Histeria powyborcza

Powtarzane uporczywie insynuacje, że u nas fałszuje się wyniki wyborów i dlatego PiS przegrywa raz za razem, zrobiły niektórym kiełbie we łbie.

Nie ma żadnego udowodnionego powodu ani by wątpić w wiarygodność wyników ostatnich i każdych wcześniejszych wyborów w III RP, ani by pod tym pretekstem żądać powtórki wyborów samorządowych. To niebezpieczna politycznie histeria. Nie wolno jej ulegać. Ewentualnie głosy można przeliczyć jeszcze raz, pod kontrolą mężów zaufania, w ostateczności tradycyjnymi metodami sprzed epoki elektronicznej.

Skandaliczna niewydolność systemu informatycznego pracującego dla PKW to jedno, insynuacje polityków opozycyjnych – to drugie. Wpadka z systemem jest pożałowania godna między innymi dlatego, że posłużyła do tych spekulacji o fałszywych wynikach. Jak mogło do niej dojść, należy publicznie wyjaśnić. Obsesja na punkcie taniego państwa to jeden z istotnych powodów tej wpadki. Gdyby instytucje państwowe nie musiały szukać najtańszego wykonawcy usługi, nie tylko tej wpadki byłoby łatwiej uniknąć.

Polska nie powinna powtarzać wyborów, których wyniki i tak już są częściowo ogłoszone jako oficjalne. To byłby polityczny i technologiczny blamaż na skalę międzynarodową. Nie przypominam sobie, by w jakimkolwiek demokratycznym państwie europejskim doszło do powtórzenia w całości jakichś wyborów. Taka rzecz zdarzyła się na Ukrainie w następstwie „pomarańczowej rewolucji”, ale to przypadek wyjątkowy.

W Polsce demokratycznej informatyzacja wyborcza jest stosunkowo świeża. Emocje wyborcze prawie zawsze są gorące. To się z demokracją nie kłóci. W USA przeliczano ponownie karty do głosowania w wyborach prezydenckich, gdy wynik był prawie remisowy. Tylko w systemach autorytarnych awarie wyborcze nigdy się nie zdarzają, a frekwencja jest zawsze stuprocentowa.