Prawica hejtuje biskupów

Bp Józef Guzdek powiedział słowo prawdy o naszej armii: obecna sytuacja nie ułatwia decyzji młodym kandydatom na wojskowych.

Czy warto zostać żołnierzem, gdy w armii panuje chaos? Tak można by streścić kazanie bp. Guzdka z okazji święta sztabu generalnego. Wygłosił je do generalicji i korpusu oficerskiego, do elity i mózgu naszych sił zbrojnych. Ministra Macierewicza z nimi nie było. Może służby doniosły, że biskup znów będzie miał uwagi.

Ma prawo je mieć jako duszpasterz wojskowy i jako obywatel nastawiony patriotycznie i praworządnie. Niewielu ma takich biskupów polski episkopat rzymskokatolicki. Powinien być z niego dumny. Może i jest, lecz pisowski lud katolicki niekoniecznie. Za słowo prawdy o sytuacji w armii poszedł więc hejt na biskupa. Cytować się nie godzi.

Czy minister Macierewicz będzie domagał się wyjaśnień? Cóż, nad biskupem nie ma jurysdykcji. Zresztą jakby w sukurs Guzdkowi przyszedł były minister obrony Szeremietiew, który w piątek w programie Konrada Piaseckiego powiedział, że stan armii jest taki, iż broniłaby Polski przed agresją rosyjską nie dłużej niż trzy dni.

Hejt poszedł też na ks. prymasa Wojciecha Polaka, który naraził się katolickiej prawicy właściwie jednym zdaniem. W rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” zaznaczył, że w jego diecezji księża, którzy poszliby manifestować przeciwko przyjmowaniu uchodźców, muszą się liczyć z suspendą.

„Tygodnik” wybił na okładce słowa „Mój Kościół nie miesza się do polityki”, nieścisły cytat z wywiadu. Oburzył prawicę w Kościele, że rzekomo te słowa dzielą wspólnotę wierzących. Jeśli już, to dzielą ją wypowiedzi nie prymasa Polaka, lecz księży i biskupów propisowskich, a wtedy oburzenia nie ma.

Tak czy owak „Tygodnik” pospieszył z przeprosinami, że naraził prymasa na przykrości.

To dość żenujące i dla „Tygodnika”, i dla prymasa, że pismo katolickie, i to niezależne od władz kościelnych, musi się kajać za słowo prawdy wypowiedziane na jego łamach przez arcybiskupa gnieźnieńskiego. Tak samo jak żenujące są ataki na biskupa polowego za jego słowo prawdy i zachętę do refleksji o stanie naszej obrony narodowej.

Obaj duchowni czym się właściwie narazili? Tym, że nie są zwolennikami obecnego przymierza nacjonalistycznie ustrojonego ołtarza radiomaryjnego z pisowskim tronem jedynie słusznej partii i doktryny.

Nie są, ale nie są także sprzymierzeńcami PO czy innych partii. Gdy prymas mówi „mój Kościół”, to prawdopodobnie mówi właściwie: „mój Kościół papieży Franciszka i Jana Pawła II”. Co w tym złego? Bp Guzdek może dodałby do tego jeszcze księdza Tischnera. Obaj nie mówią po linii jakiejkolwiek partii, tylko po linii ewangelicznej.

To obsesje prawicy czynią z nich uczestników sporu politycznego po stronie przeciwników PiS i prawicy. W rzeczywistości są oni uczestnikami debaty o stanie Polski i Kościoła. To ich dobre prawo, a nawet, ze względu na wysokie funkcje publiczne, ich obowiązek. Upartyjnianie Kościoła i katolicyzmu przez duchownych jest złem szkodzącym im samym, zajmowanie przez nich roztropnego stanowiska w debacie publicznej może być budujące.