Papież Franciszek przegrał w Czorsztynie

Pogrzeb Józefa Wesołowskiego w Czorsztynie wyglądał jak manifestacja poparcia. Biskup, księża, górale niosący trumnę na wysoki połysk, kilkuset wiernych w orszaku pogrzebowym. Na krzyżu niesionym na czele orszaku tabliczka: „ks. Józef Wesołowski”.

A zatem w Kościele krakowskim niezbyt wzięto sobie do serca wojnę wydaną przez papieża Franciszka pedofilom w sutannach. Gdyby było inaczej, oprawa pogrzebu byłaby przebłagalna, a jego przebieg mniej ostentacyjny. Nie zapraszano by do dwuznacznej kontemplacji ewangelicznego opisu ukrzyżowania Chrystusa.

Z relacji w mediach wynika, że podczas pogrzebu czytano fragmenty prywatnych listów Wesołowskiego do rodziny, w których były dostojnik zaprzecza, że dopuszczał się czynów pedofilskich. On tylko „spacerował nad morzem i kontaktował się z dziećmi ulicy”. A kiedy trafiły do więzienia, to je odwiedzał z sakramentami, tymczasem one go oskarżyły.

Można zrozumieć, że Wesołowski nie chce napisać prawdy o sobie własnej rodzinie i konfabuluje. Trudniej zrozumieć, dlaczego podczas pogrzebu te konfabulacje odczytano i słowem nie wspomniano o kolekcji pornografii dziecięcej zgromadzonej przez oskarżonego.

Przecież to oznacza, że odrzucono wersję wydarzeń przedstawioną przez watykańskich oskarżycieli Wesołowskiego. W Czorsztynie wiedzą lepiej niż w Dominikanie i w Rzymie? Nie słuchają i czytają mediów inne niż kościelne? Nie słuchają nikogo prócz proboszcza?

Na takim gruncie powstaje zła wspólnota odmowy prawdy w imię ratowania dobrego imienia jednego z jej członków. To nie jest droga wskazywana Kościołowi i wiernym przez papieża Franciszka.

Franciszek w tym sensie przegrał najpierw w Watykanie, gdzie ostatecznie nie dojdzie do precedensowego procesu biskupa oskarżonego o pedofilię, a teraz w Polsce, w Czorsztynie, gdzie pochowano go, jakby na złość i na przekór Franciszkowej próbie oczyszczenia Kościoła ze zła i grzechu pedofilii.