Cameron szuka poparcia w Warszawie
Premier Wielkiej Brytanii został zgrillowany w parlamencie po zawarciu wstępnego porozumienia w sprawie tzw. breksitu.
Lewica uważała, że Cameron za mało się przykłada do swego zadania. Czyli do przekonania Brytyjczyków, że warto zostać w Unii. Antyunijna część prawicy miała Cameronowi za złe zbytnią ugodowość względem Tuska i Brukseli.
Teraz Cameron objeżdża te stolice, w których może szukać ewentualnych sprzymierzeńców w sprawie rozwodnienia „dealu” z UE, który tak naprawdę jest chyba głównie „faktem medialnym”. Wszystko okaże się za dwa tygodnie podczas szczytu Rady Europejskiej.
Po Europie krąży też premier Szydło. Ale chyba raczej nie jako misjonarz sprawy Camerona. Francja jest na Brytanię zła i żadnych dalszych rokowań na temat dalszego członkostwa UK w UE sobie nie życzy. W Paryżu pani premier zapewne usiłowała wyjść z twarzą z helikopterowego kryzysu polsko-francuskiego sprowokowanego przez min. Macierewicza.
Najważniejsze, że Szydło odwiedzi też wkrótce Berlin. Mam nadzieję, że wymowa wizyty będzie czytelniejsza niż wcześniejszej i spotkań naszych ministrów spraw zagranicznych. Polska nie ma czego szukać u boku Brytyjczyków. Nie łączy nas dziś wiele poza, bagatela, liczną polską mniejszością na Wyspach. O jej interesy zabiega każdy polski rząd, a każdy rząd brytyjski w ostatnich latach zabiega o jej głosy. Niech pani premier zajmie się wypłacalnością darowizny 500+ Polakom w Wielkiej Brytanii. Niech nie składa poważnych eurosceptycznych obietnic Cameronowi.
W interesie Polski – i zakładam, że obecny rząd to dostrzega – nie leży wyjście Brytanii z UE. W naszym interesie leżą jak najlepsze stosunki z całą UE, a przede wszystkim z Niemcami.
Komentarze
Miejmy nadzieję, że go nie znajdzie. Wojska NATO są nam bowiem w Polsce potrzebne jak pypeć we wiadomym miejscu ciała, a ważne są tu nie tyle zasiłki na dzieci, a raczej tzw. tax credits (zniżki podatkowe dla mało zarabiających), czyli to, że setki tysięcy (jak nie miliony) Polaków pracują dziś w UK albo za bardzo niskie płace albo też na kontraktach na tzw. zero godzin (zero hours contracts), czyli że mimo iż mają oni formalnie umowę o pracę, to często nie dostają oni pensji albo też dostają oni pensję mocno zaniżoną, a więc nie przeżyją oni bez tychże tax credits i nie utrzymają oni swych dzieci w Polsce bez zasiłków na owe dzieci. Tu chodzi więc o to, że Polacy są w UK ofiarami liberalizmu tam od lat panującego, który ustanowił tak niskie wynagrodzenia za prace, że z uczciwej pracy nie da się tam wyżyć. Jeśli Cameron zniósł by te ‚zero hours contracts’ i podniósł minimalną płacę, to wtedy Polacy pracujący w UK nie potrzebowali by pomocy państwa i nie było by sprawy.
Cameron został zgrillowany w brytyjskim parlamencie a Tusk w Brukseli. Cena kompromisu?
Nad zabiegami kolejnych polskich rządów o interesy polskich obywateli w Wielkiej Brytanii proponowałbym spuścić wstydliwą zasłonę milczenia. Brytyjskie rządy natomiast nie mają powodu zabiegać o głosy Polaków, bo… Polacy nie mogą brać udziału w tutejszych wyborach parlamentarnych. Chyba, że moją brytyjski paszport, co ciągle należy do rzadkości (choć coraz więcej osób się stara). Możemy brać udział w samorządowych, ale niewielu rodaków ma na to ochotę, więc nie stanowimy siły o którą warto zabiegać. Smutne… ale prawdziwe.
Prezes PiSu cierpi na niedobór samooceny i zostanie pożytecznym idiotą każdego, kto go pochwali. Wszystko jedno, czy to będzie Cameron, Orban, Le Pen czy ktoś inny. Wiara w spiski ułatwia zostanie ofiarą manipulacji.
Szydło krąży po Europie. Na razie jej kontakt z UE ograniczał się do usuwania flagi unijnej, a potem wywieszania jej na nowo, gdy przyjechali oficjalni goście z UE. Teraz zabawy się już skończyły i trzeba poważnie rozmawiać.
„Premier Wielkiej Brytanii został zgrillowany w parlamencie…”
Takiego określenia używa nie jakiś ćwierćinteligent, lecz red. Szostkiewicz – znany publicysta, absolwent polonistyki, były nauczyciel. Poziom polszczyzny (zarówno w debacie publicznej jak i na ulicy) od lat napawa mnie niesmakiem, ale to nagminne ostatnio masakrowanie oponentów, wdeptywanie w ziemię czy grillowanie właśnie, budzi wręcz obrzydzenie. A może taki język jest dziś poprawny?
.
—Jarek 303—
.
Dziś i jutro PL miejsce to EU i Niemcy,
cytryniarzom British Empire ciągle sni się
po nocach, stoją okrakiem między US a EU
i marzy im się special status, niech se marzą
solo, jak by co wystrzelą tomahawki z ulotkami
Potencjalne wypisywanie się PL z EU to
tragedia i głupota, Polska nie jest dla UK
żadnym partnerem, czyżby Jarek chciał się
zapisać do British Commonwealth’u po
wypięciu się Niemcom ?
Jarek – the Spitfire, biedna ta Polska
z takim pilotem za sterami
~
Do szczęścia brakuje tylko, żeby z woli naczelnika zafundować nam Polexit.
Ciekaw jestem, czy wraz z „Brexit”-em, David Cameron zabierze ze sobą z brukselskich salonów również swój język, czy też ten język zostanie przemianowany na język amerykański lub język północnoirlandzki.
Czy jakikolwiek przytomny polityk polski może zaufać Brytyjczykom?
Nie moge sobie nijak wyobrazic tej kobieciny, bylej i nieudolnej pani burmistrz jakiejs miesciny na polskiej prowincji dyskutujacej jak rowny z rownym z Cameronem. Zalosny to byc musial incydent. Z jednej strony pani, bez plenipotencji i z wiedza i doswiadczeniem na skale powiatu. Z drugiej jeden z najwazniejszych ludzi z Europie, panstwiec i strateg na skale Europy. Magiel i salon. O czym oni mogli mowic? Na jakiej plaszczyznie mogli szukac porozumienia? I w jakiej sprawie? Obciach, wstyd i poruta.