez szans na jakąkolwiek wygraną, raczej zbiorowe samobójstwo.
Satoshi Politico
2 sierpnia o godz. 10:20
… chodzi o to by być po prostu normalnym człowiekiem, a nie hyclem polującym na Innego z zasady, często szowinistycznej zasady…
@satoshi
powstanie warszawskie dla mnie to nie jest jeden więcej temat do refleksji czy komentarza, tak samo jak Katyń. To wydarzenia w mojej własnej bliskiej rodzinie. Inaczej mówiąc, mają dla mnie twarze konkretnych, ważnych i kochanych ludzi. Pański wpis świadczy, że dla pana jest to temat bez takich rodzinnych konotacji. To ma jak widać konsekwencje stylistyczne i merytoryczne, które nas dzielą. Mam do samego powstania stosunek bliski postawie i argumentom Ciechanowskiego, a warstwie literacko-egzystencjalnej bliski Białoszewskiemu. Ale to nie zmienia mojej empatii względem jego poszczególnych aktywnych i biernych uczestników, począwszy od członków mojej rodziny po ,,Alego”. Pozycja w rejestrze MPW – bardzo dobrze, ale piękna plastycznie i nieinwazyjna ściana pamięci, z nazwiskami wszystkich, komu miałaby przeszkadzać?
@Lohkamp:
Mam wrażenie, że to nie PRL, bo ja z PRL pamiętam też różne rzeczy, które wychowaniu do roli „mięsa armatniego” przeczyły… Chyba zbyt wiele osób pamiętało tragedię, jaką była II wojna światowa, by nie próbować wyciągnąć czegoś pozytywnego z „walki o pokój”.
Myślę, że problemy są dwa.
Pierwszy jest taki, że zbyt krótko jesteśmy demokracją. I chyba trochę nazbyt przypadkowo. Nie mamy wielusetletniej tradycji rozwoju myśli demokratycznej. Raczej już jej rozbłyski, które wcale nie do wszystkich musiały docierać.
Drugi, to jednak dominacja tej postawy politycznej w Polsce. Nie wiem, ile w tym fascynacji prawicy siłą, a ile odreagowywania komunizmu, gdzie poprawne politycznie było chwalenie powstańców i ganienie powstania.
Czy i co można czcić w kolorze brown?
–
W pełni zgadzam się z koncepcją p. Szostkiewicza, że cześć temu powstaniu (powstańcom-niekoniecznie) najlepiej podkreśla upamiętnienie jego afroamerykańskiego wkładu.
Byłby to paradoks godny Masłowskiej, gdy brunatne siły sławiące dziś samowzniecenie rzezi 200 000 Rodaków i ich Stolicy (w wykonaniu brunatnych obcokrajowców) musiałyby stanąć oko w oko z pamięcią o jednej, ale kolorowej (po polsku, nie po amerykańsku) ich ofierze.
Za sam ten jakże wyrafinowany w swej wysmakowanej kpinie koncept, pojechanie Masłowską i pokazania małpie lustra, należy się p. Szostkiewiczowi wielki szacun.
No, ale to mogą pojać i poprzeć wyłącznie niekłamane elity… 😉
–
–
satoshi jakowalski, a wy tak ciagle chodzicie z obcokrajowacami, jak nie po Kuala Lumpur z misiem koala, to z niemiecka wycieczka na Ukrainie, po Kazachstanie. A wy to taki przewodnik turystyczny, czy jak?
Ich hoffe Ihr Deutsch ist genauso gut, wie Ihr Polnisch.
Bitte antworten Sie in deutscher Sprache.
‚wszechpolactwo to szowinistyczne gadziny,..’ – Jezeli chodzi o skale ‚gadzin’, zawsze wybiore gadziny ‚wszechpolskie’ niz gadziny albo swolocz bolszewicka.
W pełni rozumiem motywacje Pana Redaktora odnośnie upamiętnienia PW, jednak pamiętajmy i o tym, że martyrologia sprzed 74 lat nie może być jedynym ani nawet głównym wyznacznikiem patriotyzmu. W tym samym czasie kiedy wszyscy pochłonięci byli PW doszło do sprzedaży Solarisa, symbolu polskiego sukcesu w dziedzinie innowacjini gospodarki. Nie będę ukrywać, iż z patriotycznego punktu widzenia poruszyło mnie to bardziej niż kolejne rocznicowe powroty do II wojny światowej – wojna to coraz bardziej odległa przeszłość, sprzedaż jednego z symboli polskiej przedsiębiorczości to realny cios tak w obszarze symbolicznym, jak i stricte gospodarczym. Mimo wszystko wolę budować dumę narodową na Solarisie, Pesie czy CD Projekcie niż na Borze-Komorowskim i Okulickim.