Przeciwko ukrainożercom

Jak długo pamięć o rzezi wołyńskiej będzie blokowała myślenie polityczne współczesnych Polaków?

Agresja rosyjska przeciwko Ukrainie po Majdanie wymaga poważnej refleksji z perspektywy polityki polskiej. Polityczna myśl nowoczesnego Polaka nie może ignorować nowych faktów.

Dzisiejsza Rosja jest zagrożeniem dla Europy, która użycie siły w stosunkach międzynarodowych uważa za wyjątek, a nie normę. Rosja w ostatnich latach użyła siły przeciwko Gruzji i Ukrainie, grozi jej użyciem przeciwko innym krajom, w tym Polsce. Nie cofa się przed szantażem nuklearnym i rozpętaniem wyścigu zbrojeń. To jest zimna wojna. A w Ukrainie wschodniej – wojna gorąca.

Nie zawsze tak było. Putin był przyjmowany przez Jana Pawła Ii, uczcił pamięć Polaków straconych w Katyniu przez stalinowskie NKWD. Tamta epoka minęła. Rosja wybrała drogę „zbierania ruskich ziem”, czyli podważenia ładu pozimnowojennego.

Ukraina jest w koncepcji Kremla najważniejszą z tych ruskich ziem, które ekipa Putina chce „zbierać”, nie cofając się przed ich zabieraniem obecnym właścicielom. Skoro Rosja odrzuca koegzystencję, Zachód powinien wypracować nową politykę odstraszania i powstrzymywania rosyjskiej ekspansji.

Ukraina nie wykorzystała ponad 20 lat swojej niepodległości, aby zbudować państwo możliwie nowoczesne i wydolne. Nie zdobyła się na wysiłek taki jak choćby Polska, a jest przecież krajem ludniejszym i ma wielki potencjał. Elity polityczne zignorowały oznaki frustracji społecznej tą stagnacją, marnowaniem szansy, jaką Ukraina ma po raz pierwszy w swej historii narodowej. Ukraińskie elity utrwalały model państwa oligarchicznego, zaprzeczenie modelu państwa praworządnego. Lista błędów, wypaczeń i zaniechań na tym polu jest długa i właściwie zniechęcająca.

Ale stało się coś niespodziewanego. Doszło do oddolnego ludowego protestu na skalę większą niż podczas tzw. Pomarańczowej rewolucji. Polacy włączyli się i w nią, i w Majdan. Zarówno nasi czołowi politycy, i to ponad polskimi podziałami partyjnymi, jak i ideowa młodzież, która zapamiętała maksymę, że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski.

Na ten czas Polacy odłożyli rozrachunki historyczne. Słusznie. (Mam nadzieję, że Smarzowskiego film o Wołyniu nie okaże się darem z piekła dla kremlowskiej propagandy). Do rozrachunków można wrócić, gdy sytuacja się ustabilizuje. Obecnie do tego bardzo daleko. Ludzi ginie mniej, armaty milczą, lecz konflikt trwa przyczajony na wielu polach, od gazu po granicę z Rosją, wciąż kontrolowaną przez Rosję. Nic nie jest pewne ani przesądzone.

Dziś dla Polski najważniejsze jest, aby powstała naprawdę nowa Ukraina, ta wchodząca do świata zachodniego, choć zachowująca swą tożsamość. To jest wciąż możliwe – mimo agresji rosyjskiej. Kultura i alfabet nie muszą być barierą integracji. W Unii Europejskiej są kraje kulturowe prawosławne i używające cyrylicy.

Powstanie nowej, demokratycznej i praworządnej Ukrainy na gruzach przeżartego korupcją i prywatą państwa oligarchów leży w interesie Europy. Na długą metę powstanie nowoczesnego państwa ukraińskiego byłoby korzystne dla samej Rosji, która mogłaby się przekonać na przykładzie takiej Ukrainy, że i w „starej Rosji” transformacja w takim kierunku jest możliwa i przynosi dobre skutki.

Nikt przytomny nie wzywa w Polsce do wojny z Rosją o Ukrainę. Tak czynią głównie prowokatorzy. Prowokacją jest wzywanie do oddania Wilna czy Lwowa w polskie ręce. Wtedy Niemcy zażądaliby Wrocławia i Szczecina, a Litwini i Ukraińcy rzuciliby się do walki narodowo-wyzwoleńczej z polską okupacją.

Nikt też nie żąda od Polaków, by kochali Ukraińców czy jakikolwiek inny naród.

Jednak wolno od Polaków oczekiwać racjonalnego myślenia politycznego. Zrozumienia, dlaczego wzbudzanie i podsycanie nieufności wobec Ukrainy próbującej wybić się na prawdziwą niepodległość, nie służy interesom polskim, lecz rosyjskim, tak jak dzisiaj definiuje je Putin i jego otoczenie.

PS Z Krakowa nadeszła dobra wiadomość: nie będzie wykładu ambasadora putinowskiej Rosji na UJ.