Beata Mazurek nie popiera, ale rozumie

Kobiety w polityce to oczywista oczywistość. Ale czy wszystkie? Niektóre przeganiają politycznych mężczyzn w tym, co najgorsze. Niektóre mogą przegonić pod względem arogancji i ślepej lojalności partyjnej nawet posła Piętę.

Poseł Beata Mazurek oświadcza przed kamerą bez zmrużenia oka, że choć atak prawicowych chuliganów w Radomiu nie powinien mieć miejsca, to ich rozumie. Dzięki TVN cała Polska mogła zobaczyć neofaszystę kopiącego bezbronnego działacza KOD. Nie szkodzi, Mazurek rozumie: KOD zasługuje na wykopanie z ulic Polski, by mogły po nich maszerować jedynie kolumny PiS, Chrystusa Króla i ONR. Czy nie popiera, ale rozumie także Polaków plujących na muzułmańskie uczennice z Berlina na wycieczce edukacyjnej w Polsce?

Wyrozumiałość pisowskiej funkcjonariuszki partyjnej wysokiego szczebla jest dowodem na przyzwolenie polityczne na przemoc wymierzoną w przeciwników obecnych rządzących. To jest w demokracji karygodne. Establishment pisowski usiłuje zmienić temat: akcja rodzi reakcję.

Tylko czyja? Przecież nie dzisiejszej opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej. Ona nie tworzy kopiących bojówek. Bojówki tworzy nacjonalistyczna prawica. A Kościół i obecna władza nie mają z tym jak widać problemu, bo się od nich wyraźnie nie odcinają. To się źle skończy.

Może jakiś psycholog polityki zna odpowiedź na pytanie, czemu prawicowe polityczki polskie bywają bardziej agresywne od mężczyzn? Nazwiska tych najbardziej krzykliwych wszyscy znamy. W nowym parlamencie francuskim zaroiło się od kobiet: bravo! Ale jakoś mało podobnych do kobiecej wierchuszki pisowskiej. Także politycznie. Większość z nich z pewnością nie pozwoliłaby sobie na wypowiedź w stylu poseł Mazurek. Chyba nawet deputowana Le Pen.