Zamach stanu? Konieczna interwencja ABW

Premier Tusk mógł podać rząd do dymisji i wymusić przedterminowe wybory. Zagrał ostrożniej. Teraz wiele zależy od ABW.

Już w czasie poniedziałkowej konferencji Donalda Tuska nadeszły informacje o akcji przeszukiwań mieszkań osób mogących mieć związek z nielegalnym podsłuchiwaniem, nagrywaniem i rozpowszechnianiem rozmów między politykami PO, w tym rozmowy min. Sienkiewicza z prezesem Belką. Oby te przeszukania pomogły wyjaśnić sprawę i ująć sprawców.

Przecież to nielegalne, zorganizowane, jak powiedział premier, masowe podsłuchiwanie woła o pomstę do nieba, a właściwie do państwa polskiego. Jeśli nasze państwo nie istnieje, to w tym właśnie sensie, że szef resortu spraw wewnętrznych może być jak dotąd BEZKARNIE podsłuchiwany, nawet w restauracji.

Premier Tusk liczy, że kolejny raz ogarnie kryzysową sytuację. Możliwe, ale warunkiem jest schwytanie sprawców czegoś, co Tusk nazwał zamachem stanu. To jest sedno sprawy, a nie dymisja ministra czy premiera i całego rządu, która zresztą tylko by zamachowcom ułatwiła ich działalność. Opozycja nie ma racji, dymisja i wybory nie są rozwiązaniem kryzysu, jeśli – a jak dotąd ta teza nie została obalona – mamy do czynienia z próbą destabilizacji państwa przez zorganizowane działanie grupy osób.

Cui bono? Oczywiście opozycji, na czele z PiS, po przegranych wyborach, sukcesie, jakim była wizyta Obamy, święto 25-lecia wolności, wyraźna sondażowa przewaga PO nad Kaczyńskim.

Ale też Kremla, któremu zwłaszcza teraz, w kontekście wojny domowej we wschodniej Ukrainie, destabilizacja Polski, najbliższego w regionie sprzymierzeńcy Kijowa, popłaca politycznie.

Naturalnie w grę wchodzą jakieś szajki gangsterskie, które gromadzą nagrania do celów szantażowania nagranych VIP-ów.

Trudno nie dostrzec korzyści promocyjno-reklamowej, a w konsekwencji i komercyjnej, wskutek zwiększonej sprzedaży, odnoszonej z „afery taśmowej” przez tygodnik „Wprost”. Tajemnica dziennikarska tajemnicą, ale w sytuacji zagrożenia państwa spodziewałbym się, że tygodnik będzie współpracował, na ile to możliwe, w celu schwytania przestępców podsłuchowych.

Trudno nie spytać, czemu afera wybucha prawie w rok po nielegalnym nagraniu rozmowy Belki (jej inicjatora, co warto podkreślić) z Sienkiewiczem.

Rola mediów w tym zdarzeniu to osobny temat. W dojrzałych demokracjach poważne media koncentrują się na niezależnym od rządu ustalaniu faktów bardziej niż na zbieraniu opinii i podgrzewaniu emocji.

Na dziś te fakty, bez których ustalenia dalsza dyskusja jest niepoważna i szkodliwa z punktu widzenia interesów polskich, to właśnie ów zorganizowany zewnętrzny, nielegalny podsłuch polityków partii rządzącej.

Temat rozmowy jest ważny, ale teraz nie tak ważny jak „zamach stanu” (o ile to jest zamach stanu). Szkopuł tkwi jednak w tym, że nie wiemy, czy sprawcy podsłuchu nie są jakoś powiązani z naszymi służbami specjalnymi. A jeśli są (lub byli), to czy nie są w stanie torpedować pościgu za nimi?

Czarny scenariusz polityczny widzę taki: PSL pod wodzą Piechocińskiego przechodzi na stronę PiS z poparciem (w głosowaniu nad wotum nieufności) opozycji lewicowej. PiS dochodzi do władzy w środku kryzysu ukraińskiego i europejskiego wywołanego przez nacjonalpopulistów.

Jedynym punktem stabilnym staje się ośrodek prezydencki, niemający jednak realnej władzy wykonawczej. Ale to tylko najgorsza w mojej ocenie opcja. Są na szczęście inne, przynajmniej dzisiaj. Tylko że sam Tusk dał do zrozumienia, że taśmowe bomby jeszcze będą na rząd i PO miotane. Jakie?