Zemsta za Saleha?

Zamachy na lotnisku w Brukseli i na stacji brukselskiego metra sprawiają wrażenie zaimprowizowanych w odwecie za schwytanie Saleha Abdeslama. Abdeslam był odpowiedzialny za zorganizowanie listopadowych zamachów w Paryżu, w których zginęło prawie 140 niewinnych ludzi, a prawie 400 odniosło rany lub obrażenia.

Kiedy piszę te słowa, liczba ofiar zamachów w Brukseli nie jest znana. Na razie jednak wydaje się, że będzie ona zacznie niższa niż tragiczne żniwo terrorystycznej masakry paryskiej. Słabe to pocieszenie dla rodzin i bliskich.

Niewiele też dla nich znaczą kondolencje polityków. Wśród nich od Putina. Prezydent Rosji nie omieszkał przy okazji wytknąć Zachodowi podwójnych standardów w walce z terroryzmem. Kogo konkretnie miał na myśli, nie napisał.

Nieważne. Ważne, że mamy kolejny dowód na to, iż terroryzm motywowany nienawiścią do Zachodu przeniknął do serca naszego świata. Nie chcę oceniać skuteczności francuskich czy belgijskich służb specjalnych, bo to nie mój temat.

Schwytanie Saleha Abdeslama jest sukcesem w tym sensie, że jednego fanatyka mniej. Ale szczegóły dotyczące okoliczności jego ujęcia już nie są zbyt optymistyczne. Nieomal się wymknął, zdradziły go zamówienia pizzy. Odwet za jego ujęcie – jeśli to jest odwet – świadczy natomiast, że służbom nie udało się wyłapać siatki do końca.

Frapuje mnie pytanie, dlaczego do ataków dochodzi we Francji i Belgii, rzadziej w Anglii, ale nie w Niemczech, gdzie salafici też rekrutują członków. Być może Merkel miała jednak rację, przyjmując rzesze uchodźców z Syrii? A może niemieckie służby mają lepszych informatorów w samej społeczności muzułmańskiej. W Anglii niejeden zamach został udaremniony dzięki takim informacjom. A dzielnica Molenbeek, jak wiadomo, stała się rodzajem getta, niemożliwego do penetracji z zewnątrz.

Ogromnie współczuję rodzinom ofiar. Nie tylko tym z Brukseli. Także w każdym innym miejscu, od Paryża przez Ankarę po Bagdad. Zabijanie przypadkowych ludzi jest dla mnie nie tylko zbrodnią, lecz i aktem tchórzostwa. Nie mogę nie myśleć, że ja sam, że każdy z nas, mógłby stracić w takim ataku swoich bliskich. Ale uleganie strachowi nie jest żadnym rozwiązaniem.

Być może w ogóle nie ma dziś rozwiązania. Europa się chwieje, Zachód rozpada, w siłę rosną egoistyczne nacjonalizmy niechętne do jakiejkolwiek współpracy z innym narodami. Ani chybi, czeka nas siedem lat bardzo chudych.