Trzymam kciuki za Europę

Uchodźcy: być albo nie być Unii Europejskiej. To nie jest tylko kryzys humanitarny. To jest wyzwanie polityczne. Staje przed Unią niespodziewanie, ale tak zwykle jest w historii.

Najbliższe dni i tygodnie są testem nie tylko na empatię i solidarność. Empatia i gotowość do okazania solidarności wygasają z każdym dniem. Tak też zwykle bywa, gdy przesuwają się tektoniczne płyty historii. Z entuzjazmu pierwszych dni Solidarności nie zostało nic, gdy po 15 miesiącach wolności wprowadzono stan wojenny.

Wielu entuzjastów kiwało głową ze zrozumieniem, część przeszła na stronę ekipy gen. Jaruzelskiego. Argument propagandy, że Polska stoi na krawędzi wojny domowej, a może i interwencji wojsk Układu Warszawskiego, trafił sporej części Polaków do przekonania. Bali się.

Dziś boją się nie Sowietów, lecz muzułmanów. Propaganda prawicy zbiega się z coraz większą odruchową niechęcią do fali uchodźców kojarzonych z islamistycznym fanatyzmem i terroryzmem. Politycy to widzą. Prawica chce wygrać dzięki kampanii przeciw uchodźcom wybory, obóz rządzący robi wiele, by na tej sprawie nie przegrać z kretesem.

Tymczasem politycznie biorąc, racją stanu jest dziś dla nas wypracowanie wspólnego stanowiska z innymi państwami UE w sprawie kryzysu. Najgorsze, co może się stać, to przypięcie nam etykiety lawirantów i obstrukcjonistów, którzy nie chcą się włączyć w rozwiązywanie kryzysu. To się może liderom partyjnym i działaczom wydawać polityką realną, pragmatyczną, skuteczną, ale jest w istocie polityką nieodpowiedzialną, krótkowzroczną, moralnie odpychającą.

Na szczęście ostatnie wypowiedzi premier Kopacz i ministra Schetyny poprawiły nasz ostatnio fatalny wizerunek w Brukseli. Jasne, podobamy się innymi obstrukcjonistom, takim jak Węgry i Czechy, a także skrajnej antyeuropejskiej prawicy i lewicy, a nawet eurosceptykom pokroju PiS, choć już niekoniecznie ich frakcyjnym kolegom brytyjskim w Parlamencie Europejskim. Ale to jest wciąż margines polityki europejskiej.

Polska nie powinna dryfować w tę stronę. Nawet jeśli coraz więcej Polaków nie chce uchodźców, obowiązkiem prezydenta i rządu, Kościołów i organizacji społecznych jest współpraca w sprawie rozładowania kryzysu uchodźczego. Na prezydenta Dudę i na opozycję prawicową nie ma co liczyć, postawa lewicy Millera jest pokrętna, więc też nieprzydatna, pozostają siły umiarkowane i proeuropejskie.

Jeśli Unia dopuści do podziału w swoim łonie w związku z uchodźcami, może stracić nie tylko twarz, lecz także sterowność. Rozpad Unii w obecnym kształcie nie byłby powrotem do dawnych dobrych (dla Zachodu) czasów sprzed upadku muru berlińskiego.

Spodziewać się raczej należy ostrych turbulencji, w których takie państwa jak Polska, pozostawione samym sobie, mogą sobie nie poradzić nie tylko z uchodźcami. Upadek Unii Europejskiej nie pomoże ani w tej sprawie, ani w sprawie innych zagrożeń, na przykład ze strony Rosji Putina, jakie wtedy staną przed Polską. Trzymam kciuki za Europę.